sobota, 12 stycznia 2019

Recenzja Örmagna „Örmagna”



Örmagna
„Örmagna”
Signal Rex 2019


Muszę przyznać, że na początku zjawisko islandzkiego black metalu nie wywoływało u mnie jakiś większych podniet. Z czasem jednak przekonałem się, że jest to jedno z oryginalniejszych oblicz współczesnej czarnej sceny. Nie zaprzeczę, iż stało się tak głównie dzięki genialnemu debiutowi Zhrine, który to sprawił, że postanowiłem powtórnie sprawdzić słuchane wcześniej po łebkach płyty Svatridaudi czy  Misþyrming.  Każdy fan wymienionych powyżej zespołów powinien w tym momencie zwrócić wzrok ku horyzontowi, na którym rysuje się kolejny przedstawiciel kraju wulkanów – Örmagna ze swoim debiutanckim albumem. Otrzymujemy na nim nieco ponad 40 minut… islandzkiego black metalu w pełnej krasie. Po krótkim intro jesteśmy atakowani zakręconymi, zimnymi jak woda w Morzu Norweskim melodiami. Sporo tutaj dysonansów i urozmaiceń typowych dla sceny z wyspy, jednak nie myślcie, że jest to muzyka jednowymiarowa czy jednostajna. Każdy z siedmiu numerów zawartych na płycie przynosi nowe, coraz to ciekawsze rozwiązania. Sporo tutaj epickich melodii, pełnych gniewu, bijących w głowę niczym sople lodu. Poza typowymi, przypominającymi choćby wspomniany na początku Zhrine „Háskinn í Seljunum” czy „Með lögum skal land brjóta” możemy tu znaleźć także numer o zupełnie innym obliczu, z niemal black’and’rollowym patentem - „Örmagna”. Z kolei ostatni na płycie, trwający ponad 10 minut „Dansar saurs og saurlífis” zaskakuje niskimi, śpiewanymi wokalizami. Tak, na polu wokalnym nudą też nie wieje. Wspomnieć tu należy, iż za śpiewy i krzyki na tym albumie odpowiedzialny jest niejaki Ö, znany niektórym być może z Nadra. Dodać także należy, iż komponując swój debiut Islandczycy bankowo czerpali zarówno z klasyki jak i nowej fali black metalu. I nie trzeba naprawdę żadnego genialnego ucha aby wychwycić te dwie szkoły, doskonale się na tej płycie uzupełniające.   Brzmienie płyty także nie pozostawia nic do zarzucenia, w czym zapewne spora zasługa znanego z Misþyrming czy Skaphe Dagura Gonzalesa. Komu zatem klei takie chłodne, hipnotyzujące granie, ten zdecydowanie powinien zapoznać się z opisywaną tutaj świeżynką. Nie jest to na pewno żaden kamień milowy, jednak płyta na tyle dobra, iż jej zignorowanie byłoby dość poważnym błędem. Posłuchajcie zatem kolejnego rozdziału z opowieści głoszonych islandzkim black metalem. Premiera już za niecały miesiąc nakładem Signal Rex.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.