niedziela, 13 stycznia 2019

Recenzja VANIK „II Dark Season”


VANIK

„II Dark Season”
Shadow Kingdom Records 2018


Setnie ubawiłem się słuchając drugiego albumu Amerykańskiej grupy Vanik. „II Dark Season” to trochę ponad 31 minut zadziornego, korzennego, energetycznego, napędzanego Rock’n’Rollowymi patentami  Speed/Heavy/Thrash Metalu utrzymanego w klimatach horror, monsters, Helloween. Zapomnijcie jednak o cukierkowym brzmieniu i wokaliście jadącym pedalskim falsetem jakby mu jaja w tryby wkręciło. Tu wszystko jest zardzewiałe, brudne i szorstkie niczym papier toaletowy sprzedawany za komuny. Sekcja na przemian napierdala po ryju bądź wgniata w podłoże, surowe, proste, chropowate riffy piłują bezlitośnie a zachrypnięty, jadowity wokal konkretnie tyra mózgownicę. Zabrudzone, nieco niechlujne, zalatujące pleśnią brzmienie idealnie pasujące do tej muzyki sprawia, że te wałki posiadają charakterystyczną, pierwotną silę i spuszczają srogi wpierdol niezależnie od tego, czy są to szybkie strzały jak „Werewolf”, czy miażdżące, walące grobem „Beyond the Closet Door” Nad całością unosi się upiorna aura i duszny, zalatujący trupem klimat. Słychać inspiracje Venom czy Misfits, aczkolwiek niektóre cięte riffy kojarzą mi się z dźwiękami, jakie potrafił wyciągnąć ze swego wiosła Scott Ian z Anthrax. Nikt tu nie sili się na żadną oryginalność, formuła jest prosta, ale perfekcyjnie wręcz wykonana, co powoduje, że płyty wyśmienicie się słucha, zwłaszcza po kilku głębszych. Muzyka Vanik idealnie nadaje się do prezentacji na suto zakrapianej imprezie, tylko najpierw proponuję ubezpieczyć chałupę, powynosić co bardziej cenne rzeczy, a wówczas… „niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”.





                                                                                           Hatzamoth      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.