Hell's Coronation
„Silver Knife Mysticism”
Godz Ov War / Black Death Prod. / Under the Sign of Garazel 2021/22
Hell's Coronation
„Silver Knife Mysticism”
Godz Ov War / Black Death Prod. / Under the Sign of Garazel 2021/22
MALIGNANT ALTAR
“Realms Of Exquisite Morbidity”
Dark Descent Records (2021)
Tracklisting for Aegrus' The Carnal Temples
Krolok
„Funeral Winds & Crimson
Sky”
Osmose Prod. 2021
Yoth Iria, the brainchild of Greek black metal veterans Jim Mutilator and The Magus, will re-release its debut EP “Under His Sway” on 10th December via Pagan Records. The reissue will come in 12” vinyl, CD and digital formats and will consist of a bonus track not included on the previous version of the EP. The physical formats will be limited to 500 copies respectively.
Gold Spire
„Gold Spire”
Chaos Rec. 2021
MARTWA
AURA / MEDICO PESTE / MGŁA
Bydgoszcz,
Fabryka Lloyda – 24.11.2021
No
ładnie rozkręca się nam Fabryka Lloyda, bardzo ładnie. W ostatnim dniu
października gościliśmy tam Valkyria i Marduk, a już po
niespełna miesiącu ucieszyli nas swą wizytą Martwa Aura, Medico Peste i Mgła.
Mimo że 24.11, to niespecjalnie wygodna na koncert data, bowiem była to środa,
to jednak publika dopisała, gdyż prócz starych wyjadaczy pojawiło się na tym
koncercie sporo młodej krwi (wiadomo, do przybycia zachęcił ich atmosferyczny
opad zwany Mgłą, która to wśród młodzieży od kilku już lat robi prawdziwą
furorę). Dla mnie jednak głównym magnesem, który przyciągnął mnie na ten
koncert, był zapowiadany występ Medico Peste, i wg mnie recital tej właśnie
hordy był kulminacyjnym punktem tego programu, ale po kolei. Imprezę rozpoczęli
poznaniacy z Martwej Aury i było to bardzo dobre otwarcie. Ich klasycznie
podany, mizantropijny Black Metal zrobił robotę i doskonale wprowadził
zgromadzoną tego wieczoru publiczność w odpowiedni klimat. Podobał mi się ten występ zwłaszcza, że panowie
postawili na zróżnicowany set i prócz wałków z ich pełnych materiałów pojawiły
się także kompozycje z materiału demo „Dzień bez Jutra”, czy splitu z Odour of
Death, a poza tym brzmiało to wszystko wręcz wyśmienicie i miało odpowiednie
pierdnięcie, więc żarło konkretnie. Po kilku chwilach na oddech, no może nawet
kilkunastu scenę we władanie objęli muzycy Medico Peste i pokazali, jak gra się
nawiedzony, transowy popaprany Black Metal najwyższej próby. To, co
zaprezentowała grupa z Małopolski, po prostu zwaliło mnie z nóg i sponiewierało
okrutnie. Pozamiatali panowie, oj pozamiatali. Hipnotyzujące riffy, potężna
sekcja rytmiczna z wywracającym flaki basem, oraz sugestywny przekaz sprawiły,
że w powietrzu zaczął unosić się słodki odór gnijącego ciała i przecudnej urody
aromat ropiejących ran. Chłopaki przejechali się w swym secie prawie po
wszystkich swych wydawnictwach, ale mimo to ich występ był niesamowicie spójny
i miał swą chorą myśl przewodnią, a że brzmienie było ponownie takie, że
owrzodzone paluszki lizać, więc przeorał mi on łepetynę niesamowicie (a po reakcji
zgromadzonych wokół widziałem, że nie tylko mnie). Jak już wspominałem wyżej,
dla mnie był to występ wieczoru, którego Mgła nie była w stanie przebić, choćby
skały srały, a z nieba leciały gówna tak wielkie, jak moja skromna osoba. Krakowianie
stali się już bowiem koncertowym kombinatem i choć ich występy live są
precyzyjne i dokładne, że mucha nie siada, to jednak coraz mniej w tym pasji i
tego niesamowitego feelingu, czy mroźnych wibracji, jakie charakteryzowały ich
spektakle jeszcze 5 lat temu. Nie znaczy to, że nie lubię ich produkcji, czy
występów scenicznych, gdyż to wyśmienity zespół, jednak magia ich pierwszych
produkcji, czy występów na żywo uleciała już jakiś czas temu. Mgła dała jednak
licznie zgromadzonej dla nich publiczności to, czego owa oczekiwała.
Perfekcyjny, wyrafinowany show, oparty w większości o dwa ostatnie albumy,
który podlana już tłuszcza chłonęła jak zaczarowana, łykając każdy dźwięk, czy
gest zespołu (choć było ich jak na lekarstwo), niczym pelikany. Ja oceniam ich
występ jako bardzo dobry, ale szału nie było. Ot, przyjechała wyśmienicie
przygotowana i naoliwiona, koncertowa maszyna, odjebała swoją szychtę (bisu,
którego domagała się ich wierna publika, nie było, bo panowie już zakończyli
robotę), i pojechała dalej. Mam wątpliwości, czy postawa polegająca na olewaniu
publiki, jest dobra, wszak popularność nie trwa wiecznie, ale ostatecznie to
nie mój problem. Gwiazdy mają wszak swoje prawa, a o obowiązkach bardzo szybko
zapominają. Konkludując zatem: zacna impreza z bardzo dobrym występem Mgły i
Martwej Aury, oraz miażdżącym, w chuj wyjebanym, niesamowitym, chorobliwym show
Medico Peste. Kontent jestem niezmiernie i czekam na kolejny koncert w Fabryce
Lloyda
Hatzamoth
DESPISED
CRUELTY / BAALZAGOTH / JARUN / SZNUR
czyli
THE LAST WORDS OF DEATH # 9 oczami Hatzamoth’a
Wiatrakowa
Klub, Bydgoszcz 20.11.2021
Gdy
tylko ujrzałem zajawkę kolejnej, dziewiątej już
edycji The LastWords of Death rzekłem sobie, że w końcu muszę pojawić
się na tej zacnej imprezie. Dodatkową motywacją do ruszenia dupy i odnowienia
niektórych znajomości face to face był fakt, że przy tej okazji będę mógł
zobaczyć na żywo wałbrzyskie Sznury, co pomijając wszystkie, inne aspekty było
propozycją nie do odrzucenia. Gdy nadeszła zatem odpowiednia chwila
zameldowałem się w wyznaczonym miejscu i przywitawszy się z mym redakcyjnym
kolegą Jesusatan’em (który tego wieczoru był jakiś taki lekuchno niemrawy) i
innymi, czarnymi braćmi, którzy mam nadzieje wybaczą mi, że nie wymienię ich z
imienia i nazwiska, gdyż zajęłoby to zbyt dużo miejsca, a poza tym wykładnia
obowiązującego prawa (RODO) zabrania takich praktyk. Przejdźmy zatem do sedna
sprawy, czyli samego koncertu. Rozpoczął Łódzki DespisedCruelty i mimo pewnych
kłopotów na początku (gitarzysta popsuł bowiem swoje wiosło i musiał niczym
gazela zapierdalać na zaplecze po nowe) zaprezentował się przyzwoicie i udanie
otworzył dziewiątą edycję The LastWords of Death. Ich wizja Black Metalu nie była co prawda
niczym odkrywczym i prawdę powiedziawszy, nie zrobiła na mnie specjalnego
wrażenia, ale było to rzetelne, czarcie napierdalanie, które do tego brzmiało
niezgorzej, więc początek był obiecujący. Następnie na scenie zainstalował się
Kostrzyński Baalzagoth i konkretnie dojebał do pieca. Ich Death/Black Metal
zwłaszcza w równych, marszowych tempach i miażdżących zwolnieniach pachniał
zajebiście mocno Archgoati kopał kurewsko (co niewątpliwie jest plusem ich
twórczości), jednak w szybkich napierdalankach było sporo chaosu i
niedociągnięć. Mimo to podobał mi się ten wypierd z odbytu Szatana, a osobne
słowa uznania kieruje w stronę perkusisty grupy, który ma dopiero 13 (tak, tak,
dobrze widzicie, 13) lat, a napierdala tak, że klękajcie narody. Przyszłość
przed tobą młodzieńcze, trzymam kciuki! Kilka drinków później swój występ
zaczynał Jarun, a jako że ich nieoczywista, czerpiąca pełnymi garściami zarówno
z Pagan Black Metalu, jak i z szeroko pojętej muzyki progresywnej twórczość od
zawsze przyjemnie łechtała moje muzyczne podniebienie, toteż czym prędzej
pospieszyłem do sali koncertowej rozkoszować się tymi dźwiękami. Niestety
akustyk nie dźwignął tego bądź nie zrozumiał bogatej natury tej muzyki, gdyż
wszystko zlewało się w jedną, słabo czytelną ścianę dźwięku i choć muzycy Jarun
starali się, jak mogli, to bez odpowiedniego brzmienia ni chuja to nie trybiło,
a szkoda. Zespołowi dziękuję zatem za ich występ i zaangażowanie, a akustykowi
polecam poszerzenie muzycznych horyzontów, pozbycie się schematów i bardziej
otwartą głowę, gdyż chyba tego właśnie zabrakło przy okazji nagłaśniania
koncertu Jarun. No i nadszedł wreszcie czas na wałbrzyskie Sznurki, czyli crème
de la crème całej imprezy. Panowie wyszli, zajebali i pozamiatali, w skrócie
rzecz ujmując. Naprawdę zajebisty był to występ, nie będę jednak zdradzał
wszystkich niuansów, niech bowiem każdy wybierze się na ich koncert, i sam
zobaczy, co się tam wyprawia, a wyprawia się grubo. Nadmienię tylko, że ci
panowie w kapturach, to nieźle popierdolone jednostki, mające jednak na siebie
pomysł, a do tego grające Black Metal w formie, której próżno szukać na opanowanej
w mniejszym, bądź większym stopniu przez komercję, światowej scenie tego
gatunku. To, co zaprezentował na żywo Sznur, rozstawiło zebrana gawiedź po
katach i przeorało jej mózgownicę (podobnie zresztą, jak moją), aż miło.
Dziękuję zatem chłopakom za ich miażdżący występ, jak i za odbyte w atmosferze
wzajemnego szacunku i zaufania pogawędki przy okazji wywiadu, oraz luźnej, zakrapianej alkoholem konwersacji przy
stoisku z merchem. Do zobaczenia więc na kolejnym koncercie Sznura, na który
mam nadzieję, trafię jak najszybciej. I tak oto kolejna edycja The LastWords of
Death dobiegła końca. Już teraz ostrzę sobie zębiska na kolejną, jubileuszową,
X edycję tej imprezy, na której zapowiadane są m.in. występy Profeci i Varmia.
Oj kurwa, będzie się działo. Warto zajrzeć. Tak wiec, do nastepnego.
Hatzamoth
Ps.
Za zdjęcia nikomu nie dziękuję. Przepraszam jednak za ich niedoskonałość.
Wykonane zostały bowiem moją wiekową już cegłą, a biorąc to pod uwagę, uważam,
że i tak wyszły nie najgorzej. No i z grubsza to tyle, a resztę niech wciągną
motyle.
Extreme Cold Winter
„World
Exit”
Hammerheart
Rec. 2021
SIELUNVIHOLLINEN
„Teloituskäsky”
Hammer of Hate Records 2021
Snaum
"Selfmadeself"
Independent 2021
SPELLFORGER
„Upholders
of Evil” (Ep)
Personal
Records 2021