ZAKŁADKI

piątek, 19 października 2018

Recenzja GUTWRENCH „The Art of Mutilation”



GUTWRENCH 
„The Art of Mutilation”



Niezmordowana Vic Records ponownie uszczęśliwiła fanów Śmierć Metalowego łomotu wznawiając tym razem nagrania Holenderskiego Gutwrench. Zespół ten razem z Asphyx, Pestilence, Thanatos, Gorefest, Sinister na początku lat 90-tych tworzył podwaliny sceny Death Metalowej w Holandii, a niektórzy twierdzą nawet, że był to pierwszy zespół grający ten muzyczny gatunek w kraju wiatraków i tulipanów. Grupa istniała kilka lat, pozostawiając po sobie dwie taśmy demo („Wither Without You” z 1993 r. i „Beneath Skin” z 1994 r.). Oba te materiały znalazły się na recenzowanym tu wydawnictwie, które dodatkowo wzbogacono o kilka niepublikowanych wałków. Muzycznie mamy do czynienia z bardzo dobrej klasy Death Metalem opartym na brutalnych, zdzierających skórę z twarzy riffach, ciężkiej, miażdżącej sekcji i niskim, głębokim growlingu. Choć zespół pochodził z Holandii, to bliżej temu graniu było do tego, co tworzyły kapele zza wielkiej kałuży. Słychać wyraźne nawiązania do Autopsy i Incantation, które jednak zostały, w idealny wręcz sposób wkomponowane w typowo europejską szkołę gatunku. Grupa nie bała się zresztą odważnych jak na tamte czasy rozwiązań, stąd usłyszeć możemy w ich utworach sporo ciekawie zastosowanych, niebanalnych melodyjnych harmonii urozmaicających doskonale ten Death Metalowy monolit bez uszczerbku na jego brutalności i sile, czy też klasycznie doom metalowe, ociężałe, przeciągane wiosła. Biorąc pod uwagę lata, w jakich nagrano te demówki i zapewne nie najwyższy budżet, jakim dysponowali muzycy, to trzeba przyznać, że to wszystko naprawdę dobrze brzmi. Jest gęsto, brutalnie, odrobinkę chropowato, ale zaskakująco selektywnie. Śmiało można powiedzieć, że materiały te przetrwały próbę czasu. Strach pomyśleć, jak mógłby rozwinąć się ten zespół, gdyby nie rozpadł się w latach 90-tych, ale niestety, chuj bombki strzelił, choinki nie będzie, jak to mawiają najstarsi Indianie. Dobrze, że dzięki Vic Records będziemy mogli, chociaż cieszyć się tymi nagraniami, jakie pozostały po tym bardzo dobrym, aczkolwiek niedocenionym zespole. Dla mnie zakup obowiązkowy.


                                      
                                                                                                                                           Hatzamoth         
Vic Records 2018



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.