ZAKŁADKI

wtorek, 27 listopada 2018

Recenzja Father Befouled ”Obscurus Nex Cultus”



Father Befouled

”Obscurus Nex Cultus” 
Krucyator Prod. 2018



Father Befouled po raz pierwszy poznałem za sprawą młodszego dziecka odpowiedzialnych zań muzyków, choć przy dźwiękach jakie tworzą powinienem raczej powiedzieć pacjentów szpitala dla obłąkanych – Encoffination. „Obscurus Nex Cultus” to debiut Amerykanów, wydany pierwotnie 10 lat temu a obecnie wznowiony przez Krucyator Productions. W zasadzie zawartość tego krążka można podsumować w jednym zdaniu, a konkretnie pytaniu – jak bardzo można zagrać pod Incantation, aby słuchacz zaczął mieć wątpliwości czy słucha oryginału czy podróbki? Załoga z Atlanty widać bardzo mocno inspiruje się ekipą Johna. Do tego stopnia, że faktycznie czasami można mieć wątpliwości, czy aby nie włamali się do domu McEntee i nie podpierdolili mu zeszytu do nut. Masywne brzmienie płyty sprawia, że w głowie się pierdoli a z naszych głośników zamiast dźwięków wysypuje się wilgotna gleba cuchnąca rozkładającymi się z niej zwłokami. Powolne riffy z charakterystycznymi sprzężeniami hipnotyzują tak mocno, iż możliwe są zachowania irracjonalne. Niekiedy pojawiają się zaskakujące momenty mające na celu lekkie rozluźnienie niesamowicie gęstej atmosfery, jak choćby akustyczne zakończenie instrumentalnego „Excrement Pastorous”, czy rozpoczynający się cytatem z „The Old Rugged Cross” George’a Bennard’a i przechodzącym zaraz w niezłą nawałnicę „Consecrate the Iconoclast”. Przy tych chorych dźwiękach stajemy się marionetką tańczącą na sznureczkach tak, jak nam Father Befouled zagra. Gdy każe przyspieszyć, bo takowe momenty także się zdarzają, potrząsamy główką i rączkami aż sznurki się plączą. Kiedy z kolei zostaniemy pierdolnięci powolnym, płynącym jak smoła z rozgrzanego dachu riffem, klękamy lub opadamy bezwładnie na podłogę. Ten album potrafi totalnie zniewolić i wymazać ze świadomości jakiekolwiek oznaki radości i szczęścia. Tutaj, w krainie Kultu Czarnej Śmierci panuje żałoba, rozpacz i beznadzieja. A jeśli komuś jeszcze będzie mało po pierwszych 25-ciu minutach, to pojedynek z trwającym ponad 10 minut „Beneath the Spires of Nocturnal Temples / Defiling Creation” na zakończenie albumu zapewne rozwieje wszelkie wątpliwości i wyssie resztki życia z jego marnego istnienia. Jeśli kochacie klimaty Incantation i śmierdzącą zgnilizną cmentarną glebę, to radzę wam czym prędzej zapierdalać do najbliższego musicboxu… Wróć! …zapierdalać na stronę Krucyator Productions błagając by wzięli wasze przyniesione w ząbkach pieniążki w zamian za ten krążek. Rzekłem. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.