ZAKŁADKI

poniedziałek, 26 listopada 2018

Recenzja In Twilight's Embrace “Lawa”



In Twilight's Embrace
“Lawa”
Left Hand Sounds 2018



In Twilight’s Embrace to zespół znany na polskim podwórku metalowym. Działają już bowiem jakieś 15 lat w ciągu których zdołali nagrać cztery duże albumy i kilka pomniejszych materiałów. Ja swoją przygodę z poznaniakami zakończyłem jednak w okolicach drugiej płyty, gdyż tworzony przez nich melodyjny death metal owszem, nie był najgorszy gatunkowo, jednak to nie było coś, nad czym zatrzymał bym się na dłużej. Kiedy jednak trafił do mnie piąty już (kurwa, jak ten czas leci!) krążek zespołu zatytułowany „Lawa” stwierdziłem, że te pół godziny mnie nie zbawi i sprawdzę, co się zmieniło. I doznałem absolutnego szoku. To już absolutnie nie jest ten sam band. Od samego początku płyty mamy do czynienia ze zdecydowanie czarniejszą odmianą metalowego grania. Mówiąc bez ogródek – wali Furią, tą nowszą, po tak zwanej przez niektórych „zdradzie gatunku”. Na szczęście nie jest to ślepe kopiowanie, jedynie zauważalna inspiracja. Szokuje mnie natomiast z jaką gracją chłopaki potrafili zaczerpnąć ze śląskiego źródła a następnie przekuć wszystko na swoją modłę tak, aby nie zostać posądzonym o plagiat. Mamy tu jednak mnóstwo elementów wspólnych. Są blackmetalowe melodie, które, jeśli tylko im pozwolimy dając płycie odrobinę czasu na która zasługuje, wejdą nam głęboko w głowę i już stamtąd nie wyjdą. Płyta jest bardzo wyważona, szybsze fragmenty przeplatają się z nastrojowymi zwolnieniami i nie pozwalają słuchaczowi się nudzić ani przez sekundę. Niepodważalnym atutem tego krążka są wokale. Cyprian raz pokrzyczy, innym razem zaśpiewa, czasem pojawi się jakiś chórek – a to wszystko jest tak idealnie na swoim miejscu jak w ułożonej właśnie kostce Rubika.  Należy też zwrócić uwagę na warstwę liryczną. Samo użycie wyłącznie języka ojczystego na całym albumie jest nie lada wyzwaniem i nie każdy kto się z nim zmierzy wraca z tarczą. Tutaj mamy do czynienia z poezją niebanalną, choć akurat z drugiej strony krytyk literacki ze mnie żaden. Brzmienie dzisiejszego In Twilight’s Embrace dalekie jest od szwedzkiego brudu znanego z ich wczesnych dokonań. Jest zdecydowanie bardziej oryginalne i dojrzałe, pełna profeska. Biorąc pod uwagę to, ile w tym roku pojawiło się nieprzeciętnie dobrych płyt na naszym krajowym rynku, wątpiłem w to, iż będę zmuszony do tej listy dopisać kolejna pozycję. A tym bardziej nie spodziewałem się aż tak dobrego krążka od „średniaków z Poznania”. Złośliwi zapewne stwierdzą, że taka zmiana kursu muzycznego wiąże się z wyczuciem koniunktury na polski (post)black metal. W dupie mam powody, dla których ten zespół tak drastycznie zmienił swój styl, tak samo jak w dupie mam opinię kumpla, który stwierdził, że jestem debilem słysząc w ostatnim kawałku riff przypominający Katatonię z czasu „Discouraged Ones”. Wiem co słyszę, wiem co mi się podoba. „Lawa” na pewno trafi na moją półkę przy najbliższej okazji. Szok, naprawdę szok!
- jesusatan





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.