ZAKŁADKI

piątek, 28 grudnia 2018

Recenzja Embrional "Evil Dead"



Embrional
„Evil Dead”
Self-released 2019


Embrional to taki zespół, którego nazwę znałem od dawna, jednak jakoś nigdy nie miałem specjalnie okazji przysiąść do ich płyt. Zawsze było do odsłuchu coś ważniejszego, pilniejszego, a Embrional jawił się niczym dziecko w kolejce do mięsnego za PRL-u, celowo niezauważane i wypychane przez łaknących mięsa niekulturalnych bydlaków. Kiedy jednak zobaczyłem zapowiedzi kolejnego już albumu Gliwiczan postanowiłem dać im wreszcie szansę na więcej niż szybki numerek na kuchennym blacie. Trafność tej decyzji można porównać do decydującego strzału Robina z Sherwood. Płyta rozpoczyna się dysonansowym riffem, który od początku sygnalizuje, że tutaj słabizny nie uświadczymy. Nie może być jednak inaczej skoro zespół tworzą doświadczeni muzycy, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Przez nieco ponad 38 minut jesteśmy atakowani bezlitosnym, ciężkim death metalem wywodzącym się ze starej szkoły. Widać, że chłopaki uczęszczali do klasy w której muzykę wykładali panowie Vigna i Azagthoth. Zapewne byli w niej wzorowymi uczniami. Co jednak najważniejsze, czerpiąc pełnymi garściami z klasyków wykształcili swój własny styl. Pewnie, że można rozbierać wszystko na czynniki pierwsze i wytykać, że w „Abomination” czy „Lord of the Skulls” jedzie Immolation na kilometr i z lekka zalatuje Morbidami. To wszystko chuj, gdyż nie jest to bezmyślne kopiowanie lecz wykorzystywanie nauki w praktyce.  Trzeci w dorobku grupy album bogaty jest w zmiany tempa, niebanalne solówki czy intrygujące rozwiązania. Do tych ostatnich należą choćby dysonansowe fragmenty przywodzące na myśl melancholię w islandzkim stylu (dla przykładu we wstępie do „Day of Damnation”). Strasznie dużo dzieje się na „Evil Dead” dzięki czemu materiał ten nie ma prawa się nudzić, tym bardziej, że nie znajdziecie tutaj żadnej zapchajdziury. Każdy utwór jest intrygujący i inny, lecz razem tworzą nieprzyzwoicie wręcz silną całość. Jeżeli Embrional będzie się nadal rozwijał w takim tempie, to aż strach pomyśleć, jakie monstrum mogą zrodzić w przyszłości. Na pewno już teraz można stwierdzić, że nowy rok rozpoczął się dla polskiego death metalu najlepiej jak tylko mógł. Ja jestem rozłożony na łopatki. Jako że zespół tym razem zdecydował się wydać płytę własnym sumptem, piszcie do nich już teraz i rezerwujcie sobie kopię „Evil Dead”. Premiera 10-go stycznia, czyli już za momencik. Całe szczęście, bo na takie zajebiste płyty nie lubię długo czekać.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.