ZAKŁADKI

wtorek, 22 stycznia 2019

Relacja z XX Years of Violence & Blasphemy




Witchmaster / Embrional / Brüdny Skürwiel


„U Bazyla” – Poznań – 18.01.2019



Pamiętam, jak nie tak dawno przecież kupowałem pierwszy album Witchmaster a tu wzjuuuuu… chłopaki ruszyli w trasę pod wielce wymownym tytułem „XX Years of Violence & Blasphemy”. Jestem wielkim fanem Blasphemy, więc zapewne zrozumiecie, dlaczego na koncert do Poznania po prostu nie mogłem się nie wybrać.

Wszystko działo się  tradycyjnie na wariackich papierach, gdyż do ostatniej minuty czekaliśmy na jednego z załogantów, który pędził do nas na miejsce spotkania prosto z tyry. Ostatecznie wyjechaliśmy kwadrans później, niż było to planowane, lecz zimny browarek na tyle umilał nam podróż, iż przestaliśmy się przejmować uciekającym czasem. Bozia jednak nie lubi szatanistów, więc aby nie było za wesoło, jakieś 30 kilometrów przed miejscem docelowym wyłączyła się w aucie cała elektryka. Niestety, nie byliśmy na tyle rozpędzeni, by doturlać się do Bazyla na wciśniętym sprzęgle, więc były nerwowe chwile postoju. Najwyraźniej jednak auto kumpla ma coś na kształt immobilizera głosowego, reagującego na hasło „No żesz kurwa twoja zapierdolona mać”, gdyż auto nagle cudownie odpaliło i dotarliśmy do Poznania dosłownie chwilę przed otwierającym zabawę występem.

Pierwsi bandyci, którzy wyszli na scenę wczoraj wieczorem to prawdziwe skurwiele z Gliwic. W dodatku chodzą w podziemiu pogłoski, że w ogóle się nie myją. Z tego też powodu, ceniąc sobie ogólnie przyjęte zasady dobrego smaku, obserwowałem występ z takiej odległości, gdzie nie atakował mnie aromat kilkunastomiesięcznego potu. Dolatywały do mnie za to bardzo rytmiczne dźwięki muzyki tworzonej przez wspomniany kwartet. Wkurwiony thrash/punk/black zagrany na niewiadomego pochodzenia dopalaczach. Trzeba przyznać, że zespół wypada zdecydowanie lepiej w szybszych numerach, przy których ciężko ustać w miejscu. Aleeee! Aleeee! Nie oznacza to, że przytulańce są do dupy, absolutnie. Po chłopakach widać, że mają wyjebane nie tylko na mydło, ale także na wszelkie mody panujące na scenie i wycinają prosto z serducha, co im w głowie zagra. Ze sceny biła naturalna radość grania. Poleciały między innymi „Queen of Hellfire”, „Fuck Christ” i mnogo innych. Bardzo mnie ucieszyło, po raz kolejny już, doskonałe nagłośnienie w Bazylowym kurwidołku. Można było popląsać wesoło bez nastawiania ucha, jaki to numer rzekomo jest aktualnie grany. Szkoda, że Niemyty Cham nie wydaje swoich piosenek na srebrnym dysku. Bankowo bym zakupił.

Zaraz po tym, jak klubowy cieć wypryskał na scenie dwa kiblodezodoranty celem odświeżenia powietrza, wgramolili się na nią deathmetalowcy z Embrional. Widziałem kiedyś ich występ, jeszcze w zupełnie innym składzie i wówczas mnie nie powalili. Jednak dziś to już zupełnie inny zespół. Dojrzały, pewny siebie, ze świadomością tego, jak wielką krzywdę pragną wyrządzić słuchaczowi. A poczynili totalne zniszczenie. Rozpoczęli pierwszym na nowym albumie „Evil Dead” <przerwa na reklamę> który już można było kupować na stoisku z merchem i nadal można bezpośrednio ze strony zespołu www.embrional.com <koniec przerwy reklamowej> „Ending up on the Gallow” i głównie na tej płycie oparty był ich set. Panowie nie oszczędzali się na scenie, było nakurwianie łbami, groźne miny pięćdziesiąt kilo dymu i mrygające światełka choinkowe. Trzeba przyznać, że trwający około 40 minut występ solidnie poobijał mordy zgromadzonym pod sceną maniakom. Co prawda nieco statycznym, ale na ten temat nie będę się zbytnie rozpływał. W końcu jesteśmy już wiele lat w Unii, to i niemieckie wzorce pomału zaczynają opanowywać rodzimą scenę. Wracając do samego koncertu – mikstura Immolation i Morbid Angel, na których to dwóch zespołach Embrional się niezaprzeczalnie wzoruje, to idealny sposób na podsceniczną zagładę. O ile z przyjemnością słucham w domu nowej płyty z radiomagnetofonu, to na żywo zabrzmiała ona jeszcze brutalniej. Gdy Gliwiczanie zakończyli anihilację, wspomniany wcześniej cieć miał znów sporo roboty, wynosząc poległych na polu boju spod sceny. To był solidny wpierdol!

Po tych potańcówkach przyszedł czas na gwiazdę wieczoru, czyli Witchmaster. Ktokolwiek był kiedyś na ich koncercie, ten doskonale wie, że wywodzący się z Zielonej Góry zespół nigdy nie zawodzi. Osobiście oglądałem pokazy ekstremy w ich wykonaniu już kilka razy, jednak muszę subiektywnie stwierdzić, że wczorajszy przebił wszystko. Na pewno zdecydowany wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, iż tym razem Witchmastery zagrały na dwie gitary. I to właśnie zrobiło mega robotę. Jakie ta muza ma pierdolnięcie na żywo, to ja po prostu nie mam słów. Pomijając fakt, że praktycznie każdy z wykonanych na bazylowej scenie numerów to killer, niesamowity klimat tego szoł mógł po prostu dosłownie i w przenośni zabić! Jestem przekonany, że nikt nie miał prawa być tego wieczoru niezadowolony. Sam Szatan przemawiał słowami „Satanic Metal Attack”, Witchmaster”, „Masochistic Devil Worship” albo nieco nowszego, tytułowego z ostatniej płyty „Antichristus ex Utero”. Kiedy już wszyscy leżeli rozjebani na glebie, duet Bastis/Reyash w asyście pozostałych morderców powrócił na scenę, by zgromadzonych serdecznie pożegnać przy słowach piosenki „Fuck off & die!”. Co się stało potem, nie pamiętam. Pozamiatali mną jak babcia Terenia obejście.

Trzeba przyznać, że był to kolejny wyjątkowo udany wieczór w poznańskim „Bazylu”. Zaczynam pałać do tego klubu głęboką miłością, gdyż od czasu letkiej przebudowy da się tam naprawdę zrobić dobre nagłośnienie i wyjebiste imprezy taneczne. Nie można przy okazji nie wspomnieć o bogatym merchu, gdzie można było nabyć bodajże wszystkie materiały Witchmaster, Embrional… I tylko ten Skurwiel Jebany oferował jedyną kasetkę, a ja niestety takowych nie zbieram, więc nic nie kupiłem. Poza tym w chuj koszulek, jakieś winyle… Co kto chciał. Bawiłem się świetnie, spotkałem, tradycyjnie, sporo znajomych mordeczek, wypiłem jakieś browarki i niezwykle szczęśliwy wróciłem do domu. Dawno nie widziałem koncertu, na którym wszystkie kapele, bez wyjątku, by mną tak sponiewierały. Tradycyjnie wielkie podziękowania dla Pana Mintaja (jakby kto nie znał, to ten najbrzydszy na bramce) za kolejną udaną potańcówkę. Pamiętaj – jesteś najlepszy! Będziesz prezydentem!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.