ZAKŁADKI

piątek, 8 marca 2019

Recenzja Suffering Hour „Dwell”



Suffering Hour
„Dwell”
Blood Harvest 2019


Pojawiło się w ostatnich latach kilka młodych kapel, które przywróciły moją wiarę w muzykę metalową. Zespołów czerpiących dość mocno ze starego stylu grania, jednak przeplatających owe archaizmy nowymi wynalazkami, tworzących niebywale bogaty konglomerat dźwięków. Jednym z tych band chuja pana, tuż obok islandzkiego Zhrine, jest amerykański Suffering Hour, na którego nową EP-kę, ukazującą się niebawem pod banderą Blood Harvest, czekałem niecierpliwie niczym typowy polski pacjent w kolejce do okulisty. I oto jest! Trio z Colorado nagrywając debiut dość mocno zmieniło styl, przekształcając się z Compassion Dies w Suffering Hour, co niektórym z moich znajomych zaśmierdziało koniunkturą i nowomodą. Czekam zatem, aby usłyszeli „Dwell” i zamknęli na zawsze swoje parszywe mordy. Ten jeden, trwający nieco ponad 18 minut kawałek udowadnia wszystkim, że oto mamy do czynienia z zespołem niebanalnym. Zawarte tu dźwięki to naturalne rozwinięcie stylu z „In Passing Ascension”. Mimo młodego wieku chłopaki opanowali warsztat instrumentalny w większym stopniu, niż większość kapel może sobie jedynie pomarzyć. Riffy atakujące z „Dwell” są tak zajebiście pokręcone, że nawet kilkugodzinna jazda na karuzeli nie wywoła takich zawrotów głowy jak prezentowane tu akordy. Przeplatane są one totalnie prostymi zagrywkami, chwilami kojarzącymi się z mistrzami starej szkoły death czy nawet thrash metalu. Bardzo częste zmiany tempa sprawiają wrażenie, jakby ów kawałek opowiadał jakąś swoją historię, legendę czy przypowieść. Płynie niczym strumyk zmieniający się na zakrętach w gwałtownie  rwący brzegi potok, by potem znów zwolnić i oczarować, omamić i pochłonąć. Porażającą siłę w muzyce Suffering Hour stanowi  klimat i niebanalny nastrój. Nie ma tu ani odrobiny przypadkowości, całość jest zaplanowana i zaprojektowana z zegarmistrzowską precyzją. To jest kurwa jakiś kosmos! Chaos miesza się z totalnym rozsądkiem tworząc mieszankę wybuchową. Głębokie wokale opowiadają swoją nihilistyczną historię w bardzo chropowaty sposób, aż się chce zajrzeć do wkładki by zagłębić się w jej sens. Brzmienie na tym nagraniu zostało idealnie wyważone między starym amerykańskim wzorcem a nowocześniejszą odmianą death/black metalu, czyli wszystko jest idealnie czytelne z zachowaniem zasad przyzwoitości. Przyznam, że Amerykanie grają muzykę dość podobną do tego, co tworzy wspomniany powyżej Zhrine, przede wszystkim przez płynące niczym wulkaniczne lawa tremola. Te dźwięki idealnie we mnie trafiają. W zasadzie czuję się opętany od pierwszych chwil spędzonych z „Dwell”. Jeżeli ci gówniarze będą się rozwijać w takim tempie, to wkrótce mogą stać się jednym z najważniejszych zespołów na dzisiejszej scenie. Słuchając takich płyt jak tutaj omawiana, cieszę się, że nadal nie dorosłem i potrafię się bawić muzyką metalową i mieć wszystko inne w dupie. Dla mnie jest to jedno z najlepszych muzycznych doświadczeń w tym roku. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.