ZAKŁADKI

niedziela, 7 kwietnia 2019

Recenzja Eugenic Death „Under the Knife”


Eugenic Death

„Under the Knife”
Heaven And Hell Records 2019



Popa zoba jaka fajna okładka! Taka wariacja na temat „Severed Survival”. Takie były moje pierwsze myśli, gdy zobaczyłem promo Eugenic Death na skrzynce poczty elektronicznej. Jednak już po szybkiej lekturze notki promocyjnej okazało się, że chłopaki ze Stanów parają się muzyką thrash metalową, co jeszcze bardziej mnie zaciekawiło, gdyż zza oceanu właśnie napływają, chyba od zawsze, najlepsze ciosy z tego gatunku. Zakasałem zatem rękawy i śliniąc się jak sabaka Pawłowa przystąpiłem do odsłuchu. Na „Under the Knife” faktycznie idziemy pod nóż. Kowboje atakują bowiem thrash metalowym grzańskiem, z niewielką domieszką death metalu, niczym pijany chirurg na nocnym dyżurze na pięć minut przez końcem zmiany. Czyli spiesząc się, tnąc mocno i głęboko. Nie zawsze jego ruchy są w takich sytuacjach w 100% skoordynowane i taka tez jest muzyka Eugenic Death. Sporo tu chwytających za serducho melodii, bardzo dużo ostrych jak skalpel riffów sprawiających, że ci, którzy mają włosy zakręcą nimi młynka, a tacy łysi pozerzy jak ja zrobią to samo, jednak będą wyglądać wówczas jak idioci. Kto by się jednak tym przejmował, skoro powodów do zabawy chłopaki dostarczają nam na tej płycie dość sporo? Oczywiście nie ma w tej muzyce zbyt wielkiej dawki oryginalności, ale nie wiem, czy są jeszcze jacyś melepeci liczący na tym poletku na jakąkolwiek innowacyjność. Oldskul to ma być oldskul i nie ma w tym temacie dywagacji. Posłuchajcie zatem siedmiu kawałków będących wynikiem przetopienia w amerykańskiej hucie takich metali cięższych jak Exodus, Testament, Megadeth czy nawet nieco lżejszego Iron Maiden.  Efekt końcowy zaprezentowany tu został w odpowiedniej temperaturze, nie pozwalając żadnemu z maniaków takiego łupańska na pozostanie obojętnym. Szkoda jedynie, że brzmienie tego materiału jest nad wyraz nowoczesne. Wszystko jest tu doskonale słyszalne i nie ma nawet jednego, najmniejszego potknięcie, które dodałoby odrobiny prymitywizmu do tych nagrań. To w zasadzie jedyna rzecz, której temu albumowi brakuje, ale możliwe, że postrzegam to w ten sposób przez pryzmat osobistego zboczenia. Na koniec dodać należy uwagę dotyczącą małej niespodzianki, jaką panowie muzycy postanowili sprawić słuchającym „Under the Knife” w postaci pseudoorientalnego utworu „Hara Shiva”. Pasuje on do tego albumu jak próg spowalniający na drodze wewnętrznej i kompletnie wybija słuchacza z rytmu. Nie pojmuję po co to i na chuj komu potrzebne. Czy do bigosu dodaje się mleczka kokosowego? Pomijając ten drobny szczegół, drugiej płyty Eugenic Death słucha się całkiem przyjemnie. Zapewne kilka razy do niej wrócę, jednak nie będę was oszukiwał, iż będę to czynił nader często. 
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.