Black
Mold
„Tales
of Degradation”
Hellprod
2019
Czarna Pleśń to zespół z Portugalii. Nikt nie wie,
kto tam gra, kto im wynajmuje kanciapę, kto im biega po browary. Poza ich
starymi, podobno! No cóż… Są liderzy i followersi. Czasem followersi wykazują
większa klasę, niż rzekomi liderzy. Uwielbiam bowiem bandy, które czerpią
pełnymi garściami z klasyków, czasów minionych. Black Mold to zespół, który próbuje taką starą, osadzoną w latach 80-tych czy 90-tych muzykę grać. To
słychać już z pierwszymi dźwiękami płynącymi z „Tales of Degradation”. Jednak,
jak to się mówi, za wysokie progi… Owszem, wzorce choćby pokroju Sodom są na
tym materiale wyraźnie słyszalne, jednak właśnie… Zbyt dobitnie słyszalne. Coś
na zasadzie – podchwyciłem riff, chłopaki, grajmy go w kilku konfiguracjach,
będzie zajebiście. A tam, chuja jest! Mimo iż drugie demo chłopaków z ciepłego
kraju trwa zaledwie 13 minut, zdążyłem się znudzić. Niby muza buja, brzmi po
staremu, wokal krzyczy nisko, jednak całość jest po prostu nudna. Owszem, można
tego posłuchać siedząc z kumplem przy piwie, lecz absolutnie ten materiał nie
broni się w spotkaniu face to face. Kiedy miałem kilkanaście lat, to też
mieliśmy z lokalnymi pijakami kapelę, pukaliśmy na próbach covery starych kapel
i świetnie się przy tym bawiliśmy. Jednak było to na tyle słabe, że nie
odważyliśmy się pokazać tych dokonań światu. Portugalczycy się na ten krok
zdecydowali. No i chyba jednak zbyt wcześnie. Zalecam powrót do sali prób,
wypicie wspólnie kilkuset litrów wódki, odbyciu tyluż prób a następnie
wykupienie czasu w studio i nagranie czegoś, co będzie na zdecydowanie wyższym
poziomie. To co słyszę na „Tales of Degradation” jest słabe. Słabe w chuj. I
tyle.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.