Turin
Turambar
„Czas
Braku Wojny”
Pagan
Records 2019
W sumie sam nie wiem do końca, czy powinienem
zabierać się za pisanie o tym materiale będąc jedynie zwykłym muzycznym
ignorantem. „Czas Braku Wojny” to piąty już album projektu Atamana, znanego
zapewne zdecydowanie szerszej publiczności z zespołu Stillborn. Jakimś dziwnym
zbiegiem okoliczności jest to natomiast mój pierwszy kontakt z wymienionym w
nagłówku tworem. Jak to się jednak mówi, lepiej później niż za późno. W
pierwszej chwili, gdy odpaliłem sobie Turin Turambar pomyślałem sobie… „Co to
kurwa jest?!”. Pomyłka jakaś, sztuka dla sztuki, pierdolenie o Szopenie. Muzyka
tego tworu tak mocno bowiem wyrywa się z ram jakiejkolwiek kategoryzacji, że
trzeba chyba być poniekąd pojebanym, by to jakoś logicznie ogarnąć. Po kilku
odsłuchach stwierdziłem jednak – jebać logikę. Najważniejsze jest to, czy te
dźwięki trafiają nas w czuły punkt, czy też spływają jak woda po kaczce.
Zdecydowaną zaletą Turin Turambur jest właśnie to, że te popierdolone utwory,
im częściej słuchane, tym bardziej ryją czerep. Mam nieodparte wrażenie, iż
wszystko co otrzymujemy na tej płycie jest wynikiem jednej wielkiej
improwizacji. Ot, koleś coś tam sobie pomyślał, wszedł do studia i na gorąco
zarejestrował poszczególne instrumenty. Pytanie tylko – jak można nazwać
tworzone przez Atamana dźwięki. Ktoś rzucił hasłem – poezja ryczana. Kurwa,
celniej by się tego określić chyba nie dało. Jeśli to, co robi na ostatnich
Furiach Nihil uważacie za awangardowe, to pomnóżcie to razy pięć i w wyniku
wyjdzie wam Turin Turambar. Koleś wykrzykuje, czy też mruczy swoje z chuja
wyciągnięte poezje w języku narodowym, towarzyszą temu różnego rodzaju dźwięki,
raz bardziej, raz mniej metalowe. Brzmienie tej płyty mocno kojarzy mi się z
wczesnymi dokonaniami polskich zespołów, na przykład Dragon – Horda Goga, gdy o
profesjonalnym sprzęcie w studio można było co najwyżej pomarzyć. Wszystko to
złożone cuzamen do kupy tworzy tak pokurwiony klimat, że normalnie odlatuję. Z
tego albumu bije taka autentyczność i szczerość, że nie sposób tego nie docenić
i przejść obok obojętnie. Mimo to podejrzewam, że zdecydowana większość ludzi,
którzy, jak ja, spotkają się z muzyką zawartą na „Czas Braku wojny” wybuchnie
śmiechem lub stwierdzi, że to gówno jakieś jest. I dobrze, bo to zapewne nie
jest album nagrany dla masowego odbiorcy. Zalecam jednak dać tym dziewięciu
kawałkom chwilę czasu, którego potrzebują na wsiąknięcie w stan umysłu i
zasianie tam odpowiedniego spustoszenia. Efekt gwarantowany!
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.