ZAKŁADKI

piątek, 17 maja 2019

Recenzja Turin Turambar „Czas Braku Wojny”


 Turin Turambar

„Czas Braku Wojny”

Pagan Records 2019



W sumie sam nie wiem do końca, czy powinienem zabierać się za pisanie o tym materiale będąc jedynie zwykłym muzycznym ignorantem. „Czas Braku Wojny” to piąty już album projektu Atamana, znanego zapewne zdecydowanie szerszej publiczności z zespołu Stillborn. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jest to natomiast mój pierwszy kontakt z wymienionym w nagłówku tworem. Jak to się jednak mówi, lepiej później niż za późno. W pierwszej chwili, gdy odpaliłem sobie Turin Turambar pomyślałem sobie… „Co to kurwa jest?!”. Pomyłka jakaś, sztuka dla sztuki, pierdolenie o Szopenie. Muzyka tego tworu tak mocno bowiem wyrywa się z ram jakiejkolwiek kategoryzacji, że trzeba chyba być poniekąd pojebanym, by to jakoś logicznie ogarnąć. Po kilku odsłuchach stwierdziłem jednak – jebać logikę. Najważniejsze jest to, czy te dźwięki trafiają nas w czuły punkt, czy też spływają jak woda po kaczce. Zdecydowaną zaletą Turin Turambur jest właśnie to, że te popierdolone utwory, im częściej słuchane, tym bardziej ryją czerep. Mam nieodparte wrażenie, iż wszystko co otrzymujemy na tej płycie jest wynikiem jednej wielkiej improwizacji. Ot, koleś coś tam sobie pomyślał, wszedł do studia i na gorąco zarejestrował poszczególne instrumenty. Pytanie tylko – jak można nazwać tworzone przez Atamana dźwięki. Ktoś rzucił hasłem – poezja ryczana. Kurwa, celniej by się tego określić chyba nie dało. Jeśli to, co robi na ostatnich Furiach Nihil uważacie za awangardowe, to pomnóżcie to razy pięć i w wyniku wyjdzie wam Turin Turambar. Koleś wykrzykuje, czy też mruczy swoje z chuja wyciągnięte poezje w języku narodowym, towarzyszą temu różnego rodzaju dźwięki, raz bardziej, raz mniej metalowe. Brzmienie tej płyty mocno kojarzy mi się z wczesnymi dokonaniami polskich zespołów, na przykład Dragon – Horda Goga, gdy o profesjonalnym sprzęcie w studio można było co najwyżej pomarzyć. Wszystko to złożone cuzamen do kupy tworzy tak pokurwiony klimat, że normalnie odlatuję. Z tego albumu bije taka autentyczność i szczerość, że nie sposób tego nie docenić i przejść obok obojętnie. Mimo to podejrzewam, że zdecydowana większość ludzi, którzy, jak ja, spotkają się z muzyką zawartą na „Czas Braku wojny” wybuchnie śmiechem lub stwierdzi, że to gówno jakieś jest. I dobrze, bo to zapewne nie jest album nagrany dla masowego odbiorcy. Zalecam jednak dać tym dziewięciu kawałkom chwilę czasu, którego potrzebują na wsiąknięcie w stan umysłu i zasianie tam odpowiedniego spustoszenia. Efekt gwarantowany! 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.