Ares Kingdom
“By the Light of Their
Destruction”
NWN! Productions 2019
Z niektórymi zespołami mam tak, że mimo iż istnieją
dekadę czy dwie, zawsze będą, wiece - “tym projektem kolesi z…”. Tak właśnie
mam z Ares Kingdom. „By the Light…” jest już czwartym pełnym wydawnictwem
Amerykanów, a mi nigdy chyba nie zdarzyło się nazwać ich po imieniu. Już na
zawsze będą dla mnie „kontynuacją Order From Chaos”. Prawda bowiem jest taka,
że nie wiem jak by się starali, choćby się nawet zesrali, nigdy nie uda im się
przebić tego, to ich oryginalny zespół swego czasu dokonał na ówczesnej scenie.
Najnowszy materiał to nieco ponad trzydzieści siedem minut grania, do którego
Ares Kingdom zdążył każdego przyzwyczaić. Grania na bardzo wysokim poziomie,
trzeba nadmienić. Chwilami mam wręcz wrażenie, że ten band zasługuje na
zdecydowanie szerszą atencję, zwłaszcza w naszym kraju, gdyż tworzony przez
nich death metal z dużą dawka thrashu potrafi totalnie pozamiatać. Nie inaczej
jest na nowych ośmiu numerach. Można powiedzieć, w Ameryce bez zmian. Keller i
spółka napierdalają z takim samym jadem i agresją, która towarzyszyła ich
poprzednim płytom. Bardzo dużo tu ciekawych, wbijających się w mózg niczym
gwóźdź w dłoń Chrystusa riffów, kilka bardzo zgrabnych solówek, zajebisty!
(tak, tu postawię specjalnie wykrzyknik) death-thrashowy wokal i znakomita
sekcja rytmiczna. Całość brzmi potężnie i nie pozostawia złudzeń co do tego, że
panowie już z niejednego chleba piec jedli, czy jakoś tak. I wielce mnie
cieszy, że pomimo upływu lat, oni nadal wkładają w tą muzę tyle serca, co
trzynaście lat temu, kiedy to ukazywał się ich debiut. Ta muza nadal mocno
kopie w dupę, bez względu czy Aresi traktują nas wolnym, mozolnym wręcz riffem
czy tez przyspieszają, czy pieszczą melodią, czy tną po żyłach ostrym
thrashowym patentem. Tej płyty słucha się świetnie i za każdym następnym razem
odkrywa się na niej coś extra. Bardzo chciałbym doszukać się na „By the Light…”
także jakichś minusów, ot choćby dla zasady. Przyznam jednak szczerze, że ta
płyta chyba takich, kurwa, nie ma. Ma za to taki flow, że chce się jej słuchać
w kółko, co zapewne bym czynił gdyby doba miała ciut więcej niż dwadzieścia
cztery godziny. Każdy maniak Ares Kingdom już wie co ma robić. A jeśli jakimś
cudem istnieją tam maniacy nie znający do dziś tego zespołu, to zalecam czym
prędzej nadrobić zaległości, bo nawet nie wiecie co tracicie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.