Arkhaaik
„*dʰg̑ʰm̥tós”
Iron
Bohehead Productions 2019
Znacie zapewne to zjawisko, gdy w piękny, letni,
słoneczny dzień ni stąd ni z owąd na niebie pojawiają się czarne chmury i
momentalnie cały świat spowija szarość, by zaraz potem rozpętała się burza. Dla
mnie taką burzą była chwila, gdy po raz pierwszy odpaliłem kompletnie mi
nieznany zespół ze Szwajcarii. Nie będę ukrywał, iż debiut Arkhaaik sprowadził
mnie błyskawicznie do pozycji klęczącej. Zespół ten, mający powiązania z
Helvetic Underground Committee, nagrał bowiem płytę, która już dziś jest u mnie
silnym kandydatem do ścisłej czołówki tego roku. Szwajcarzy zapodają nam trzy
numery, trwające niecałe 33 minuty, totalnie miażdżącego doom/death metalu w
najlepszym stylu. Jednak odrzućcie natychmiast skojarzenia ze słodkim
pierdzeniem spod znaku funeral doom. Nie odnajdziecie tutaj żadnych znamion
melancholii czy smutku. Znajdziecie za to posępne, walcowate melodie, starożytne
rytuały i mizantropijny ziąb. Przede wszystkim płyta została wręcz genialnie
zaplanowana. Rozpoczynający ją „u̯iHrós i̯émos-kʷe”
oraz zamykający „u̯rsn̥gwhé̄n” to długie, raczej wolne, death/doom metalowe
kolosy wprowadzające słuchacza w swoisty trans, półsen z którego nie sposób się
obudzić. Gniotące trzewia, rytmiczne uderzenia basu oraz transowe akordy hipnotyzują
niczym oczy kobry a nieliczne przyspieszenia wciągają jak trąba powietrzna,
wsysając całkowicie naszą atencję, następnie wypluwając i ponownie wciągając
zanim jeszcze zdążymy upaść i się otrząsnąć. Ciężar tych utworów jest
niesamowity. Mimo swojej długości, przemykają one błyskawicznie w umyśle
zaginając czasoprzestrzeń. Zastosowanie przez zespół, nieznanego mi pochodzenia,
orientalne instrumenty potęgują klimat niepokoju tak mocno, iż mam wrażenie
uczestnictwa w teatrze grozy. Szczególnie mocno jest to odczuwalne w swoistym
interludium w postaci „*dʰg̑ʰm̥tós”, będącym niemal plemiennym rytuałem z
dziwnymi piszczałkami i rogami w tle. Towarzyszący im głos szamana wykrzykuje
dziko i deklamuje w nieznanym języku, przez co naprawdę można dostać gęsiej
skórki. Równie zróżnicowane są wokale w dwóch głównych utworach. Mamy tutaj
głęboki, dochodzący jakby ze studni growl, krzyki i przeraźliwe wrzaski, dzięki
czemu album Szwajcarów dodatkowo zyskuje na różnorodności. Ponadto, jeśli słuchamy
tych dźwięków w nocy i wybrzmiewa ostatni akord „*dʰg̑ʰm̥tós”, nie sposób nie
poczuć pewnego rodzaju niepokoju, zła czającego się w ciemności i
spoglądającego na nas pożądliwie. Zapamiętajcie sobie dobrze nazwę Arkhaaik.
Premiera już za kilka dni. Każdy kto przeoczy ten album będzie dla mnie
kompletnym ignorantem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.