ZAKŁADKI

niedziela, 29 września 2019

Recenzja Graveyard "Hold Back the Dawn"


Graveyard

"Hold Back the Dawn"

War Anthem Records 2019


Graveyard to taki zespół, który z każdym następnym wydawnictwem spadał u mnie w osobistym rankingu coraz niżej. Po świetnym debiucie nagrali całkiem solidny "The Sea Grave", który jednak był nieco powielaniem pomysłów z "One With the Dead". Dlatego też wydaną trzy lata temu trójkę jedynie liznąłem i właściwie o zespole byłem w stanie zapomnieć. Do "Hold Back the Dawn" podszedłem tylko dlatego, że zdecydowałem się wybrać na koncert do Łodzi za kilka dni, gdzie autorzy wspomnianych powyżej płyt będą mieli okazję zaprezentować się na żywo. Byłem przekonany, że po szybkim odsłuchu będę mógł z nieczystym sumieniem odfajkować najnowszy materiał Hiszpanów jako sprawdzony. No i okazało się, że chłopaki zrobili mi niezłe kuku. Najwyraźniej sami stwierdzili, iż stosowana przez nich wcześniej formuła się wyczerpała i jeśli nadal chcą zyskiwać zainteresowanie należy ją nieco odświeżyć. Nowy, zamykający się w czterdziestu siedmiu minutach album to nie tylko i wyłącznie granie na szwedzką mogiłę. Przekonał mnie o tym już otwierający płytę "Swarm of Flies" w którym dosłownie rozgniótł mnie ciężki, brytyjski, Bolt Throwerowy riff. Jeszcze ciekawiej zrobiło się w następnym utworze, gdy pod koniec uderzył mnie niczym grom z jasnego nieba motyw klawiszowy kojarzący mi się bezpośrednio z "Devoted To God" Phlebotomized. Tego typu niespodzianek na czwartym albumie Graveyard jest zdecydowanie więcej. Sztokholmskie granie co prawda nadal jest tu obecne, jednak idealnie wymieszane z wyspiarskim ciężarem oraz fińskimi melodiami podsycanymi posępnym klawiszowym tłem. O tak, bardzo dużo na tej płycie wczesnego Amorphis, czego apogeum najdobitniej słyszalne jest w kończącym "Hold Back the Dawn" utworze "Madre De La Noche", brzmiącym niemal jak odrzut z "Tales From the Thousand Lakes". Całość została ubrana w nieprzyzwoicie masywne brzmienie mogące powalić młodego słonia, czyli standardy klasyki lat dziewięćdziesiątych zostały tutaj utrzymane. Wszystkie instrumenty są doskonale słyszalne, jednak zarazem organiczne niczym kompost u mojego dziadka w ogródku. Cholera, nigdy w życiu bym sie nie spodziewał, że Graveyard jeszcze nagra tak dobrą, zróżnicowaną i niesamowicie ciekawą płytę. W zasadzie znajduję na niej wszystko, czego oczekuję od klasycznego deathmetalowego albumu. Zaraz napiszę do pewnego krajowego wydawcy, by mi odłożył kopię, bo zdecydowanie warto się w ten materiał zaopatrzyć. Każdemu kto postawił na Hiszpanach odwrócony krzyżyk polecam sprawdzić te osiem numerów, bo gwarantuję, że wasza reakcja będzie podobna. Kurwa, no jestem autentycznie zaskoczony. Nie wiem, czy nie jest to najlepsza płyta tego zespołu.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.