ZAKŁADKI

sobota, 14 września 2019

Recenzja Synteleia - Ending of the Unknown Path


Synteleia
"Ending of the Unknown Path"
Hells Headbangers 2019


Z czym kojarzy wam się grecki black metal? Jeśli po tym pytaniu wasze myśli powędrują w kierunku jedynki Rotting Christ czy Varathron, to mamy o czym pogadać. Bardzo, ale to tak kurwa naprawdę mocno, brakuje mi na wspólczesnej scenie zespołów, które grałyby w tamtym starym stylu z początku lat 90-tych. Co prawda ostatnio pojawiły się jakieś tam jaskółki w postaci choćby taiego Ithaqua, lecz to wciąż kropla w morzu moich potrzeb. Na szczęście niezawodna HH czasem trafi właśnie w takie klimaty i wygrzebie, dosłownie z dupy, jakiś zespół grający to, co i mi w duszy dudni. Tak właśnie jest w przypadku Synteleia i ich debiutanckiej płyty, która jakiś czas temu ujrzała światło dzienne. Co prawda nie jest to zespół znikąd, gdyż przed wspomnianym albumem wydał był EP-kę, której jednak nie było dane mi usłyszeć. Nie mniej jednak na pełniaku czwórka Greków wykłada na stół to, czego taki miś jak ja pragnie najbardziej. Przez około 45 minut mam niewątpliwą przyjemność obcować ze staroszkolnym, zagranym na najwyższym poziomie czarcim metalem. Absolutnie nie znajduję na tym krążku jakichkolwiek znamion nowatorstwa czy muzycznych eksperymentów. Wszystko utrzymane jest w stylu, który powodował u mnie nocne wytryski do założonego na wszelki wypadek w południe kondoma. Pomijając wokal, który brzmi niemal jak brat bliźniak Sakisa, sama muzyka jest niemal dosłownym klonem najwspanialszych wzorców greckiej sceny z jej najlepszych lat. Możemy tu doświadczyć wkręcających się w łeb melodii wspomaganych klawiszowym tłem, typowych greckich rytmów oraz tej cudownej helleńskiej atmosfery. Są także momenty, gdy wokalista wspomagany jest przez niewiastę i te fragmenty z kolei kojarzą mi się dość mocno z wcześniejszym Septic Flesh. Czyli wszystko jest jak najbardziej na miejcu. Gdyby ta płyta została nagrana z dwadzieścia lat temu, zapewne dziś byłaby wspominana jako istotna cegiełka sceny greckiej. Na szczęście tak się nie stało i mogę się tymi dźwiękami cieszyć dziś, w okresie posuchy na tym poletku. Oczywiście należy przyznać szczerze, że nie jest to żaden kamień milowy. Jest to po prostu 100% Grecji w Grecji. Jeśli więc ktoś tęskni za dobrym, starym graniem spod Aten, może łykać ten materiał bez zbędnych pytań. Znajdzie tu wszystko czego dusza pragnie. I bynajmniej nie w myśl powiedzenia, że na bezrybiu i rak ryba, gdyż "Ending of the Unknowh Path" to bardzo solidna pozycja. Kto przeoczył, powinien zrobić krok wstecz i nadrobić zaległości. Na pewno nie pożałuje.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.