Zabierałem
się do tej płyty jak pies do jeża. Amerykański black metal nie jest bowiem
gatunkiem, który ubóstwiam i czczę na potęgę. Jeśli dodatkowo zespół jest
jednoosobowym projektem, to już w ogóle z góry nie ma u mnie zazwyczaj najmniejszych
szans. No ale jeśli ktoś przysyła płytę do recenzji, to musi się z tym liczyć,
że najwyżej dostanie nią z powrotem między oczy. (Czytaj dalej...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.