KRZTA / OWLS WOODS GRAVES /
ZAMILSKA / FURIA
Bydgoszcz,
03.11.2023, Fabryka Lloyda
Bez
wielkiego szumu, czy buńczucznych zapowiedzi, jak i bez nadawania tej serii
koncertów jakiejś spektakularnej nazwy odbyły się do nich przygotowania (a
przynajmniej takie odnoszę wrażenie). Wszyscy zainteresowani wiedzieli jednak
dokładnie, kogo będą mieli okazję zobaczyć, oraz gdzie i kiedy mają się
pojawić, aby słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami. W moim przypadku
owym dniem wspaniałym okazał się 03.11.2023, a miejscem Fabryka Lloyda, czyli
moim skromnym zdaniem jeden z najlepszych w Polsce klubów pod kątem akustyki,
jak i koncertowego brzmienia. Napisze to więc
na samym początku i już nie będę do tego wracał. Wszystkie, występujące
tego wieczora muzyczne projekty zabrzmiały po prostu miażdżąco, mimo że
przecież poruszają się po zgoła różnych polach dźwiękowych. Skoro więc zostało
to już powiedziane, przejdźmy do punktu centralnego mych wypocin, czyli
recitali poszczególnych grup.
Punktualnie
o wyznaczonym czasie rozpoczyna olsztyńska Krzta. Warmińsko-Mazurskie trio od
samego początku gniecie potwornie. Ich niełatwa w odbiorze, popaprana wysoce
mieszanka Sludge Metalu z precyzyjnym, geometrycznie dokładnym Mathcorem sieje
nieliche spustoszenie w umysłach zgromadzonych. Niejeden delikwent w klubie
chłonął ich muzykę niczym zombie (z otwartą paszcząi mętnym wzrokiem utkwionym
w jednym punkcie), wszak pierdolnięcie było to konkretne i gęste, a do tego
wysoce psychoaktywne. Hipnotyczny wydźwięk występu Krzta potęgowały dodatkowo
chore obrazy przedstawiane w formie uderzających w psychikę, niepokojących
wizualizacji. Doprawdy, panowie dali wyśmienity, ciężki w chuj show, który
zburzył poczucie wewnętrznego spokoju u niejednego ze zgromadzonych wówczas w
klubie odbiorców.
Jako
drudzy przyłożyli Black Metalowi chuliganie z OwlsWoods Graves. Ich sowicie
doprawione korzennym Punkiem, Czarcie granie rozpierdol siało siarczysty, a
kolejne, spadające na publiczność ciosy niezmiennie robiły dobrze wszystkim
zgromadzonym. Chłostę zafundowali nam chłopaki zaprawdę zawodową, a że czynili
to szczerze i z pasją toteż tym większa była siła rażenia ich batów. Przekopali
nam panowie z Krakowa nasze facjaty konkretnie i fachowo, nie pierdoląc się w
tańcu, i mówiąc szczerze, tego właśnie po nich oczekiwałem. Wyśmienite, surowe
jebnięcie. Standing ovation.
Po
chwili przerwy scenę we władanie objęła Zamilska, czyli przedstawicielka
elektronicznej, undergroundowej awangardy. Show, który zaprezentowała, mógł
zaciekawić, choć ja większość jej występu spędziłem na świeżym powietrzu,
wymieniając uwagi i spostrzeżenia ze znajomymi, którzy tego wieczora zawitali
do Fabryki Lloyda. Za dużo było tam jak dla mnie, co prawda nasączonego
mrokiem, ale jednak Techno, a zbyt mało choćby zimnych elementów
industrialnych, w które przecież Pani Natalia także potrafi niezgorzej.
Krótka
pauza i swoje natchnione harce niesione charakterystycznymi,
niekonwencjonalnymi strukturami rozpoczęła Furia. Chryste panie na gumowym bananie,
co to był za występ! Od początku do końca horda ze Śląska niszczyła,
wprowadzając przy tym licznie zgromadzoną publiczność niemal w rytualny trans. Długo
się po nim zbierałem do kupy, choć w zasadzie chyba do teraz w pełni do mnie
nie dotarło to, czego doświadczyłem owego deszczowego wieczora. Dla mnie to
było przeżycie wręcz mistyczne, ale nie zrozumie tego ten, kogo zabrakło
wówczas w klubie. Wiem, że dla niektórych będzie to prawdziwe bluźnierstwo, ale
po tym, co pokazała na żywo Furia, gwiazdeczki z Mgły i cała ich gimbaza mogą
Nihilowi i spółce co najwyżej wylizać buty i to do czysta.
I
tak oto miażdżący spektakl panów z Katowic zakończył kolejny, wyśmienity
koncert w Fabryce Lloyda. Dzięki składam na ręce ekipy z Knock Out Productions
za zorganizowanie tej traski i oczywiście wdzięczny jestem za to, że jeden z
jej przystanków zdecydowali się wyrychtować w Bydgoszczy. Do zobaczenia
następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.