ZAKŁADKI

wtorek, 26 lutego 2019

Recenzja Usurper „Lords of Permafrost”


Usurper
„Lords of Permafrost”
Soulseller Records 2019


Usurper powrócił! Po czternastu latach milczenia zespół, którym jarałem się niesamowicie w latach swojej młodości, pojawił się nagle, bez ostrzeżenia z szóstym w swojej dyskografii albumem. Przyznam się bez bicia, iż zanim odpaliłem „Lords of Permafrost” zadrżała mi nieco ręka. Czy aby ten wielki, jakby nie patrzeć, w moich oczach zespół nie spierdoli sprawy i nie nagra płyty średniej, powodującej bardziej zniesmaczenia niż zachwyt? Początkowo czułem się nieco zawiedziony. Niby od pierwszych chwil otwierającego album „Skull Splitter, a dokładnie od pierwszego Celtic Frostowego „Ugh!”, czuć stary sprawdzony klimat, ale… Czegoś mi brakowało. Wróciłem zatem do tego materiału po tygodniu i tym razem już zażarło. Chłopaki, mimo długiej przerwy nie stetryczeli i nadal czują klimaty wywodzące się z NWOBHM oraz zespołu Toma Warriora i doskonale potrafią przekuć to, czego nauczyli się w młodości w black/death/thrash metalowe klimaty. Zwłaszcza wszechobecne nawiązania do Celtic Frost są tutaj tym, co cenię sobie najbardziej. Amerykanie udowadniają, iż nadal potrafią jadowicie kąsać i ranić nasze uszy oldskulowymi riffami przy których headbanging jest rzeczą nieuniknioną. Na albumie królują mroczne melodie, charakterystyczne dla poprzednich albumów zespołu, lecz przenigdy nie powiedziałbym, że jest to zżeranie własnego ogona. Przy tych dźwiękach nie sposób się nie bawić. Posłuchajcie choćby takiego „Cemetery Wolf” – toć to jest czysta poezja i miód na uszy siwiejących już z lekka panów w skórzanych portkach i naćwiekowanych kozakach. Z kolei w „Gargoyle” pojawiają się patenty czysto heavy metalowe w towarzystwie death metalowego wokalu, bomba. Tekstowo co prawda chłopaki nieco się rozstrzelili, poruszając tematy od wilkołaczych przemian po inwazję obcych, jednak tak naprawdę nie jest to sprawą priorytetową, jeśli weźmiemy pod uwagę nośność prezentowanej na najnowszej płycie muzyki. Wszystko tutaj brzmi przykładowo, czyli dostatecznie przejrzyście, jednak z zachowanie ducha lat minionych. Utwory zamieszczone na tej trwającej 36 minut płycie zdają się być doskonale przemyślane, przepełnione surową energią atakującą nasze narządy słuchu z wielka mocą. Nie wiem zatem, dlaczego moje pierwsze odczucia były tak odmienne od tych, które mam słuchając tej płyty po raz kolejny. Może miałem zły dzień. Temu krążkowi absolutnie nic nie brakuje. Jest to kolejny, znamienity album zespołu, który zawsze szanowałem i który potrafi bawić się muzyką do upadłego. Kurwa, i to wszechobecne „Ugh!”, że powtórzę po raz kolejny. No mam do tego słabość, trudno. Kończący płytę „Mutants of the Iron Age” to taki cios na dobicie, jeśli ktoś miałby jeszcze mało. Utwór potwierdzający, że oto Usurper faktycznie powrócił. I jest w świetnej formie! 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.