ZAKŁADKI

piątek, 22 marca 2019

Recenzja Bewitcher „Under The Witching Cross”


Bewitcher

„Under The Witching Cross”

Shadow Kingdom 2019


Jeżeli już w pierwszym kawałku pada w tekście słowo “Satan” a dodatkowo muza kopie dupę, to klękam! Zaczynam jednak od wspomnianej dupy strony… Bewitcher to banda przechuja zza wielkiej kałuży grająca stary metal. „Under the Witching Cross” to drugi album, który będzie miał swoją premierę dopiero w maju, jednak już dziś każdy szanujący się fan szczerego do szpiku kości napierdalania powinien zapisać sobie w kajeciku tę płytę jako "pozycja obowiązkowa do zakupienia". Wesołe, jak mniemam, chłopaki nakurwiają bowiem totalnie oldskulowy i przepełniony szczerością speed/thrash metal który sprawi, że każdy noszący katanę z naszywkami maniak spuści się w majtasy szybciej niż gdy żona zdąży mu obciągnąć. Mamy tu niezaprzeczalną przyjemność obcowania z muzą, która wyginęła lata temu, jak dinozaury kurwa, a obecnie jest przywracana do życia dzięki takim chujom jak trio z Bewitcher. W tych dźwiękach przewija się wszystko co najlepsze, od Iron Maidenowskich melodii po Protectorowe przyspieszenia. Cały przekrój wszystkiego co najlepsze wydarzyło się w latach 80/90-tych. Jadowity wokal przypomina czasy zanim jeszcze wynaleziono growl i brzmi zajebiście agresywnie, dodatkowo ozdabiany okazjonalnym pogłosem. Chłopaki jadą zazwyczaj na pełnej piździe, oczywiście biorąc pod uwagę standardy czasów, do których nawiązuje ich muzyka. Gdy chwilami zwolnią, by potraktować nas urywającym łeb riffem, kości kręgosłupa pękają momentalnie a nasza dyńka stacza się po schodach do piwnicy, niczym na starym horrorze klasy B. Mocno czuć w tych dźwiękach ducha starego Vernom czyli Rock’n’Roll do upadłego! Spróbujcie zaprosić znajomych na imprezę, puścicie im taki choćby „Too Fast For the Flames”, w którym jest wszystko potrzebne do zabawy, dodatkowo okraszone wyjebaną solówką. Który gej by nie jebnął mi kuflem o ścianę, miałby automatycznie dożywotni zakaz wstępu do domu mego. Bez przesady, każdy z ośmiu kawałków na tej płycie sprawia, że mam ochotę podnieść w górę puchar złocistego napoju i śpiewać z kolesiami poszczególne refreny. Z racji tego, że mamy rok 2019 nie brzmi to tak brudno jak 30 lat temu, jednak chłopaki poczynili wszelkie starania, by nie zeszmacić swojej płyty zbytnią nowoczesnością. Przy tym albumie należy się bawić, więc sorry, ale jako słyszę że „Satan”, czy „six six six” to idę po kieliszek i będę tańcował. A najlepszym kompanem będzie mi Bewitcher! 
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.