ZAKŁADKI

poniedziałek, 25 marca 2019

Recenzja YSENGRIN & STARGAZER „D.A.V.V.N.”(split)


YSENGRIN & STARGAZER
„D.A.V.V.N.”(split)
Nuclear War Now! Productions 2018


Kolejne, dzielone wydawnictwo, jakie w ostatnim czasie wpadło w moje łapy. Tym razem naprzeciw siebie w ringu stają Francuski Ysengrin i Australijski Stargazer. Pojedynek zakontraktowany jest na dwie rundy i będzie trwał prawie 21 minut. Rozlega się gong i sędzia ringowy rozpoczyna pojedynek. Jako pierwsi ruszają miłośnicy żabich udek i ślimaków winniczków. Trio z Normandii nie rzuca się jednak do szaleńczego ataku, a raczej rusza się wolno, lawiruje i stosuje serię zwinnych, pokręconych uników i zawiłych, psychodelicznych gierek. Pierwszy ich wałek to ezoteryczny, mglisty Doom/Black Metal pełen ciężaru i wielorakich rozwiązań. Beczki niespiesznie wgniatają w podłoże. Dwie gitary basowe używane przez grupę nadają temu utworowi charakterystyczny, mozolny, twardy, surowy sound, który nieodparcie może kojarzyć się z wczesnymi dokonaniami Necromantia. Wiosło lawiruje pomiędzy opasłymi, pełzającymi, szumiącymi riffami a klimatycznym, rozlazłym plumkaniem. Nawiedzone, zróżnicowane wokale tyrają całkiem solidnie mózgownicę, ale w ostatecznym rozrachunku nie są wg mnie na tyle dobre, aby powalać. Druga kompozycja Ysengrin to przepełniony ołowianymi pływami, żałobny Dark Ambient, który ma na celu uśpić przeciwnika, bądź zafundować mu krótki kurs języka Niemieckiego. Z dwojga złego wolę jednak tę drugą kompozycję. Jest w swym gatunku spójna, konkretna i ma niezły, niepokojący klimat. Gong i koniec pierwszej rundy. Ysengrin próbował chyba w niej zamęczyć swego oponenta na śmierć, markował jedynie ciosy, uciekał w liny i gdy tylko mógł, chował się za osobą sędziego. Stargazer przetrwał ślamazarną, pierwszą rundę i po kolejnym gongu rozpoczynającym drugą odsłonę tej walki zadał kilka mocarnych, technicznych, celnych ciosów. Zagęszczony, nieźle pokręcony Death Metal z progresywnym zacięciem robi solidne zamieszanie. Jednak i oni mają chwilę słabości w środku utworu, gdy zapędziwszy się w na zawiłe, instrumentalne wody zaczynają nieco przynudzać. Wracają jednak dość szybko na właściwe tory i przy pomocy swej ciężkiej, oryginalnej muzyki ponownie kilka razy mocno trafiają w korpus. Ostatni tego wieczoru gong i koniec walki. Czas zatem na werdykt. Żadna z grup nie zadała nokautującego ciosu (bo zasadniczo było ich tu niewiele), było to raczej mało porywające, ospałe, senne widowisko. Sędziowie orzekli, że jednogłośnie na punkty zwycięża w tym starciu Stargazer, co i ja, skromny kibic potwierdzam, zapoznawszy się z zapisem tego wydarzenia.
Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.