Hereza
„Death Metal Drunks”
Godz Ov War Productions 2019
Znacie zespół Hereza? No i chuj, ja osobiście nie
znałem. Przynajmniej do chwili gdy Grześ, co szedł przez wieś worek płytek
niosąc jednej z nich nie zgubił. Trafiło akurat na trzeci album pochodzącego z
Chorwacji kwintetu. Zanim jeszcze zabrzmiały pierwsze dźwięki, pomyślałem, że
jak ktoś tytułuje płytę tak, jak to widać powyżej, to przynajmniej musi być
swój chłop, nawet jak gra kupę. W tym konkretnym przypadku na szczęście tak nie
jest. Powiedziałbym nawet, że jest dokładnie po linii. „Death Metal Drunks” to
bowiem album przepełniony buchającą z niego energią. Najogólniej rzecz ujmując
mamy tutaj do czynienia z death/punk & roll’em zagranym z takim jajem, że
przeciętny struś nabawia się momentalnie kompleksu przepiórki. Porywające do
bezwarunkowego moshu akordy przyozdobione wściekłymi wokalami biją po twarzy z
otwartej powodując głośne mlaśnięcia zadowolenia. Każdy z kolejnych utworów to
potencjalny hit koncertowy, przy którym pod sceną nie zakotłuje się chyba tylko
u naszych zachodnich sąsiadów. Gdybym jednak miał wymienić utwory wybijające
się ponad i tak wysoki poziom pozostałych, to należy wspomnieć o takich
killerach jak „Kopam oči, režem jezik, prste, nos i uši” czy „Necrobitch, Cowgirl
From The Morgue”. Nie tak dawno pisałem o nowej płycie Misery Index. Brakowało
mi tam takiego siarczystego ognia jaki otrzymujemy właśnie na trzecim
wydawnictwie Chorwatów. Wspomniany Misery Index, obok choćby The Black League
czy crossoverowych mistrzów pokroju S.O.D. czy D.R.I. oraz odrobina starej,
dobrej Szwecji, to chyba główne inspiracje autorów omawianego tu krążka. Sporo
tu blastów, dużo D-beatowych, skocznych patentów, a całość sprawia, że te
niecałe trzydzieści minut muzyki idealnie nadaje się do zajebistej zabawy w
towarzystwie podobnych sobie ochlapusów. Gdybyście nawet chcieli, to nie sposób
się ukryć przed niszczącą siłą Hereza. Ani pod kanapą, ani w piwnicy, ani nawet
w dupie. Na „Death Metal Drunks” pojawiło się także kilku znamienitych gości,
jednak ich udział to jedynie szczypta soli nie zmieniająca smaku całości a
jedynie go odrobinę wzbogacająca. Jedenaście utworów umieszczonych na tym
krążku mija jak z chuja strzelił i po szybkim marszu w kierunku lodówki i z
powrotem, każdy szanujący się chlor wciśnie „play” ponownie oddając się tej
pijackiej muzie raz jeszcze. Bardzo dobra płyta. Bankowo sprawdzę sobie
poprzednie wydawnictwa Hereza, bo jeśli są tak samo dobre, to już zapraszam
ziomków na wódeczkę i włączam „Death Metal Drunks”.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.