ZAKŁADKI

sobota, 25 maja 2019

Recenzja Redemptor „The Becoming (2005-2011)”


 Redemptor
„The Becoming (2005-2011)”
Selfmadegod Records 2019


Redemptor to nazwa, która gdzieś tam przewinęła mi się przez uszy. Słyszałem nawet ostatni album chłopaków z Krakowa, jednak ich „Arthaneum” nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Materiał, z którym mam dziś do czynienia, dzięki uprzejmości SMG Records, to wznowienie debiutanckiego albumu wzbogaconego o wydany zaraz potem materiał demo oraz EP-kę „4-th Density”. Wszystkiego tego jest razem do kupy niemal 80 minut, co jest zarówno zaletą, jak i wadą. Wadą – bo jednak przesłuchanie wszystkiego za jednym zamachem jest dość męczące. Zaletą – bo przecież otrzymujemy na jednym krążku aż trzy nagrania i możemy sobie zapodać jedno, wybrane. Mówiąc konkretniej o muzyce zawartej na tym wydawnictwie, to Krakowiacy parają się technicznym death metalem. Na szczęście nie są to jakieś wysublimowane onanizmy gitarowe, lecz raczej tradycyjny, staroszkolny metal śmierci wzbogacony o elementy nieco bardziej złożone. Żeby nie szukać porównań zbyt daleko, już w otwierającym całość „Whispering Balance” czuć ducha Deathowego „Symbolic”. Co prawda najdobitniej przemawiają do mnie na tym krążku fragmenty, w których zespół po prostu napierdala po śmiercionośnemu, nie bawiąc się w akustyczne wstawki, jak na przykład w „Spleen”, czy wirtuozerskie popisy. Wówczas tworzona przez Redemptor muza kojarzyć się może poniekąd z wczesnym Deicide, a w to mi graj. Widać, a raczej słychać, że już na nagranym ponad dziesięć lat temu debiucie chłopaki znali się na instrumentach, choć nie do końca mam wrażenie, czy wiedzieli co im faktycznie w duszy gra. Gdyby ich muzykę pozbawić tych technicznych wstawek, słuchałoby się tego zdecydowanie lepiej. A tu, stanęli nieco jak swojego czasu Donald według Nelly – w rozkroku. Można powiedzieć – czepialstwo, nie znam się. Może i nie, mówię jedynie, czego mi na tym materie za mało, tudzież za dużo. Niemniej jednak przyznać trzeba, że „The Becoming” to kawałek solidnego krajowego grania i zapewne znajdzie kilku chętnych na poczęstowanie się tym wydawnictwem. Dodać także należy, że wchodząc do studia panowie na pewno wiedzieli jedną rzecz – jak zabrzmieć. Wszystkie trzy sesje brzmią bowiem doskonale jeśli weźmiemy pod uwagę tworzoną przez zespół muzykę. Równowaga między poszczególnymi instrumentami jest według mnie zachowana w idealnych proporcjach. Myślę zatem, że każdy fan krajowej sceny nic nie straci odpalając sobie wczesne dokonania Redemptor. Można jedynie zyskać, o ile lubujecie się w takim kombinowaniu bardziej niż ja. Spoko płyta, mówiąc kolokwialnie. Ale z drugiej strony nic ponadto. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.