Redemptor
„The Becoming (2005-2011)”
Selfmadegod Records 2019
Redemptor to nazwa, która gdzieś tam przewinęła mi
się przez uszy. Słyszałem nawet ostatni album chłopaków z Krakowa, jednak ich
„Arthaneum” nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Materiał, z którym
mam dziś do czynienia, dzięki uprzejmości SMG Records, to wznowienie
debiutanckiego albumu wzbogaconego o wydany zaraz potem materiał demo oraz
EP-kę „4-th Density”. Wszystkiego tego jest razem do kupy niemal 80 minut, co
jest zarówno zaletą, jak i wadą. Wadą – bo jednak przesłuchanie wszystkiego za
jednym zamachem jest dość męczące. Zaletą – bo przecież otrzymujemy na jednym
krążku aż trzy nagrania i możemy sobie zapodać jedno, wybrane. Mówiąc
konkretniej o muzyce zawartej na tym wydawnictwie, to Krakowiacy parają się
technicznym death metalem. Na szczęście nie są to jakieś wysublimowane onanizmy
gitarowe, lecz raczej tradycyjny, staroszkolny metal śmierci wzbogacony o
elementy nieco bardziej złożone. Żeby nie szukać porównań zbyt daleko, już w
otwierającym całość „Whispering Balance” czuć ducha Deathowego „Symbolic”. Co
prawda najdobitniej przemawiają do mnie na tym krążku fragmenty, w których
zespół po prostu napierdala po śmiercionośnemu, nie bawiąc się w akustyczne
wstawki, jak na przykład w „Spleen”, czy wirtuozerskie popisy. Wówczas tworzona
przez Redemptor muza kojarzyć się może poniekąd z wczesnym Deicide, a w to mi
graj. Widać, a raczej słychać, że już na nagranym ponad dziesięć lat temu
debiucie chłopaki znali się na instrumentach, choć nie do końca mam wrażenie,
czy wiedzieli co im faktycznie w duszy gra. Gdyby ich muzykę pozbawić tych
technicznych wstawek, słuchałoby się tego zdecydowanie lepiej. A tu, stanęli
nieco jak swojego czasu Donald według Nelly – w rozkroku. Można powiedzieć –
czepialstwo, nie znam się. Może i nie, mówię jedynie, czego mi na tym materie
za mało, tudzież za dużo. Niemniej jednak przyznać trzeba, że „The Becoming” to
kawałek solidnego krajowego grania i zapewne znajdzie kilku chętnych na
poczęstowanie się tym wydawnictwem. Dodać także należy, że wchodząc do studia
panowie na pewno wiedzieli jedną rzecz – jak zabrzmieć. Wszystkie trzy sesje
brzmią bowiem doskonale jeśli weźmiemy pod uwagę tworzoną przez zespół muzykę. Równowaga
między poszczególnymi instrumentami jest według mnie zachowana w idealnych
proporcjach. Myślę zatem, że każdy fan krajowej sceny nic nie straci odpalając
sobie wczesne dokonania Redemptor. Można jedynie zyskać, o ile lubujecie się w
takim kombinowaniu bardziej niż ja. Spoko płyta, mówiąc kolokwialnie. Ale z
drugiej strony nic ponadto.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.