Misþyrming
„Algleymi”
NoEvDia
2019
Islandia to naprawdę przewspaniały kraj. Mają tam w
chuj wulkanów, zimno, zero wiosny (bez urazy panie Biedroń) i kilka bardzo
sprawnie działających kapel black metalowych na niespotykanie wysokim poziomie.
Nikt, kto śledzi tamtejszą scenę nie jest w stanie zaprzeczyć, iż ichniejsza
muza ma w sobie to coś, co porywa i wyróżnia się na tle innych europejskich
szatanistycznych hord. „Algleymi” to druga, po czterech latach przerwy, pełna płyta
pochodzącego ze stolicy tego cudownego kraju Misþyrming. Zespołu, który jakoś
nie rozłożył mnie na łopatki swoim debiutem, który to uważałem za zbyt mjentki
i melodyjny i chuj wie dlaczego taki rzekomo kultowy. Nowy materiał Islandczyków
niestety mojej opinii o ich twórczości nie zmieni, a przynajmniej nie
drastycznie. Przyznać bowiem należy, iż nowy materiał jest bardziej dojrzały
niż debiutancki „Söngvar elds og óreiðu”. Chłopaki nadal
wycinają swój zimny czarci metal, wzorowany sceną skandynawską z początku lat
90-tych z dodatkiem tej ociupinki wkładu własnego. Wciąż jest to muzyka dość
melodyjna, opierająca się chwilami o patenty mogące pojawić się na
wcześniejszych albumach Emperor czy nawet Limbonic Art. Sporo tu konkretnych,
mocnych black metalowych riffów, osłodzonych jednak zbyt mocno wpierdalającymi
się w klimat lukrowymi melodiami i klawiszami w tle. Zdecydowanie lepiej by się
tego słuchało w wersji demo, nagranej w sali prób, bez niepotrzebnych
ozdobników i upiększaczy. Co prawda brzmienie tego albumu nie jest jakieś
przesadnie wysterylizowane, jednak kompletnie nie trafiające w moją estetykę
diabelskiej muzyki. Zgaduję, iż każdy fan nowoczesnego metalu popuści przy
„Algleymi” przynajmniej ociupinke moczu w swoje kalesony, jednak mój zwieracz w
tym przypadku trzyma się wyjątkowo mocno. Nie twierdzę, że jest to kompletnie
zła muzyka. Ma swój klimat, jest faktycznie zagrana bez zbytniej spiny i
absolutnie nie jest kopią któregokolwiek, nawet tych wymienionych powyżej,
zespołów. Rzecz w tym, że zawsze gdy podchodzę do nowego albumu Misþyrming, to
w połowie jego trwania zaczynam najzwyczajniej ziewać. Nie ma tu nic, czego bym
już wcześniej nie znał. A biorąc poprawkę na to, że samopowtarzalne dźwięki
toleruję wyłącznie w ramach bardziej śmiercionośnego gatunku metalu, tutaj
najzwyczajniej w świecie zasypiam. Tak, że tego… Islandia to piękny kraj, mają
się też czym pochwalić muzycznie. Jednak najnowsze dzieło Misþyrming do tego
grona się nie zaliczy. Według mnie mega przeciętny album.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.