czwartek, 6 czerwca 2019

Recenzja Misþyrming „Algleymi”


Misþyrming
„Algleymi”
NoEvDia 2019


Islandia to naprawdę przewspaniały kraj. Mają tam w chuj wulkanów, zimno, zero wiosny (bez urazy panie Biedroń) i kilka bardzo sprawnie działających kapel black metalowych na niespotykanie wysokim poziomie. Nikt, kto śledzi tamtejszą scenę nie jest w stanie zaprzeczyć, iż ichniejsza muza ma w sobie to coś, co porywa i wyróżnia się na tle innych europejskich szatanistycznych hord. „Algleymi” to druga, po czterech latach przerwy, pełna płyta pochodzącego ze stolicy tego cudownego kraju Misþyrming. Zespołu, który jakoś nie rozłożył mnie na łopatki swoim debiutem, który to uważałem za zbyt mjentki i melodyjny i chuj wie dlaczego taki rzekomo kultowy. Nowy materiał Islandczyków niestety mojej opinii o ich twórczości nie zmieni, a przynajmniej nie drastycznie. Przyznać bowiem należy, iż nowy materiał jest bardziej dojrzały niż debiutancki „Söngvar elds og óreiðu”. Chłopaki nadal wycinają swój zimny czarci metal, wzorowany sceną skandynawską z początku lat 90-tych z dodatkiem tej ociupinki wkładu własnego. Wciąż jest to muzyka dość melodyjna, opierająca się chwilami o patenty mogące pojawić się na wcześniejszych albumach Emperor czy nawet Limbonic Art. Sporo tu konkretnych, mocnych black metalowych riffów, osłodzonych jednak zbyt mocno wpierdalającymi się w klimat lukrowymi melodiami i klawiszami w tle. Zdecydowanie lepiej by się tego słuchało w wersji demo, nagranej w sali prób, bez niepotrzebnych ozdobników i upiększaczy. Co prawda brzmienie tego albumu nie jest jakieś przesadnie wysterylizowane, jednak kompletnie nie trafiające w moją estetykę diabelskiej muzyki. Zgaduję, iż każdy fan nowoczesnego metalu popuści przy „Algleymi” przynajmniej ociupinke moczu w swoje kalesony, jednak mój zwieracz w tym przypadku trzyma się wyjątkowo mocno. Nie twierdzę, że jest to kompletnie zła muzyka. Ma swój klimat, jest faktycznie zagrana bez zbytniej spiny i absolutnie nie jest kopią któregokolwiek, nawet tych wymienionych powyżej, zespołów. Rzecz w tym, że zawsze gdy podchodzę do nowego albumu Misþyrming, to w połowie jego trwania zaczynam najzwyczajniej ziewać. Nie ma tu nic, czego bym już wcześniej nie znał. A biorąc poprawkę na to, że samopowtarzalne dźwięki toleruję wyłącznie w ramach bardziej śmiercionośnego gatunku metalu, tutaj najzwyczajniej w świecie zasypiam. Tak, że tego… Islandia to piękny kraj, mają się też czym pochwalić muzycznie. Jednak najnowsze dzieło Misþyrming do tego grona się nie zaliczy. Według mnie mega przeciętny album. 
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.