SINS OF THE DAMNED
„Striking the Bell of Death”
Shadow Kingdom Records 2019
Przyzwyczaiłem
się, do tego, że produkcje docierające do mnie z Chile, to najczęściej brutalna
Death lub Black Metalowa rzeźnia. A tu niespodzianka, gdyż Sins of the Damned
to kamanda, która para się bardziej klasycznymi odmianami metalowego
szaleństwa. Ich debiutancki album, to zgrabny miks Heavy/Speed/Thrash Metalu
podrasowany z lekka Death i Black Metalem. No nie powiem, całkiem przyjemnie
się tego słucha, choć o kolanach nie ma mowy. Agresywne,
klasycznie skrojone, zadziorne riffy ładnie wkręcają się pod potylicę, beczki z
wtórującym im basem raźno popierdalają do przodu, choć do ekstremalnych
prędkości im daleko, jadowity wokal uciekający w stronę Death Metalu pluje
żyletkami, wyrażając swoje
niezadowolenie i złość na rzeczywistość, w której przyszło żyć muzykom grupy w
mieście Santiago, a więc w miejscu, które określa się jako najbardziej wrogie
miejsce na ziemi, gdzie niepodzielną władzę sprawują przemoc i narkotyki. Bardzo
sprawna praca gitar rytmicznych uzupełniana jest stosunkowo prostymi partiami
solowymi, które wydają mi się dodatkowo nieco opóźnione w stosunku do
szalejących, melodyjnych riffów, tak, jakby nie mogły za nimi nadążyć.Mimo tego
niedociągnięcia „Striking…” będzie dla miłośników bardziej klasycznych dźwięków
z pewnością dobrym albumem. Muzyka jest energetyczna, chwytliwa, posiada sporą
dawkę kąśliwych melodii i całkiem przyjemnie kopie po zadkach. Fani wyraźnie
usłyszą tu nawiązania do Exciter, Razor, Whiplash, wczesnego Iron Maiden, czy
też Deathhammer lub Barbarian, jeżeli chodzi o bardziej współczesne zespoły.
Organiczne, zwarte, ostre i mocne brzmienie idealnie pasuje do muzyki Sins of
the Damned zapewniając wrażenia na odpowiednim poziomie. 37 minut mija
bezproblemowo, w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania, wiec nie ma przeciwwskazań,
aby po ich upływie ponownie wcisnąć „play”. Choć sam jestem zwolennikiem
bardziej dosadnych dźwięków, uczciwie muszę powiedzieć, że ta płytka wchodzi
gładko i bezproblemowo a nóżka sama tupie w rytm sekcji. Po kilku głębszych
zaczyna się machanie dyńką i próba śpiewu z wokalistą. Fajny materiał,
aczkolwiek ciężko zarobionych dutków bym na niego nie wydał.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.