VIUDA NEGRA
„Al Final / In the End”
(2cd)
Fighter Records 2019
Viuda
Negra, z angielskiego Black Widow, a po naszemu Czarna Wdowa, to Heavy Metalowy
zespół z Hiszpanii, który zaczynał w 1981 roku jako Hachazo. Później różnie
układały się ich losy, nagrywali jakieś demosy, czy single, ale dopiero po 38
latach zespół doczekał się debiutanckiego albumu. Za wytrwałość, konsekwencję i
samozaparcie mają u mnie szacun, chylę czoła (ale nie za nisko, gdyż z natury dosyć
dumny ze mnie skurwiel). Dobra wystarczy tego lizania po fiutach, przechodzimy
do meritum sprawy, czyli warstwy muzycznej albumu. „Al Final/In the End” to
klasyczny, głęboko zakorzeniony w tradycji gatunku Hard & Heavy materiał,
który miłośników takiego grania z pewnością nie raz szarpnie za torbę i
wymiętoli im kapucyna. Ta muzyka pozostaje w większości na tradycyjnej,
metalowej scenie lat 80-tych, słychać tu zatem echa pierwszych produkcji Iron
Maiden, Judas Priest, Saxon czy Accept, jest też tu sporo patentów typowo Hard
Rockowych, które mogą kojarzyć się choćby z tym, co robił w tamtych latach Guns'N'Roses. Dotyk progresywnego grania widoczny jest z kolei w partiach gitar, a
zwłaszcza w dopracowanych, bardzo dobrych partiach solowych. Generalnie wiosła
śmigają tu, aż miło i to głównie na ich tradycyjnych, zadziornych riffach
oparta jest ta płyta. Oczywiście sekcja także robi tu swoje, momentami grzmiąc
solidnie, kładąc stabilne i mocne fundamenty pod pracę wioślarzy. Gardłowy
doskonale uzupełnia warstwę instrumentalną tego albumu, operując tak samo
dobrze czystym, mocnym głosem, jak i bardziej agresywnymi, zaczepnymi, Heavy
Metalowymi wokalizami. Jak to w przypadku takiej muzy bywa, brzmienie jest
mocne i pełne, ale jednocześnie wysoce selektywne. Każdy instrument jest tu
doskonale słyszalny, dzięki czemu fani takich dźwięków mogę bez problemu
rozkoszować się wszystkimi, czającymi się tu smaczkami. Właśnie od takich,
klasycznych produkcji rozpoczynałem swoją przygodę z muzyką metalową, dopiero
później oddałem swą duszę i ciało brutalnej, bezkompromisowej, masakrującej
rzeźni, zatem płyta Czarnej Wdowy sprawiła mi sporą satysfakcję i dobrze się
przy niej bawiłem. „Al. Final / In the End” został wydany jako album
dwupłytowy. Pierwsza płyta to utwory w wersji oryginalnej z tekstami w języku
Hiszpańskim, natomiast płyta druga, to te same wałki z lirykami po Angielsku.
Nie oceniam, czy to dobry, czy zły pomysł. Mnie bardziej facjata cieszyła się,
gdy słuchałem płyty pierwszej, ale to już kwestia gustu indywidualnego
odbiorcy. Tak, czy siusiak zwolennicy klasyki mogą śmiało kupować tę płytkę, ci,
którzy preferują raczej brutalne pierdolnięcie, niech sobie odpuszczą i w ten
sposób równowaga w przyrodzie zostanie zachowana.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.