BLACK CRUCIFIXION
„Lightless Violent Chaos”
SéanceRecords
2019
Black
Crucifixion to kawał Black Metalowej historii i to nie tylko, jeżeli chodzi o scenę
Fińską. Ich pierwsze materiały (demo „The Fallen One of Flames” i Ep’ka
„Promethean Gift”) przez maniaków nadal otaczane są należnym im kultem i
uwielbieniem. W późniejszych latach muzyka Fińczyków ewoluowała przyłączając do
Black Metalowego kręgosłupa inne elementy muzyczne. Jeżeli spojrzymy na nurt
Czarnego Metalu to podobnie sprawa przedstawia się choćby z Ulver, Satyricon,
czy Enslaved, ale nie odbiegajmy od tematu, bowiem meritum sprawy jest tu
czwarty, pełny album Black Crucifixion, którego światową premierę 3.06.2019 r.
z dumą ogłosiła Sèance Records. „Lightless…” jest płytą, która w prostej linii
kontynuuje i rozwija wątki rozpoczęte na poprzedniej, wydanej w 2013 roku
„Coronation of King Darkness”. Mimo że nie jest to już tak bezkompromisowa
muza, jak na początku ich drogi, to nadal jest ona głęboko złowieszcza, tylko
teraz jest bardziej klimatyczna i zarazem na swój
pokrętny sposób czarująca i urzekająca. Kompulsywne rytmy wymieszane z
ciekawymi, zapadającymi w pamięć riffami i zaraźliwymi melodiami wciągają coraz
głębiej z każdym kolejnym przesłuchaniemi ani się człowiek obejrzy, a już nuci
te patenty przy goleniu. Mimo tego w tych wałkach cały czas obecna jest
mizantropia, posępna atmosfera i czai się tu zło. Zespół czerpie pełnymi
garściami z wielu gatunków. „Free of Light” to w zasadzie diabelski Rock,
„Deathless Be Me” łączy echo perkusji z warstwowo ułożonymi wiosłami, „Discipline”
to mariaż czystego, złowrogiego wokalu, lżejszych melodii i głęboko pulsującego
basu, a energetyczny „Of The Godless and Brave” prezentuje wyborne harmonie
gitarowe w asyście dudniących, korzennych czterech strun. Tej płyty można
słuchać wielokrotnie i za każdym razem wyłapuje się coraz to inne rozwiązania.
„Lightless…” wciąga, czaruje i zniewala, mimo że to nie do końca moje granie,
poza tym, jak na mój gust jest trochę zbyt rozproszona. Można zaryzykować
stwierdzenie, że to muza dla tych, którzy uwielbiają się gubić w tym, czego
słuchają. Podejrzewam, że album ten będzie miał tylu zwolenników, co i
przeciwników. Ja stoję gdzieś pośrodku. Chylę czoła przed kunsztem muzyków, ale
na kolana przed tą płytką nie klękam. Cóż, taki właśnie już jest Black
Crucifixion. Rzeźbi po swojemu w czarnej glinie, eksplorując wszelakie,
dźwiękowe, mroczne rewiry i zapewne tak
już pozostanie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.