ZAKŁADKI

wtorek, 9 lipca 2019

Recenzja Mylingar „Döda Själar”


Mylingar
„Döda Själar”
Amor Fati Productions 2019



Zjawy to stworzenie złośliwe i nieprzyjemne. Zwłaszcza jeśli ktoś w nie wierzy. Mylingar to szwedzkie określenie na błąkającego się ducha nieochrzczonego bachora. No i pięknie, bo takie odrzucone dusze zapewne są najbardziej złośliwe. Aby się o tym przekonać wystarczy włączyć nowy, drugi już w dyskografii zespołu z północy, krążek „Döda Själar”. Obecność sił nadprzyrodzonych jest tutaj odczuwalna przez całe czterdzieści minut, gdyż tyle ten album trwa. To z czym mamy do czynienia bawiąc się „Martwymi Duszami” to istny huragan, wybuchowa a zarazem nieco odmienna i tajemnicza mieszanka death i black metalu. Samo brzmienia albumu, utrzymane w podobnym klimacie jak w przypadku debiutu, odbiega daleko od ogólnie stosowanych standardów. W muzyce Szwedów panuje duchota, żar i piekący w oczy dym – idealny klimat dla astmatyków. Nawet jeśli ktoś nie choruje, to przy tych dźwiękach bankowo zacznie. Zło które wylewa się podczas słuchania tego materiału z głośników jest tak realne, że niemal można poczuć na skórze jego lodowaty dotyk. Gęste jak lawa fale wściekłych riffów dosłownie wbijają w fotel, siadają na gardle i duszą swoim ciężarem. Ni chuja nie ma tu melodyjnych czy chwytliwych zagrań, jest za to wsysający niczym czarna dziura czar, klimat pochłaniający bez granic. Jest moc, którą porównać można do siły żywiołów, niszczących wszystko, co im nieprzychylne. Bezlitosne kanonady, przeplatane nielicznymi zwolnieniami tworzą obraz porównywalny do sonicznej interpretacji dnia sądu ostatecznego. Osobną kwestią jest wokal. Takiego rzygu z głębi żołądka już dawno nie słyszałem. I bynajmniej nie mam na myśli jego tonacji, co zawartych w nim emocji. Wokalista, gdyby tylko mógł, wywróciłby na lewą stronę całe swoje wnętrze, by tylko wyrazić się w sposób wystarczająco dosadny. Kim jest ów gość, ciężko stwierdzić, gdyż zespół raczej nie jest skory do ujawnienia personaliów ludzi stojących za szyldem Mylingar.  Mimo wielkiej obfitości naprawdę dobrych zespołów, niełatwo jest obecnie wyróżnić się czymś na scenie. Malingar jest nietypowy, można powiedzieć, iż mimo zauważalnych inspiracji starą szkołą, na swój sposób oryginalny, co czyni ich muzykę jeszcze ciekawszą. Gdybym miał doszukiwać się porównań, to przychodzą mi do głowy dwa zespoły – Pissgrave i norweski Molested. Pierwsi ze względu na bezwzględną wściekłość wszechobecną na „Döda Själar”, drudzy pod względem brzmienia, stosowanych efektów i tajemniczego, podziemnego pogłosu. Nie ma się co za bardzo rozpisywać, album Szwedów ukaże się już niebawem nakładem Amor Fati. Ja nie mogę się już doczekać, gdyż jest to kawał zajebistej, śmiercionośnej muzy.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.