ZAKŁADKI

wtorek, 9 lipca 2019

Recenzja Phobia - Generation Coward


Phobia
„Generation Coward”
Willowtip Records 2019

Czasem mam ochotę na wpierdol. A jak już dostać wpierdol, to mocno, bo słabo się nie liczy. Wówczas zapuszczam sobie jakiś album  Phobia, w zasadzie randomowo, gdyż wszystkie ich wydawnictwa koszą po łbie jak pijany pracownik administracji osiedlowej trawnik o kurwa szóstej rano. „Generation Coward” to najnowszy, mający ukazać się lada chwila, album tej amerykańskiej formacji. Oczekujecie jakichś zmian? Ewolucji? Rozwoju (hyhy!) muzycznego? No to możecie sobie pospierdalać. Phobia to Phobia, i jestem pewny, że nikt i nic nigdy tego nie zmieni. Nowy matex zespołu to nadal nakurwianie na najwyższych obrotach i kąsanie wszystkich i wszystkiego w koło, niczym wściekły pies, któremu ślina kapie z mordy. Chłopaki niezmiennie napierdalają swoją mieszanka grinda z niewielka domieszką punkowego sznytu i chwała im za to. Niezmiernie jestem rad, iż są na tym łez padole zespoły, na których można polegać kak na Zawiszy. Mimo iż zespół istnieje już w chuj lat, nadal czuć u nich swoistą łatwość komponowania nowych strzałów i brak jakiegokolwiek ciśnienia na pęcherz. Trzynaście numerów, trwających circa piętnaście minut, to czysta soniczna anihilacja, kanonada blastów, wściekłego wokalu i wkurwionych riffów. Zero ballad, klawiszy czy atmosferycznych wstawek. Jest po staremu. Czasem w tle pojawi się przez chwilę szybka solówka potwierdzająca niebanalne umiejętności muzyków, gdyż nawet tworząc taką, na pierwszy rzut ucha, banalna napierdalawkę, w instrumenty trzeba umić. Rozdrabnianie się nad „Generation Coward” wydaje mnie się poniekąd bezsensowne, gdyż każdy fan zespołu i tak w ciemno kupi nowy krążek Amerykanów. Mogę jedynie zapewnić, iż i tym razem się nie zawiedzie. Phobia nadal miażdży kości, kopie w krocze i szcza wulgarnie leżącym na glebie pijakom do ryja. Tu nie ma zmiłuj.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.