ZAKŁADKI

piątek, 16 sierpnia 2019

Recenzja Witch Vomit "Buried Deep In a Bottomless Grave"



 Witch Vomit
"Buried Deep In a Bottomless Grave"
20 Buck Spin 2019



Jak to dobrze mieć swój kajecik. Trzy lata temu spotkałem się z debiutem Amerykanów, który mimo iż nie rozłożył mnie na łopatki, sprawiał wrażenie obiecującego krążka. Dlatego też zapisałem sobie, by koniecznie sprawdzić następne wydawnictwo tejże kapeli. Oczywiście bez żadnych podkreśleń czerwoną szminką i innych takich. Pochowanego w bezdennym grobie wykopałem więc bez pośpiechu, raczej łyżką do zupy niż koparką. Jednak dokopałem się do nie lada zgniłka. Najnowsze wydawnictwo Witch Vomit to jest bowiem tak zajebisty krok dla tego zespołu, jak ten, który poczynił na księżycu Neil Silnoręki. Tu już nie ma zabawy w półśrodki, od samego początku jest totalny, gniotący trzewia death-kurwa-metal na najwyższym poziomie. Przede wszystkim brzmienie tego albumu dosłownie zabija, pozera w pięć sekund, księdza w trzy, czy jak to szło... Jest masywne, tłuste, jednak zarazem dostatecznie czytelne i przejrzyste, by każdy z instrumentów był dokładnie słyszalny. Śmierdzi trupem na kilometr, mimo iż słychać, że polerka tutaj była, choć bez podwójnego woskowania. Natomiast same numery... Kurwa, no poezja. Jeśli ktoś stracił wiarę w stary, tradycyjny, zagrany bez żadnych udziwnień death metal, powinien po wysłuchaniu "Buried Deep..." uklęknąć na oba kolana i prosić Szatana o wybaczenie. Wściekłość tych śmierćpiosenek jest bowiem w stanie przyprawić ociekającego śliną psa o kompleksy. Witch Vomit serwują nam potężne riffy, chwilowe duszące zwolnienia oraz melodyjne, głównie na szwedzką, Dismemberowską nutę, fragmenty. Rzygający wokal dopełnia dzieła zniszczenia absolutnego, przy którym wybuch bomby jądrowej jest niczym pierdnięcie burka pod budą. Każdy, dosłownie każdy z siedmiu zamieszczonych na dwójce Jankesów utworów to istny huragan, killer, albo nawet Killerów dwóch. Wyśmienicie się tego słucha rano, w południe i w nocy. I co najważniejsze, te death metalowe hymny tak się wgryzają w mózgownicę, że po kilku odsłuchach dosłownie nie dają żyć. W zasadzie nie ma tu nic odkrywczego, możemy za to doszukać się miliona inspiracji, od wspomnianego wcześniej Dismember, przez Immolation, Incantation czy połowy  sceny fińskiej. No i chuj z tym, kogo to do chuja pana obchodzi? Dla mnie ten materiał to totalny strzał w pysk i będę tego słuchał bardzo kurwa często, gdyż jest to jeden z lepszych kopów w dupę, jakie w tym roku otrzymałem. Kto przejdzie obok tego albumu obojętnie, niech sobie w pokoju namaluje tęczę na suficie. Death-Kurwa-Metal chuje jebane! 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.