Witch Vomit
"Buried Deep In a
Bottomless Grave"
20 Buck Spin 2019
Jak to dobrze mieć swój kajecik. Trzy lata temu
spotkałem się z debiutem Amerykanów, który mimo iż nie rozłożył mnie na łopatki,
sprawiał wrażenie obiecującego krążka. Dlatego też zapisałem sobie, by
koniecznie sprawdzić następne wydawnictwo tejże kapeli. Oczywiście bez żadnych
podkreśleń czerwoną szminką i innych takich. Pochowanego w bezdennym grobie
wykopałem więc bez pośpiechu, raczej łyżką do zupy niż koparką. Jednak
dokopałem się do nie lada zgniłka. Najnowsze wydawnictwo Witch Vomit to jest
bowiem tak zajebisty krok dla tego zespołu, jak ten, który poczynił na księżycu
Neil Silnoręki. Tu już nie ma zabawy w półśrodki, od samego początku jest
totalny, gniotący trzewia death-kurwa-metal na najwyższym poziomie. Przede wszystkim brzmienie tego albumu dosłownie zabija, pozera w pięć
sekund, księdza w trzy, czy jak to szło... Jest masywne, tłuste, jednak zarazem
dostatecznie czytelne i przejrzyste, by każdy z instrumentów był dokładnie
słyszalny. Śmierdzi trupem na kilometr, mimo iż słychać, że polerka tutaj była,
choć bez podwójnego woskowania. Natomiast same numery... Kurwa, no poezja.
Jeśli ktoś stracił wiarę w stary, tradycyjny, zagrany bez żadnych udziwnień
death metal, powinien po wysłuchaniu "Buried Deep..." uklęknąć na oba
kolana i prosić Szatana o wybaczenie. Wściekłość tych śmierćpiosenek jest
bowiem w stanie przyprawić ociekającego śliną psa o kompleksy. Witch Vomit serwują
nam potężne riffy, chwilowe duszące zwolnienia oraz melodyjne, głównie na
szwedzką, Dismemberowską nutę, fragmenty. Rzygający wokal dopełnia dzieła
zniszczenia absolutnego, przy którym wybuch bomby jądrowej jest niczym
pierdnięcie burka pod budą. Każdy, dosłownie każdy z siedmiu zamieszczonych na
dwójce Jankesów utworów to istny huragan, killer, albo nawet Killerów dwóch.
Wyśmienicie się tego słucha rano, w południe i w nocy. I co najważniejsze, te
death metalowe hymny tak się wgryzają w mózgownicę, że po kilku odsłuchach
dosłownie nie dają żyć. W zasadzie nie ma tu nic odkrywczego, możemy za to
doszukać się miliona inspiracji, od wspomnianego wcześniej Dismember, przez
Immolation, Incantation czy połowy sceny
fińskiej. No i chuj z tym, kogo to do chuja pana obchodzi? Dla mnie ten
materiał to totalny strzał w pysk i będę tego słuchał bardzo kurwa często, gdyż
jest to jeden z lepszych kopów w dupę, jakie w tym roku otrzymałem. Kto
przejdzie obok tego albumu obojętnie, niech sobie w pokoju namaluje tęczę na
suficie. Death-Kurwa-Metal chuje jebane!
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.