ZAKŁADKI

czwartek, 5 września 2019

Recenzja Morbid Stench "Doom & Putrefaction"



Morbid Stench

„Doom & Putrefaction”

Putrid Cult 2019

Z tego co mi wiadomo, najwięcej diamentów wydobywa się w Afryce (Konga, nie-Konga, te sprawy). Czasem jednak tak się zdarza, że niezły taki kamyczek w stanie surowym można także wykopać w innych rejonach świata. Wujkowi Morgulowi udało się to w Ameryce Środkowej, konkretnie w Salwadorze. Morbid Stench, bo o nich tutaj mowa, to zespół który odkurza nieco już zapomnianą przeze mnie stylistykę. Ale za to z jakim skutkiem! Jeśli ktoś z was tęskni za latami świetności doom/death (tak, dokładnie w tej kolejności) metalu, to powinien natychmiast porzucić wszelkie doczesne zajęcia i zapoznać się z „Doom & Putrefaction”. Mówiąc szczerze, ja jakoś nie tęskniłem, ale chyba wyłącznie dlatego, iż na tym poletku od lat ciężko o jakąś powalającą pozycję. Wszystko zmieniło się w momencie gdy trzy miesiące temu po raz pierwszy włączyłem omawiany album. Kochacie wczesne Paradise Lost, My Dying Bride czy Anathema? To wyobraźcie sobie te trzy zespoły jako szklane wazony, każdy w innym kolorze. Morbid Stench tłucze owe naczynia na malutkie kawałeczki a następnie układa z nich przepiękną mozaikę, dorzucając dla ozdoby kilka dodatkowych barw. Salwadorczycy nagrali album, który brzmi potężnie, majestatycznie i choć nie do końca oryginalnie, to działa hipnotyzująco niczym oczy kobry. Poszczególnie utwory utrzymane są przeważnie w wolnym tempie, pozwalającym na to, byśmy odczuli na własnej skórze każdy z mnóstwa zawartych tu pomysłów. Poza ciężkimi, dołującymi riffami, pojawiają się tutaj hipnotyzujące Mackintosh’owe patenty, jak choćby w „El Despojo de un Redentor”. Wokalnie nie doświadczamy, na szczęście, żadnych eksperymentów z czystym śpiewaniem. Całość oparta jest o głęboki, ponury growl i oby zespołowi nie przyszło czasem do głowy, by ten fakt w przyszłości zmieniać, gdyż barwa The Master Butcher’a idealnie wkomponowuje się w prezentowaną przez zespół stylistykę. Największym chyba atutem tych nagrań jest fakt, iż nie użyto w nich nawet odrobiny klawisza. Cały niesamowity klimat został po staroszkolnemu stworzony za pomocą podstawowych instrumentów. Wieńczący płytę „Morbid Stench” to zdecydowanie najszybszy spośród sześciu tworzących „Doom & Putrefaction” utworów i zdecydowanie mój faworyt. Zgaduję, iż celowo został umieszczony na końcu, by nie pozostawić słuchaczowi innej opcji, jak tylko zaraz włączyć krążek od początku. Szlifuję ten diament od dłuższego czasu, lśni coraz piękniej a ja nie mogę przestać. Przy całej, niezwykle silnej, konkurencji debiut Morbid Stench to zdecydowanie jedna z najsilniejszych pozycji w katalogu Putrid Cult. Nie tylko tegorocznym, w ogóle. Wypatrujcie tej płyty, gdyż premiera już lada dzień.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.