ZAKŁADKI

wtorek, 10 września 2019

Recenzja Ripper "Sensory Stagnation"


Ripper
"Sensory Stagnation"
Unspeakable Axe Records 2019

Po trzech latach milczenia, chilijski oprawca powraca z nowym, jakże niecierpliwie wyczekiwanym przeze mnie materiałem. Nie będę bowiem ukrywał, iż Ripper skosił mnie równo z glebą w momencie kiedy to przypadkowo zetknąłem się z ich twórczością kilka lat temu. Od tamtej chwili działają na mnie jak zapach szynki na Reksia. Pierwsze uczucie którego dostarczył mi "Sensory Stagnation" to rozczarowanie. Nie jakieś przeogromne, takie tycie. Powód banalny – okazało się, iż jest to niestety jedynie mini a nie pełna płyta. No cóż, może to faktycznie tylko  dwadzieścia minut, jednak w tym przypadku ilość jest z powodzeniem rekompensowana przez jakość. Po krótkim, instrumentalnym wprowadzaczu, w którym już miód leje się na uszy na dźwięk pięknie plumkającego basu, atakują nas cztery konkretne, szybkie thrash-deathowe numery i robią to z wściekłością pijanych szerszeni. Mamy tutaj cały wachlarz ostrych jak brzytwa riffów, zmieniających się z szybkością kolejki w wesołym miasteczku. Gitarowe dialogi, okraszone wyjebistymi solówkami, to zdecydowanie najwyższa półka technicznego grzania. Skojarzenia z Atheist są tutaj jak najbardziej na miejscu, choć chłopaki nie zapominają także o starych mistrzach. W brutalniejszych partiach doszukać się można agresji znanej ze starego Kreator, Sodom czy Sepultura. Z kolei wspomniany wcześniej bas wygrywa takie zawijańce, że Steve DiGiorgio może z dumą spoglądać na swojego wybitnie uzdolnionego ucznia. Jeśli dorzucimy do tego fakt, iż wszystko zostało zarejestrowane z niezwykła dbałością o słyszalność detali, jednak nie przesadnie wyczyszczone i pozbawione ducha, to w zasadzie mamy album z gatunku perfekcyjnych. Muzyka zawarta na "Sensory Stagnation" wgryza się w zwoje mózgowe niczym kleszcz pod pachą a następnie tarmosi, rozrywa, poniewiera... Bez różnicy czy chłopaki grają wolniejszy, bardziej klimatyczny fragment, czy (co zdecydowanie częściej) grzeją do przodu jak Pendolino, nie potrafię na tym mini znaleźć ani jednego fragmentu nie spełniającego moich wysokich oczekiwań. Jak ktoś chce, niech się doszukuje, lata mi to kalafiorem. Łykam ten matex jak pelikan kaczkę i niecierpliwie czekam na następny, mam nadzieję iż tym razem już duży, album od Chilijczyków. Ripper po raz kolejny udowadniają, iż ich wydawnictwa można zamawiać w ciemno i to z zamkniętymi oczami.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.