ZAKŁADKI

czwartek, 3 października 2019

Recenzja HAGZISSA „They Ride Along”


HAGZISSA
„They Ride Along”
Iron Bonehead Productions 2019

Austriacka scena Black Metalowa zawsze miała swój charakter. Produkcje wypływające z tamtego kraju niby były tworzone w oparciu o utarte standardy i gatunkowe kanony, jednak poza pewnymi wyjątkami,  posiadały swój własny pierwiastek, odróżniający je od ich protoplastów. Podobnie ma się sprawa z debiutanckim albumem austriackiego zespołu Hagzissa. Obcujemy tu z klasycznym, momentami minimalistycznym wręcz Black Metalem tworzonym wg wielokrotnie wykorzystywanych już wzorców, jednak jest w tej produkcji coś, co nadaje jej swoistego, indywidualnego charakteru. Nie uświadczycie tu czarnej ekstremy, materiał ten ukierunkowany jest raczej na okultystyczny, mistyczny, rytualny klimat, który w głównej mierze oparty jest na zróżnicowanych, momentami psychotycznych wokalach, nawiedzonych szeptach, ciekawie pracujących wiosłach i delikatnie użytych przeszkadzajkach (jakieś tam skrzypeczki, dzwoneczki, trochę klawisza itd., itp.). Dominującymi cechami tego albumu są: charakterystyczne, przyjemne w pewien sposób, falujące rozwiązania rytmiczne, nagłe zmiany harmonii, którym towarzyszą szalone, gitarowe płomienie strzelające niespodziewanie, które podkreślają psychodeliczną intensywność twórczości Hagzissa. Początkowo ta płyta praktycznie w ogóle nie wywołała mojego zainteresowania, ale gdy posłuchałem jej drugi raz, nieco uważniej, wkręciłem się w dźwięki tworzone przez Austriaków. Płytka ta odrobinę kojarzy mi się z tym, co tworzyli na swych pierwszych produkcjach ich rodacy z Amestigon. Może nie dosłownie, ale wibracje, jakie tam czułem były bardzo podobne. Rytualną, złą atmosferę albumu podkręca charakterystyczne, surowe, drapieżne brzmienie z zaakcentowanym mocno, ołowianym basem. Okładka albumu podobnie, jak muzyka za pierwszym spojrzeniem wydaje się prymitywnie groteskowa, lecz gdy przyjrzymy się dokładniej, odkryjemy wiele różnorakich znaczeń w tym pozornie dziecinnym obrazku. I taka właśnie jest ta płyta, pozornie prosta, jak konstrukcja cepa, jednak nie do końca oczywista i wymagająca od słuchacza większego zaangażowania. Czy warto ją zgłębiać? Ja uważam, że tak, a Wy musicie sami posłuchać „They Ride Along” i odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.