czwartek, 8 lutego 2018

Świeża pogadanka z sosnowieckim Mentorem




Ten krótki wju miał być pierwotnie częścią kampanii reklamowej nadchodzącej edycji Into the Abyss Festival. Jak jednak większość z was już doskonale wie, organizatorom spierdoliły się niektóre sprawy i w związku z tym chłopaki z Mentor musieli opuścić zapowiadany skład trzeciej edycji tańca z Szatanem. Jako że, mimo wszystko chciało im się odpowiedzieć na kilka pytań (a konkretnie uczynił to King of Nothing), serdecznie zapraszam do czytadełka. Chyba warto, bo to niezły band jest.

Wjechaliście taranem na rynek muzyczny płytą „Guts, Graves and Blasphemy”. Jak to tak, panowie, styl oldskulowy w chuj, a sposób postępowania bardzo modern (Talking?). A gdzie obowiązkowe demo, EPusia czy inny splicik?

EPka właśnie miała być, ale nagrywało się ją  tak dobrze, że z rozmachu zrobiliśmy od razu całą płytę.  O splicie myśleliśmy po wydaniu „jedynki”, ale prawdopodobnie weźmiemy się do roboty i znowu zrobimy cały album. The Dead Goats wydawali pierwsze demo po długograju i kilku splitach. Mamy czas.

Debiutancki album wydaliście pod skrzydłami Arachnophobia. Na ile pomocny przy zawarciu umowy był fakt, iż można było was przedstawić nie jako zespół nikomu nieznanych młodzików, ale muzyków z czołowych polskich bandów? 

Krzysiek zawsze powtarzał, że najbardziej lubi wydawać płyty kolegów. I tu spore znaczenie mogła mieć jego współpraca z Haldorem przy „Klechdach” Thy Worshipper. W każdym razie kiedy post factum rozmawiałem z Kyniem o Mentorze, był bardzo zadowolony z wydania naszego materiału, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że dumny.

Jak się układała współpraca ze Słyżtofem? Co prawda label padł, ale mam dziwne podejrzenia, że jest to taki trik, żeby za chwilę powrócić z kolejnym mocnym uderzeniem. Coś wam wiadomo na ten temat? 

Współpraca układała się bardzo miło i profesjonalnie, cieszył zwłaszcza fakt, że podzielał on naszą wizję wydania tej płyty w trochę bardziej oldskulkowy sposób (jewel case, matowy papier we wkładce, takie tam duperele), no i sam zaproponował ten bajer z czerwonym trayem, co w moim odczuciu wyszło naprawdę świetnie. Nie zapominajmy też, że bez mrugnięcia zgodził się zrobić nam kasety.  Co do powrotu Arachnophobii... Fajnie by było i sam bym tego nam wszystkim życzył, ale to już chyba faktycznie zamknięty rozdział. Na ile znam Krzyśka, to z takich rzeczy by sobie nie żartował. A my kontrakt na następną płytę mamy      już wstępnie podpisany z inną wytwórnią.

Połowa składu Mentor tworzy także skład Thaw. Nie jesteście sobą czasem zmęczeni? Bo tak sobie czasem myślę, że to tak jakby mieszkać i pracować z żoną. Nie kłócicie się, że ktoś nie opuścił klapy w kiblu? 

Ciężko mi mówić za kolegów, ale wydaje mi się, że to jest na tyle inny rodzaj muzyki i energii, która jej towarzyszy, że ciężko się chłopakom w Mentorze nudzić. Przynajmniej na wspólnych wyjazdach nie widzę żadnych animozji pomiędzy nimi, a wiadomo, że jeśli ktoś od chlania woli zapalić jointa w hotelu i poczytać książkę, to wolna wola. 

Nie ma czasem takiej sytuacji, że zaplanowana jest próba Thaw, ale macie zajebistą zajawkę na punkowo-deathowy nakurw? Co w takiej sytuacji, odpuszczacie próbę, czy zmieniacie flagę nad perką i szlifujecie co wam w duszy gra? 

Raczej się tak nie zdarzyło. Artur, który pisze materiał dla obu kapel (przy czym w Thaw jest już chyba jakiś element pracy zbiorowej) dość metodycznie ustawia próby pod konkretny projekt.

Muzę tworzycie raczej nieskomplikowaną, ale w prosty napierdol też trzeba umić. Moim skromnym zdaniem najlepiej wychodzi to Niedomytemu Chujowi i właśnie wam. Czerpiecie inspiracje głównie z zamierzchłych czasów czy nowe zespoły także są w stanie jakoś na was wpłynąć? Czego ostatnio słuchacie najczęściej? 

Chyba głównie z klasyki, ale najróżniejszej – od hardcore'a, crustu, punka, rock'n'rolla po death i black metal... wszystkiego po trochu. Artur jest dużym fanem Black Breath czy Cro Mags i chyba z tego czerpie najsilniejsze inspiracje. Ale oczywiście staramy się być z muzyką na bieżąco, ja z takich napierdalankowych klimatów ostatnio bardzo polubiłem nową płytę Massgrav, fajnie też się słucha nowego Krigblast. Oba wydane w rodzimym Selfmadegod, polecam! No i wreszcie zdobyłem też Death Breath na CD, Szwecja w śmierć metal zawsze była dobra.

Tak samo jak sam przekaz muzyczny, okładka jest równie prosta, żeby nie powiedzieć banalna. Jaka jest jej geneza, siedliście po pijaku i stwierdziliście „jebał to pies, wpierdalamy czaszki”?


To chyba było naturalne rozwinięcie tytułu. A już przy pisaniu tekstów dostałem wytyczne, że ma być diabeł, zło itd., więc to, że poszliśmy w stylistykę bliską starym horrorom wydaje mi się jak najbardziej właściwe. Jako ciekawostkę mogę dodać, że pierwotny projekt Branci był o wiele bardziej hardcore'owy, dwie laski ruchające się z facetem na cmentarzu, zero cenzury. Wyglądało fajnie (no, może kolorystyka nieco do poprawy), ale jednak demokratycznie stwierdziliśmy, że chcemy coś bardziej klasycznego. Efekt jak najbardziej nam pasuje, ale to w końcu Branca, facet rzadko robi coś, do czego nie byłbym w 100% przekonany.

Wasza muzyka ma klasyczne brzmienie. Biorąc pod uwagę wszystkie nowinki techniczne,
nie jest czasem tak, że w obecnych czasach trzeba się napocić, by wskrzesić ducha choćby lat
90-tych? Nie tęsknisz za latami, gdy wszystko było raczej organiczne z natury?

Z jednej strony feeling jest cholernie ważny, bo te niektóre nowoczesne, sterylne produkcje są nie do zniesienia, ale z drugiej strony nikt mi nie powie, że stare płyty Black Sabbath mają jakieś tam niesamowite pierdolnięcie. Są świetnie wyprodukowane i mają rewelacyjny klimat, ale dopiero po latach technologia pokazała, jak naprawdę potężnie może brzmieć metal. Także jestem chyba gdzieś pośrodku – pewnie, organiczne brzmienie jest zawsze na plus, ale nie traktowałbym wszystkich nowinek technicznych jako zła wcielonego. Jeśli ktoś potrafi umiejętnie z nich skorzystać, to dlaczego miałby tego nie robić?

Ostatnimi czasy skład Mentor nieco zeszczuplał. Co było powodem rozstania z Bartkiem? Będziecie szukać zastępstwa, czy wspomożecie się sesyjnie jakimś fizycznym?
 
Lichy miał kilka zawirowań życiowych i na pewien czas rzucił granie na bębnach. Teraz wszystko już sobie poukładał i wrócił na stare śmieci. Od grudnia znowu z nami gra i mamy nadzieję, że ten stan się nie zmieni.

Nie widziałem was jeszcze na scenie. Na ile wasze podejście do prostoty przekłada się na występy na żywo. Stroicie się godzinę jak jakiś Dimmu Borgir, czy niczym Napalm Death – 5 minut soundchecku i napierdalamy? 

Szybki soundcheck, szybka sztuka. Zawsze.

Interesujecie się liczbą sprzedanych kopii waszego albumu, czy to raczej nie te czasy, by rozliczać się co do 10 sztuk z wydawcą? Zastanawiam się, ilu jeszcze jest maniaków podobnego wam grania którzy zdecydowali się na zakup fizycznego nośnika, a nie ograniczenia się jedynie do odsłuchu z jujuba. 

Szczerze mówiąc, niespecjalnie śledziliśmy jak sprzedaje się płyta. Chyba nie najgorzej, bo u Krzyśka domawialiśmy egzemplarze dwa razy, a on był już zdziwiony, kiedy domawialiśmy za pierwszym ...
Ja sam zbieram fizyczne nośniki, mam też zajoba na punkcie kaset, wydań specjalnych i całego tego gówna. Na YouTube nie zamierzam srać żurem, bo sam często korzystam z jego dobrodziejstw w celu obadania jakiejś kapeli. Ale jednak dopiero kiedy trzymam w rękach fizyczny nośnik to mam wrażenie prawdziwego obcowania z muzyką. Jesteśmy bardzo zadowolenie z tego, że „Guts, Graves and Blasphemy” ukazało się na CD, kasetach i winylu (tutaj eternalne podziękowania dla Tytusa z Unquiet Records, który się tego podjął).

Wozicie ze sobą jakieś stylowe wdzianka, stringi, kapelusze z logosem Mentor dla tych, którzy po koncercie zapragną się przebrać? 

Jeśli chodzi o merch, trzymamy się raczej standardów – koszulki, bluzy, muzyka. Jedyną fanaberią
u nas są chyba tylko naszywki, na które upierał się Artur. Oczywiście sprzedają się fatalnie.

Wypadliście przed chwilą ze składu trzeciej edycji Into the Abyss Fest. Bardzo was wkurwiają takie niespodzianki „za pięć dwunasta”?

Nie, nie mamy zupełnie wkurwa, bo rozumiemy, jakie były okoliczności i to nie organizator dał dupy. Będą inne okazje, a Into the Abyss mocno kibicujemy, bo potrzeba więcej takich festiwali w Polsce.

Macie jakieś większe plany koncertowe na najbliższe miesiące? 

Mamy całkiem sporo planów, ale nie wiem czy o wszystkich mogę napisać, bo jeszcze nie wszędzie nas ogłoszono. Pojawimy się na całkiem dużej ilości festiwali w Polsce, kilka z nich to będzie naprawdę spora sprawa. No i cieszymy się na support przed Exodus w katowickim Mega Clubie w czerwcu. A najbliższy koncert jaki zagramy będzie 23 marca w Katowicach, razem ze szczecińskim The Throne i śląskim Whalesong. Jak na kapelę z okolic Śląska zadziwiająco mało graliśmy dotychczas na swoim terenie. Czas to zmienić.

Za granicę też się wybieracie? Lepiej uważajcie na dupy, bo to się różnie może skończyć, jeśli wiecie o co chodzi. I nie ma się w sumie z czego śmiać. Jak zapatrujecie się na tej cały bajzel
z udziałem Decapitated? 

Mamy podpisany deal z francuska agencją Dead Pig Entertainment i coś tam chłopaki kombinują
z festiwalami zagranicznymi i trasą. Zobaczymy jak się to wszystko ułoży. Na pewno zawitamy w tym roku na Litwę, gdzie ogłoszona nas już na festiwalu Kilkim Zaibu. Co do „przygód” to jesteśmy raczej spokojni, każdy albo zaobrączkowany albo ma poukładane w głowie.

Pytałem już o to w kilku wywiadach, ale chciałbym poznać też wasze zdanie na ten temat … Publika metalowa ostatnimi czasy bardzo zgrzeczniała. To przyprawiające o ból trzewi „proszę”, „przepraszam, że pana szturłem i piwo wylałem, bo pan stał koło młyna”… Nie macie wrażenia, że niektórzy obecni (kurwa) „fani” to mjentkie pizdy? Grając taką chamską muzę nie macie czasem ochoty kazać połowie sali wypierdalać? 

Mogę mówić tylko za siebie, ale mi to akurat zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. O wiele bardziej irytuje mnie najebany dwumetrowy grubas robiący borutę w młynie niż typ, który spokojnie stoi sobie z piwkiem przy barze i nikomu nie zawadza. Przynajmniej z perspektywy uczestnika koncertu. Ze sceny... to szczerze mówiąc mam to w dupie. Fajnie jeśli publika żywiołowo odbiera naszą muzykę, ale to przede wszystkim ja mam się dobrze bawić na swoim koncercie. Nie mam już 19 lat i zwyczajnie na pewne rzeczy miewam już wyjebane.

Thaw niedawno wypuścił nową, zajebistą według mnie, płytę. Rozumiem, że teraz na spokojnie zajmiecie się dwójką Mentor? Może macie już gotowe jakieś numery i będzie nam dane usłyszeć je w marcu? 

Po drodze Artur nagrał jeszcze materiał ze swoim surf rockowym projektem Zgliszcza (a w składzie są też ludzie z Thaw i ARRM), ale teraz już faktycznie skupiamy się na Mentorze. Prace idą w dobrym tempie, na chwilę obecną mamy już trzy kawałki i teksty do nich, a w nadchodzących tygodniach powinno być tego więcej. Szybko i sprawnie – tak lubimy działać.

Co wam, jako muzykom, sprawia największą frajdę? Wiadomo, że muzę tworzy się do pewnego stopnia dla siebie, ale zawsze jakiś smajl się na gębie pojawia w szczególnych okolicznościach. 

Znowu mogę mówić tylko za siebie, ale ja zawsze lubię ten moment, kiedy stawiam nową płytę na półkę – idzie za tym pewne poczucie spełnienia. No i oczywiście koncerty też potrafią przywołać uśmiech na twarzy, kilka z nich zapamiętamy na pewno do końca życia.

Coś na koniec do tych, którym będzie się chciało przy najbliższej okazji pobawić pod sceną przy dźwiękach Mentor? Dzięki za poświęcony czas. 

Chodźcie celebrować z nami Szatana.

Pogadanka: jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.