Ten krótki
wju miał być pierwotnie częścią kampanii reklamowej nadchodzącej edycji Into
the Abyss Festival. Jak jednak większość z was już doskonale wie, organizatorom
spierdoliły się niektóre sprawy i w związku z tym chłopaki z Mentor musieli opuścić zapowiadany skład trzeciej edycji tańca
z Szatanem. Jako że, mimo wszystko chciało im się odpowiedzieć na kilka pytań
(a konkretnie uczynił to King of Nothing), serdecznie zapraszam do czytadełka.
Chyba warto, bo to niezły band jest.
Wjechaliście taranem na rynek muzyczny płytą „Guts, Graves and
Blasphemy”. Jak to tak, panowie, styl oldskulowy w chuj, a sposób postępowania
bardzo modern (Talking?). A gdzie obowiązkowe demo, EPusia czy inny splicik?
EPka
właśnie miała być, ale nagrywało się ją
tak dobrze, że z rozmachu zrobiliśmy od razu całą płytę. O splicie myśleliśmy po wydaniu „jedynki”,
ale prawdopodobnie weźmiemy się do roboty i znowu zrobimy cały album. The Dead
Goats wydawali pierwsze demo po długograju i kilku
splitach. Mamy czas.
Debiutancki album wydaliście pod skrzydłami Arachnophobia. Na ile
pomocny przy zawarciu umowy był fakt, iż można było was przedstawić nie jako
zespół nikomu nieznanych młodzików, ale muzyków z czołowych polskich bandów?
Krzysiek
zawsze powtarzał, że najbardziej lubi wydawać płyty kolegów. I tu spore
znaczenie mogła mieć jego współpraca z Haldorem przy „Klechdach” Thy
Worshipper. W każdym razie kiedy post factum rozmawiałem z Kyniem o Mentorze, był
bardzo zadowolony z wydania naszego materiału, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie,
że dumny.
Jak się układała współpraca ze Słyżtofem? Co prawda label padł, ale
mam dziwne podejrzenia, że jest to taki trik, żeby za chwilę powrócić z
kolejnym mocnym uderzeniem. Coś wam wiadomo na ten temat?
Współpraca
układała się bardzo miło i profesjonalnie, cieszył zwłaszcza fakt, że podzielał
on naszą wizję wydania tej płyty w trochę bardziej oldskulkowy sposób (jewel
case, matowy papier we wkładce, takie tam duperele), no i sam zaproponował ten
bajer z czerwonym trayem, co w moim odczuciu wyszło naprawdę świetnie. Nie
zapominajmy też, że bez mrugnięcia zgodził się zrobić nam kasety. Co do powrotu Arachnophobii... Fajnie by było
i sam bym tego nam wszystkim życzył, ale to już chyba faktycznie zamknięty
rozdział. Na ile znam Krzyśka, to z takich rzeczy by sobie nie żartował. A my
kontrakt na następną płytę mamy już
wstępnie podpisany z inną wytwórnią.
Połowa składu Mentor tworzy także skład Thaw. Nie jesteście sobą
czasem zmęczeni? Bo tak sobie czasem myślę, że to tak jakby mieszkać i pracować
z żoną. Nie kłócicie się, że ktoś nie opuścił klapy w kiblu?
Ciężko
mi mówić za kolegów, ale wydaje mi się, że to jest na tyle inny rodzaj muzyki i
energii, która jej towarzyszy, że ciężko się chłopakom w Mentorze nudzić.
Przynajmniej na wspólnych wyjazdach nie widzę żadnych animozji pomiędzy nimi, a
wiadomo, że jeśli ktoś od chlania woli zapalić
jointa w hotelu i poczytać książkę, to wolna wola.
Nie ma czasem takiej sytuacji, że zaplanowana jest próba Thaw, ale
macie zajebistą zajawkę na punkowo-deathowy nakurw? Co w takiej sytuacji,
odpuszczacie próbę, czy zmieniacie flagę nad perką i szlifujecie co wam w duszy
gra?
Raczej
się tak nie zdarzyło. Artur, który pisze materiał dla obu kapel (przy czym w
Thaw jest już chyba jakiś element pracy zbiorowej) dość metodycznie ustawia
próby pod konkretny projekt.
Muzę tworzycie raczej nieskomplikowaną, ale w prosty napierdol też
trzeba umić. Moim skromnym zdaniem najlepiej wychodzi to Niedomytemu Chujowi i
właśnie wam. Czerpiecie inspiracje głównie z zamierzchłych czasów czy nowe
zespoły także są w stanie jakoś na was wpłynąć? Czego ostatnio słuchacie
najczęściej?
Chyba
głównie z klasyki, ale najróżniejszej – od hardcore'a, crustu, punka,
rock'n'rolla po death i black metal... wszystkiego po trochu. Artur jest dużym
fanem Black Breath czy Cro Mags i chyba z tego czerpie najsilniejsze
inspiracje. Ale oczywiście staramy się być z muzyką na bieżąco, ja z takich
napierdalankowych klimatów ostatnio bardzo polubiłem nową płytę Massgrav,
fajnie też się słucha nowego Krigblast. Oba wydane w rodzimym Selfmadegod,
polecam! No i wreszcie zdobyłem też Death Breath na CD, Szwecja w śmierć metal
zawsze była dobra.
Tak samo jak sam przekaz muzyczny, okładka jest równie prosta, żeby
nie powiedzieć banalna. Jaka jest jej geneza, siedliście po pijaku i
stwierdziliście „jebał to pies, wpierdalamy czaszki”?
To
chyba było naturalne rozwinięcie tytułu. A już przy pisaniu tekstów dostałem
wytyczne, że ma być diabeł, zło itd., więc to, że poszliśmy w stylistykę bliską
starym horrorom wydaje mi się jak najbardziej właściwe. Jako ciekawostkę mogę
dodać, że pierwotny projekt Branci był o wiele bardziej hardcore'owy, dwie
laski ruchające się z facetem na cmentarzu, zero cenzury. Wyglądało fajnie (no,
może kolorystyka nieco do poprawy), ale jednak demokratycznie stwierdziliśmy,
że chcemy coś bardziej klasycznego. Efekt jak najbardziej nam pasuje, ale to w
końcu Branca, facet rzadko robi coś, do czego nie byłbym w 100% przekonany.
Wasza muzyka ma klasyczne brzmienie. Biorąc pod uwagę wszystkie
nowinki techniczne,
nie jest czasem tak, że w obecnych czasach trzeba się napocić, by wskrzesić ducha choćby lat
90-tych? Nie tęsknisz za latami, gdy wszystko było raczej organiczne z natury?
nie jest czasem tak, że w obecnych czasach trzeba się napocić, by wskrzesić ducha choćby lat
90-tych? Nie tęsknisz za latami, gdy wszystko było raczej organiczne z natury?
Z
jednej strony feeling jest cholernie ważny, bo te niektóre nowoczesne, sterylne
produkcje są nie do zniesienia, ale z drugiej strony nikt mi nie powie, że
stare płyty Black Sabbath mają jakieś tam niesamowite pierdolnięcie. Są
świetnie wyprodukowane i mają rewelacyjny klimat, ale dopiero po latach
technologia pokazała, jak naprawdę potężnie może brzmieć metal. Także jestem
chyba gdzieś pośrodku – pewnie, organiczne brzmienie jest zawsze na plus, ale
nie traktowałbym wszystkich nowinek technicznych jako zła wcielonego. Jeśli
ktoś potrafi umiejętnie z nich skorzystać, to dlaczego miałby tego nie robić?
Ostatnimi czasy skład Mentor nieco zeszczuplał. Co było powodem
rozstania z Bartkiem? Będziecie szukać zastępstwa, czy wspomożecie się sesyjnie
jakimś fizycznym?
Lichy
miał kilka zawirowań życiowych i na pewien czas rzucił granie na bębnach. Teraz
wszystko już sobie poukładał i wrócił na stare śmieci. Od grudnia znowu z nami
gra i mamy nadzieję, że ten stan się nie zmieni.
Nie widziałem was jeszcze na scenie. Na ile wasze podejście do
prostoty przekłada się na występy na żywo. Stroicie się godzinę jak jakiś Dimmu
Borgir, czy niczym Napalm Death – 5 minut soundchecku i napierdalamy?
Szybki
soundcheck, szybka sztuka. Zawsze.
Interesujecie się liczbą sprzedanych kopii waszego albumu, czy to
raczej nie te czasy, by rozliczać się co do 10 sztuk z wydawcą? Zastanawiam
się, ilu jeszcze jest maniaków podobnego wam grania którzy zdecydowali się na
zakup fizycznego nośnika, a nie ograniczenia się jedynie do odsłuchu z jujuba.
Szczerze
mówiąc, niespecjalnie śledziliśmy jak sprzedaje się płyta. Chyba nie najgorzej,
bo u Krzyśka domawialiśmy egzemplarze dwa razy, a on był już zdziwiony, kiedy
domawialiśmy za pierwszym ...
Ja sam zbieram fizyczne nośniki, mam też zajoba na punkcie kaset, wydań specjalnych i całego tego gówna. Na YouTube nie zamierzam srać żurem, bo sam często korzystam z jego dobrodziejstw w celu obadania jakiejś kapeli. Ale jednak dopiero kiedy trzymam w rękach fizyczny nośnik to mam wrażenie prawdziwego obcowania z muzyką. Jesteśmy bardzo zadowolenie z tego, że „Guts, Graves and Blasphemy” ukazało się na CD, kasetach i winylu (tutaj eternalne podziękowania dla Tytusa z Unquiet Records, który się tego podjął).
Ja sam zbieram fizyczne nośniki, mam też zajoba na punkcie kaset, wydań specjalnych i całego tego gówna. Na YouTube nie zamierzam srać żurem, bo sam często korzystam z jego dobrodziejstw w celu obadania jakiejś kapeli. Ale jednak dopiero kiedy trzymam w rękach fizyczny nośnik to mam wrażenie prawdziwego obcowania z muzyką. Jesteśmy bardzo zadowolenie z tego, że „Guts, Graves and Blasphemy” ukazało się na CD, kasetach i winylu (tutaj eternalne podziękowania dla Tytusa z Unquiet Records, który się tego podjął).
Wozicie ze sobą jakieś stylowe wdzianka, stringi, kapelusze z
logosem Mentor dla tych, którzy po koncercie zapragną się przebrać?
Jeśli
chodzi o merch, trzymamy się raczej standardów – koszulki, bluzy, muzyka.
Jedyną fanaberią
u nas są chyba tylko naszywki, na które upierał się Artur. Oczywiście sprzedają się fatalnie.
u nas są chyba tylko naszywki, na które upierał się Artur. Oczywiście sprzedają się fatalnie.
Wypadliście
przed chwilą ze składu trzeciej edycji Into the Abyss Fest. Bardzo was
wkurwiają takie niespodzianki „za pięć dwunasta”?
Nie, nie mamy zupełnie wkurwa, bo
rozumiemy, jakie były okoliczności i to nie organizator dał dupy. Będą inne
okazje, a Into the Abyss mocno kibicujemy, bo potrzeba więcej takich festiwali
w Polsce.
Macie jakieś większe plany koncertowe na najbliższe miesiące?
Mamy
całkiem sporo planów, ale nie wiem czy o wszystkich mogę napisać, bo jeszcze
nie wszędzie nas ogłoszono. Pojawimy się na całkiem dużej ilości festiwali w
Polsce, kilka z nich to będzie naprawdę spora sprawa. No i cieszymy się na
support przed Exodus w katowickim Mega Clubie w czerwcu. A najbliższy koncert jaki zagramy będzie 23 marca w Katowicach,
razem ze szczecińskim The Throne i śląskim Whalesong. Jak na kapelę z okolic
Śląska zadziwiająco mało graliśmy dotychczas na swoim terenie. Czas to zmienić.
Za granicę też się wybieracie? Lepiej uważajcie na dupy, bo to się
różnie może skończyć, jeśli wiecie o co chodzi. I nie ma się w sumie z czego
śmiać. Jak zapatrujecie się na tej cały bajzel
z udziałem Decapitated?
z udziałem Decapitated?
Mamy
podpisany deal z francuska agencją Dead Pig Entertainment i coś tam chłopaki
kombinują
z festiwalami zagranicznymi i trasą. Zobaczymy jak się to wszystko ułoży. Na pewno zawitamy w tym roku na Litwę, gdzie ogłoszona nas już na festiwalu Kilkim Zaibu. Co do „przygód” to jesteśmy raczej spokojni, każdy albo zaobrączkowany albo ma poukładane w głowie.
z festiwalami zagranicznymi i trasą. Zobaczymy jak się to wszystko ułoży. Na pewno zawitamy w tym roku na Litwę, gdzie ogłoszona nas już na festiwalu Kilkim Zaibu. Co do „przygód” to jesteśmy raczej spokojni, każdy albo zaobrączkowany albo ma poukładane w głowie.
Pytałem już o to w kilku wywiadach, ale chciałbym poznać też wasze
zdanie na ten temat … Publika metalowa ostatnimi czasy bardzo zgrzeczniała. To
przyprawiające o ból trzewi „proszę”, „przepraszam, że pana szturłem i piwo
wylałem, bo pan stał koło młyna”… Nie macie wrażenia, że niektórzy obecni
(kurwa) „fani” to mjentkie pizdy? Grając taką chamską muzę nie macie czasem
ochoty kazać połowie sali wypierdalać?
Mogę
mówić tylko za siebie, ale mi to akurat zupełnie nie przeszkadza, wręcz
przeciwnie. O wiele bardziej irytuje mnie najebany dwumetrowy grubas robiący
borutę w młynie niż typ, który spokojnie stoi sobie z piwkiem przy barze i
nikomu nie zawadza. Przynajmniej z perspektywy uczestnika koncertu. Ze sceny...
to szczerze mówiąc mam to w dupie. Fajnie jeśli publika żywiołowo odbiera naszą
muzykę, ale to przede wszystkim ja mam się dobrze bawić na swoim koncercie. Nie
mam już 19 lat i zwyczajnie na pewne rzeczy miewam już wyjebane.
Thaw niedawno wypuścił nową, zajebistą według mnie, płytę. Rozumiem,
że teraz na spokojnie zajmiecie się dwójką Mentor? Może macie już gotowe jakieś
numery i będzie nam dane usłyszeć je w marcu?
Po
drodze Artur nagrał jeszcze materiał ze swoim surf rockowym projektem Zgliszcza
(a w składzie są też ludzie z Thaw i ARRM), ale teraz już faktycznie skupiamy
się na Mentorze. Prace idą w dobrym tempie, na chwilę obecną mamy już trzy
kawałki i teksty do nich, a w nadchodzących tygodniach powinno być tego więcej.
Szybko i sprawnie – tak lubimy działać.
Co wam, jako muzykom, sprawia największą frajdę? Wiadomo, że muzę
tworzy się do pewnego stopnia dla siebie, ale zawsze jakiś smajl się na gębie
pojawia w szczególnych okolicznościach.
Znowu
mogę mówić tylko za siebie, ale ja zawsze lubię ten moment, kiedy stawiam nową
płytę na półkę – idzie za tym pewne poczucie spełnienia. No i oczywiście
koncerty też potrafią przywołać uśmiech na twarzy, kilka z nich zapamiętamy na
pewno do końca życia.
Coś na koniec do tych, którym będzie się chciało przy najbliższej
okazji pobawić pod sceną przy dźwiękach Mentor? Dzięki za poświęcony czas.
Chodźcie
celebrować z nami Szatana.
Pogadanka:
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.