Wywiady / Interviews


- ABY PRZECZYTAĆ STARSZE WYWIADY PRZEWIŃ W DÓŁ / FOR OLDER INTERVIEWS SCROLL DOWN 


ENGLISH VERSION BELOW (JUST SCROLL DOWN)

CRYPTORIUM

Cryptorium to kolejny w ostatnim czasie, wielce obiecujący młody zespół ze Szwecji, wykonujący muzykę z gatunku death metal. Mający się lada chwila ukazać debiutancki album grupy, zatytułowany „Descent into Lunacy”, to pół godziny amalgamatu wszystkiego, co stanowiło o sile rodzimej autorom sceny na początku i w połowie lat dziewięćdziesiątych. Tak mi ten materiał podszedł, że postanowiłem zadać Fabianowi (git./voc.) kilka pytań. Odpowiedzi, jakich mi młodzieniec udzielił są jednak bardzo zdawkowe, co tłumaczyć chyba należy młodym jeszcze wiekiem (koleżka dosłownie kilka dni temu celebrował szesnaste urodziny), brakiem doświadczenia, a może i niezbyt jeszcze wysokim opanowaniem języka obcego. Coś tam jednak mi powiedział, aczkolwiek od razu zaznaczam, że szału nie ma. Jeśli zatem poczujecie się rozczarowani, to włączcie sobie wspomniany na wstępie krążek. Tam dostaniecie na pewno więcej treści niż poniżej.

Cryptorium to zespół składający się z młodych ludzi w wieku 16-17 lat. Powiedz mi, skąd u was zainteresowanie muzyką, która narodziła się w czasie, kiedy was nawet jeszcze nie było w planach?

W przypadku każdego z nas wyglądało to chyba nieco inaczej. Ja zaczynałem od hard rocka, zespołów takich jak Motorhead i im podobne. Potem przyszedł czas na cięższe brzmienie i black / death metal, czyli Nifelheim, At The Gates czy Grave.

Bardzo ciężko dziś wymyśleć nazwę, która byłaby staroszkolna, a jednocześnie nie byłaby powtarzalna. Wam udało się to przynajmniej połowicznie. Zdajecie sobie sprawę, że wcześniej były dwa zespoły o takiej samej nazwie? Kto z was wpadł na Cryptorium?

To był mój pomysł. Tak, wiem, że są inne zespoły o tej samej nazwie, ale albo wykonują inny gatunek muzyczny, albo po prostu już nie istnieją, więc niespecjalnie mnie obchodzą. Zresztą nasza nazwa nic szczególnego tak naprawdę nie oznacza.

Przy okazji. Metal Archives pokazuje waszą nazwę w dwóch wariantach, także jako Kryptorium. O co chodzi?

Ludzie chyba po prostu mają problem z poprawnym napisaniem naszej nazwy.

Kto wam zrobił logo?

Koleś z Instagrama, o nazwie Krivstovartworks. Świetny koleś, walcie do niego śmiało w razie potrzeby.

Okładka waszego debiutu to stuprocentowy oldschool. Pytanie podobne: kto i ile było w tym waszych wskazówek?

Okładka została wykonana przez fińskiego artystę o pseudonimie Slimeweaver. Jako że doskonale pasowała do naszej muzyki, to ją od niego odkupiliśmy. To naprawdę super człowiek i utalentowany artysta, pełne wsparcie!

Kultywujecie rodzime tradycje grając szwedzki death metal. Nie jest to jednak kolejny klon Entombed / Dismember. Osobiście słyszę u was sporo Gorement, Excruciate czy wczesnego Cemetery. Który z zespołów uznajecie za największą świadomą inspirację?

Staramy się czerpać inspiracje z różnych źródeł i różnych zespołów, choćby Unleashed, Dismember, Entombed, Gorement, Dissection, Traumatic, Carcass, ale także nowszych, na przykład Undergang czy Malformed.

Szkoła Sztokholmska to jedna strona medalu. Zawsze rywalizowała z nią scena z Goteborga. Stoicie w tym temacie po jednej stronie barykady, czy jesteście fanami obu trendów?

Obie te sceny są naprawdę niezłe, ale scena Goteborska z czasem mocno zmiękła. Czyli jednak zespoły ze Sztokholmu są chyba lepsze.

Kto jest głównym kompozytorem w Cryptorium? Jeden człowiek, czy każdy dorzuca swoje trzy grosze?

Głównym kompozytorem jestem ja, choć każdy z nas może dorzucić swoje trzy grosze. Zazwyczaj siadamy i omawiamy dany utwór wspólnie, sprawdzamy, czy każdemu się podoba.

Do pisania tekstów inspiruje was literatura, film, życie, czy może po prostu teksty waszych muzycznych idoli?

Także ja jestem autorem tekstów. Inspirują mnie różne rzeczy. Czasem znajdę jakiś ciekawy motyw w książce albo w filmie, ale zazwyczaj staram się tworzyć coś własnego.

Gracie śmierć metal. Teoretycznie śmierć wam jeszcze przez długi czas nie grozi. Jak się na nią zapatrujecie?

Nie mogę się jej doczekać.

Myślicie że to w ogóle możliwe by dziś w gatunku death metal nagrać coś całkowicie oryginalnego?

Jestem przekonany, że nie.

Jednocześnie wasze brzmienie to nie typowy „Left Hand Path”. Powiedziałbym, że chwilami, w szybszych partiach, bliżej wam nawet do brytyjskiego Necrosanct. To świadomy wybór, żeby nie powielać oklepanego wzoru, czy tak wyszło przypadkowo?

To prawdopodobnie zupełny zbieg okoliczności, bo nigdy w życiu nie słyszałem o Necrosanct.

Kiedy byłem w waszym wieku, metal, w głównej mierze, jeśli nie był stricte satanistyczny, to przynajmniej stał w opozycji do religii. Jakie jest wasze nastawienie do Chrześcijaństwa i religii jako tako?

Tak naprawdę mamy to w dupie.


Jak doszło do umowy między wami a Personal Records?

Nasz znajomy z zespołu Impurity polecił im nas, zatem po uzgodnieniu satysfakcjonujących obie strony warunków podpisaliśmy z nimi deal.

Zastanawiam się, bo jeszcze nie jesteście pełnoletni… W uzgadnianiu wszelkich prawnych szczegółów musieli uczestniczyć wasi rodzice? Jaki jest ich stosunek do waszego „hobby”?

Nasz kontrakt nie jest dokumentem prawnym, a jedynie formalną umową. Nasi rodzice uczestniczyli w jej zawarciu, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni.

No właśnie, hobby. Od tego się zaczyna a potem, po jakimś czasie muzycy zaczynają myśleć o zespole jako pracy na pełen etat. Jakie jest wasze podejście do zarabiania pieniędzy z muzykowania? Nie myślicie, że na pewnym etapie wiąże się to jednak z pójściem na pewne ustępstwa?

My tak naprawdę nie robimy nic innego poza dobrą zabawą i spędzaniem czasu na wspólnej pasji.

Graliście już jakieś koncerty?

Dotychczas udało nam się zagrać pięć sztuk.

Jak wyobrażacie sobie swój koncert idealny? Tysiąc ludzi stojących i filmujących wasz show, potem wrzucający to w Internet, czy dwudziestu maniaków zabijających się w dzikim tańcu pod sceną?

Chyba wolelibyśmy koncert w jakimś mniejszym klubie z szalejącą publicznością.

Jak widzicie rozwój Cryptorium w przyszłości? Myślisz, że pozostaniecie wierni gatunkowi po wsze czasy, czy nie uważasz fuzji z innymi stylami, niekoniecznie czysto metalowymi, za coś złego?

Mieszanie metalu z innymi gatunkami muzycznymi zdecydowanie nie jest najlepszym pomysłem. W tej chwili nie jestem w stanie określić, w jakim kierunku rozwinie się nasza muzyka. Odpowie na to czas.

Kiedyś, za mojej młodości, jak nie miałeś długich włosów, to nie byłeś metalowcem. Dziś podejście do wizerunku jest chyba bardziej liberalne. Jak ważny jest dla was image. I przyznajcie się, chcielibyście mieć już włosy do pasa?

Wygląd jest oczywiście ważny, ale nie najważniejszy. Muzyka musi bronić się sama. Nie chcemy być jednym z tych zespołów, które wyglądają  odpowiednio, ale grają chujowo.

Zastanawiacie się czasem co by było, gdybyście się urodzili czterdzieści lat temu? Myślisz, że starczyłoby wam pomysłów własnych by zaistnieć na scenie w latach dziewięćdziesiątych?

Myślę, że nie mielibyśmy zbyt wielkich szans, jako że konkurencja była wtedy na nieporównywalnie wyższym poziomie.

Z drugiej strony o wiele łatwiej dziś nagrać płytę, dotrzeć do ludzi, choćby przez Internet. Myślisz, że dziś death metal to część show businessu czy nadal głębokie podziemie, przynajmniej w waszych oczach?

Death metal, przynajmniej z założenia, powinien być undergroundowy, więc mamy nadzieję, że takim pozostanie.

Współczesna scena szwedzka zdaje się bardzo silna, szczególnie jeśli mówimy o młodych zespołach, tworzonych przez nastolatków. Z tych wybijających się - Sarcator, Atonement, teraz Cryptorium… Więcej jest tam u was nieodkrytych jeszcze i nieoszlifowanych perełek?

Tak, choćby nasi znajomi z Interred czy Menecia.

Mówi się, że Szwecja, podobnie jak wcześniej inne kraje europejskie, ulega powolnej islamizacji. Jak widzicie to wy, jako ludzie młodzi?

Nie chcemy wypowiadać się na tematy polityczne.

Każdy zespół, zwłaszcza na początku kariery, o czymś marzy. Jakie są wasze największe nadzieje związane z Cryptorium?

Chcemy grać death metal na żywca.

Wiesz coś o Polsce? Co ci się z moim krajem kojarzy?

Piwo, piwo, piwo! (napisał po polsku)

Plany na najbliższą przyszłość i ostatnie słowo.

Nasz album „Descent into Lunacy” wychodzi 29-go listopada. Sprawdźcie go! Pierwszy numer „ Void of Life” już krąży po sieci. Dzięki za wywiad.

- jesusatan

 

Cryptorium is another recent, highly promising young band from Sweden, performing death metal. The band's soon to cum debut album, entitled “Descent into Lunacy,” is a half-hour of the amalgam of everything that constituted the strength of the country's auteur scene in the early and mid-nineties. I was so taken with this material that I decided to ask Fabian (git./voc.) some questions. The answers the young man gave me, however, were very perfunctory, which is probably explained by his still young age (the guy literally celebrated his sixteenth birthday a few days ago), lack of experience, or perhaps not yet very high fluency in a foreign language. He did, however, tell me something, although I point out right away that there’s no frenzy in. So if you feel disappointed, check out the album mentioned in the introduction. There you will certainly get more content than below.

Cryptorium is a band made up of young people aged 16-17. Tell me, where did you get your interest in music that was born at a time when you weren't even around yet?

 It’s different for all band members, but for me it started with hard rock such as Motörhead etc and progressed into black and death metal through the bands Nifelheim, At The Gates and Grave.

 It's very hard today to come up with a name that's old-school and at the same time not repetitive. You guys have succeeded at least halfway. Did you know that there were previously two bands with the same name as yours? Who you came up with the name Cryptorium?

 It was me. Yes there are other bands called the same name but they are different genres or not active so who cares? Also, the name doesn’t have a meaning at all.

By the way. Metal Archives shows your name in two variants, also as Kryptorium. What is it all about?

 People seem to have a hard time spelling the name.

Who made your logo?

 Krivstovartworks on Instagram, really cool guy! Shout out to him.

 The cover art of your debut is 100% old school. So again, who made it and how much was your guidance in it?

The artwork was made by Finnish artist Slimeweaver. It fitted perfectly for the music so we bought it from him. He is a great guy and a great artist, massive support!

 You cultivate your native traditions by playing Swedish death metal. However, this is not another Entombed / Dismember clone. Personally, I hear a lot of Gorement, Excruciate or early Cemetery in it. Which band do you consider your biggest conscious inspiration?

We try to take influences from a lot of different stuff such as Unleashed, Dismember, Entombed, Desultory, Excruciate, Gorement, Dissection, Traumatic, Carcass and even newer bands like Undergang and Malformed.

The Stockholm School is one side of the coin. It has always been rivaled by the Goteborg scene. Do you stand on one side of the barricade on this subject, or are you a fan of both trends?

Both are great, but Gothenburg scene got softer over the years and overall the Stockholm bands are better.

 Who is the main composer in Cryptorium? Just one man, or does everyone add their two cents?

 I write most of the riffs and music and we arrange all the music together and everyone can have their own sayings about the songs.

Writing lyrics, are you inspired by literature, film, life, or just the lyrics of your musical idols? Who is the poet in the band?

 I write the lyrics. My source for inspiration differs, sometimes I pick something up in a book or a movie but mostly I try to come up with everything myself.

 You play death metal. Theoretically, death doesn't concern you for a long time yet. How do you look at “death”?

 Looking forward to it.

Do you think it is at all possible to record something completely original in the death metal genre today?

 Nope, we definitely didn’t.

 Your sound is not the typical “Left Hand Path”. I would say that at times, in the faster parts, you are even closer to the British Necrosanct. Is this a conscious choice not to duplicate a trite pattern, or did it come out that way by accident?

Probably on accident. Never heard of Necrosanct…

When I was your age, metal, in the main, if not strictly satanic, at least stood in opposition to religion. What is your attitude to Christianity and religion as such?

We honestly don’t give a fuck about either.

 How did you come to terms with Personal Records?

Our friend from the band Impurity (Swe) recommended us to the label and we negotiated a contract that suited both of us and we signed.

I wonder, because you are not yet of age of adult... In agreeing all the legal details did your parents have to be involved? What is their attitude to your “hobby”?

Nope, the contract wasn’t a legal document but only a formal one. Our parents support us in the ways they can which is greatly appreciated.

Well, that's right, the “hobby”. That's where you start and then, after some time, musicians begin to think of the band as a full-time job. What is your approach to making money from playing music? Don't you think that at some stage it involves making some concessions, though?

We really don’t make anything, only breaking even most of the time.

 Have you played any concerts yet?

Five of them.


How do you imagine your perfect concert? A thousand people standing and filming your show, then uploading it to the Internet, or twenty maniacs killing themselves in a wild dance in front of the stage?

Probably a small venue with an energetic and loud crowd.

How do you see Cryptorium developing in the future? Do you think you will remain faithful to the genre forever, or do you consider fusion with other styles, not necessarily pure metal, to be a bad thing?

Mixing up metal with different genres is definitely a bad thing. We can’t look into the future as we speak so we can’t say anything, only time will tell.

It used to be, in my youth, if you didn't have long hair, you weren't a metalhead. Today the approach to image is probably more liberal. How important is image to you. And admit it, would you like to have waist-length hair already?

Image is important of course, but not everything. The music also has to speak for itself. We don’t want to be one of those bands that are all image but suck musically.

Do you sometimes wonder what would have happened if you had been born forty years ago? Do you think you would have had enough ideas of your own to make it on the scene in the nineties?

 Probably not since the competition was on a higher level.

On the other hand, it's much easier today to record an album, to reach people, if only through the Internet. Do you think death metal today is part of show business or still deep underground, at least in your eyes?

Death metal is at least supposed to be underground so we hope it stays that way.

Swedish scene now seems to be very strong, especially if we talk about young bands, formed by teenagers. To mention only few, like Sarcator, Atonement, now Cryptorium... Are there more yet undiscovered and unpolished gems there?

Our friends in Interred and Menecia for example.

It is said that Sweden, like other European countries before it, like France, is undergoing slow Islamization. How do you, as young people, see this?

We don’t wish to comment on any political questions.

Every band, especially at the beginning of its career, dreams of something. What are your greatest hopes for Cryptorium?

Probably to perform death metal live.

Do you know anything about Poland? What do you associate with my country?

 Piwo piwo piwo!

Plans for the near future and the last word. Thank you very much for your time guys!

We release our album Descent into lunacy on November 29th. Be sure to check it out! First single Void of life is already out everywhere. Thanks for having us, cheers!

- jesusatan


Technophobia to młody zespół z Bydgoszczy, założony zaledwie w zeszłym roku. Chłopaki wydali na razie jedynie EP-kę „Anti-Human Terror” dla Ossuary Records, jednak zawarte na niej cztery kompozycje są na tyle obiecujące, że warto zwrócić na nich uwagę i bacznie obserwować kolejne poczynania. Podczas ostatniej edycji cyklu The Last Words of Death, zespół zaprezentował na żywo mega energiczny, pełen luzu set, a ja, kilka chwil później, zgarnąłem ich na szybkie pogaduchy. Jako że młodzi byli już po kilku piwkach, zresztą ja też, to gawędziło nam się naprawdę dobrze. Łyknijcie zatem szybciutko jakiś czteropak, aby wam się naszą rozmowę równie luzacko czytało.

 


No to jedziemy z koksem. Chłopaki z Technopbobia, czyli…

Piotr – perkusja, Oz – wokal, Kajtek – gitara i Bartek – bas.

Standardowo, na początek, powiedzcie mi, jak doszło do powstania waszego zespołu?

K: Technophobia miała swój początek jeszcze kiedy graliśmy w Buddah, takim lokalnym zespoliku. I zrobił się taki side – project. Tam graliśmy bardziej deathowo – blackowe rzeczy, a Bart stwierdził, że chciałby jakąś odskocznię. Wiedziałem, że bardzo lubi thrash, a że my zawsze jesteśmy w komplecie… Potem poznaliśmy Piotra. Na początku myśleliśmy, że on jest tylko gitarzystą, bo wtedy pokazywał nam się jedynie z gitarą, ale podczas legendarnej już dziś rozmowy w tramwaju, okazało się, że Piotrek jest także perkusistą, na co w jednym momencie wszyscy tak na siebie popatrzyli, i stwierdziliśmy „Robimy, kurwa, band!” haha! No a potem doszedł do nas jeszcze obecny tu kolega…

O: Ja spotkałem Piotrek na przykład na jeden bar tutaj, we Bydgoszczy, i rozmawialiśmy bo mamy… yyy… a friend in common. Czyli Vlad, nasze manager teraz. Który… he introduce me Piotrek, nie wiem jak to po polsku, ale … Potem rozmawialiśmy, czy on potrzebuje wokalista. Mówię, no dobra stary, dam radę, ale mam jeszcze dwa zespoły. Bo wiesz, mam Jack Friday i Eteritus. Ja mówiłem od początku, że nie wiem, ale słucham twoja muzyka i zobaczymy. Posłuchałem i, no kurde, co to ma być, zajebiste! Zajebiste, tak, chcemy nagrywać coś, damy rade. Podobało mi się bardzo dobrze, i myślałem że mam to samo, jak oni chcieli mieć. A jak spotkaliśmy się, chyba tak było, bo pierwsza próba była zajebista, trzy próbę mieliśmy razem, i nagraliśmy EP-e! (W dalszej części wywiadu będę już tłumaczył na nasze wypowiedzi Oz’a, tym bardziej, że często nawijał po angielsku. Chciałem wam tylko dać zabawkę, jak to wyglądało. Oczywiście bez podśmiechujek, ja bym tak po meksykańsku nie umiał hehe! Przyp. –j.).

K: Ledwo co zdążył liznąć materiału i nagraliśmy EP-kę.

P: Oz przyszedł, zagraliśmy mu coś i pytamy, jak ten kawałek będzie się nazywał. On mówi „Myślałem o Anty-Human Terror”. Wszyscy od razu „Kurwa, zajebiście, jest tytuł dla EP-ki!”.

A nazwa zespołu?

Chórem: Carnivooore!!!

P: Bez większego dna. Peter Steele to bóg, kurwa, a Carnivore to jest zespół nad życie.

K: U Piotra na chacie chlaliśmy jak pojebani, paliliśmy i słuchaliśmy Carnivore.

P: Bartek rzygał do kibla, Kajtek w tym momencie rzygał do wanny, ja się śmiałem, w tle napierdalał Carnivore. „Jack Daniel’s and Pizza” na żywo! I to jeszcze w takim 3D, bo tu z prawej, tu z lewej, stereo haha! Zajebiste to było.


No dobra, to może poważniej. W życiu macie jakieś prawdziwe fobie?

B: Chyba każdy ma jakieś fobie.

P: Generalnie tak. Ta Technophobia się znikąd nie wzięła. Bo to też nie było, że sobie patrzeliśmy na tytuły utworów, z którego by tu zaczerpnąć nazwę. Mnie, kurwa, przeraża to, jak siedzę z ziomkami, to znaczy nie z tymi, tylko z inną ekipą, i wszyscy (imituje pisanie na telefonie. Przyp. –j.) „O, patrz to! A patrz to!”… I wszyscy w telefonie. Poza tym nie istnieje dla nich nic! Mam takiego ziomka, który zawsze idzie z mordą w telefonie. Kiedyś mówię do niego „Odłóż to!”… A szliśmy Gdańską. I on nagle „Tyyy, ale tu fajne zrobili wieżyczki”, coś tam, bo kurwa wcześniej nawet nie patrzył do góry, tylko w ten telefon.

O: Podobnie też, rzecz może dotyczyć muzyki. Bo jest mnóstwo ludzi bez talentu, ale dzięki różnym aplikacjom czy programom, ktoś może zmienić swój głos, i wychodzi, że zajebiście śpiewa. Teraz jest taka moda, i to jest popierdolone.

P: Prymitywizm muzyki jest obecnie na propsie. Im łatwiej, tym lepiej, bo prościej wchodzi w ucho i szybciej się zapamiętuje. Mało jest ludzi, którzy, jak Oz, potrafią wynucić calutką solówkę do jakiegoś utworu.

B: Technologia ułatwia nam za dużo spraw, zabija normalność.

P: Technologia wchodząc w codzienność, bardziej ogranicza niż pomaga. Człowiek dziś wstaje, to pierwsze co robi, to sięga po telefon. Nie, że umyć zęby czy zrobić kawę, tylko telefon, relacje, posty, co, kto… Kurwa, zamiast kawy dostarczają sobie energii telefonem, to jest pojebane.

K: Niestety jesteśmy jako społeczeństwo trochę ograniczeni przez elektronikę, ale żeby też nie było, że my jesteśmy super przeciwnikami. Technologia jest OK, ale to wszystko poszło trochę za daleko.

B: Technologia załatwia dziś wszystkie sprawy, i przez to przejmuje ciebie.

Trochę się to przekłada na muzykę, którą gracie. Bo tak jak stoicie w opozycji do technologii, tak samo thrash nie jest obecnie najpopularniejszym nurtem. Niektórzy ten gatunek dawno odstawili do lamusa. Dlaczego thrash?

K: To jest muzyka, której najwięcej słuchamy. To jest coś, co czujemy.

P: Wiesz, tak samo z nagrywaniem. Nie nagrywamy jak większość, że wszystko osobno… My wystawiliśmy sprzęt, mikrofony, i tak, jak byśmy po prostu zajebali próbę. Było parę tejków, oczywiście, nie było idealnie. On (Kajtek. Przyp. –j.) przyszedł do mnie do domu, do ostatniego kawałka „No Solution”, mieliśmy taką pseudo reżyserkę, mówi „A napisałem coś na lekcji w szkole”, bo on jeszcze chodzi do liceum… Jak zapierdolił wokale, wysokie takie, to aż mój stary przyszedł z „takimi” oczami. Tak że to jest muzyka, którą czujemy, to jest organiczne, ma w sobie życie. Ja nie jestem jakimś zwolennikiem black metalu, riffów po trzy minuty takich samych smętnych, bo mnie to usypia. Byłem przed chwilą na poprzednim zespole (Zorza – przyp. –j.). Technicznie, no kurwa, klasa, rozpierdalają, ale to nie jest nasz kubek kawy.

O: Ja mam to samo w przypadku tekstów. Ja to czuję, czuję teksty i czuję tą muzykę tak samo jak reszta chłopaków. Dlatego robimy wspólnie to, co robimy. Myślę, że umiem śpiewać, staram się też nie powtarzać. Choćby z akcentowaniem, zawsze staram się robić coś inaczej. Utwory komponujemy razem, oni muzykę, ja tekst, a następnie na próbie sprawdzamy, czy wszystko nam się podoba. Jak coś nie gra, to zmieniamy, na przykład, kawałek tekstu, tak długo, aż wszyscy są zadowoleni.

K: Myślę, że Oz ma na myśli, że wszystko wychodzi z nas naturalnie.

P: Grając muzykę o sporach i agresji, między nami nie ma absolutnie sporów w tworzeniu. Jest tylko jedna wytyczna – wszystkim musi się dana rzecz podobać. Jak nie, to pierdolić, zmieniamy i szukamy do skutku. To, co tworzymy, ma się podobać nam. Chuj, że komuś innemu nie będzie, my wiemy, że dajemy z siebie wszystko.


Dobra, mówicie, że staracie się robić wszystko po swojemu, ale jakieś inspiracje na pewno macie. Poza wspomnianym już Carnivore. Kategoria: Polska / zagranica.

K: Carnivore – totalnie. Poza tym, wiadomo, klasyki crossoveru, jak Hirax, S.O.D. , M. O.D. , Cryptic Slaughter, D. R. I. Ale nie słuchamy wyłącznie tego, ja na przykład jestem bardziej deathmetalową głową (To można było zauważyć po koszulce Incantation. Przyp. –j.), oldschool death metal rządzi.

B: Ja słucham dużo thrashu, crossoverów, także punka (Koszul CoC. Przyp. –j.). Na pewno Nuclear Assault ma na nas też jakiś wpływ.

K: A z krajowych to Tasak. Jak słuchałem ich po raz pierwszy, to strasznie mnie uderzył ten materiał. I graliśmy z nimi w Warszawie. Od tamtego czasu jestem fanem, zrobili na mnie ogromne wrażenie. Zwłaszcza charyzma Lucego, który jest super muzykiem, ale i super gościem. Do tego dążę, by być taki jak on.

P: Jak z kolei bym powiedział, że Kat ex aequo z naszym bydgoskim Lord Vader, który kiedyś się nazywał Fatum. To, co tam się dzieje, w osiemdziesiątym trzecim roku, to takie rzeczy, przed Metalliką jeszcze! I Dariusz Hałas na wokalu, nie umiejący śpiewać, tylko zdzierający gardło ile się tylko dało, kurwa! I to, że to zespół z Bydgoszczy, to nieważne, ja jak o tym myślę, to mi do teraz włosy dęba stają, autentycznie.

Oz: Ja natomiast jestem nieco bardziej klasyczny. Bardzo lubię Exodus, Slayer i wszelkiego rodzaju ojców gatunku…

P: Nie, no jasne, my tego nawet nie wymieniamy, bo to jest zbyt oczywiste haha! Jest jednak jeszcze inny aspekt naszego lubowania się w muzyce, mianowicie Rush, czy angielski Sweet, Thin Lizzy, Nasty Savage…

K: Ja od siebie jeszcze mogę dodać Dragona z „Horda Goga”.

Gdzie nagraliście „Anty – Human Terror” i ile czasu wam to zajęło?

P: Nagraliśmy to na naszej salce. Cały instrumentarz zajął nam… siedem i pół godziny. Wszystko było nagrywane na setę. Wokale zrobiliśmy później w tygodniu. Wszystkie instrumenty zarejestrował nam mój przyjaciel, Szymon Milewski z Exist, który to też jest popierdolenie dobrym zespołem, jeśli bierzemy pod uwagę polskie kapele. Piętnastolatki, to znaczy teraz już nie, robiące takie rzeczy, których w Polsce nikt nie robił. Bardzo nam pomógł. A wokale nagraliśmy u moich rodziców, w moim pokoju. Miałem taką kanapę dwuczęściową, odkręciłem tą tylną część, którą się przekłada, i to był tył haha! I żeby to wygłuszyć, to na to szły koce, ręczniki, poduszki od kanapy, i zasada „Zamknij mordę!”. I nagrywamy haha! Moi rodzice oczywiście nie mieli problemu, moja matka przynosiła Oz’owi pierogi… On wpierdalał pierogi i darł ryja. Tak więc tu też wielkie podziękowania dla mojej matki.

O: Chciałem z tego miejsca oświadczyć, że mama Piotra robi najlepsze pierogi!

P: Tak że wokale, w sumie zajęły tak z dwa dni, od siedemnastej do dwudziestej pierwszej, żeby to jakieś ludzkie godziny jeszcze były. A na ostatni kawałek, jak Oz miał nagrywać, to akurat przyszedł Kajtek. „No Solution” miał być na początku instrumentalem. Tak jak S.O.D. ma swój „March of the S.O.D.”. Ale Kajtek przyszedł, jak wspominałem, z liceum z lekcji, i mówi, że coś ma. Wszedł, zrobił to raz, i mówię „Kurwa, dawaj jeszcze drugi kanał”. Zrobił to jeden to jeden. Tam nic nie było przestawiane. My to wysłaliśmy, i tego samego dnia dostaliśmy to zmiksowane, z wokalem. Szymon naprawdę stanął dęba, wszystko co chcieliśmy, tu mniej decybela, tutaj coś mniej trebla na gitarach, wszystko ogarnął. Tak że pozdrawiamy Szymona i zapraszamy do nagrywania się u niego haha! Teraz też album będziemy u nich nagrywać. Mamy w planach nagrać płytę pod koniec roku, też z Szymonem, ale już nie na salce, tylko Vlad ma kamienicę, tu w Bydgoszczy, gdzie ma sypialnię na piętrze. I ta sypialnia jest tak zajebista akustycznie, wygłuszona sama z siebie, że dogadaliśmy się, wjebiemy się tam ze sprzętem, mikrofonami i nagrywamy.

Trochę mi wyprzedzasz pytania, ale OK. Wspomniana EP-ka wyszła najpierw jako digital, dopiero później doszło do współpracy z Ossuary. Szukaliście wydawcy?

Chór: Vlad!

P: To znaczy, my pisaliśmy do wydawców, ale jak już ktoś się w ogóle odezwał, to mówili, że nie chcą thrashu.

B: Siedzieliśmy z telefonem, jechaliśmy po liście wytwórni, po kolei…

Haa, jebani, czyli jednak z telefonami!

P: Haha! No to jest trochę paradoks nasz, ale musimy z tym żyć.

K: Wysyłaliśmy ten materiał do dużej ilości wytwórni, niektóre się odzywały, jak na przykład Dying Victims Productions. Oni nawet byli chętni, ale niestety mieli już zajęte terminy na długo wprzód.

P: Ktoś inny też napisał, że spoko, ale pełniaka, a nie EP-kę. Natomiast Mateusz z Ossuary Records był tu kiedyś w Bydgoszczy na koncercie, Vlad z nim zagadał, i to bynajmniej nie było na zasadzie „Weź ich / Dobra wezmę”, tylko dostał płytę, posłuchał na spokojnie i mówi „Wchodzę w to”. Jak na razie, od dłuższego czasu jak istnieje Ossuary Records, to jest to pierwsza wydana przez nich EP-ka. Mateusz miał tylko jeden warunek – wydaje EP-kę, ale wyda też album. Tak że pełen album też wyjdzie u niego, i mamy w planach zrobić również wersję winylową. On jest wielkim fanem winyli, więc zajebiście by było mieć swojego winyla.


Reakcje na waszą muzykę są wyłącznie pozytywne, czy zdarzają się też negatywy? Wiecie jak to jest, jeśli nikt cię nie krytykuje, znaczy, że dotarłeś do zbyt małej liczby odbiorców haha!

O: Jasne, że się zdarza krytyka. Ktoś napisał, że mój wokal jest zbyt monotonny, albo za bardzo krzykliwy… Każdy ma prawo do swojego zdania, jasne, ja to akceptuję. Nie każdemu się musi nasza muzyka podobać. Dokładnie tak samo jak mi się wiele zespołów nie podoba. Nie przyjmuję tego zatem jako coś złego, tak długo, jak jest to opinia szczera. Wiadomo, że jak ktoś gustuje w black metalu, to nie musi szaleć za thrashem. Tak więc przyjmujemy wszelkie opinie, bo nie mamy celu zostać najlepszym zespołem na świecie. Jesteśmy tu, by robić muzykę, którą lubimy.

B: Gramy co lubimy i przyciągamy ludzi o podobnym guście, nikogo do niczego nie zmuszamy. Nie mamy ambicji, by nasze numery były puszczane w radiu.

P: Najfajniejsze jest to, że gramy to co chcemy i zajebiście się pod tym względem dogadujemy. Cieszymy się, że energię, którą wkładamy w muzykę potem czuć podczas koncertów, widać, że ludzie się przy tym bawią. Nasz poprzedni koncert, tutaj w Bydgoszczy, to był taki rozpierdol, że byłem w szoku. Nasi znajomi specjalnie przyjechali na koncert z Warszawy, z jakąś syreną strażacką, i zaczęli napierdalać, żeby był post-Apo klimat,. Zapierdalali z nią z pociągu tramwajami… Ziomki z Torunia, z Fantoma, którzy też gdzieś tu dzisiaj są, robią gnój, wchodzą na scenę i robią młyn. Nasi znajomi lubią to co gramy, dobrze się bawią, ale przy okazji obcy ludzie to widzą i zaczynają to łapać. A jeszcze nawiązując do istoty pytania… Dostajemy dobre recenzje od magazynów, ale czasem ktoś pisze, że gram monotonnie, kwadratowo, a za chwilę „No ale o to chodzi” haha! Bo tak ma być. Mój brat zawsze mówi do mnie, a on słucha jakieś Symphony-X, bardzo dużo technicznej muzy, „Chuj z tym, że umiesz grać jakieś popierdolone rzeczy, graj prosto, i niech się to komuś podoba”. I to jest sztuka, żeby prostotą kogoś zachęcić.

O: Uwaga, spoiler! Teraz nagrywamy nowy numer, będzie bardziej złożony, ale nadal w naszym stylu.

K: W tym kawałku spróbujemy pokazać nasze zakochanie w Atheist haha!

P: Bardzo kochaliśmy Atheist, ale jak pojechaliśmy z Kajtkiem na koncert, zobaczyliśmy to na żywo, to to był pierwszy zespół w moim życiu, a koncertów widziałem wiele, który nie napierdalał na pełnej od początku, tylko grali ciszej, ale jak już mieli pierdolnąć i pierdolnęli, to było… wow! To nie była ściana dźwięku, tylko poezja.

Dziś jest o to zdecydowanie łatwiej niż kiedyś w tym temacie, ale wsparcie zza granicy też jakieś otrzymujecie?

P: Tak, nawet mamy oferty grania koncertów w Hiszpanii. Dziś się dowiedziałem, że także we Włoszech. We Francji, w Normandii też. Przyjechali ostatnio jacyś ludzie z Investigation Underground Magazine, czy coś takiego… To coś a’la nasz Oldschool Metal Maniac. I specjalnie jak byli w Bydgoszczy, napisali do nas, że chcą się spotkać, pogadać, facet miał masę pytań przygotowanych, zrobiliśmy imprezę… Zaprosili nas do Normandii do siebie, mamy spanie, żarcie, wszystko. I w tym momencie mamy też nasz znajomy zespół z Krakowa, Herzoga. Jest plan na przyszły rok, może także w towarzystwie Species z Warszawy, zrobić trasę spod Niemiec, może przez Danię, Francję jeśli wyjdzie, południe Francji, to jeszcze Włochy przy okazji i Hiszpanię.

B: Mamy oferty, mamy okazje, ale czasem ciężko logistycznie to ogarnąć. Nie mamy tyle forsy, żeby sobie jechać gdziekolwiek jednego dnia i zagrać.

Teksty. Moglibyście przybliżyć pokrótce ich tematykę?

O: Ja zrobię wszystko… (Noo, to tu poszła salwa śmiechu haha! Przyp. –j.) Niee, ale to chodzi o to, że oni muzykę, a ja teksty haha!

K: To może każdy z nas się wypowie.

O: Tak, bo na przykład wczoraj rozmawialiśmy z Kajtkiem, i mamy pomysły na teksty, także napisane przez nich. My jesteśmy otwarci na wszelkie pomysły, każdy może coś przynieść.


Czyli teksty są tworzone także wspólnie?

K: Głównie przez Oz’a, ale na przykład „No Solution” napisałem ja. Teraz mamy nowy tekst do kawałka, który dopiero powstaje, napisany przeze mnie i Bartka.

P: Staramy się w tekstach uwolnić to, czego nie jesteśmy naturalnie w stanie uwolnić, w naturalnym otoczeniu. Nigdzie, czy to w pracy czy na ulicy, nie pójdę i nie zacznę drzeć mordy jakimś tekstem Exodusa na przykład. W tekstach pisanych przez Oz’a każdy z nas odnajduje tą cząstkę czegoś, co w nim siedzi i go wkurwia.

K: Wojna nuklearna, rozpierdol świata, korupcja…

P: To jest niby zamierzchły temat z lat osiemdziesiątych, zimna wojna, ale sorry. Mamy Internet, i nazywamy się Technophobia, widzimy to co się odpierdala na świecie. Dzieją się dziwne rzeczy. Coś między Terminatorem i FallOut’em.

O: Technologia przejmująca kontrolę nad światem.

Rozumiem, że przejmujecie się losem świata. OK, ale wierzycie, że zwykły, szary obywatel ma wpływ na jego przyszłość w czasach, kiedy stoją nad nami wielkie korporacje?

K: Myślę, że jeśli ktoś się nie przejmuje losem świata, to jest po prostu ignorantem. My tu jesteśmy, więc musimy się przejmować gdzie żyjemy, jak żyjemy…

P: Nieprzejmowanie się światem to nieprzejmowanie się sobą. To jest pewnego rodzaju ograniczenie umysłowe, niedbanie o otoczenie, a tym bardziej o siebie, choć w sumie to idzie w parze.

K: Musimy się jednoczyć i walczyć o swoje.

P: Każdy szary człowiek może wziąć karabin, na przykład, i kogoś zabić! To nie tak, że my planujemy zamachy terrorystyczne, ale tak się może zdarzyć.

O: Stoimy w opozycji do rządów, konspiracji ludzi kontrolujących świat, ich działań, oraz wojen. Kto rozpoczyna wojny? Ludzie, którzy mają władzę i pieniądze. Pieniądz rządzi światem. Sprzeciwiamy się kontrolowaniu opinii przez rządy.

P: Większość świata zbudowana jest na usługach chciwości jednostki, takie mam wrażenie.

B: Natomiast ja uważam, że elity mają tyle władzy, ile ludzie im dadzą. Wszystko się sprowadza do tych pojedynczych ogniw.

P: Dokładnie jak w szachach, jest król i królowa, i są pionki. Dopóki pionki stoją to król jest bezpieczny.

K: Dlatego uważam, że szary Kowalski może coś zmienić, ale musi się zjednoczyć z innymi Kowalskimi. I wówczas wyrazić się głośno.

Trochę liznęliście tutaj polityki. Myślicie, że teraz, na krajowym podwórku, po zmianie władzy, zmieni się coś na lepsze?

K: Nie wiadomo. Nie ufamy politykom.

Okładka waszej EP-ki jest dość jednoznaczna w przekazie. Natomiast jej wykonanie, to już inna sprawa. Taki poziom graficzny Atari. Taki był zamysł, czy trochę zabrakło środków?

P: Taki raczej był zamysł. Oldschool. Były wytyczne, jak to ma wyglądać, i to miało być proste.

K: Mówiąc szczerze, kiedy się patrzy na okładki niektórych nowych wydawnictw, na przykład zespołów technicznych deathmetalowych, dużo z nich jest zrobionych cyfrowo, ale są bez duszy. Pełno jest jakichś superkolorowych obrazów, a my sobie postawiliśmy na prosty obraz.

P: Tak samo jak z naszą muzyką, gramy prosto i robimy swoją twórczość.

No tak, to teoretycznie idzie w parze, ale nie sądzicie, że taka okładka może potencjalnego słuchacza poniekąd odstraszyć?

B: Nie sądzę. Nie myśleliśmy nad tym w ten sposób. Robiliśmy EP-kę wiedząc, że nie ma wobec nas jakichś oczekiwań. Jesteśmy tylko lokalnym zespołem i chcielibyśmy trochę zaistnieć. A nasza okładka pokazuje, jaka jest nasza muzyka.

Image sceniczny jest dla was ważny?

K: Gramy tak, jak chodzimy na co dzień. Możemy wyjść na scenę dokładnie w tym samym, w czym chodzimy po mieście.

P: Ja nie ubieram się jakoś specjalnie na scenę, to co mam na sobie, w tych wchodzę, no może bez katany. High-topy, tak jak w wieku dwunastu lat założyłem, tak w tym roku kupiłem pierwsze Vansy, bo musiałem iść na ślub. I tak naprawdę, to wyskakuję w nich jedynie do Żabki, czy coś w tym stylu. Aczkolwiek były między nami debaty, że może by coś wypadało założyć. Bo Oz miał kiedyś białe buty, ale niskie, a to nie było to. Bo jednak jak ktoś przychodzi na thrash i widzi czterech typów w rurkach albo szortach, i białe buciki, białe skarpety, to od razu widzi oldschoolowców. Można zatem powiedzieć, że nasza inwencja dotyczyła tylko obuwia haha! Jakiś stary facet kiedyś nam powiedział „Wy gracie stary thrash, fajnie, ale jak widzę was w tych białych butach to mi się łezka w oku kręci”. On to pamięta z czasów, jak dzieciakiem był.

No te skarpety to total anty fashion, podciągnięte prawie pod kolana, a teraz stópki się, kurwa, nosi!

O: Mnie nie interesuje moda, co ludzie o mnie myślą, robię to co chcę, byle to pasowało do naszej muzyki.

B: Nie mamy spiny. Spójrz na mnie, grałem dziś we fioletowych szortach, nie zakładam rurek, bo jest dziś gorąco i ciężko byłoby wytrzymać.

Kto u was komponuje i w jaki sposób? Na próbach, online, przesyłacie sobie pomysły?

P: Nie, absolutnie nie online.

K: Na przykład materiał na EP-kę skomponowałem ja. Przynosiłem go na próbę, chłopaki dodawali jakieś swoje smaczki, albo mówili, że to i to mam zagrać po dwa razy. A niektóre fragmenty, jak bas, który w „Anty-Human Terror” chodzi sam, to był taki spontan, nie było to wcześniej planowane. Teraz z kolei robimy już wszyscy materiał na gorąco, na próbach. Mamy jakiś zamysł, ale nie opracowujemy go w domu, tylko rzucamy hasło na próbie i patrzymy, co kto myśli. Jammujemy i próbujemy dopasowywać do siebie poszczególne elementy.

P: Czasem nawet się wymieniamy, Kajtek idzie na perkusję, Bartek na gitarę, ja czasem na bas, albo na gitarę, a czasem gram tylko z Kajtkiem. A czasem nawet Oz złapie gitarę. Bywa, że sobie po prostu gramy rovery. Wczoraj graliśmy z Kajtkiem „Zawieszony Sznur”. I chuj, że ja nierówno zagrałem, on nierówno, bo się dopiero uczy perkusji, ale… co cztery było równo haha! Jest fun! Zmierzamy do tego, by się kiedyś wymienić na scenie.

B: Dobrym przykładem jest ten nowy numer „Drunk Spirit” (Po naszemu to by było „Wypity spirytus” Przyp. –j.), który różni się od EP-ki, zwłaszcza stylem songwritingu. Tam Kajetan przychodził, pił dziesięć piw, brał gitarę i grał, a teraz się na spokojnie spotkaliśmy i każdy dodał coś od siebie…

P: „Drunk Spirit” będzie można zobaczyć jeszcze zanim się ukaże płyta, wrzucimy go na Youtube. Na tym kawałku już słychać to, o czym Kajtek mówił, trochę wpływów Atheist, takie typowe przejścia. Chyba osiem taktów… A nie, cztery, potem już jest normalna zmiana, cztery takty i powrót do normalnego riffu. Ale to jest coś innego, czego do tej pory nie próbowaliśmy. Cały czas rozkminiamy różne patenty i sprawdzamy, czy to nam siedzi. Zdarza się, że gramy coś miesiąc, dwa, a potem stwierdzamy, że to jednak nie to i trzeba coś z tym zrobić. My cały czas coś zmieniamy, nawet w tych utworach z EP-ki, gdzie słuchaliśmy ich już przecież z milion razy. Na żywo gram niektóre rzeczy inaczej, tu dam jakieś przejście, tu rolla, tutaj się zatrzymam, walę podwójną stopę zamiast walić triole. To się cały czas rozwija.

K: Ale trzeba przyznać, że zdecydowanie lepiej, milej, się komponuje jako cały zespół. Jesteśmy grupą przyjaciół, siadamy do muzyki i tworzymy razem.

P: U nas nie ma, że ktoś przyniesie numer a reszta się go wyłącznie uczy grać. Robimy to wspólnie, a poza graniem muzyki, żyjemy też jako zespół. Tu pojedziemy na kajaki, pójdziemy na freesbie, robimy rzeczy razem! Traktujemy się jak bracia. A inni to widzą, nawet kiedyś ktoś się mnie w Warszawie zapytał, czy Kajetan jest moim bratem, bo też ma okulary, i gadamy podobnie. To jest co innego niż tylko wspólne granie.

O: Wczoraj spotkaliśmy się z Kajtkiem, bo zadzwoniłem do niego, że jest grupa znajomych i ma wpadać.  I nawet na tym spotkaniu on przyniósł jakiś fragment, który kiedyś napisał z Bartkiem, posłuchałem i mówię, że mam pomysł na tekst. I nagle okazało się, że napisaliśmy nowy kawałek! To znaczy spisaliśmy sobie jego konstrukcję, bo nie było kiedy tego zagrać,  ale już wiemy jak ma wyglądać. Nasze życie prywatne i zespołowe cały czas się przenika.



Co wam daje komponowanie i granie muzyki?

P: Hobby, pasja, wyżycie się.

Ile koncertów dotychczas zagraliście?

Chór: Toruń, Warszawa, Kraków, Bydgoszcz i Bydgoszcz… Pięć.

P: Najlepszy, jeśli chodzi o odbiór, to ostatnia Bydgoszcz, miesiąc temu.

K: Wtedy debiutowaliśmy we własnym mieście, więc chcieliśmy zrobić naprawdę dobry show.

P:Graliśmy w Toruniu, Krakowie, a tydzień później w Warszawie z Nagłym Atakiem Spawacza, który po trzydziestu latach wrócił do pierwszego składu. Ja jestem turbo fanem, dla mnie Nagły Atak Spawacza to… (Pokazuje wydzierane na ręce N.A.S. Przyp. – j.).

K: Daliśmy naszemu miastu poniekąd wygłodnieć i sami się przygotowaliśmy. Nie chcieliśmy zagrać tu koncertu, na którym ktoś by się jeszcze „wywalił”.

A scenę bydgoską jak postrzegacie na dzień dzisiejszy?

P: Zajebiście odżywa. Kurwa, widzisz ile tu jest dzieciaków poniżej osiemnastu lat, w katanach? I te dzieciaki robią zespoły, co drugi tydzień masz inny zespół! Są grupki gdzieś tam, na Facebooku czy Instagramie, gdzie oni piszą, że szukają kogoś do zespołu, albo coś tam chcą grać, i się do siebie odzywają. Tutaj w czwartki są jamm-sessions, to tu jest tyle dzieciaków, że szok. Nawet jeśli nie od razu zakładają nowe zespoły, to się poznają i nadal grają, zdobywają doświadczenie i idą dalej. Ostatnie co się pojawiło to Morlord. Buddah zaraz chyba też coś wypuści…

K: No, to akurat może nie z tych „ostatnich”.. Ale dla mnie cudowne jest, że nasza scena się dźwiga, bo długo tu nic nie było. A na przestrzeni kilku lat masz właśnie Morlord, nas, Bleeding Forest, sporo zespołów, które dopiero startują… Scena jest różnorodna, znaczy, coś się dzieje.

O: Powiem ci, że nawet jak byłem w tym roku w Meksyku, to tam nie ma takiej dużej sceny metalowej, jak jest tu w kujawsko – pomorskim. Ja gram w zespole z Torunia i Bydgoszczy, i zawsze kiedy gramy w tych miastach, albo nawet w Poznaniu czy Włocławku, to zawsze jest jakiś dodatkowy zespół lokalny. W rywalizacji młodych zespołów, to Meksyk jest daleko w tyle. Tu macie prawdziwą nową falę polskiego metalu, bez różnicy czy to black, death czy thrash. W Meksyku masz mnóstwo maniaków, którzy jeżdżą po koncertach w Europie, choćby na Brutal Assault, ale nie mamy wielu młodych kapel. Wielkie brawa dla Polski!

Wspominaliście, że nowy materiał już się robi. Rozumiem też, że to będzie pełny album.

B: Tak, lecimy po pełniaka.

Jakieś terminy już ustalone?

K: Planowaliśmy na koniec roku, ale tak naprawdę wszystko się może zmienić.

O: Nie planujemy, będzie co będzie.

P: Zobaczymy w ile to nasz znajomy zmiksuje i ogarnie na perfekt. Dopiero jak to będzie gotowe, to prześlemy to Mateuszowi z Ossuary, a wtedy od niego będzie zależne, ile potrwa wydanie tych nagrań. Na same CD-ki czekaliśmy ostatnio niecałe dwa tygodnie…

Żadnych eksperymentów spodziewać się nie należy, wszystko zostanie utrzymane w ramach thrash / crossover?

K: Nie ograniczamy się na siłę. Jak będziemy chcieli nagle zrobić robie w kawałku coś innego, to to zrobimy.

B: Mówiliśmy, że może być bardziej technicznie…

P: Myślę, że każdy z nas, grając, rozwija się technicznie, więc jako zespół też gdzieś notujemy progres. My się wciąż docieramy. Ja wiem, jakie partie Kajtek jest w stanie zagrać, i co ja tam mogę wkomponować. I Bartek, znając nasz styl, też dobrze wie, co ma zrobić. Dziś graliśmy taki kawałek.. Zazwyczaj nie gramy takich pauz, że jest totalna cisza, a dziś to zrobiliśmy w trójkę na raz, ale to wyszło spontanicznie. Ja się z tego śmiałem niemal do łez, jak to się stało – nie wiem! To chyba kwestia dogrania, znajomości schematu. Jak jammujemy, to ja nie muszę się zastanawiać, tylko wiem, że jak zrobię przejście dłuższe, to oni zwolnią razem ze mną.

K: Podsumowując pytanie – nie należy się spodziewać jakichś wielkich rewolucji. Po prostu zagramy to, na co będziemy mieli ochotę. Jak się będzie podobało – super, jak nie – trudno. To ma się nam podobać przede wszystkim.

Wypowiedzieliście się na temat swojej techno fobii, natomiast jesteście młodym pokoleniem i zastanawiam się, czy jeśli chodzi o słuchanie muzyki, to wolicie nośniki fizyczne, czy jednak Spitifaje i inne platform streamingowe, bo wygodniej?

K: Spotify dla wygody, tak. Ale poza tym Piotr i ja jesteśmy maniakami kolekcjonowania wydań fizycznych. Jak siedzimy u kogoś na imprezie, to muza leci z nośników fizycznych.

B: Ja się odwołam do tego, co poniekąd mówiliśmy już we wcześniejszych pytaniach, że tak, technologia czasem się przydaje, bo pozwala na słuchanie każdej muzyki jakiej chcemy, w każdej chwili, kiedy na przykład nie masz jak zabrać ze sobą płyt.

P: Moglibyśmy nie wrzucać nic do Internetu. Jest taki zespół Sexmag, oni kompletnie nie mają nic w sieci, a ludzie i tak ich znają i za nimi szaleją. Jak robią koncert, to zawsze mają publiczność. Poza tym, nie wiem jak to się stało, ale tą EP-kę, którą wydawali, nie pamiętam w jakim labelu (Dying Victims Productions. Przyp – j.), to zanim ona się oficjalnie ukazała, ludzie już ją znali. Wszystko szło podziemiem.

K: Dla mnie to jest fenomen, bo oni nie muszą ogłaszać na żadnym fajpejdżu, że grają koncert, ktoś tą informację puści w eter  i ludzie przyjdą.

P: Wracając do pytania... Nie wszystkie piętnastolatki mają w domu odtwarzacz CD, czy w ogóle jakiś odtwarzacz, bo już w laptopach nawet nie ma napędów, więc gdzie mają słuchać? Dlatego nasza obecność w sieci to… no może nie nazwałbym tego „ukłonem”, ale chcemy dać ludziom możliwość słuchania tej muzyki wszędzie. Takie mamy czasy. Gdybyśmy grali w latach dziewięćdziesiątych, to pewnie byśmy sprzedawali i rozdawali płyty.

K: Ja staram się sprowadzać wszystkie najważniejsze wydawnictwa na fizykach, ale generalnie pieniądze, które idą na ich zakup, liczyć można w tysiącach haha!

Kiedy rozpoczyna się swoją, że tak to nazwę, karierę muzyczną, to zawsze ma się jakieś marzenia. Jakie są wasze?

K: Grać swoje, i żeby to trafiało do ludzi.

P: A ja bym chciał zajebać koncert przed Exodus! Albo przed Forbidden.

O: Ja chciałbym grać na największych festiwalach na całym świecie. Głównie w Europie, dlatego tu przyjechałem. To marzenie mojego życia. Gdybym je spełnił z Technophobia, to byłoby to coś cudownego.

B: Chciałbym, żebyśmy dotarli do ludzi. Żeby młodzi ludzie, którzy słuchają thrashu za kilka lat mówili „Ooo, był taki zespół!”.

K: Znaczy nie „był”, bo dalej będzie haha!

P: Moim marzeniem jest ogólnie szerzenie metalu. Od jakiegoś półtora roku uczę grać ludzi, młodych, gry na gitarze. Przychodzą do mnie dzieciaki, od takich, którzy słuchają metalu, do takich, którzy słuchali rapów, cloud rapów, ja nawet nie wiem co to jest. A teraz dzieciak chodzi w high-topach, dwunastoletnia dziewczynka na przykład, zna składy, dyskografię, który rok, albumy, wszystko. Tak się wkręciła, że się nie da odkręcić. Przychodzi na lekcję, to ja godzinę z nią gadam o zespołach zamiast grać (No to, kurwa, jeszcze z rok posiedzicie nad „Smoke on the Water”… Przyp. –j.)..

K: Osobiście też chciałbym być pamiętany, że był taki Kajetan Krzanowski, grał w tym, tym, tym zespole…

P: Ej, jakim „tym, tym”, nie ma następnego!

(Salwa śmiechu)

Dobra, to ostatnie pytanie. Jeśli chodzi o crossovery, to muzykę taką tworzą zazwyczaj ludzie mega wyluzowani, z poczuciem humoru. To proszę mi tu ładnie opowiedzieć jakiś dowcip.

O: OK, ja mogę pierwszy, ale będzie po angielsku. How many Mexicans do you need to change a lightbulb? – Only Huan.

B / K:

Przychodzi baba do lekarza i mówi:

- Khe, khe!

A lekarz na to:

Ma pani azbestozę płuc.

Baba na to:

Taa? Zajebiście…

(Zapadła cisza…)

B: Generalnie, ten żart opowiedział kiedyś nasz kumpel, w pokoju pełnym ludzi, i dosłownie nikt się nie zaśmiał. Dlatego jest to nasz zespołowy żart haha!

P: Bo jest jeszcze jedna osoba w naszym zespole, chyba mogę to tak nazwać? On jest na każdej grupie z nami, on wszystko czyta, raz na ruski rok coś napisze… Jest to Franek Kalinowski, który przed Oz’em miał do nas przyjść na próbę pośpiewać. To jest chłop, który lubi bardziej muzę lat siedemdziesiątych, Rush, Budgie, coś w tym stylu. Franek na próbę przyszedł dopiero rok potem, jak już mieliśmy Oz’a i nagraliśmy płytę. Więc to on. Tak jak Mayhem miało swojego Metaliona, który zawsze ich wspierał, tak my mamy naszego Franka.

A to nieśmieszny ten żart…

O: To ja powiem jeszcze jeden. There is a pirate boat on the sea. And suddenly the man in the crow’s nest shouts “Captain! Two man are approaching!”. Captain asks “Are they friends or enemies?”. “I guess they are friends, because they are together”…

Dobra, to zakończmy te żarty, bo mi głowa ze śmiechu odpadnie.  Wy już lepiej grajcie ten thrash, bo kariery na stand-up’ach wam ni wróżę. Dzięki chłopaki za gadkę.

- jesusatan


Zdjęcia: archiwum zespołu




NEKKROFUKK

Nekkrofukk sieje blasfemię i plugastwo wszelakie już ponad dekadę. Twór ten, mimo iż oparty na archaicznych niemal wzorcach, jest doskonale rozpoznawalny praktycznie od wydanej w roku dwunastym EP-ki „Nukklear Goat Vomit”. Jedni kochają, inni nienawidzą, ale zaprawdę ciężko twórczość Lorda Kaosa nazwać nijaką. U mnie każde kolejne wydawnictwo pojawiające się pod tym szyldem powoduje natychmiastowy przypływ adrenaliny. Mający za chwilę ukazać światu swoją brzydotę “Don't Be Tempted by the World of Shit... This Is the World of the Devil” po raz kolejny zgnoił mnie do granic możliwości. Nie mogłem tym razem oprzeć się pokuszeniu i umówiłem się z autorem owych czarcich rzygowin na sympatyczną pogawędkę. Oto co miał mi do przekazania.

 

Cześć Piotr! Albo raczej Lordzie Kaosie. Choć zanim stałeś się lordem, byłeś zapewne co najwyżej lordzikiem. Kiedy po raz pierwszy spotkałeś się z ciężkimi dźwiękami i kto za ową inicjację był odpowiedzialny?

Cześć Marcin! To była pierwsza klasa podstawówki. Miałem znajomego, Roberta z którym w tamtym czasie się kolegowaliśmy, bujaliśmy się po domach, a on miał starszego o jakieś siedem – osiem lat brata. Koleś był thrashersem. Sporo u niego przesiadywaliśmy, bo wtedy wszyscy gnieździliśmy się w tych mieszkankach, dwu czy trzypokojowych, i pierwszą płytą metalową jaką przypadkowo usłyszałem to był kręcący się na ostro winyl  „Black Metal” Venom. Cały ich pokój był w plakatach, jakieś czaszki, Slayer, Sepultura, on trzymał szczury w klatce… Pomyślałem „Ja pierdolę, co to za koleś jest w ogóle? Co tu się dzieje?”. To było w ogóle moje pierwsze spotkanie z taką muzyką, subkulturą  Potem latały kasety, kasety… Bo my się długo kolegowaliśmy. Niestety rozjechaliśmy się po świecie i pozostał nam sporadyczny kontakt, jednak lepszy cyc niż nic.

No ale to już wtedy, w pierwszej klasie, cię wzięło na tę muzykę?

Mnie się wydaje, że po prostu brat tego Roberta nam imponował jako starszy odstający od szarej rzeczywistości koleś. Potem jak byliśmy  w drugiej klasie, to dał nam posmakować piwo… „Weźcie sobie łyczka. A to chłopaki jest metal, to się słucha i wielbi…”. Wiesz, on miał jakąś tam katanę w diabły, kozły, i mi to wszystko zaczęło imponować, ta cała subkultura. Oczywiście on mi pożyczał jakieś kasety przegrywane, rzeczy w stylu Kiss, Iron Maiden, Metallica, Helloween, głównie heavy metal, bo on najbardziej w tych klimatach siedział. Plus cała ta totalna klasyka typu Saxon, Judas Priest, Venom… I ja tego słuchałem na siłę, z ciekawości że tak powiem. Bo to nie weszło od razu, nie było na zasadzie „Wow, super!”. No ale skoro Piotr, Roberta brat tego słucha, to ja też taki chcę być haha! No i to tak trwało jakiś czas, a potem mojej siostry chłopaka brat, Radek, był już tak bardziej zaangażowany w mocniejszy thrash, czyli Kreator, Sodom, Destruction, ta cała niemiecka banda, plus jakiś tam Death Angel i te wszystkie historie. Grał na perkusji ostry łomot i tu też zasiał ziarno w mojej czaszce. Zaczęły się poszukiwania po bazarach spodni rurek, białych Adidasów, zazwyczaj lataliśmy w Sofixach. Skóry były w strefie marzeń. Wtedy to już mnie poważnie w tę stronę pchnęło. Później, jak już miałem z czternaście lat, to poznałem brata kolegi, który też był starszy, może miał z dwie dychy, miał ksywę „Brzocha”. I Brzocha był po prostu demonem z piekła w bojówkach z taśmą z nabojami, wyglądał jak Pete Sandoval pomieszany z basistą Sepultury, włosy miał jak diabelski czarny pudel z grzywą. No i tu już była liga Morbid Angel, Deicide, Floryda, Vader, te klimaty… No i on mnie wziął pod skrzydła. Bo wiedział, że mam już jakieś tam podstawy i że interesuję się tą muzyką, ale jeszcze nie doszedłem do zespołów najbardziej ekstremalnych. No i krok po kroku, rok po roku, przychodziłem do niego pożyczać kasety. To była siódma / ósma klasa podstawówki i chyba ja z kumplem najbardziej wkleiliśmy w to, plus tam kilku innych kolesi. Wymienialiśmy się kasetami, przegrywaliśmy jak ktoś miał coś nowego. Potem zaczął się sklep „Carnage”, Hala Mirowska, potem był ”Ryyyk” pod Dworcem Centralnym, „Dziupla” na Ząbkowskiej. Ale wracając jeszcze do czasów podstawówki, bo wtedy nie było na przykład tematu koszulek, gadżetów, pierdół, jak dziś. To sam zacząłem to robić, malować koszulki, później malować kolegom na skórach, na plecakach, na kostkach, wiesz flamastry olejowe, te sprawy. No i tak siedzieliśmy w tym sosie na osiedlu. Oczywiście mieliśmy znajomych z innych parafii subkulturowych które wtedy istniały, bo teraz w sumie już tego nie ma. Ale kiedyś miałeś punków, skinów, dresiarzy, metalowców. No ale tak jak wtedy tym wszystkim nasiąknąłem, tak mam do dziś. Wracając do “Brzochy” to pewnego dnia mój cały kult Metalowego Boga runął bezpowrotnie. Wracając ze szkoły po drodze poszedłem do Brzochy i otworzył mi koleś z włosami na jeżyka w jeansach, wpuszczonej niebieskiej koszuli w spodnie, przepasany ślicznym paskiem. To, kurwa, był Brzocha!!!! Po kompletnej metamorfozie. Stwierdził że on pierdoli ten metal i będzie teraz grał w gry na PlayStation i pracował w sklepie komputerowym. Mój świat runął jak domek z kart. Nie mogłem uwierzyć że z dnia na dzień można zdradzić wszystko, co było całym moim światem i religią jakim był metal. Od tego czasu nienawidziłem Brzochy, stałem się metalowym kompletnym ortodoksem. Nawet miałem swoje motto, z którego dziś się kompletnie śmieje. Brzmiało ono TEN KTO NIE SŁUCHA METALU NIE JEST GODNY ŻYCIA HAHA!!! Tak miałem nasrane w głowie. Jednak duża część tego została we mnie do dzisiaj.

A na jakim etapie zdecydowałeś się, że również chcesz grać taką muzykę? Pierwszy instrument to był zakup własny, prezent?

To była gdzieś pierwsza klasa szkoły średniej i była to perkusja. Kolega, Konrad, mieszkał w centrum Warszawy i znał tych wszystkich kolesi ze Sparagmosa. Oni wtedy byli jakoś na etapie pierwszej płyty. I Konrad kolegował się z Myszkowskim i Siwym. Oni mieli salkę prób w szkole na ulicy Jana Pawła. Zatem pierwsze podrygi to właśnie z Konradem robiłem. On grał na gicie i w ogóle myśleliśmy, że gramy jakiś brutal grind/death metal, bo byliśmy zafascynowani zespołami pokroju Macabre, Napalm Death. Ale to był tak naprawdę jakiś hałas, zwykły łomot. Miało być szybko i mocno, ale w sumie nikt nie umiał szybko i mocno haha! Mieliśmy tę salę prób normalnie w klasie, ławki trzeba było poodsuwać, poustawiać piece stare, Eltrony, bębny były „co kto ma”, czyli ja na przykład dostałem od kogoś taki… bęben obciągnięty baranią skórą czy coś? On robił za przejście, za stopę robił jakiś karton po telewizorze, werbel miałem, jakieś obrzępałe blachy, wszystko było spięte taką taśmą do paczek, statywy z karniszy, i te całe “bębny” przywalone gdzieś przy ścianie ławkami żeby to nie odjeżdżało… No i robiliśmy łomot. Panie woźne co jakiś czas przychodziły i sprawdzały czy ktoś czegoś nie rozpierdala i nie demoluje klasy. Ja twardo odpowiadałem że tutaj tworzymy czarną, brutalną sztukę haha! Bo tego kompletnie nie dało się nazwać graniem. Później się chwile udzielałem, też na bębnach, w takim zespole w którym grał inny Konrad. Ten natomiast zawodnik był z wyższej półki. Potrafił grać na gitarze. Później grał też w jakimś warszawskim zespole heavymetalowym, ale nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć nazwy. Dragon coś tam, oni nawet któregoś razu w Proximie wystąpili. No, a na basie z kolei grał koleś o ksywie Szato. Tworzyliśmy coś w rodzaju heavy / thrash. Następnie kupiłem sobie bębny Szpaderskiego i łomotałem na nich w chacie, normalnie w bloku. Więc starzy się wkurwili i powiedzieli, że mam z nimi wypierdalać i kazali mi je sprzedać. No to kupiłem sobie… gitarę! Skoro nie mogę grać na bębnach, to będę grał na gicie. Z tym już było łatwiej, Załatwiłem sobie taki pierdzący piecyk, chałturniczo robiony, od gościa co grał na weselach, kupiłem za uzbierane pieniądze efekt, więc sobie rzępoliłem. I poznałem Mittloffa i całą tą warszawską ekipę, Komor, Patryk, cała ta banda plus jeszcze milion innych osób. To było na  moim pierwszym koncercie w Stodole, na którym występowali Violent Dirge, Desultory, Samael i Canninal Corpse. Wtedy bez przerwy latałem na koncerty, i kiedyś Mittloff mówi do mnie, a miałem wtedy z osiemnaście lat, żebym z nimi grał w Hate. Ja mówię, że „Nie co ty stary nie ma szans ja nie potrafię tak grzać”. Piotr mówi – „Nie pierdol, przyjdź na spotkanie, będzie Adam i sobie pogadamy”. Kompletnie się spiąłem, ćwiczyłem non stop aż krew z palców szła. Bardzo dużo Adam mi pomógł, bardzo dużo mnie uczył, dzięki czemu stanąłem na wysokości zadania. Wzięli mnie do składu i po „Cain’s Way” zaczęliśmy wspólnie grać, tak bardziej profesjonalnie.

No właśnie, przed Nekkrofukk grałeś między innymi w, szerzej znanych, Hate i Revelation of Doom. Jak wspominasz tamte czasy?

Bardzo fajnie było. Granie w Hate to było spełnienie młodzieńczych marzeń. No kurwa chłopie, to był zespół z pierwszej ligi krajowej. Nigdy nie myślałem, że taki chłopaczek jak ja będzie sobie w tak dużym zespole. Pierwszą trasę jaką zagrałem to był chyba Thrash’em All Festival. Stary, ja miałem wtedy z dziewiętnaście lat. Wsiadasz do autokaru, a tu Vader, Krisiun, Behemoth, Sceptic, te wszystkie zespoły przeróżne… To jest coś jak bycie na jakimś haju po prostu. Że możesz usiąść, porozmawiać… Okazuje się, że wszyscy lubimy rozrywkę nie ma żadnych barier wiekowych i stażowych i tworzyliśmy naprawdę jedną metalową brać. Zagrać trasę z Vader, a jeszcze trzy lata wcześniej czekać gdzieś pod Empikami, żeby mi podpisali płytę, ja, młody chłopak, to było nie do uwierzenia. No więc to było po prostu spełnienie marzeń. Wspólne granie było mega, ale później nasze drogi z Hate się rozeszły, bo dla mnie to się zaczęło robić troszeczkę zbyt profesjonalne. Oczywiście nie twierdzę, że to jest złe. Adam miał już wtedy ogromne aspiracje względem Hate i jak widać dzięki swej determinacji i uporowi udało mu się osiągnąć cel. Dla mnie za dużo było tego grania. I nie mówię o wyjazdach w trasy czy tego typu rzeczach, tylko grania prób w tygodniu. To było dla mnie bardzo męczące i frustrujące. Wiesz, jak się nie jest jakimś tam zawodowym muzykiem, to ciężko grać cztery albo pięć razy w tygodniu próby, i to jeszcze w godzinach od dwudziestej do dwudziestej drugiej. A nie mając jeszcze wtedy prawa jazdy, ładować się tymi autobusami przez całą Warszawę, o dwudziestej czwartej jesteś w domu a o siódmej rano trzeba wstać, do roboty iść. Nie miałem wtedy możliwości postawienia wszystkiego na jedną kartę. Musiałem myśleć też o życiu codziennym. Kierunek muzyczny po płycie „Awakening of the Liar”, w którym Adam chciał iść, mi osobiście nie za bardzo odpowiadał. Nie było między nami absolutnie żadnej zepsutej krwi, powiedziałem im „Chłopaki, mi to już nie odpowiada. Życzę wam powodzenia, dziękuję za wspólne lata i za spełnienie moich marzeń”. Rozstaliśmy się zatem jak bracia i koledzy, beż żadnych durnych kwasów i problemów. Potem siedząc w domu zaczynałem mieć różne pomysły, że bardziej chciałbym robić taką muzykę dziką, bardzyńską, bardziej prostą, thrashową, gdzieś tam podlaną punkiem na sterydach, trochę blacku, ale nie takiego leśnego… I powstało w mojej bani Revelation of Doom. No i zrobiłem sobie sam na jakimś oldschoolowym komputerze, na jakimś programie, którego nazwy już nawet nie pamiętam, jakieś prymitywne bębenki, do tego sobie nagrałem gitary, też przez jakieś, kurwa, radyjko. Wcześniej na trasie również z Pyorrhoea grał taki bębniarz, Paweł, miał ksywę Amon. Był kompletnie rozpierdalającym bębniarzem. Miał strasznie wielką ochotę rekreacyjnego grania bez ciśnienia i miał ogromny talent. Stary, to był jedyny perkusista w życiu, który miał swoje tylko pałki i stopy. I nic więcej. W ogóle nie ćwiczył, nie spędzał czasu na sali prób, tylko raz w tygodniu, czy raz na dwa tygodnie jak sobie graliśmy próbę. I on nagrywając na przykład płytę, gdzie ja mu nagrałem wcześniej te numery, zagraliśmy z dwie próby, i on całą płytę nagrywał za pierwszym podejściem. Siadał, za zestawem chwilę się rozgrzał, zapierdolił jak z karabinu wszystkie numery i mówi kurwa tak: „Dobra chłopaki, to co, poradzicie już sobie, nie? To ja jadę do domu bo musze grać w Warcraft”. On był kompletnym maniakiem gier komputerowych, poza tym programy na komputerze pisał, jego całym światem był komputer. Ale koleś był po prostu mistrzem świata. Stary, on mógł nie grać pół roku, po czym siadał i tak bębnił, że czapki z głów. No więc na początku graliśmy we dwóch, potem przyszedł Longinus na wokal, potem mój inny kumpel, Mieczu, wskoczył na bas. Tak powstał pierwszy skład. Wtedy zagraliśmy swój pierwszy koncert w Progresji z Pandemonium, nagraliśmy „Unholy Goatfuck”, później ten split z Throneum, jakąś tam kasetę live… Sami ją sobie zrobiliśmy z Witkiem z Empheris. Ja tam jakieś grafiki, głupoty porobiłem, potem na ksero w pracy to odbijałem. Kasety to w ogóle mieliśmy jakieś Mazowsze kasowane, markerem zamalowywane. Nie chcieliśmy żadnego ładnego wydania, tylko żeby to było w nakładzie… pięćdziesięciu sztuk? Może trochę więcej. Potem te kasety rozdawaliśmy albo się wymienialiśmy, albo nam ludzie po prostu oddawali kasę za samą kasetę. Albo w ogóle czystą nam oddawali, coś takiego było. Tak że wtedy była taka fajna jazda. Teraz mi tego brakuje, tego nie ma. Może nie, że jakoś tęsknię za tym, ale to wtedy było, stary, jak byś w ręku Święty Graal trzymał. Albo pamiętam jak wychodziła chyba akurat płyta „God Hates Us All” Slayer, i była w Metal Hammerze podana data premiery. OK. jadę do Empiku. Chuj, nie ma. Dobra, wracam do domu, autobusem, wiesz, żadnych komórek wtedy, nic z tych rzeczy. Po robocie znowu, w autobus i do Empiku. „Dzień dobry, jest Slayer?” – „Nie ma”. Stary, i tak cały tydzień, codziennie, aż w końcu był ten Slayer! I ja, stary, z tą płytą wracałem do domu, zero discmanów, i w chacie - zero, nie ma mnie, zamknięte drzwi od pokoju, wieża, płyta, słuchanie, wąchanie okładek, papieru, czytanie: gdzie nagrano, kto nagrał, jak nagrał… Święta księga normalnie.

Pamiętam podobne historie, jak się jeździło codziennie do miasta w okolicach jakiejś premiery, bo facet na sklep dostawał dosłownie po jednej, dwie sztuki, i trzeba było upolować, żeby nikt sprzed nosa nie podpierdolił.

Dokładnie. Wiesz, to jeszcze wcześniej, jak był wspomniany „Carnage”. Pracował w nim taki Robert, on grał w zespole Pascal. Przychodziłem i mówię „Robert, mam tu parę groszy, coś bym sobie kupił”. On mówi „Dobra, ale co chcesz, death, black?”. „Coś dobrego” – „To weź to, będziesz zadowolony”. Wiesz, ci starsi kolesie nas po prostu edukowali. Ale to właśnie było fajne, bo nie było żadnego współzawodnictwa. Jak się spotykali metalowcy na ulicy, a się nie znali, to było „Siema – siema. A czego słuchasz?”, i już się łapało kontakt, zapoznawało się nowych ludzi. No ale wracając jeszcze do Revelation of Doom… Na pewnym etapie Longinus miał tam sporo swoich problemów i trochę odpuścił, więc potem to już pomału umarło… Pierzu chyba wtedy już się nie darł w Pyrrhoea, to mówię „Dawaj do nas”. Bo mówię, ja to do dziś traktuję z jakąś pasją, namaszczeniem, ale robienie muzyki, czegokolwiek co jest związane z jakąkolwiek tam „sztuką”, ma sprawiać frajdę i przyjemność. Według mnie, oczywiście. I ja chciałem mieć taki zespół, żebyśmy się spotykali na próbach, żebyśmy czerpali z tego radość. Jeżeli ktoś nie może przyjść na próbę, to nie może, przyjdzie sobie za tydzień. Tam nie było takiego… „profesjonalnego” podejścia do tematu w sensie, że mamy zespół i musimy coś osiągnąć. Dlatego wydaje mi się, że najlepsze rzeczy wychodzą kompletnie spontanicznie, nieplanowane albo robione na miękko, bez ciśnienia. Wtedy samo zaczyna gnieść i sobie płynąć, tętnić swoim życiem. I nagle patrzysz, a tu, kurwa, Krajewski do ciebie pisze, że on chce ci płytę wydać. I jeszcze pieniądze ci chce dać na studio. Co dla mnie było… No mówię „Chłopaki, Krajan nam dał (chyba trzy czy cztery tysiące) na studio, możemy nagrać płytę!”. No i nagraliśmy sobie. Po „Shemhamforash” z kolei ja się wyprowadziłem na Pomorze. Mieliśmy ciągnąć ten Revelation of Doom niestacjonarnie, ale to wszystko umarło po prostu. To nie miało kompletnie sensu na odległość. W tym zespole chodziło o koleżeństwo o spotkania, łomot, a nie o robienie muzyki na siłę i odnoszenie sukcesów. Może i dobrze że zostało to pogrzebane. Wyszły jakieś tam dwie płyty, parę głupot, i niech ten trup sobie tam leży zakopany.

Pomysł na Nekkrofukk rodził ci się w głowie już za czasu Revelation of Doom, czy dopiero później?

Jeszcze wcześniej, tylko że ja wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, że to będzie jakiś Nekkrofukk. Jeszcze jak grałem w Hate, to byłem zajarany tym solowym projektem wokalisty Carpathian Forest (Nattefrost. Przyp – j.). Strasznie mi się podobały jego płyty, które były taką „antymuzyką”. No ale to nie było czasu, więc się wtedy rozmyło. A później, wiesz co, jak się przeprowadziłem na Pomorze, to cztery lata w ogóle nic nie robiłem, musiałem kompletnie się zresetować. Po tym czasie zaczęło mi kiełkować, że mam to wszystko w dupie i chcę sobie zrobić, sam, muzykę taką, jakiej bym chciał słuchać, a takiej nie ma. Przynajmniej nie mogłem znaleźć, tak do końca, tego co bym chciał. No i powoli, powoli zacząłem sobie kombinować, a że miałem tu już kilku znajomych, na przykład Krzyśka, który miał… no nawet nie że studio, ale jakiś taki komputerek po prostu w piwnicy, jakieś tam karty dźwiękowe, pierdoły, to te dwie pierwsze EP-ki nagrałem u niego. Potem on mnie trochę podszkolił i już tylko dawał mi klucze do tej piwnicy, więc sobie sam nagrywałem co chciałem. O od płyty, kurwa, już nie pamiętam której, chyba ze trzy do tyłu, to już sobie zacząłem u siebie nagrywać, tutaj na wiosce. W szopie, o!

Nowy album stał się faktem. Ile ci zajęło skomponowanie materiału na „Don't Be Tempted by the World of Shit... This Is the World of the Devil”?

No widzisz… Stary, ja właśnie nie komponuję materiału. I to jest właśnie najlepsze, że mi coś tam w głowie kiełkuje, jakieś pomysły, czy mówimy o Nekkrofukk czy DeathEpoch. Zazwyczaj mam może z dziesięć procent ogólnego zarysu całości w głowie. Ja w ogóle zaczynam robienie muzyki od bębnów. Układam sobie w głowie rytmy, ile powinno być kółek, to, to, to… I nagrywam sobie same bębny.  Mam, na przykład, pięć numerów, i nie mam ani jednego riffu do tego zrobionego, nic, kompletnie zero. Wtedy zaczynam sobie słuchać tych bębnów i zaczynam do tego układać gitary. Potem je dogrywam, następnie bas, potem sobie znów tego posłucham, dogrywam klawisze. Jak już mam ten ogólny zarys, koncepcję, to dopiero wtedy zaczynam układać teksty i nagrywam wokale. Na sam koniec robię sobie do tego intra, smaczki, tego typu rzeczy, i koniec. Więcej nie kombinuję. W ile to nagrywam? W sumie ciężko mi jednoznacznie powiedzieć. To nie jest przemyślane komponowanie, bo dla mnie najfajniejsze w robieniu muzyki jest to, że bierzesz co ci przyniesie dzień. Że ona sama się tak naprawdę robi. Ja jestem tylko takim narzędziem do jej robienia. Nie kalkuluję, nie wymyślam, że teraz oto nagram płytę w stylu tego albo tego. Albo że pojedziemy bardziej mrocznie albo bardziej klasycznie. To wszystko wychodzi w stu procentach naturalnie.

Nowa płyta dopiero się za chwilę ukarze, aczkolwiek zakładam, że reakcje na nią będą tradycyjne. Jedni będą wielbić, inni znawcy mieszać z gównem. Przyjmujesz w ogóle jakoś do siebie te opinie?

 Tak, tak jest za każdym razem, mniej więcej pół na pół. Część mówi, że super, część, że gówno. JEDNAK JAK WIDAĆ WIELU OSOBNIKÓW PIECZE DUPSKO OSTRO. Pierdolą że to w kółko to samo, zjadanie własnego ogona, że nic nowego, flaki z olejem… jednak nie dają rady przejść obok Nekkrofukk obojętnie. Wyobrażasz sobie, ze ktoś mówi, że Motorhead w kółko gra to samo… Że AC/DC gra w kółko to samo… WASP, Cannibal Corpse, Watain itp itd… Zespoły maja swój styl, czasami nagrywają płyty szybsze, czasami bardziej klasyczne, czasami słabsze, ale maja swój styl. Nie zmieniają go. Czy mam zrobić cos takiego jak Paradise Lost i przejść od death metalu do Depeche Mode? Ni chuja! Wypierdalać! Nekkrofukk będzie Nekkrofukk’iem. Progres od powstania tego zespołu jest bardzo duży i słychać to w opanowaniu instrumentów i wokalach. Ale zmian stylu nie będzie! Kto lubi niech słucha. Kto nie lubi, niech wypierdala. Najgorsze co może być w sztuce to niewypływanie emocji. Ktoś kiedyś powiedział nieważne, czy gadają dobrze czy źle, ważne żeby gadali. I to jest prawda. Nie ma nic gorszego niż usłyszeć ..Słyszałeś piosenkę zespołu X? Taaa… Jest spoko.” Co  to znaczy „spoko”? Może być, a może być, że jest nijako. Ale wiesz, co jest najlepsze w tym wszystkim? Że mówią o Nekkrofukk, że to jest, kurwa, „komercja”! Że to jest zespół komercyjny. To jest w ogóle dla mnie jakiś paradoks. Nie sprzedajemy tysięcy sztuk, to pierwsza sprawa. A druga, jaki to niby jest komercyjny zespół, skoro nie ma żadnych mediów społecznościowych, jest praktycznie niedostępny, nie ma praktycznie żadnych wywiadów czy koncertów, nie ma pompowania rynku tym zespołem, przypominania się na siłę, wiesz o co mi chodzi… Kompletnie zatem nie rozumiem, jak zespół tego pokroju można nazwać komercyjnym. Spotykałem się, i cały czas się spotykam, z takimi śmiesznymi „nagonkami” na Nekkrofukk, że gówno, po co to słuchać, wciąż to samo… Tylko trzeba wziąć pod uwagę jedno. Że to jest cały czas ten sam cyrk tych samych ludków. Oczywiście mam to wszystko totalnie gdzieś, bo jak ja mogę się przejmować opinią, czy to na mój temat, czy jakiegoś mojego tworu, osoby, której kompletnie nie znam i w życiu nie widziałem, nawet nie zamieniłem z nią jednego słowa? Więc nie mogę tej krytyki przyjmować do siebie, bo taki człowiek jest dla mnie, kurwa, kompletnie nikim! Dziwię się tym wszystkim hejterom, że chce im się tracić cenne minuty życia na siedzenie na jakichś debilnych forach internetowych i jechanie po rożnych zespołach. Być może daje im to ukojenie i zaspokojenie swojego marnego żywota? Tego nie wiem. Zazwyczaj są to ludzie nie spełnieni, mają niską samoocenę i chyba po prostu muszą się gdzieś wyładować. Pisząc swoje wypociny z drugiej strony monitora stają się nam chwilę “ubermensh”. Może młodych kucyków jestem gdzieś w stanie zrozumieć, jednak dla mnie chore jest to, że stare 40-50 letnie chłopy uważający się za wielkich Euronymousów z północy, najbardziej „true” z wszystkich „true”, śledzą jakieś bzdury i się buzują jak ocet z sodą w szklance . Druga sprawa jest taka czy na przykład któryś z nich powiedział by w oczy przy przypadkowym spotkaniu, takiemu na przykład mi, że jestem komercyjnym śmieciem, czy Barielowi z Imperator, że gra tylko dla pieniędzy, czy Zyklonowi z Infernal War, na których jest wieszanie psów. Nie sądzę. W klawiaturkę każdy może sobie stukać. Nie rozumiem tego ogólnopojętego światowego hejtu. Ja również zmam persony ze sceny, z którą nie mam nic wspólnego, których kompletnie nie trawię. Jednak nie zniżam się do poziomu szczura taplającego się w gównie. To nie moja liga. Jeśli coś mi się nie podoba, proste - nie słucham, olewam i idę dalej. Jak by internetowi onaniści i influenserzy mieli tyle zadań do zrobienia co ja, to bzdury by im w głowach nie siedziały. Wiesz, Marcin, że mam swoje konie. Wierz mi, ze jak przejebiesz ręcznie kilka ton gnoju, żeby wysprzątać dla nich stajnie, to na sto procent takie dziecinne bzdury ci nie w głowie. Polecam taką terapię wszystkim uczestnikom internetowych potyczek hahaha!

Dobra, to z innej beczki. Pierwszy z brzegu : „Antikkrist Venomous Uteroplacental Injekktor of Goat Semen & Mephistophallus Thermonukklear Messiah Violation”. Dłużej się nie dało? Weź to, kurwa, teraz zapamiętaj. Skąd pomysł na takie tytuły?

Stary, akurat tu nie ma żadnych czarów. Tak samo jak masz w Morbid Angel, że każdy kolejny tytuł to kolejna litera alfabetu, u mnie zaczęło się od trzech słów, potem były cztery, pięć, sześć… I teraz mamy chyba czternaście. Za każdym razem kiedy powstaje jakiś nowy materiał, czy to płyta czy EP-ka, tytuł musi mieć albo jedno słowo, albo jeden element więcej. Nawet „and” albo „the”, wiesz o co chodzi. Nie wiem skąd ja to mam, mam tak usrane w głowie, że tak musi być i koniec! Tych wydawnictw było już sporo, choć między nimi jakaś kompilacja typu „Deny the Image of God”, ale to jest tak jakby z boku. Ale wszystkie główne wydawnictwa, plus ten live cośmy sobie wypuścili, limitowany w pięćdziesięciu sztukach, to każdy następny tytuł trzyma się wspomnianej reguły.

Wspomniałeś chwilę wcześniej, że wszystko rejestrujesz u siebie w szopie. Nigdy cię nie korciło, żeby tą muzykę nagrać w prawdziwym, profesjonalnym studio?

A po co? Stary, w dzisiejszych czasach to nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Poza tym jeśli chodzi o miksy i mastering, to bardzo mi pomaga Miotła, z którym mamy ten projekt Dismembered Flesh Mutilation. To jest chłop, który na co dzień jeździ jako realizator dźwięku dla Vader, czasami innych dużych zespołów. Ma też swój zespół, Feto In Fetus, ja ich pierwszy raz widziałem na jakiejś trasie z Christ Agony, i mi po prostu czaszkę zgnietli na żywo. Oczywiście zaraz się zaopatrzyłem w płyty i mówię „Ja pierdolę, jaki oni mają sound, Ameryka!”. „Once Upon the Cross”, bo to jest dla mnie wyznacznik amerykańskiego soundu w death metalu. Takie sosiwo, mięso. No i poznałem się z Miotłą i zapytałem kiedyś, czy by mi pomógł zmiksować i zmasteringować to czy to. Oczywiście się zgodził. Prawda jest taka, że dziś dostęp do zabawek, które umożliwią ci realizację dźwięku na poziomie profesjonalnego studio jest niewyobrażalny. Możesz wszystko zrobić siedząc, no nie wiem, w kuchni, w garażu. To naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Ma to też oczywiście swoje minusy, bo dzięki temu, choć akurat ja nie mam z tym problemu, ale jesteśmy zalewani całym morzem zespołów wszelakich. Bo każdy może nagrać sobie muzykę w domu. Ale wrócę jeszcze do Miotły. On też, to wszystko co robi, a dużo zespołów kręci że tak powiem, robi w domu. Jakiś komputerek, parę programów. Koleś jest totalnym maniakiem muzyki ekstremalnej i ma smykałkę do tego, zna się na tym, ma pasję i ma ucho! Może być najlepsze studio świata, wypasione, z najlepszym sprzętem, możemy wejść do Mana Studio, do Erika Rutana, a dostać jakiegoś realizatora, który, kurwa, Zielone Żabki nagrywa punkowe. Nie będzie w ogóle wiedział co ma robić. Zresztą tak jest w każdej dziedzinie. To tak, jak masz pana Edka, który ma sześćdziesiąt lat, całe życie pracował w PGR, naprawiał ciężarówki i samochody osobowe, to on każdy samochód ci naprawi. Bo ma wiedzę na ten temat. I może kombinerkami śrubę odkręcić i nie potrzebuje kluczy nasadowych.

Mówiłeś, że w czasach Revelation of Doom chciałeś mieć zespół. Natomiast Nekkrofukk zdaje mi się bardzo osobistym tworem. Byłbyś w stanie dopuścić kogokolwiek do współtworzenia materiału do tego projektu?

No właśnie na „Thermonukklear” na przykład, Diabolizer robił bębny.

No dobrze, ale tylko nagrał bębny. A mi chodzi nie o położenie ścieżek, ale faktyczny wpływ na aranże. Choć w sumie mówiłeś, że od bębnów się zaczyna…

Dokładnie, ale wtedy akurat było trochę inaczej. Ja mu wysłałem próbki swoich bębnów wraz z nagranymi gitarami, albo jakieś szkielety… I dałem mu wolną rękę w kwestii bębnów. Tylko mówię „Musi być, kurwa, wolno, Beherit i musi być AC/DC. Resztę zagraj se jak chcesz.”. Wiesz, u mnie nie ma rygoru, nawet jeśli byśmy zahaczyli o jakiś, raz na ruski rok grany koncert. U nas próba dźwięku to może z pięć minut. Wchodzimy na scenę, gramy z pół numeru, ktoś tam mówi „Trochę stopy więcej, trochę więcej basu”… Jest git? Git. Dziękuję, kończymy.

No to taki trochę Napalm Death. Oni wejdą na scenę i grają praktycznie z marszu. Kiedyś, chyba na którejś z wczesnych edycji Brutal Assault, Napalmi grali obok Dimmu Borgir. W trzy minuty nastroili się tak, że czaszka pękała, a Dimmu po pół godziny dopasowywania zabrzmieli, kurwa, beznadziejnie.

Tak, tak. Podobnie jak czasem gramy próby przed koncertami, to oczywiście chłopaki się zawsze ze mnie śmieją, bo mówię „Co mnie obchodzi, grajcie se jak chcecie”. Ja tam tylko ryczę. Pytają „A może tu bym zagrał to, a tu zamiast gitary bym zagrał to, co jest na klawiszach?”. Mówię „Jeśli to będzie dobre, to zagraj, nie ma problemu”. Jak gramy live, to… Wiesz, my nie jesteśmy muzykami, przynajmniej ja, bo nie wiem jak oni się czują, ale ja nie jestem. Natomiast dla mnie jest ważne, by moi towarzysze w graniu dobrze się bawili. Żeby im to sprawiało frajdę. Nie ma tekstów typu „Kurwa! Gdzie jest Kkoffin Kkrusher? Nie ma go, a tu trzeba basy robić”. Każdy wie, co ma robić. Zabawa zabawą, ale staramy się podchodzić do tego „w miarę” profesjonalnie. Oczywiście wypadki też się zdarzały haha! No ale nie ingeruję, ważne żeby numer się zgadzał w osiemdziesięciu procentach.

O koncertach za chwilę. Najpierw powiedz jeszcze, te wszystkie K zamiast C to podjebane z Sadistik Exekution?

Oczywiście! To jest fajne. Nekkrofukk nie jest zespołem, który ma jakieś drugie dno.

Nie sądzisz, iż pewnego rodzaju paradoksem jest, że niby Nekkrofukk jest zespołem niszowym, a ostatnie płyty wyprzedają się jeszcze zanim wydawca odbierze je z tłoczni?

Nie wiem na czym polega ten fenomen. Wiesz, mi się wydaje, że tam jest garstka ludzi która tego słucha, są pasjonatami, ale ja to rozumiem, bo też jestem pasjonatem zespołów, które tak naprawdę słucha z dziesięć osób na krzyż. Na przykład dostałem teraz płytę EP Demonarchy, Sth z Kingdom im kiedyś wydał. To może trwa z piętnaście minut, ale rozpierdala w drobny mak! Ale zdaję sobie sprawę, że to jest nisza niszy, jak to się mówi. To jest taki fenomen, że akurat trafiasz na muzykę, która tobie odpowiada, i nie jest dla ciebie ważne, czy to mainstream czy underground. Po prostu to łykasz.

A nie sądzisz, że niektórzy te płyty kupują, bo posiadanie w kolekcji nagrań niszowych stało się poniekąd modą?

Mam to totalnie w dupie i absolutnie mnie to nie interesuje. Ja zawsze mówiłem, że sobie robię muzykę do szuflady. A jeżeli ona zostaje gdzieś wypuszczona w świat, to fajnie. Jeśli się komuś podoba, to fajnie. Jeśli się komuś nie podoba, to też fajnie. Ja sobie tym nie zawracam głowy. Bo to są czasem takie sprawy, których kompletnie nie pojmuję. Natomiast nigdy nie patrzyłem, kto tego słucha, dlaczego… Z kolei uważam, że jedną rzecz warto robić dla ludzi, którzy słuchają twojej twórczości. Im się należy szacunek. Na przykład nie wyobrażam sobie czegoś takiego, że przychodzi, gdzieś tam przed czy po koncercie człowiek, i mówi „Mógłbyś mi płyty podpisać?” albo „Czy mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie?”. Stary, żeby skały srały, im się to, kurwa, należy jak micha dla psa. I koniec dyskusji.

Praktycznie od zarania współpracujesz z Morgulem. Jak do tej współpracy doszło? I druga rzecz. Nigdy nie myślałeś, żeby wydać płytę dla kogoś innego? Przecież z takim potencjałem mógłbyś spokojnie uderzać choćby do Iron Bonehead.

Wiesz co, no mi się wydaje, że akurat Putrid Cult jest takim polskim Iron Bonehead. (Pełna zgoda, niejednokrotnie tak twierdziłem. Przyp. – j.). Natomiast nie podejrzewam, żeby jakiś tam Iron Bonehead czy Nuclear War Now wykonał swoją robotę lepiej niż Morgul, absolutnie. Nie wydaje mi się choćby, żeby mogli sprzedać w pre-orderze takie ilości płyt jak Morgul. On się w to wszystko strasznie angażuje, w te wszystkie wydawnictwa, które ma i lepsze i gorsze, ale to tak, jak już mówiłem, są gusta, a o gustach się nie dyskutuje, tylko się słucha albo nie. No ale w ogóle, po co zmieniać coś, co dobrze działa? Poza tym my nadajemy na tych samych falach. Ja nigdy nie wydawałem muzyki po to, żeby czerpać jakieś zyski. Nasza współpraca, nazwijmy to „biznesowa”, wyglądała tak że Morgul mi napisał, że chciałby to wydać, no i jakie są moje warunki… Więc ja mu napisałem z dwa zdania typu „Ty, chłopie, to weź se to wydaj i mi wyślij po sztuce, co se na półce postawię”. On mówi „Ale jak to?”, „No tak to”. „To może chociaż jakiś tam procent”, no nie, że finansowy, bo to już nie te czasy są, że pieniądze wchodzą w grę, natomiast „Może chociaż ze sto kaset czy coś?”. Ja mówię ”Chłopie, ale po co mi to” – „ No nie wiem, powymieniasz się, czy coś” – „Daj mi spokój, mi się nie chce tego rozsyłać czy wymieniać”… No i tak się zaczęło. Wydał te EP-ki, potem ja znów coś zrobiłem, znaczy „Impurity Winds of Unholy Rites”, to zaproponował wydanie tego na płycie, no spoko, chcesz – wydawaj. Tak że ze mną jest tak jak z dzieckiem, my nie mamy żadnej umowy, to wszystko jest, że tak powiem, „na gębę”. MY JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI! Mamy do siebie stuprocentowe zaufanie, i prywatnie i zawodowo, ale co jest najważniejsze… Ja nie wydaję muzyki po to, żeby z tego czerpać jakieś korzyści. Robię to, bo to lubię. Nikt mi nie karze tego robić, a ja się też nie zmuszam. Nie ma, że „O, w tym roku trzeba wydać płytę, bo już nie było rok”, czy cos takiego. Robię jak mnie najdzie.

Morgul, jak by nie patrzeć, szczególnie dba, nie tylko o Nekkrofukk, ale i o inne zespoły, pod względem merchu. Domyślam się, że jesteś zadowolony, zwłaszcza te jego grube bluzy, co je ze Stanów ściąga, to totalny sztos. Domyślam się, że wzory na Nekkro są twojego autorstwa.

Tak, to wszystko są jakieś moje wymysły.

Wiesz, to jest kosmos, że on tego zrobi trzydzieści sztuk, wrzuci informację w neta, i często zanim niejeden zdąży przeczytać, to print już jest zamknięty.

No i to jest dziwne bardzo. Ale tak faktycznie jest. Ale po pierwsze, żeby była sprawa jasna. Kiedy wydajemy jakieś koszulki, bądź bluzy, czy cokolwiek to by nie było z merchu, jakieś skrzynie po amunicji z maskami gazowymi, robimy to dlatego, bo ja również jestem fanem takich gadżetów. Lubię mieć limitowane wydanie swoich ulubionych zespołów. Szukam tego, no sprawia mi to frajdę. Więc dlaczego ja, mając swój zespół, jakiś tam projekt, nie robię czegoś takiego? Ale, żeby było jasne… Sprzedając jakiś box Nekkrofukk, w którym jest kilka rzeczy na raz, to wszystko tak naprawdę, stary, wychodzi na zero. Tam nie ma praktycznie złotówki zarobku. Koszt produkcji, który jest włożony w dany box, plus wysyłka, plus VAT, wszystko jest na zero. Ja wiem, że ludzie sobie gadają różne rzeczy, ale to absolutnie nie jest robione dla zysku. Żeby zarobić jakieś pieniądze na tym, jak by ktoś chciał, to by musiał, kurwa, sprzedać z pięćset sztuk tego. My takie rzeczy robimy tylko i wyłącznie dla własnej uciechy i dla uciechy tych, tak zwanych, die-hard fanów, którzy również kolekcjonują takie rzeczy. A robimy tego dużo, tych wzorów koszulek i bluz, bo to po prostu lubimy. Jeśli komuś się to nie podoba, nie musi tego kupować. Koniec pieśni.

Wspomniałeś wcześniej, że wszystkie instrumenty obecnie nagrywasz samodzielnie. Który z nich jest twoim ulubionym?

Chyba bębny. Stary, ja długo nie grałem na bębnach. Teraz, można powiedzieć, że już trochę gram, bo te pierwsze Nekkrofukki to nie było granie. To było tylko takie, jakby, wybijanie rytmów. Z czasem zacząłem sobie coraz więcej ćwiczyć, się uczyć… Potem pojawił się DeathEpoch, gdzie, no już bardziej się musiałem przyłożyć, choć jeszcze oczywiście długa droga jest przede mną, tak? Żeby dojść do jakiegoś lepszego poziomu. Ale jest jak jest, nie wstydzę się tego, tylko tłukę ile mogę i chyba właśnie to sprawia mi najwięcej frajdy. Bo na gitarze i na basie, choć to w sumie to samo, na pewno jestem dużo lepszy niż na bębnach. A tu się muszę więcej starać i to mi daje więcej radości, bo się uczę po prostu.

No OK, ale podczas występów na żywo zajmujesz się wyłącznie rzyganiem. Dlaczego nie chwycisz w takim razie dodatkowo za instrument?

Bo nie umiem grać i drzeć się jednocześnie haha!

Jeżeli już mówimy o koncertach, to nieczęsto udaje się was zobaczyć na żywo. Wynika to z niechęci do tego typu imprez, czy bardziej z logistyki?

Na pewno logistyka, na pewno realia… Prawda jest taka, że jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent ludzi organizujących koncerty marzy o tym, żeby zespoły grały za darmo. Ja nie będę grał za darmo, i tu absolutnie nie chodzi o zarabianie dodatkowych pieniędzy na koncercie. Jedynie o pokrycie kosztów tego przedsięwzięcia, czyli transport, spanie… Granie za michę ryżu, jak ja to mówię. Ale minimum tych warunków musi być spełnione. Bo po pierwsze, ja nie muszę tego robić, tylko mogę. Jeżeli mam ochotę, to mogę sobie pojechać gdzieś i zagrać, jeśli mi pasuje. Natomiast nie mam ciśnienia na granie na żywo, ponieważ i tak mam bardzo mało wolnego czasu, który mógłbym poświęcić swoim prywatnym sprawom. Więc nie ma w ogóle opcji żebym jeszcze dokładał do tego interesu. A wkurwia mnie takie podejście ludzi, którzy organizują koncerty! Ja to rozumiem, że oni też ponoszą koszty, wynajęcie klubu i wszystkiego, ale organizując koncert musisz wziąć pod uwagę, że zapraszając jakiś zespół, musisz zapewnić im to minimum.

Spotykałem się z twierdzeniem, że Lord Kaos na żywo to się zawsze napierdoli i odpierdala maniane.  Byłem świadkiem waszych występów niejednokrotnie i wydaje mi się, że większość browara to raczej rozdajesz gawiedzi niż sam wypijasz. Ile zatem prawdy w tym, że podczas koncertu potrafiłeś wychlać kilkanaście piw?

Nie, to jest lipa stary, hahaha debilizm kompletny, kłamstwo i durnota. No co ty, to jakaś bajka wyssana z palca. Zabili Raegana, papież nie żyje, wiesz o co chodzi… Na koncercie to ja wypijałem może z cztery bronxy. Żeby tyle piwa wyjebać, na przykład 12 sztuk, na scenie, to ja bym musiał chyba cały czas pić! Skoro nasz set ma około 40 minut to chłopie wychodzi 1 piwo na około 3.33 minuty hahaha! To bym nawet sekundy się nie darł tylko bekał pił i rzygał. Wiesz, były akcje, jak choćby na koncercie w Gliwicach, gdzie byłem sponiewierany konkretnie, całkowita szajba, ale to była wtopa. To było spowodowane też tym, że w tamtym okresie, dość ciężkim, byłem na lekach, których nie powinno się łączyć z alkoholem. Dlatego tak mnie sponiewierało, to była mieszanka wybuchowa, która mnie ścięła z nóg. Trochę mocno byłem też porobiony w Poznaniu z Besatt, ale tam to było już takie spotkanie przed koncertem, taki rock’and’roll, że ho-ho, lejce puściły. Ale poza tym to nie, ale widzisz jak to jest. Jak zagrasz, na przykład, sto dobrych koncertów, to nikt o tym nie pamięta, ale jak zagrasz jeden i go spierdolisz, do czego oczywiście się przyznaję, to wszyscy będą pamiętali tylko ten zepsuty.

No ale takich akcji już chyba nie będzie, bo oto ponoć przeszedłeś w stan abstynencji. Co cię do tego pchnęło? Zdrowie? Odjebałeś coś? No bo chyba nie, coraz bardziej chyba ostatnio rozpowszechniona, moda na niepicie?

Nie, nic z tych rzeczy. Wiesz, po prostu trochę za dużo i za często tego było . Zauważyłem po prostu, że coraz częściej, tu coś wieczorkiem, praktycznie codziennie jakieś piwko, czy jakiś drink… nie chciałem być niewolnikiem jakiejś substancji. No i sobie powiedziałem „basta”! Odstawiłem to kompletnie i teraz widzę, a trwa to już prawie dwa lata, że wyszło mi to na dobre. Uważam, że w ogóle chlanie jest zajebiste, w ogóle używki są świetne i polecam je. Tylko że trzeba je umieć sobie dawkować. A jeżeli ktoś nie potrafi tego robić twardą ręką, no to tak, jak w moim przypadku, lepsze było, żeby to odstawić. Ja jednocześnie nie mówię, że nigdy się nie napiję, bo ja nie wiem co będzie jutro. Na dzień dzisiejszy nie spożywam żadnych wyskoków, żadnych używek, i dobrze mi z tym. Na pewno bardzo mi się zmieniła perspektywa na cały światopogląd. Poza tym prawda jest taka, że alkohol jest mocnym depresantem, a wydawało nam się kiedyś, że jest antydepresantem. A to jest gówno prawda. Moja głowa się otworzyła na kompletnie nowe horyzonty. Zrobiłem przez te dwa lata, nawet prywatnie, milion rzeczy więcej niż przez ostatnie dziesięć. Najtrudniej jest nauczyć się ponownie samego siebie. Ale jak się pokona te pierwsze kilka tygodni, miesięcy, to później to wchodzi w krew, bo ja teraz tego w ogóle nie potrzebuję. Nie mam kompletnie problemu z tym, że inni ludzie piją i siedzą ze mną, nie mam problemu, żeby powiedzieć „Nie, dziękuję, ja nie piję”. Chcesz to sobie pij a ode mnie się odpierdol. Koniec. To jest moja decyzja i tylko moja, i nikt, kurwa, nie jest w stanie mi powiedzieć czy mam coś zrobić, czy nie.

Klawisze tak naprawdę stanowią integralną część muzyki Nekkrofukk, pogłębiającą jej rytualny wydźwięk. Czemu zrezygnowałeś z tego instrumentu przy występach na żywo?

Bo nie było nikogo, kto by to dobrze zagrał.

To można było puszczać z komputera. Przecież, na przykład, Cezar zagrał cały koncert z komputera.

Wiesz, chyba nigdy nie chciało nam się bawić w jakieś samplery, sesnsery czy tego typu rzeczy. Stary, my jesteśmy w ogóle tak leniwi, że jak ostatnio graliśmy z I Am Morbid w Warszawie, to były jakieś problemy żeby intro włączyć, które mieliśmy. Mówię „Dobra, jebać to intro, dawaj AC/DC intro, łubudubu i jedziemy”. Nie, no fajnie by było, to by na pewno dużo dało, ale jakoś jeszcze taka osoba się nie trafiła, która by też pasowała do nas.

Skład koncertowy ci się ostatnio nieco rozszedł, konkretnie z grania zrezygnował Zepar. Znasz powód jego decyzji?

Bo nie chciało mu się już grać koncertów. Powiedział, że to jest nie dla niego i mu się już nie chce. I dał sobie z tym spokój. To jego decyzja. Więcej nie pytałem bo i po co. Mam to w dupie.

Jeśli chodzi o teksty, choć nigdy nie ma ich na wkładce, ale słychać, synu, że strasznie bluźnisz. Czym dla ciebie jest satanizm?

To jest moja ścieżka życia. Moja droga, która mnie prowadzi jako samotnego wilka, który nie angażuje się w braterstwa, organizacje, religie. Chcę być sam i nikomu nic do tego. Won! Sam sobie wyznaczam swoje prawo i wskazuję ścieżki, którymi podążam. Co nie oznacza, że jestem jakimś pierdolniętym wariatem, który szuka swojej duszy klęcząc pod drzewami w lesie i zjada koty czy coś w tym stylu. Myślę, że mój Satanizm  oznacza taką fizyczną, psychiczną i duchową wolność, i mam kompletnie w chuju co kto tam o tym sobie sądzi.

No a fakt, iż twoich tekstów nie ma w książeczce? Znaczy są małoistotne czy na tyle personalne, że nie chcesz się dzielić?

Właśnie są bardzo istotne dla mnie i dlatego nie mam specjalnej ochoty się nimi dzielić.

W Nekkrofukk pełnymi garściami czerpiesz z klasyki black metalu. Beherit, Hellhammer, Bathory… Poza tymi starymi rzeczami, muzyka tworzona współcześnie też jakoś cię inspiruje?

Na pewno. Ale muzyka teraźniejsza ogólnie? To znaczy ja na pewno się w nią jakoś specjalnie nie zagłębiam. Nawet rozmawiając z córką, okazuje się, że ja jestem sto lat za murzynami. Świat się przez ostatnie dwadzieścia lat zmienił okrutnie, a ja chyba niespecjalnie. Chociaż mimo wszystko staram się w miarę na bieżąco być, przynajmniej z niektórymi rzeczami ułatwiającymi w dzisiejszych czasach życie, ale z muzyką to chyba nie specjalnie, mówiąc szczerze.

A poza muzyką co cię także inspiruje do tworzenia?

Wszystko, stary. Całe życie mnie inspiruje. Zazwyczaj te przykre i bolące doświadczenia. Wszystko co mnie dotyka, wszystko dookoła. Ja wiem, może to głupio zabrzmi, ale cały świat mi podsuwa pomysły. Głupota ludzka bardzo mnie inspiruje tak naprawdę. Bo w ogóle ludzkość jest straszna, beznadziejna, czasami się po prostu wstydzę, że jestem homo sapiens. Dlatego też może ja jestem taki, że nie lubię tłumów, mieszkam sobie na tej mojej wsi, zamknąłem się w niej, stałem się takim trochę odludkiem, zwierzęciem, może nie że zranionym, ale… Wolę sobie z boku stać i robić swoje. Wiesz, życie to taka gra, którą staramy się wygrać ale już na starcie jesteśmy skazani na porażkę i cokolwiek byśmy nie zrobili, nawet góry przenosili, to i tak umrzemy prędzej czy później. To chyba taka moja główna inspiracja.

A jak patrzysz na ludzkość, to widzisz w niej w ogóle jakąś pozytywną przyszłość?

Nie. Pozytywnej na pewno nie. Nie rozumiem, stary, kompletnie tego wszystkiego, w jakim to idzie kierunku. Wiesz, jedynym kierunkiem w którym to wszystko podąża to jest rządza pieniędzy, wyjścia przed szereg, bycia zauważonym. Ja osobiście wolę budować swój świat, nie dopuszczać do niego za bardzo nikogo i stać w cieniu ludzkość, która w ogóle nie szanuje Matki Ziemi. Ludzie Zajebią ją na amen, kurwa, po prostu. Albo ona się kiedyś wkurwi i nas wypierdoli w drobny mak. To chyba bardziej prawdopodobna wersja. Te wszystkie akcje… Wiesz, ja nie jestem przeciwnikiem Unii Europejskiej, na pewno nie jestem patriotą … Raczej czuję się Europejczykiem, chociaż chyba na wsi odnalazłem swoją małą Amerykę. Ale to ich pierdolenie z Brukseli o tej ekologii, o tych samochodach elektrycznych, żarówkach, całym tym jebanym gównie, że nie wolno ogrzewać domu tym czy tamtym, ze dupę należy wycierać tylko dwa razy a nie trzy… Stary, co ten kawałek Ziemi, ta Europa, ileż ona tam procent świata zajmuje, co ona sama zrobi? Gówno. Cała reszta ma w piździe! Ostatnio oglądałem dokument w telewizji, że w jakichś Indiach, śmieciary normalnie podjeżdżają na skarpę nad morzem i jeb, to wszystko do wody te śmieci, przez cały dzień. A my tu, kurwa, segregujemy, buteleczki, sreczki, a za chwile przyjeżdża śmieciara i jeb to wszystko do jednego gara tak samo. Tak że, o czym tu gadać w ogóle? No i ta głupota ludzka. No co ci młodzi ludzie teraz, stary, oglądają? Ja myślę, że za kilka lat będziemy mieli w Internecie, kto szybciej swoje gówno zje. I to będzie „wow!”, to będzie coś! Albo pojawi się, a może już jest, nie wiem, zacofany jestem, jakieś rozrywanie ludzi czy zwierząt na żywca, i wtedy „yeah!”, bo zajebiście. Ludzie są przebodźcowani, jest za dużo tego wszystkiego, i coraz mniej ludzi w ogóle coś cieszy.

Wróćmy zatem do muzyki. Black metal z założenia miał być odrażający, satanistyczny… Jednak czasem starzy blackmetalowcy nagle strasznie dorastają, dojrzewają i uważają, że grafiki typu tych z okładek Nekkrofukk, plus teksty, to infantylizm. Co o tym sądzisz?

Wiesz, ja mam totalnie wyjebane na to, co oni sobie tam sądzą. Ja się nie patrzę na to, czy to co robię się komuś podoba, czy nie. Jak już mówiłem, ja robię to, co mi się podoba a czego mi brakuje. Ja lubię te wszystkie takie drapaki, te kozły, te takie ręcznie rysowane okładki, dziadostwa, jak ja to mówię. Nie podobają mi się te wypolerowane pomadą, te wszystkie superprodukcje. Ja nie powiem, że one są złe. Tylko może do mnie po prostu nie trafiają. Ta ostatnia okładka którą sobie narysowałem, ona jest trochę inna. Bo stwierdziłem sobie, dlaczego by nie? Natomiast chciałem właśnie takiego drapaka inspirowanego tymi starożytnymi rycinami, „Compendium Maleficarum”. Sobie siedziałem, przeglądałem i zachciałem takie coś mieć u siebie. Sam robię narysowałem, bo sam sobie rysuję, nagrywam, składam okładki, robię layout. I jeżeli ktoś tego nie lubi, to po co się tym w ogóle interesować? A w dupie mam takie gadanie typu „Kaos, ty wiesz, jak ty masz czterdzieści parę lat i jeszcze słuchasz metalu to bla bla bla”. Stary, bo metal to nie jest tylko muzyka. To jest cała ścieżka życia. Więc albo nim jesteś, kurwa, albo nie! Nie wyobrażam sobie, jak to czasem ktoś mówi, że jak miał dwadzieścia pięć lat to przestał słuchać metalu, czasem jeszcze posłucha, ale normalnie żyje, ma tam ślub kościelny, bo żona chciała, a mu wszystko jedno, to może mieć. Dla mnie to jest rzecz niewybaczalna, zdrada ideałów i w ogóle koniec! Tu w ogóle nie ma dyskusji. Czasem ludzie mówią, ja nie narzekam na to, ale dziwi mnie to i śmieszy, że Nekkrofukk to taki zespół komercyjny, nieprawdziwy… Stary, kurwa, daję sobie obie ręce obciąć, że w moim życiu jest więcej szczerości i tego działania antyreligijnego, niegodzenia się z tym światem niż u tych wszystkich co tak gadają, bo oni nie mieli w życiu nawet odwagi wielu rzeczy zrobić. A ja żyje po swojemu i jestem sobie w stanie spokojnie spojrzeć w lustro. Wyjebałem się z tego całego kościoła, nie chcę tam należeć, nie podoba mi się to. Jak ktoś chce, proszę bardzo. Tylko proszę nie wchodzić stopą na moje podwórko, bo ją utnę i koniec! Ja też nie agituję, nie chodzę po ulicy, że „Jezus chuj, wozi gnój!”. Mam swoje zdanie, zachowuję je dla siebie, opinia jest jak dupa – każdy ma swoją, więc nie będę nikogo przekonywał za wszelką cenę do siebie, do swojej muzyki, do swojej „sztuki”. Ja nie przynależę do niczego i nikogo. Sam jestem sobie sterem i okrętem.

Wracając jeszcze do tej monotematyczności, okładek, muzyki… To dla mnie żaden zarzut, bo ile nagrał płyt na jedno kopyto taki, wspomniany, AC/DC? Ale czy ty zauważasz w Nekkrofukk jakiś rozwój? Rozwiń to, o czym mówiłeś wcześniej.

Tak, zauważam. Wiesz, mimo wszystko, że jest tak jakby cały czas to samo, to jednak każda płyta jest jednak inna. Teraz, na przykład, jak odsłuchiwałem ostatnio „Mysterious Rituals…”, to zauważyłem, że ona jest bardziej klasyczna. Widzę, że tam jest więcej riffów a’la Black Sabbath, słyszę tam jakieś naleciałości Cathedral, tego typu rzeczy…

To podczas nagrywania tych wpływów nie widzisz?

Nie, absolutnie. Mówię ci, to się samo robi. O to chodzi, ja sobie nie wymyślam riffów. To ręka sama gra. A ja mówię „O, to mi tu pasuje, fajnie siedzi, buja…”, wiesz o co chodzi. W Nekkrofukk nigdy nie będzie jakiegoś progresu o pięćdziesiąt procent do przodu. Bo to jest taki twór, to mają być flaki z olejem, wolny, ciężki, rytmiczny z groovem, taki kafar. Ja sobie tam mogę pozwolić na odrobinę „szaleństwa”, na przykład na nowej są patenty deathmetalowe. Słyszę tam też sporo takich wolnych patentów Christ Agony. Nie wiem, stary, skąd one się tam wzięły, ale są! Zresztą muzyka Cezara, jego styl gry, jakoś mocno mi gdzieś tam utknął w głowie. Bo ja nie wiem, może go podświadomie naśladuję czy coś? Nie wiem, nie umiem tego wytłumaczyć. A na tym nowym Nekkrofukk są w ogóle chwilami trzy gitary, nie dwie. W Miksie to może tego aż tak wyraźnie nie słuchać, ale są dodatkowe „przygrywki”. Że ja już tam zacząłem robić takie… Nie wiem jak to się nazywa profesjonalnie, ale że jedną gitarę grasz nisko, druga gra te same dźwięki ale wyżej, i trzecią jeszcze wyżej. I widzę, że pod tym względem jest progres. A już największy progres to są bębny i, dwa, wokale. Wokali jest mniej ale są bardziej takie osadzone, takie ryki jeleni czasami, coś jak w Disgorge meksykańskim. Aż ten bulgot śliny tam jest. Dlatego dla mnie najfajniejszą częścią tworzenia jest chwila, kiedy otrzymuję ten gotowy, nazwijmy to, „produkt”. Czyli mam skończony już miks / mastering, słucham i mówię „Ja pierdolę, ale to wyszło, w ogóle się nie spodziewałem!”. Spodziewałem się kompletnie czegoś innego, a wyszło coś innego, ale jest super.

Poniekąd tradycją jest, że na płytach Nekkrofukk pojawia się jakiś cover. Dobór utworu jest wynikiem dłuższego dumania i ostatecznego wyboru, czy raczej czysty spontan?

Wiesz, akurat ten nowy cover Pandemonium to chciałem zrobić od zawsze. Bo to jest w ogóle mój ulubiony numer tego zespołu, ze wszystkiego co Paweł zrobił. „Garden of Twilight” to dla mnie kompletny top. Ale nie było jakoś wcześniej okazji. Ja w ogóle bardzo lubię grać covery, i często sobie myślę, że one mi się na tych wszystkich płytach najbardziej podobają, bardziej niż te moje numery. Teraz w Warszawie na żywo graliśmy ich aż trzy, bo był G.G.Allin, Venom i Blasphemy. Co prawda Blasphemy tam paręnaście sekund, ale graliśmy. Uwielbiam covery. I czasem sobie myślę, a powtarzam to jeszcze raz, wszystko zawsze robię dla siebie, dla nikogo innego, że może sobie sięgnę i zrobię jakąś następną EP-kę Nekkrofukk z kilkoma coverami. Ale zobaczymy jak to wyjdzie. Więc teraz postanowiłem, że jest właściwy czas i sobie ten cover Pandemonium nagrałem. Ale zobacz, że w Revelation of Doom też były covery. Na „Unholy Goatfuck” był Master i Celtic Frost. A na materiale z Thronreum były dwa autorskie numery, i chyba aż cztery covery. (Nawet pięć. Przyp. –j.). Graliśmy z Revelation of Doom cover Siekiery na żywo, to był chyba „Idzie Wojna”. Na DeathEpoch masz Acheron, jest Sodom „Bombenhagel”. Covery lubię, po prostu lubię i będę je sobie nagrywał.

Istnieje coś takiego jak twój ulubiony album Nekkrofukk? I proszę o uzasadnienie.

Chyba nie ma ulubionego. Poza tym, powiem ci szczerze, ja swojej muzyki praktycznie w ogóle nie słucham. Widzę po sobie, że jak wychodzi nowy materiał, to się nim trochę pojaram, a potem najczęściej w ogóle do niego nie wracam. Tak samo miałem w Hate i w Revelation of Doom. Tak samo jak nie noszę swoich wzorów, nie lubię chodzić w ubraniach swojego zespołu. Kompletnie nie rozumiem takiej autopromocji, kolesi z undergroundu czy mainstreamu, że grają koncerty w swoich koszulkach. Nie kumam tego, stary. Dla mnie jest to, krótko mówiąc, wiocha. I nic więcej w tym temacie do dodania nie mam. Tak więc muzyki swojej nie słucham, ale… Choć to w zasadzie każdy, kto coś robi to mówi, że nowy materiał jest najlepszy. A to, czy faktycznie jest najlepszy, można stwierdzić po upływie pewnego czasu. Po roku powiedzmy. Kiedy jesteś już kompletnie wyzerowany i zapomnisz o tym co robisz. Myślę, że jak już, to może „Satan, Urine, Blood, Sperm”, bo to był dla mnie taki poniekąd przełom. Ten pierwszy, „Nukklear Goat Vomit”, to była totalna prowizorka. W ogóle „Kurwa, co tu robić, jak to nagrać samemu, o co tu, kurwa, chodzi?” wiesz. A dwójka, to już byłem wszystkiego bardziej świadomy. No a dalej to już poleciało. No i, jak mówiłem, niby cały czas jest to samo, ale jak byś sobie posłuchał, na przykład, „Impurity Winds…” a ostatniego, to zobaczysz, że to są kompletnie inne rzeczy. Aczkolwiek w jednym stylu.

No właśnie, ten twój styl… Ty na bazie starych wzorców stworzyłeś coś maksymalnie rozpoznawalnego. Jak ja włączę Nekkrofukk, to nawet moja żona, która wiadomo, że nie siedzi w muzyce tak głęboko jak ja, od razu wie co to za zespół. Więc na bazie starego stworzyłeś coś, co jest de facto oryginalne.

Myślę, że tak. Ale to nie było celowo robione, że „Ooo, będę teraz grał sobie jak Hellhammer, czy tam, jakiś Beherit”. Owszem, ja uwielbiam te zespoły, to jest taka moja topowa piątka, Hellhammer, Venom, Beherit, Celtic Frost… Nawet wczoraj sobie „Monotheist” słuchałem. W ogóle cała twórczość Gabriela Warriora Fishera, to jest dla mnie, po prostu król. I koniec. Dla mnie w muzyce liczą się emocje, pasja i taki groove. To może być ekstremalnie szybkie, może być ekstremalnie wolne, ale musi mieć takie coś, że jak włączę płytę, to mnie aż, kurwa, uniesie. Widzę w tej chwili dość sporą liczbę naśladowców i nazwy, i “nurtu Nekkrofukk” na naszym rodzimym podwórku. Ba! Śmiem nawet twierdzić, że gdyby nie Nekkrofukk, to niektóre zespoły z prawdziwkami nawet by nie powstały.

Też już liznęliśmy dziś ten temat, ale nigdy nie obawiałeś się tak zwanej „świętej inkwizycji”? Bo wiadomo jak sytuacja wygląda w naszym kraju, a zwłaszcza wyglądała przez ostatnie osiem lat. Nie myślałeś, że pewnego dnia ktoś może zapukać do drzwi, na przykład pod tytułem „obraza uczuć religijnych”?

Nieee. Wiesz, bo tu nie ma jakichś takich faktycznie strasznie ekstremalnych historii. Ja miałem oczywiście pomysł, żeby zrobić taki total, w różnych wkładkach czy ilustracjach. Morgul mówił „Stary, kurwa, przecież tego nikt nie wydrukuje nawet” haha! A wiesz co jest najlepsze? Ze Putrid Cult przez Nekkrofukk stracił kilka tłoczni, i stracił drukarń. Taka jest prawda. Natomiast osobiście nie obawiałem się o tego typu rzeczy, no bo nie ma tam jakiegoś, oczywiście według mnie, jakiejś totalnej ekstremy. Ludzie na przykład bardziej razi to, że zrobisz postać Matki Boskiej na fladze LGBT. I to już jest dla nich kompletny Armagedon. Bardziej ich to razi niż jakieś rysuneczki, czy coś w tym stylu.

Że tak się wtrącę, jakie masz osobiście podejście do LGBT? Czy tam teraz Q+ nawet.

Nie, no dla mnie to jest przegięcie pały. Jak by to powiedzieć… Nie mam absolutnie nic przeciwko gejom czy lesbijkom. Ale, kurwa, stary, wczoraj oglądałem sobie na Youtube film, który się nazywa „Parada Wolności Warszawa 2022”. I tam taki koleś łazi, po tej paradzie wolności, i rozmawia z tymi ludźmi wszystkimi. I tam tych wszystkich ugrupowań było ponad pięćdziesiąt parę. Oni takie pierdolą bzdury… Wiesz co, to jest chyba właśnie to, o czym mówiłem, to przebodźcowanie, że oni sami już, kurwa, nie wiedzą, czego mają szukać. Dla mnie ugrupowanie pod tytułem „Niebinarne Lesbijki”, rozjebało mnie kompletnie. Jak można być niebinarnym a jednocześnie lesbijką? Laska tłumaczy, że to jest tak naprawdę kult waginy, dla nich. Czyli jest kobietą, która kocha waginę, i to może być kobieta która ma waginę, ale to też może być facet przetworzony, i też ma waginę. Oni pierdolą takie bzdury… Jacyś „homonormatywni”, jacyś „aromatywni” czy coś… Polecam ci to, stary, obejrzyj to a urwie ci czapę. Znam osobiście gejów, również lesbijki i oni się absolutnie nie identyfikują z tymi LGBT+ i tymi wszystkimi bzdurami, bo oni twierdzą, że nienawidzą tych, cytując, „pierdolonych ciot’! Więc oni też mają jakieś swoje podziały. Mi się trochę nie mieści w głowie, jak może być coś takiego, że ja mam się do kogoś, na przykład, zwracać bezosobowo, bo ona się, kurwa, zaraz obraża, jak ja powiem że „ona” albo „on”. To spierdalaj, proste. Dlaczego ja mam uważać i się naginać by nie urazić hrabiostwa? Chuj im w dupę. (Kaos, nie przeginaj! Haha! Przyp. –j,). Dla mnie ci wszyscy ludzie za dużo w dupie mają. I są cały czas głaskani przez życie, jak owieczki, takie baranki boże.

Oni działają na zasadzie czarnych, że jak biały powie „murzyn”, to zaraz, że rasizm, ale jak oni do siebie mówią „Cześć czarnuchu”, to wszystko jest OK. Szukanie dziury w całym i robienie z siebie pokrzywdzonych.

Tak, tak, dokładnie. Im wolno a tobie nie wolno. To jest, jak ja to mówię, za dużo demokracji w demokracji. Niech sobie żyją, nawet zawierają związki małżeńskie, ale przestaną pierdolić te swoje bzdety  i w kółko jęczeć „Oj, ja biedny miś. Cały świat jest okrutny i zły a ja nie. Ja jestem pępkiem świata i mi się wszystko należy”. Taki chuj, wypierdalać!

O! Idealnie ujęte. Ale wróćmy do Nekkrofukk. Myślisz, że profanacja jest najlepszym sposobem wyrażania sprzeciwu wobec dominującej w naszym kraju religii? Może lepiej, kurwa, usiąść z tymi ludźmi do stołu i podyskutować, powymieniać logiczne argumenty?

Z tymi ludźmi się nie da rozmawiać. Teksty Nekkrofukk to są jakieś moje przemyślenia, i jakieś moje chore wizje. Mój świat, Moja sodomia świat który sobie wymyślam i go opisuję. Moje doświadczenia i ścieżki którymi kroczę. On jest tylko mój. Może też właśnie dlatego niespecjalnie chcę się dzielić tekstami. Na pewno nie mam potrzeby, by się nimi dzielić. Wracając do tematu, z ludźmi wiary, jakiejkolwiek, absolutnie nie da się rozmawiać. Bo nigdy nie znajdziesz wspólnego mianownika. Już miałem dziesiątki takich rozmów, bo mam w swojej rodzinie jakiś procent, niepraktykujących lub praktykujących, chrześcijan. Ktoś może mówić, że bluźnię na tą wiarę, „A spróbuj na Mahometa, to ci utną głowę” My jesteśmy krajem katolickim, nie mamy na co dzień styczności z Islamem. Mam nadzieję że ciapaci nie wjadą swoimi hordami tutaj. Teraz pewnie ktoś powie że „Ooo kurwa, Lord K jest jebanym rasistą”. Chuja tam prawda. W dupie mam kolor skóry. Lubię Azjatki, Murzynki, Eskimoski, Żydówki, karlice i kadłubki hahahaha! Wiec nie jestem rasistą. Głównie mam problem z obyczajami i sposobem życia jaki oni mają. Są kapele, kurde, nawet nie powiem ci w tej chwili nazwy, ale jest taki zespół, oni się gdzieś tam kompletnie ukrywają w jakiejś norze, grają w kraju muzułmańskim, to, stary, oni to są w ogóle kozacy. Bo im tak naprawdę śmierć grozi za to co robią, co grają. I gdybyśmy my żyli w kraju muzułmańskim, to byśmy się prawdopodobnie sprzeciwiali całej tej bandzie. A że żyjemy w kraju katolickim, to nam się siłą narzuca religię chrześcijańską. Dlaczego mam zatem walczyć z czymś, czego tak naprawdę u nas na razie nie ma? Więc sprzeciwiam się temu, co mi nie pasuje i co mnie bodzie. Nie interesuje mnie osoba druga i trzecia. Ale z tymi ludźmi gadać się nie da, bo oni mówią „Wy sataniści jesteście agresywni”. A to jest gówno prawda. Ja jestem w stu procentach zdeklarowanym SATANISTĄ, kompletnie pokojowo nastawionym do wszystkich, oczywiście do czasu nie wkraczania w moją strefę bezpieczeństwa i komfortu. Jeżeli ja spokojnie mówię, że „moim zdaniem” ta wiara to jest wymysł ludzi, bo ludziom łatwiej jest wierzyć w coś, zwalić coś na wymyślony byt, jak to się mówi „bóg tak chciał”, te rzeczy, że zabrał tam kogoś do siebie, do królestwa niebieskiego, te pierdoły wszystkie, i ty mówisz, że to jest wymysł pijanego, szalonego Araba, to oni dostają piany na mordzie od razu. Rozjebali by cię najchętniej w drobny mak. W większości to puści furiaci nie mający zielonego pojęcia o swojej wierze. Zostali zaprogramowani przez jeszcze głupsze społeczeństwo, nasiąknęli jak gąbka szambem. Oni nie są w stanie ci odpowiedzieć „Wydaje mi się, że się mylisz, bo mam dowody na to, że takie fakty zaistniały”. Stary, to tak jak wyznawcy ugrupowań politycznych, to są po prostu agresorzy. Dziewięćdziesiąt procent katolików / chrześcijan też są agresorami. Nie będą z tobą dyskutować, nie będą nadstawiać drugiego policzka, najchętniej by ci upierdolili głowę siekierą bo nie jesteś z nimi, tylko przeciwko nim, i oni tego nie tolerują. Najgorsze jest to że nie są w stanie przekazać rzetelnie swoich racji a bronią ich jak pies michy. Więc ja się temu sprzeciwiam swoim sposobem na życie, oczywiście nie chodzę co prawda odziany w kolczugi, czy z siekierami, i nie rąbię chrześcijan i katolików, niech oni sobie tam będą, ale ja nie będę uczestniczył w tych wszystkich ich badziewiach, pierdolniętych rytuałach. Nie będę swojego dziecka na to narażał, i będę sobie żył po swojemu. I też przez muzykę wypełniam swoją misję.

Poza muzyką zajmujesz się też tatuowaniem. Powiedz mi, jaki był najbardziej hardcore’owy wzór o jaki ktoś cię poprosił?

Wiesz, hardcore ma wiele twarzy. Dla mnie bardzo hardcore’owymi rzeczami które robiłem, które mi się nie mieściły w głowie, to były na przykład imiona i nazwiska mężczyzn na damskich wzgórkach łonowych.

Ale to kilka na raz? Haha!

Nie, no jedno. Ale dla mnie to jest ekstrema.

Eee, to lipa, bo pomyślałem, że jakaś laska sobie kolekcjonowała.

Nie, nie. No ale jak można być taka kretynką, żeby być taką „ubezwłasnowolnioną / zdominowaną”?  Żeby poświęcić się na coś takiego, co może w każdej chwili się zmienić. No dla mnie tatuowanie portretów Hitlera, Jezusa, Diabła Che Guevary Kutasa czy Matki boskiej to nie jest żadna ekstrema. Ale to jest mój fach, staram się każde zamówienie wykonać najlepiej jak umiem. Ja nie mam swoich świętości w tej dziedzinie, ciężko by mi było powiedzieć, że czegoś bym nie zrobił, co by naruszało moją „klauzulę sumienia”.

A jak ktoś przychodzi i sobie chce pizdnąć delfinka czy motylka, to nie czujesz żenady? Czy jednak idziesz najpierw się spawiować?

Nie, no idę i robię normalnie. Moim zadaniem, prowadząc jakąś działalność, to ja jestem dla ludzi a nie ludzie dla mnie. Ja mam takich zawodników na których się wyżywam, napierdalam diabły, czachy, kozły, takie rzeczy, które lubię robić najbardziej. Ale w każdym tatuażu, tak naprawdę, możesz znaleźć coś, z czego będziesz zadowolony. Nawet robiąc delfinka. Chociaż teraz takie rzeczy się raczej nie zdarzają, bo tez są jakieś klimaty i mody, które pojawiają się i znikają. A ludzie są taka szarą masą, że po prostu idą za tą modą.

Zdarzyło ci się, że ktoś przyszedł akurat do ciebie się pokolorować tylko z powodu, że lubi twoją muzykę?

Tak, i to nie jeden, nie dwa i nie pięć razy. Nie są to jakieś super częste historie, ale ostatnio na przykład koleś z Poznania przyjechał specjalnie, czy ludzie z południa, wytatuowałem logo Nekkrofukk, swoje okładki i tak dalej. Zdarzają się takie historie. Ale zdarzają się historie z innej beczki. Ostatnio, już pod koniec, koło szesnastej, wchodzi koleś z laską, bo on się będzie kolorował. jakiegoś lwa. No dobra. Siada, ja tam sobie wszystko przygotowuje, a w tle napierdalają świniaki z Miasmatic Necrosis. No i kolesia drapię, drapię, aż on w końcu pyta „Proszę pana, co to za muzyka?”. To mu mówię, że taki brutal gore/grand z USA. Na co on „Hmmm, jak w chlewiku” hahaha!

Hahaha! Sam też jesteś konkretnie pokolorowany. Który z twoich tatuaży ma dla ciebie specjalne znaczenie?

Jeden z takich moich ulubionych, to mam na brzuchu rycinę właśnie z „Compendium Maleficarum”, to jest rycina, która tez była na „Covenant” Morbid Angel. Taki Diabeł i z boku koleś, który depcze krzyż. To to mam, to jest taki mój ulubiony.

Dlaczego jest dla ciebie specjalny?

Bo chyba wyraża mnie. Tak mi się wydaje. No ja mam, tak samo jak ty masz Blasphemy na żebrach, kilka okładek metalowych. No i mam tez na żebrach, w sumie jest to bardzo prosty wzór, nietoperza Hellhammer. A taki naprawdę, kurwa, konkret, to mam na całe plecy wytatuowane „Oath of Black Blood” Beherit, i na górze, na karku mam ten łeb kozła z „Dawn of Satan’s Millenium”. Ale mam też tatuaże, które są małe na przykład. Bardzo małe, a bardzo dużo dla mnie znaczą. Mam na przykład trzy szóstki wzięte z płyty Dissection. To wszystko to jest pewnego rodzaju identyfikowanie się z tą całą muzyką, sceną, sposobem na życie jakie wiedziemy. Mam kozła Venom z „BlackMetal”, no dużo tego. Mam nawet tego Sierżanta D z S.O.D. kurwa. Mam Dead’a z Mayhem, mam okładkę Witchmaster „Antichristus Ex Utero”. Myślę ze mam wypaćkane jakieś siedemdziesiąt procent ciała i dobrze mi z tym.

No, żeby ci miejsca wkrótce nie zabrakło haha! Poza Nekkrofukk udzielasz się w kilku innych projektach. Wspomniałeś o DeathEpoch, Dismembered Flesh Mutilation… Jakby nie patrzeć, są to nieco inne bieguny. To poniekąd dowód na to, że nie masz zawężonych horyzontów muzycznych? No i przede wszystkim, czego słuchasz, poza metalem, co mogło by mnie zdziwić?

Chyba niewiele, ale z takiej muzyki popularnej, to lubię bardzo, uwielbiam wręcz Dead Can Dance, Tool, trochę muzyki poważnej, prócz pojebanego Chopina. Lubię country dobre, honky tonky. Nienawidzę polskiego durnowatego rapu i jeszcze bardziej jebniętego jazzu.

Co to, kurwa, jest honky-tonky?

To jest, kurcze, takie country, tylko trochę bardziej murzyńskie jakby, trochę z blues’em pomieszane, cos takiego. (Kurwa! Mówi się „afroamerykańskie”. Przyp. –j.). Ale z dziewięćdziesiąt dziewięć procent to jest łomot, muzyka metalowa. Nie przeszkadza mi muzyka lat siedemdziesiątych / osiemdziesiątych / dziewięćdziesiątych. To nie jest tak, ze ja tego jakoś tam słucham, natomiast jak jadę samochodem, czy jakieś radio gra, to myślę, że to jest taka muzyka, która poniekąd wypełniała te nasze dziecinne,  młodzieńcze czasy. Nasi rodzice czy dziadkowie tego słuchali. Mam z nią jakieś tam wspomnienia, kolory, wizje z przeszłości sytuacje , zapachy. Na pewno ona nam coś przypomina. Gdzieś tam ją szanuje i lubię. Poza tym lubię Sisters of Mercy, tego rodzaju gotyckie zespoły. W 2023 roku jednak najbardziej rozpierdolił mnie Miasmatic Necrosis z płytą „Apex profane” i Triumph of Death „Ressurection of the flesz – live”.

Żyjesz tam sobie spokojnie na wsi z rodziną, konie hodujesz, kochasz generalnie zwierzęta… Jak twoim zdaniem ma się taki stereotyp satanisty w konfrontacji z przeciętnym katolikiem? Uważasz, że satanista może, mimo tej całej sztucznej otoczki, być lepszym człowiekiem niż wyznawca boga, co to syna do krzyża syna przybić pozwolił?

Ja mogę wypowiadać się tylko w swoim imieniu, i w stu procentach mogę powiedzieć, że jestem “bardziej wartościowym satanistą niż osiemdziesiąt procent darmozjadów katolików, zwalających swoje niepowodzenia na barki swojego boga. Kiedy ja upadam, to powstaję i staram się iść dalej. Sam jestem kowalem swojego losu i nie mam prawa zwalać swoich porażek na barki innych. Jestem bardziej otwarty, moja głowa przyjmuje wiele rzeczy do wiadomości nie negując ich automatycznie, nie zachowuje się jak wystraszony jeż, że się nastroszę kolcami. Ja to myślę, że to jest tak, jak Crowley mówił, wola jest prawem. Robisz wszystko według swojej woli, ale, jak ja to zawsze mówię, żyj i pozwól żyć innym. Ja nie wchodzę na czyjeś podwórka. Ja nikogo nie agituję. Ja robię sobie swoje, zorganizowałem sobie swój świat, i oczywiście są rzeczy, których nie chcę w nim mieć, i będę się przed nimi bronił, tą swoją niewidzialną, jak ja to mówię, „granicą”. Natomiast, pewnie, to że jesteś jakimś tam zdeklarowanym satanistą, antyklerykałem, antykościelnym, antyreligijnym, nie oznacza, że jesteś, popularnie mówiąc „zły”!

No ale nie uważasz, że bycie zdeklarowanym satanistą, nawet w ocenie współczesnego świata fanów muzyki metalowej, jest takim troszeczkę cliche?

Kurwa, nie rozumiem w ogóle co ty do mnie mówisz. Pamiętaj, ze rozmawiasz z emerytem i chamem ze wsi haha! Ja nie kumam takich słów nowoczesnych. Bycie satanistą oznacza również stanie w opozycji do czegoś określonego. W takim razie ja nim zdecydowanie jestem dla całej reszty świata. Czy jest to wstyd tak się nazywać? Nie! Absolutnie nie! Jestem nim!

Ostatnie słowo. Rzygnij, spluń, co tam wolisz, co ci na wątrobie leży.

Wątrobę już mam teraz dobrą… Robiłem sobie badania ostatni, więc to wiem, że wyniki są dobre. No co ja mam powiedzieć? Posłuchajcie sobie nowego materiału, a jak się spodoba, to widzimy się gdzieś za ruski rok na jakimś koncercie. Hail.Satan! Ugh!

- jesusatan

 







RAROG’G

 

Jaka jest szansa, że po dwudziestu latach działalności, na dość przeciętnym poziomie, zespół nagle dostaje wiatru w żagle i nagrywa płytę, która wypierdala z kapci? No, szczerze mówiąc, niewielka. A jednak czasem się zdarza. Ponadto, jeśli mówi się, że trzeci album jest dla kapeli przełomowy, to w tym przypadku tak właśnie jest. Najlepszym na to przykładem jest małopolski Rarog’g ze swoim świeżo wypuszczonym „Homo ad Fundum”. Na tyle mi się ten materiał wkręcił, że sobie przy okazji skrobnąłem do chłopaków kilka pytań. Odpowiadali Ulfar i Stone. Wynik poniżej.

 

Skąd nazwa Rarog’g? Może jestem ignorantem, ale z niczym mi się nie kojarzy.

Witaj. Nazwa Rarog`g wywodzi się bezpośrednio z mitologii Słowian Zachodnich gdzie Rarog przedstawiany był jako demoniczny duch ognia pod kilkoma postaciami m.in. smoka lub ognistego wiatru. Można zatem zinterpretować postać Raroga jako jeden z żywiołów, sam ogień, jego siłę niszczycielską ale również twórczą.

Pytam, bo reklama dźwignią handlu, a szyld zespołu często ma wpływ na ewentualne zainteresowanie nim, zarówno ze strony wydawcy jak i odbiorcy, nie uważasz? Nie mogliście sobie pierdolnąć jakiegoś „Satan”, „Dark” czy „Abyss”?

No faktycznie moglibyśmy może wówczas Rarog`g wywoływałby więcej kontrowersji i sypałyby się oferty współpracy. Ale wierz mi nie to było (ani nie jest) naszym celem. Nazwa Rarog`g powstała gdzieś w 2003 roku wówczas idealnie określała nas samych i wydaje mi się, że nadal określa.

Zaczynaliście równo dwadzieścia lat temu. Pamiętacie jeszcze kiedy, i w czyjej głowie, wykiełkował pomysł na wspólne muzykowanie?

Tak się jakoś złożyło, że w tym roku obchodzimy 20 rocznicę Rarog`g. Niewiarygodne jest zatem to jak czas potrafi zapierdalać. Nagle masz 20 lat, a tu jeb i czterdziestka pęka. No cóż taka kolej rzeczy. Doskonale pamiętamy moment założenia zespołu. Rarog`g powstał z inicjatywy mojej (Ulfar) i Stona. W późniejszym okresie nawet graliśmy jako duet. Widzisz wszyscy wówczas pogrywaliśmy to tu to tam. Pewnego wieczoru spotkaliśmy się w knajpie, coś tam popijaliśmy i padło hasło "może byśmy coś pograli wspólnie?" Znaliśmy się już wcześniej więc każdy pomyślał dlaczego by nie. Szybko udało się zorganizować salę do prób (na marginesie nadal gramy próby w tym samym miejscu, które przez te wszystkie lata spełnia funkcję dla nas drugiego domu). Nikt wówczas nie śmiał nawet pomyśleć, że będzie to trwało po dziś dzień. Z drugiej jednak strony czuło się coś niesamowitego w powietrzu i jak czas pokazał Rarog`g przetrwał i będzie trwał.

Tak się zastanawiam, bo na zdjęciu na Metal Archives jest was trzech. A od początku, do dziś, działacie w niezmienionym czteroosobowym składzie. Kto jest na tyle brzydki, albo przez te wszystkie lata uważa, iż wasza muza jest tak chujowa, że nie pokaże się we wspólnym towarzystwie?

Śpieszę w wyjaśnieniami. Otóż tak na prawdę to zaczynaliśmy jako trio. Demo "Then the Worst Came" nagraliśmy w składzie Ja, Stone i Raven. Niestety ten ostatni stracił zainteresowanie i pasję, choć muszę mu oddać, że był na prawdę uzdolnionym wokalistą. W okolicach 2006 czy 2007r. już dokładnie nie pamiętam, do składu dołączyli Godek i Markus i faktycznie ten skład przetrwał praktycznie do dziś. Dlaczego trzech? Widzisz na "Homo Ad Fundum" chcieliśmy innych wokali. Markus niestety nie podołał temu wyzwaniu i wokale przejął Stone. Koniec końców i tak wszystko zostało w rodzinie. Rola Markusa została zminimalizowana do kilku deklamacji na płycie i choć nadal fizycznie jest częścią Rarog`g, to nie brał udziału w powstawaniu "Homo Ad Fundum".

Jednocześnie, zdajecie się bardzo zżyci, skoro przez tyle lat nikogo nie wykopaliście ze składu. Z czego to wynika?

Tak jesteśmy zżyci. Nie tylko zespół nas łączy. Na co dzień jesteśmy przyjaciółmi, braćmi (choć nie rodzonymi). Kiedyś spotykaliśmy się na prawdę często, dużo rozmawialiśmy, sporo przy tym piliśmy i choć dzisiaj odbywa się do nieco rzadziej ze względu na większą ilość obowiązków w życiu codziennym, to więzi nas łączące są na prawdę silne. Wiesz ja raczej nie potrafiłbym robić w życiu nic poważnego z przypadkowymi ludźmi, których nie darzyłbym przyjaźnią i nie miał wspólnych cech. I tutaj dochodzimy do drugiej kwestii. Spróbuj w takim mieście jak Nowy Targ przebierać w „odpowiednich” ludziach, a zostaniesz sam. Nie ma nas tu wielu, ludzie raczej interesują się innymi rzeczami. Z drugiej strony nie bardzo się tym przejmujemy, żeby nie powiedzieć, że wcale. Dalej robimy swoje w tym samym składzie.


Debiut wydaliście sumptem własnym. Spełnił on wasze oczekiwania? Jaki był odzew?

"Fire" powstał w 2009r. i faktycznie wydany był sumptem własnym. Choć słowo wydany wydaje się tu być lekko przesadzone. To dziwnie zabrzmi ale sami trochę potraktowaliśmy debiut po macoszemu. Czy spełnił nasze oczekiwania? Nie pamiętam jakie były wówczas nasze szczere oczekiwania, nie będę w tym momencie niczego koloryzował. Wiem tylko, że ludzie którzy słyszeli "Fire" wówczas gratulowali nam płyty, materiał się im podobał, do dziś pytają o kopie. To był na tamten czas nieco inny Rarog`g ale trudno żeby było inaczej skoro tworzony był przez nasze znacznie młodsze wcielenia. Zdradzę Ci, że mamy w planach jeszcze wrócić do debiutu i nadać mu nową formę. Wiem, że nie wszyscy pochwalają takie zabiegi ale w naszym przypadku ma to sens, choćby dlatego że niewielu osobom udało się posłuchać "Fire" bezpośrednio z odtwarzacza.

„Rarog’g” z kolei ukazał się pod banderą Hell Is Here Production. Nie zapytam jak doszło do współpracy, ale dlaczego nie została ona przedłużona przy okazji najnowszego wydawnictwa?

Prawdę mówiąc nawet nie kontaktowaliśmy się z Hell Is Here. Nie będziemy w tym miejscu rozwijać tematu. Minęło już sporo czasu od tamtego momentu. Na dzień dzisiejszy najważniejszy jest dla nas "Homo Ad Fundum".

Nowy album to ponownie wydawnictwo własne. Nie szukaliście wydawcy, czy nikt nie był zainteresowany?

Szukaliśmy, szukaliśmy, wierz mi. Niestety wszyscy byli tak zarobieni, że brakło im widać czasu na tak mało znany i nie przynoszący wymiernych korzyści zespół z Podhala jak Rarog`g. Chciałbym się w tym miejscu odnieść do recenzji "Homo Ad Fundum" zamieszczonej na stronie waszego bloga cyt. "Słuchając trzeciej płyty Rarog’g naszła mnie pewna, choć wcale nie odkrywcza, myśl. Otóż bez znanych nazwisk czy znajomości, nawet jeśli tworzy się naprawdę dobrą muzykę, niezmiernie ciężko przebić się dziś na rynku wydawniczym." Stary powiem Ci tak, lepiej bym tego nie ujął. Mógłbym w tym miejscu dodać coś jeszcze ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Skoro nikt nas nie chce, to my nie potrzebujemy nikogo. Poza tym mamy pełną kontrolę nad wydawnictwem i jeśli coś pójdzie nie tak, będziemy mogli winić tylko siebie.

Nie jest to nieco frustrujące, że po dwudziestu latach musicie sobie płytę, zwłaszcza tak dobrą, wydawać sami?

Po pierwsze to cieszymy się, że płyta przypadła Ci do gustu. Wiesz, gdybyśmy przez te 20 lat za każdym razem frustrowali się faktem, iż coś musimy zrobić sami, to "Homo Ad Fundum" nigdy by pewnie nie powstał. Prawdę mówiąc trochę oswoiliśmy się z takim stanem rzeczy. Sfrustrowani możemy być jedynie faktem, że niemal codziennie pojawiają się jakieś nowe zespoły, a właściwie klony klasyków, odtwarzające po tysiąckroć ograne patenty. I te klony znajdują wydawcę. Już sam nie wiem czy to odbiorcom dźwięków tych klonów wystarcza tylko oklepany muzyczny schemat, czy wydawcy zdają sobie sprawę, że takie dźwięki młodzież łyknie bez przepitki, a płytkę jakoś uda się wówczas upchnąć. Powtórzę raz jeszcze, z wydawcami czy bez nich Rarog`g i tak będzie robił swoje. A wazeliny nie używamy, jakoś za bardzo się klei.

Nie umiem w łacinę. Co znaczy „Homo Ad Fundum” i jakie ma dla was znaczenie?

W wolnym tłumaczeniu "Homo Ad Fundum" znaczy "Człowiek na dnie", "Człowiek musi sięgnąć dna", "Upadek człowieka". Generalnie to jakie dla nas znaczenie można znaleźć w tekstach na płycie. Ciężko jest to opisać w jednym czy dwóch zdaniach, nie robiąc z tego jakiegoś wywodu filozoficznego, który i tak większość ludzi będzie miało w dupie. Tym bardziej, że za każdym razem jak poruszam ten temat to widzę jakąś konsternację w społeczeństwie hehehe... Ludzie nie lubią słuchać prawdy o sobie, a w obliczu nieskończonego wszechświata w zasadzie nie istnieją.

Postęp między dwoma wcześniejszymi albumami a „Homo Ad Fundum” jest wyraźnie zauważalny. Co waszym zdaniem miało na to największy wpływ?

Myślę, że dwie kwestie. Pierwsza to samo życie. Wiesz pomiędzy naszymi wydawnictwami zawsze jest jakiś dłuższy okres czasu. Podczas tych okresów wiele się w życiu człowieka zmienia. Raz na gorsze, raz na lepsze. Człowiek dojrzewa, rozwija się dochodzi do wniosków i tak w kółko. Żyjesz między ludźmi, wchodzisz w korelacje i z roku na rok przekonujesz się, że coraz mniej ich potrzebujesz. Dochodzisz do wniosku, że nie ma sensu uszczęśliwiać nikogo na siłę. To ty masz być w życiu spełniony. I takie jest właśnie "Homo Ad Fundum" - osobiste. Druga kwestia, bardziej prozaiczna, to czas i zaangażowanie poświęcone płycie. Wiesz mieliśmy czasu pod dostatkiem. Nigdzie i z niczym się nie spieszyliśmy. Działaliśmy spokojnie i w skupieniu, bez nacisków i jakiejkolwiek presji z zewnątrz. Budowaliśmy atmosferę i obraz płyty, a właściwie one same się budowały my tylko ubieraliśmy to w odpowiednią formę, w swoistej izolacji. Mało kto wiedział, że pracujemy nad nową płytą. To wszystko pozwoliło nam też na pewne eksperymenty, słyszalne choćby w "Surtur`s Fire". To był na prawdę dobry czas i chwilami żałuję że dobiegł do końca.


Kto jest głównym autorem waszych kompozycji? Choć, ze względu na stały skład, domyślam się, że każdy coś dokłada.

I tutaj szybka odpowiedź. Za całokształt kompozycji odpowiada Stone oraz ja. Tak sytuacja przedstawia się od samego początku Rarog`g. Także za plugastwa, które wypuszczamy można biczować tylko nas.

Logo to wy zbyt czytelnego nie macie. Grafik był pijany czy rzuciliście randomowo patykami w parki i tak już zostało?

Hehehe...dobre. I jednego i drugiego po trochę. Twórcą loga Rarog`g jest nasz wieloletni znajomy Jaromir. Wspomagał nas nawet lata temu jako basista podczas jednego z naszych koncertów. Mówisz, że nie czytelne. Żałuj, że nie widziałeś oryginału, było jeszcze bardziej zagmatwane niż logo Obtained Enslavement na "Centuries of Sorrow".

Na nowym albumie zdecydowaliście się zaśpiewać po polsku. Nie obawialiście się, że taki zabieg często jest krytykowany, bo jednak w poezję trzeba umić. A grafomania po angielsku jednak tak nie razi.

Nie, nie obawialiśmy się krytyki. Zresztą konstruktywna krytyka też jest potrzebna. Dlaczego po polsku? Na początku teksty były w języku angielskim ale coś nie żarło. Zaczęliśmy więc grać próby z polskim podkładem i okazało się, że to jest to. Zresztą jest w tym pewna logika, że tekst śpiewany w języku ojczystym bardziej oddaje emocje wykonawcy. Rzecz też jest oczywista, odbiór tekstu w języku polskim dla Polaka może być kiepski, a dla odbiorcy anglojęzycznego genialny i względnie odwrotnie. Na płycie mamy co prawda dwa teksty w języku angielskim ale zostawiliśmy je dlatego, że według nas po prostu lepiej wpasowały się w kompozycje.

Niektórzy nawet teksty Romana Kostrzewskiego nazywali bełkotem. Nie sądzisz, że tak naprawdę sens liryków rozumie wyłącznie ich autor? To po co je czytać?

Wiesz, każdy tekst jest wyrazem tych najgłębiej ukrytych myśli autora. Dlatego więc pozostaje w nich zawsze miejsce na indywidualną interpretację. I o to właśnie chodzi. O interpretację, nie o odczytanie. Znam wiele osób, dla których teksty nie mają większego znaczenia, dla nich liczy się przede wszystkim dźwięk. I w porządku, nie mam z tym problemu. Uważam jednak, że odbiór muzyki wraz z tekstem nadaje jej wielowymiarowości, jest po prostu bogatszy.

Jeśli miałbyś w skrócie streścić przekaz słowny na ostatniej płycie, czego on dotyczy?

Dotyczy człowieka, a raczej ludzkości, nas samych. Nie chcę opisywać dokładnego znaczenia teksów. Wolę pozostawić miejsce na interpretację.

Bez złośliwości, ale mam wrażenie, że do okładek to zbytniej wagi nie przykładacie. Są, według mnie, nijakie. Chyba, że mieliście w tym jakiś głębszy zamysł?

Wierz lub nie, ale zawsze przykładamy się do szaty graficznej każdego albumu. Dla przykładu "Rarog`g" miał ręcznie rysowaną okładkę, której oryginał wisi na mojej ścianie w pokoju. Każda okładka na danym materiale jest spójna z warstwą liryczną. Jest jakby streszczeniem całego materiału. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje i masz pełne prawo do negatywnej opinii na ich temat.

W swojej twórczości najsilniej nawiązujecie chyba do drugiej, tej skandynawskiej, fali black metalu. Które z hord miały na was wpływ, którego jesteście świadomi?

Nie odkryję tutaj Ameryki, twierdząc, że klasyki odegrały w naszym życiu ogromny wpływ. I nie mówimy tutaj wyłącznie o zespołach tzw. drugiej fali black metalu. Wiesz z metalem związani jesteśmy od końca lat 80, a o drugiej fali nie ma co tu jeszcze mówić. Wiele wspaniałych kapel kształtowało przez te wszystkie lata nas jako muzyków ale nie tylko. Jako ludzi również. Nie chcę tu się mądrzyć, kto wie o czym mówię ten wie. Jednak nigdy celowo nie staraliśmy się nikogo naśladować. Nie na tym polega sztuka. Oczywiście od porównań nie uciekniesz, zdajemy sobie z tego sprawę. Dla każdego artysty, tak jak i dla nas ważne jest aby ludzie słuchając Rarog`g mówili o Rarog`g, nie starając się na siłę szufladkować i przypinać łaty.

Na „Homo Ad Fundum” słyszę także sporo nawiązań do Bathory. Zgodzisz się z tym?

No cóż, nie słyszę jakiś szczególnych nawiązań do twórczości Bathory. Aczkolwiek takie porównanie krzywdy nie robi. Może w akustycznych fragmentach ale prawdę mówiąc musiałbym ich szukać na siłę.

W swoich kompozycjach utrzymujecie balans między totalnym gniewem a melancholią. Gra kontrastów to umyślny zamysł, czy wychodzi to samoczynnie?

Odpowiem Ci tak. Człowiek jest dualny, ani dobry ani zły, co za tym idzie uczucia które nim targają również są dualne. Stąd zarazem gniew i cisza. Zatem ta gra kontrastów, o której wspomniałeś jest jak najbardziej naturalnym zjawiskiem. Swoją drogą dobrze odczytałeś nasz materiał.


Z black metalem nierozerwalnie łączy się satanizm. Twoim zdaniem tak być powinno? A jeśli tak, to tylko na scenie, czy także w życiu codziennym, i w jakim wymiarze?

No tak, może się i łączy ale go nie stworzył. Trzeba by się zastanowić nad kwestią czy faktycznie black metal powstał po to żeby czcić jakieś tam diabły, demony itp. Trzeba wziąć pod uwagę fakt kto ten black metal tworzył i w jakim wieku wówczas był. Takie szybkie skojarzenie, a takie Hades, wczesny Enslaved czy Helheim to też black metal czy nie? Wiesz żyjemy już trochę na tej planecie, obserwujemy scenę od wielu lat, wnioski nasuwają się same. Druga część Twojego pytania jest bardzo trafna. Poznaliśmy kilku "satanistów" przez te wszystkie lata. Głośno krzyczeli że Szatan, Lucyfer, Bafomet itd. a przy pierwszej tzw. niedogodności życiowej pędzili do swoich "wrogów" a to w związku z zawarciem aktu małżeństwa, a to w związku z ochrzczeniem swoich potomków itd. I znów wnioski nasuwają się same. Uważamy, że nie tylko black metal ale każda forma sztuki to przede wszystkim szczerość wobec swoich ideałów i wartości w stosunku tak do siebie jak i innych. Nie powinno się rozdzielać tzw. życia na scenie z życiem codziennym, jeśli chodzi o kwestie ideologiczne. My tego nie robimy. Jesteśmy jacy jesteśmy na co dzień bez względu na sytuację. I nie ma z tym żadnego problemu. Albo ktoś cię łyka albo niech spierdala.

Jak wygląda wasze doświadczenie koncertowe? Z których występów jesteścieć wyjątkowo zadowoleni, a o których chcielibyście zapomnieć?

Zagraliśmy może z 15 koncertów, wszystkie wspominamy dobrze i sentymentem. No może poza jednym, nie pamiętam dokładnie kiedy się odbył, wiem że w Nowym Targu ale strasznie się wtedy spiliśmy i dobrze, że nikt nie zginął, taki był ogień.

Jakieś plany na występy na żywo w rozpoczętym roku?

Tak, plany jak najbardziej mamy. Warto byłoby zagrać kilka sztuk w tym roku, tym bardziej, że już dawno nie graliśmy na żywo. Chcielibyśmy zrobić jakiś jeden wyjątkowy koncert na 20-lecie ale czas pokaże czy się uda.

Jak to się mówi, trzeci album jest zazwyczaj dla zespołu przełomowy. Jakie macie nadzieje odnośnie „Homo Ad Fundum”?

No tak, tak się mówi. Jesteśmy szczęśliwi, że ten materiał w ogóle powstał. Ciężko szło od samego początku, były chwile zwątpienia. Nie jest łatwo powiedzmy sobie szczerze działać poza "regularną" sceną. Nowy Targ to nie Śląsk, jeśli wiesz o czym mówię. Nie ukrywam, jesteśmy więcej niż zadowoleni z płyty. Oddaliśmy siebie, swoje przekonania i swój światopogląd. Jeśli ktoś ma podobny znajdziemy się na końcu drogi.

Coś na koniec?

Przede wszystkim dziękujemy Ci za wsparcie dla Rarog`g. To był na prawdę ciekawy wywiad. Pozdrowienia dla ekipy Apocalyptic Rites.

- jesusatan



Maniakom krajowej sceny spod znaku black metal, Ashes przedstawiać raczej nie trzeba. Zespół wydał dwie płyty pod skrzydłami Malignant Voices, i mimo braku działalności koncertowej dotarł pod strzechy ściśle określonego odbiorcy. Jako iż zarówno „Ashes” jak i „Gloom, Ash and Emptiness to the Horizon” reprezentują według mnie wysoki poziom, zagadałem mózg zespołu, Nefara, by powiedział mi to i owo. Facet do najbardziej wylewnych może nie należy, ale lepszy konkret niż opowiadanie bajek. Zapraszam.


 

Skąd wziął ci się w głowie pomysł na Ashes. Grałeś już przecież w kilku innych zespołach, więc po co kolejny?


Inne kapele to satysfakcja grania na żywo, wyżycie się w różnych brzmieniach, spróbowanie odmiennych stylistycznie rzeczy. Projekt to z kolei nie tylko pełna kontrola nad procesem powstawania muzyki, ale też przekazanie wyłącznie własnych emocji dźwiękami. Ashes to esencja emocji, które mną targają.

 

Wskoczyliście na scenę od razu pełną płytą. Tak bardzo byliście pewni swojej jakości, że nie badaliście rynku EP-ką czy demosem? Czy to już nie te czasy?

 

A kto powiedział, że zaczynać trzeba EP-ką lub demo? Chciałem nagrać dłuższy materiał. Ale nie powiedziałbym, że to pełna płyta. To coś pomiędzy EP-ką, a pełniakiem. A badanie rynku nie jest czymś, co jest mi do życia potrzebne.

 

Od samego początku współpracujecie z Sovą. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na tego wydawcę. Nie baliście się, że przepije wasze płytongi haha?

 

Z Radkiem znamy się kupę lat. Wcześniej już współpracowaliśmy, dlatego jako wydawca był dobrym rozwiązaniem. A co on robi z kasą i swoimi rzeczami, to już jego prywatna sprawa i nic mi do tego.

 

Wasza pierwsza i druga płyta nieco się różnią. „Gloom, Ash…” jest bardziej przystępna, melodyjna. Czego słuchałeś i czym się inspirowałeś w przypadku obu tych wydawnictw? Uważasz, że płyty, które w danym momencie kręcą się w twoim odtwarzaczu, mają wpływ na muzykę którą sam tworzysz?

 

Powiedziałbym, że jednak debiut jest przystępniejszy. „Gloom” trzeba poświęcić czas, zagłębić się w te dźwięki.

Nie jest tak, że słucham czegoś z zamiarem zainspirowania się, jeśli się to dzieje, to niejako samoczynnie, bo zarówno słucham jak i tworzę to, co czuję w żyłach. Rdzeniem moich fascynacji muzycznych jest black metal z lat 90., przede wszystkim norweska scena. Nowe rzadko mnie rusza.

 

Zauważyłeś wzrost zainteresowania Ashes po drugiej płycie? Jesteście zadowoleni z recenzji które otrzymujecie?

 

Nie jestem typem człowieka, który śledzi statystyki, czy też ilość lajków. Istotne znaczenie ma dla mnie to, jakie wrażenie, jakie emocje porusza u odbiorcy wysłuchanie mojej muzyki. A co do recenzji, to ważne są zarówno te pozytywne, bo mogą być budujące, jak i negatywne, bo  można poszukać konstruktywnej krytyki np. warsztatu. Summa summarum jednak, jak będę chciał zrobić 15-minutowy riff, gdzie według kogoś nic się nie dzieje, to to zrobię, bo tak czuję.

 

Po pierwszej płycie nastąpiła zmiana wokalisty. Dlaczego?

 

W przypadku debiutu, barwa wokalu Vanna mocno przystaje do klimatu płyty i muzyki tam zawartej, i dlatego to on był wyborem. Do „Gloom” z kolei potrzebowałem kogoś, kto będzie miał szersze spektrum barwowe, stąd zmiana wokalisty.

 

Czym, twoim zdaniem, wyróżnia się Ashes na scenie polskiego black metalu. Myślisz, że na tak zatłoczonej scenie jest dla was miejsce?

 

A czy ja chcę być na jakiejś scenie, rozpychać się łokciami i uczestniczyć w bitwie o miejsca? Jedyna scena, która jest mi potrzebna, to scena bez pojemności i granic, czyli sama przestrzeń artystyczna, do której mogę wyrzucić z siebie dźwiękami różne emocje na zewnątrz i w której ważne jest dla mnie jako autora to, co niesie się z moją muzyką.

 

Wasza twórczość porównywana jest do kilku klasycznych zespołów, jak choćby Mgła, Burzum. Traktujesz takie odnośniki jako ujmę, czy pochlebstwa? Oryginalność jest dla ciebie istotna?

 

Zdecydowanie bliżej mi do Burzum niż Mgły, aczkolwiek porównania do jednych czy drugich będą zawsze.

Oryginalność to kolejne z pojemnych słów i pytanie, czy da się być całkowicie poza tym, co już było. Dla mnie istotna jest ona jako umiejętność dłubania w materiale i rzeźbienia z niego muzyki, która jest autentyczna dla mnie samego, a więc tym samym oryginalna.

 

W dzisiejszych czasach black metal powinien czy nie powinien być oryginalny, odkrywczy? Co sądzisz o podgatunku, trochę sztucznie według mnie, nazywanym post-black metalem?

 

Jedna i druga strona mają swój sens, skoro ich twórcy uważają, że mają w tej stylistyce coś do przekazania.

 

Co uważasz za esencję black metalu?

 

Konfrontację z zastaną rzeczywistością.

 

Z czasem black metal oddalił się dość znacznie od satanizmu. Traktujesz to jako zdradę czy naturalny „rozwój”?

 

Nie widzę żadnego gatunku, który stoi w miejscu. Wszystko zależy od tego, kto to wykonuje, jaki jest powód wybrania takiej lub innej drogi. Jeśli jednak pominąć opłacalność i modę, a skupić się na ideowości, to są zespoły, które dalej grają dla starej idei, jaką pamiętamy z czasów, gdy my zaczynaliśmy słuchać, a większość poszła dalej i to jest naturalny rozwój.

 

Jednocześnie, jak rozwój może zaprzeczać idei?

 

Nie musi jej zaprzeczać. Może ją twórczo rozwijać, poszerzać jej horyzonty, rozbudowywać o nowe pola.

 

Według ciebie ludzie, którzy mimo wieku wierzą w młodzieńcze ideały, to ortodoksi czy dorosłe dzieci?

 

Ortodoksi.

 

Co cię najbardziej mobilizuje do tworzenia? Muzyka, film, książka? Słowo czytane może inspirować do tworzenia muzyki?

 

Każde z ww. może być dobrym stymulatorem, ale dla mnie największymi inspiracjami są muzyka, to, co mam w głowie oraz dźwięki wychwytywane z rzeczywistości.

 

Kto jest odpowiedzialny za okładki waszych albumów? Dajecie artyście wolną rękę, czy zarysowujecie ogólny szkielet?

 

Za grafikę odpowiada Damian Parlicki. Ma on narzucony całościowy obraz okładki. Czasem są to moje szkice, czasem stare, przerobione zdjęcia. Dostaje też opisy szczegółów, pojedynczych elementów rysunku, aby miał możliwie pełne wyobrażenie o efekcie, jaki chciałbym uzyskać. Następnie zaczyna tworzyć i konsultujemy się ze sobą na każdym etapie.

 

Do oprawy graficznej przykładacie sporą uwagę. Podobnie jest z tekstami? Są one ważne tylko dla was, czy mają przekazać coś odbiorcom, skłonić do myślenia?

 

Uważam, że wszystkie składowe płyty powinny być spójne, dlatego teksty również odzwierciedlają wahadło emocjonalne twórców. A odbiorca jest samodzielny, robi z płytą co zechce i nie mogę odpowiedzieć za kogoś, czy i jak odbierze on teksty. A już na pewno nie nakłaniam i nie zmuszam.

 

Dlaczego Ashes nie występuje na żywo?

 

Jeśli uznam, że czas na koncert, to nie wykluczam takiej opcji.

 

W dzisiejszych czasach zespoły metalowe pchają się na Spotify i inne takie. Jest sens, skoro i tak większość „słuchaczy” nie kupi fizyka?

 

Pewnie że tak. Każda forma dania ludziom możliwości znalezienia muzyki jest dobra.

 

Wspomniałeś, że nie jesteś zbyt wylewnym rozmówcą i wolisz wywiady w formie pisanej. Uważasz się za mizantropa? Z czego to, twoim zdaniem, wynika?

 

Tak. Wynika z negatywnego doświadczenia z kontaktów z ludźmi. Poza tym, obserwacja ogólna prowadzi do wniosku, że istnienie ludzkie jest błędem, a gatunek zmierza do samozagłady.

 

Jakie są plany na najbliższy czas związane z Ashes? Nowy materiał już się kręci?

 

Tworzyć i nagrywać.

 

- jesusatan





DOMINANCE

 

Debiutancki album szczecińskiego Dominance ukazał się w drugiej połowie zeszłego roku i bardzo mocno zamącił wodę na krajowej scenie. Niektórzy nawet określali „Slaughter of Human Offerings In the New Age of Pan” mianem najlepszego debiutu na naszym podwórku.  Nawet jeśli to stwierdzenie uznać za przesadne, to tylko odrobinę, bowiem te pół godziny black metalu kosi od początku do końca równo z glebą. Kiedy panowie odwiedzili mój gród z okazji jednej z edycji The LastWords of Death, postanowiłem wziąć ich na krótkie spytki. Rękawicę podjął Impaler (wokal / bas), a co z tego wyszło, przeczytacie poniżej.

 

Zacznijmy, standardowo,  od początków Dominance. Co było impulsem do waszego otwarcia pod tą nazwą?

 

Impuls do założenia kapeli pojawił się z tego, że znałem wcześniej chłopaków z innych składów, i w momencie kiedy Mörtalist, kapela w której grałem z naszym perkusistą, przestała istnieć, postanowiliśmy spróbować dać sobie ostatnią szansę pogrania fajnego black metalu w Szczecinie. Tamte czasy były bowiem tragiczne, jeśli chodzi o znalezienie ludzi do tej muzyki. Odezwałem się do naszego gitarzysty, z którym grałem razem w Raped Christ, zagraliśmy kilka prób, zażarło, byliśmy zadowoleni z tego, co nam zaczęło wychodzić… Początki obu kapel w których pogrywaliśmy wcześniej były obiecujące, zwłaszcza Raped Christ, więc  znaliśmy swój potencjał i wiedzieliśmy, że coś z tego może być. Potrzebny był do tego pełny skład, ludzie którzy wiedzą czego chcą i byliby w stanie poświęcić trochę czasu. Na szczęście tym razem zażarło i oto jesteśmy.

 

Debiut wydaliście dla Morgula. Dlaczego akurat taka decyzja? Wprosiliście mu się na salony, cza sam was znalazł? Pewnie to pierwsze, bo to leniwy gej hehe!

 

Tak, to my się odezwaliśmy do Morgula i akcja była szybka i konkretna. Spodobały nam się warunki jakie przedstawił, dlatego postanowiliśmy zadziałać z nim zamiast szukać czegoś dalej. Jesteśmy zadowoleni, uważamy, że czai potencjał i potrafi coś z tym zrobić.

 

Zanim jednak do tego doszło wypuściliście demo „Sodomize with Steel”. Zaintrygował mnie ten tytuł.  To jakieś nawiązanie do świętej inkwizycji, czy macie jakiś finezyjny fetysz?

 

Ani jedno ani drugie. Tekst tego utworu to scenariusz opisujący, powiedzmy, drastyczne metody podporządkowywania sobie podbitych ludów.  Jest fikcyjny, ale zarazem oparty na zainteresowaniach tego typu kwestiami z historii.

 

Możesz powiedzieć, jakich konkretnie ludów?

 

Fikcyjnych. Hipotetycznych. Ten tekst jest zmyślony, acz jednocześnie oparty na gdzieś tam, kiedyś przeczytanych historiach.

 

Możesz zatem wyjaśnić do czego z kolei odnosi się tytuł waszej płyty?

 

Ten tytuł wolałbym zostawić inwencji słuchacza. Tak po prostu wolę. Mogę powiedzieć, że oddaje on w telegraficznym skrócie zawartość tekstów, pewną myśl przewodnią. Wymyśliłem go siedząc w pracy haha!

 

Będąc w temacie przekazu werbalnego, jak ważne są dla was teksty? Są jedynie uzupełnieniem muzyki czy jej istotnym elementem? Jednocześnie, myślisz, że są one istotne dla odbiorcy? Jak wielu z nich się w nie zagłębia?

 

Odpowiem może od końca. Myślę, że zdecydowana mniejszość się w nie zagłębia, natomiast jest to taki czynnik, który odbiorcę należącego do tej mniejszości może głębiej zainteresować i przykuć do płyty jako całości. Zwłaszcza jeśli są ciekawe, bo autor się do nich przyłożył, wiedział o czym chciał napisać i poświęcił temu nieco czasu i inwencji. Ja akurat lubię pisać i postawiłem sobie takie zadanie, żeby na naszej płycie były dobre teksty.

 

Jeśli chodzi o muzykę, to na pewno nie można wam przykleić jednej łatki. Natomiast czuję, że bardzo silnie inspirujecie się drugą skandynawską falą? Stawiałbym na Szwecję - Setherial, Dawn… Potwierdzisz?

 

Dawn zdecydowanie tak. Setherial raczej nie braliśmy pod uwagę robiąc ten materiał. Lubimy tę kapelę, zwłaszcza debiut, ale tak bardziej peryferyjnie. Szwedzka scenazdecydowanie nie jest jakąś główną ani jedyną inspiracją dla naszych nagrań. Podczas pracy nad debiutem na pewno byliśmy pod wpływem tych czy innych kapel z Norwegii, Finlandii, Polski, Francji, Niemiec…

 

Jaki jest dotychczasowy odzew na „Slaughter of Human Offerings In The New Age of Pan”? Zgaduję, że pozytywnych opinii jest wiele. Dostaliście też od kogoś zjeby? Bo wiesz, zespół bez hejterów, to jak uczeń bez karabinu, czy jak to szło…

 

Nie zdarzyło nam się. Jeszcze nas nie zjebano.

 

Będąc przy tym uczniu… W Stanach mają powszechny dostęp do broni i się strzelają. Jak myślisz, gdyby naszym fanatykom politycznym i religijnym dać narzędzie, to też by kule latały w powietrzu?

 

Wiesz, podział społeczeństwa polskiego jaki obserwowaliśmy przez ostatnie osiem lat, za miłościwie już nam, na szczęście, niepanujących, bardzo mi się kojarzy z podziałem amerykańskiego społeczeństwa. I myślę, że gdyby dać części naszej populacji dostęp do broni, to działo by się w naszym kraju ostro. My, Polacy, mamy skłonności do radykalnego rozwiązywania kwestii wewnątrz społecznych. Niestety, jesteśmy skłóconym, autoagresywnym narodem.

 

Wiem, że niewiele czasu minęło od premiery debiutu, ale zauważacie w nim już jakieś niedociągnięcia? Czy według was wszystko udało się dokładnie tak, jak sobie zaplanowaliście, czy coś jednak byś zmienił?

 

Za finalny rezultat byliśmy odpowiedzialni tylko częściowo. Druga część odpowiedzialności leżała na realizatorze, czyli Haldorze. Jesteśmy oczywiście bardzo zadowoleni, choć wiadomo, że nie jest to idealnie to samo co sobie początkowo wyobrażaliśmy, skoro w pewnym momencie powstawania materiału włączona została w to dodatkowa osoba to ten efekt musiał się nieco zmienić. Powiem tak – w odróżnieniu od większości materiałów które do tej pory stworzyłem jestem w stanie bez probemu przesłuchać tę płytę w całości, i nawet momentami bardzo mi się podoba haha!

 

Muzykę rzeźbicie wspólnie na próbach, czy Dominance jest zespołem o jednym mózgu i organach wykonawczych?

 

Głównym, ale nie jedynym, dostawcą riffów jest nasz gitarzysta, Hellcult. Wszyscy staramy się przyjść na próbę z „czymś”, ale to on przynosi tego najwięcej. Zwłaszcza takich szkieletów, zaczątków, nad którymi potem pracujemy wspólnie. Nie zdarzyło się, by jakiś utwór powstał w wyniku samodzielnej pracy jednego członka zespołu. Takie mamy podejście, że chcemy, żeby każdy w miarę możliwości dołożył „coś od siebie” . Jeśli to się tak organicznie rozwija, to potem ma najlepszego kopa, jest żywe.

 

Black metal z założenia  musi być satanistyczny. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

 

Nie. Dla mnie na pewno musi być antymodernistyczny. Osobiście widzę black metal bardziej jako muzykę pogańską niż satanistyczną, musi w tym pobrzmiewać silne przywiązanie do natury, element animistyczny, mityczny. Można pod to oczywiście podpiąć satanizm, z tym się zgodzę, ale nie jest to dla mnie wymóg. Satanizm jest tylko jedną z twarzy tej muzyki, natomiast musi ona mieć ten mityczny feeling, bo jeżeli tego nie ma, a są tylko zewnętrzne składowe, blasty, tremolo, wokal o określonej barwie, a feeling tego jest np. modernistyczny, miejski, to w większości przypadkówciężko mi siębędzie zgodzić że to black metal, nawet jeżeli podobnie brzmi.

 

Czyli według ciebie black metal ideologią nie jest.

 

Nie, to nie jest ideologia tylko stan umysłu.

 

Jak się zapatrujesz na zespoły blackmetalowe otwarcie propagujące nacjonalizm. Bo radykalny nacjonalizm to zło, black metal też miał być zły, bezkompromisowy. Zatem te dwie rzeczy idą w parze, czy nie?

 

Pasują do siebie na pewnej płaszczyźnie. Rozumiem skąd to się wzięło w black metalu, choć mnie osobiście nacjonalizm nie interesuje, przeciwna strona ideologicznego spektrum zresztą też nie. Ideologia to dla mnie to samo co zorganizowana religia, czyli gówno. Zajmuję się tworzeniem black metalu takiego jaki lubię, kwestie ideologiczne zostawiam innym, a najlepiej jakby i oni dali sobie z tym siana. Co nie zmienia faktu, że w kwestii muzyki szeroko pojęty NSBM to dla mnie scena jak każda inna i wydał na świat dużo płyt do zapomnienia ale i parę genialnych.

 

Poruszacie w tekstach temat wojny. Na okładce waszego albumu macie bitewną scenę. Wojna jest rozwiązaniem ludzkich problemów czy ich wynikiem?

 

Myślę że jest to wynik problemów, nie jest to rozwiązanie niczego. Może kwestii przeludnienia, ale też bym chyba był w stanie wymyśleć mniej problematyczne wyjście w tym przypadku. Choćby kontrola urodzin.

 

Coś jak w Chinach?

 

A jak jest w Chinach?

 

Mają pozwolenie na jedno dziecko, za kolejne musza płacić wysokie podatki.

 

Piękna sprawa.

 

Black metal na przestrzeni lat romansował z gatunkami bardziej lub mniej pobocznymi. W wyniku tego powstało coś zwanego post-black metalem. Jak postrzegasz ten gatunek?

 

Sam do niedawna grałem w kapeli, którą można by skategoryzować jako awangardowy black metal czy post-black metal. Ja nie myślałem o Czerninie (bo o niej mowa) jako o zespole post, bardziej jako o czymś pozaszufladkowym. Esencja muzyki w Czerninie była bardziej… urbanistyczna. Dlatego też nie uważałem, że grałem tam black metal. Lubiłem ich muzykę i zawierała ona sporo elementów black metalu i ogólnie dużo emocji, ale ta wymagana przeze mnie esencja jeżeli była, to na dalszym planie.

 

Dlatego też pytam, bo nie uważasz, że ten termin „post-black metal” jest nieco naciągnięty, bo ta muzyka wcale nie musi mieć z black metalem nic wspólnego?

 

Pewnie tak. Ja w tych stylach muzycznych mało siedzę, niezbyt się na tym znam. Czernina to moi koledzy, był fajny klimat, muza bujała, więc grałem sobie z nimi dla przyjemności. Natomiast ciężko mi się szerzej wypowiedzieć.

 

Dwóch z was tworzyło także wcześniej skład Raped Christ. To, co nagraliście było dość obiecujące. To już zamknięta historia czy zespół coś jeszcze wypuści?

 

To kwestia kilku czynników niezależnych ode mnie. Z mojej strony nie jest to jakiś ostatecznie zamknięty rozdział, ale nie wiem czy jego kontynuacja kiedyś nastąpi. Nie chcę tu wchodzić w prywatne kwestie, bo niektóre rzeczy są poza naszą kontrolą. Powiem może, że nie jest to definitywnie wykluczone.

 

Dziś gracie na The Last Words of Death. W czerwcu, widziałem, szykujecie się na Unholy Blood Fest w Toruniu. Sporo macie zaproszeń na balety po wydaniu „Slaughter of Human Offerings…”?

 

Zdecydowanie więcej niż przed jego wydaniem haha! Co nas oczywiście cieszy.

 

Uważacie, że black metal to bardziej muzyka do grania na żywo, czy kontemplacji w domowym zaciszu?

 

Myślę, że nadaje się do tego i do tego. To wszystko kwestia podejścia. Lubię dobry koncert blackmetalowy. Tak samo z graniem, to kwestia indywidualnego podejścia. Chcesz, to grasz, nie chcesz –  nie grasz.

 

Dorastaliście już w epoce powszechnego dostępu do muzyki. Internety, te sprawy… Jako muzycy i fani uważacie, że wirtualny support jest najważniejszy, czy liczy się przede wszystkim posiadanie / sprzedawanie kopii fizycznych?

 

Jeżeli ktoś decyduje się na zakup, bez różnicy, czy to fizycznego nośnika czy wersji cyfrowej, to docenia wysiłek zespołu na tyle, że jest w stanie dać za to jakąś kasę. My taką postawę doceniamy bez względu na nośnik, jaki ktoś nabędzie. To jest zawsze jakieś wsparcie, nawet jeśli symboliczne. Ziarno do ziarnka, uzbiera się miarka, czyli może bez większych problemów nagramy następną płytę haha! Jeśli ktoś decyduje się na zakup płyty fizycznej, a przy okazji zareklamuję, że w połowie roku powinna się także ukazać wersja winylowa, może też uda się wypuścić taśmę, to sam sobie daje większą szansę, okazję na dogłębniejsze poznanie tego materiału. Czym innym jest usiąść w domu przy płycie CD czy winylowej, zapoznać się z tekstami, a czym innym słuchanie z telefonu, ze Spotify. Nie jest to fajna perspektywa, słuchanie muzyki i czytanie tekstów z telefonu. Poza tym z fizycznego nośnika jest większa okazja do przesłuchania płyty w całości, wielokrotnie, zżycia się z tą muzyką. Najbardziej sobie cenię na koncertach obecność takich właśnie osób. Lubiących naszą muzykę, znających nasz materiał. Wówczas wymiana energii między publiką a zespołem odbywa się w sposób najbardziej satysfakcjonujący.

 

Rozumiem, że sam też jesteś zbieraczem.

 

Nie jakimś zapalonym kolekcjonerem, ale płyty, które mocno doceniam, które jakoś mnie chwyciły, a jest ich zazwyczaj kilka do roku, lubię posiadać na fizyku.

 

Jak widzisz przyszłość Dominance? Co chcielibyście osiągnąć?

 

Dotrzeć z koncertami w jak największą ilość miejsc. Najlepiej tam, gdzie jeszcze nie byliśmy nie tylko z koncertami, ale w ogóle. Nagrywać coraz lepsze płyty.

 

Co znaczy „coraz lepsze”? Myśleliście już jak będzie wyglądał następny materiał?

 

Takie, na których energia jest przekazywana w coraz bardziej precyzyjny sposób. Co do nowego materiału, to właśnie w przyszłym tygodniu, po dzisiejszym, ostatnim zaplanowanym na ten rok koncercie, zamierzamy pozbierać pomysły, zacząć składać je do kupy i konstruować kolejny album.

 

Coś na koniec.

 

Dzięki za wywiad i zainteresowanie, zwłaszcza za czas poświęcony na ułożenie nieco mniej oklepanych pytań niż te, które najczęściej otrzymujemy haha!

 

- jesusatan


Zdjęcia: Aleksandra Kluszczyńska

 

 

 


MORTIS DEI

 

Aż ciężko uwierzyć, ale bydgoskiemu Mortis Dei stuknęło już trzydzieści lat. I mimo, iż chłopaków los nie oszczędzał, bez względu na to, jakie im rzucał kłody pod nogi, uparcie robili swoje, nie oglądając się na nic i na nikogo. Mimo to, zespół nigdy nie zaistniał szerzej, choćby na krajowej scenie i nie osiągnął atencji, na którą niezaprzeczalnie zasługuje. Może taki stan rzeczy zmieni się wraz z wydaniem nowego krążka, który właśnie „już się robi”. O tym co było i co jest, porozmawiałem sobie z Grzegorzem, jednym z założycieli Mortis Dei, przy okazji ostatniego przystanku The Last Words of Death.

 


Bydgoszcz to w historii polskiego metalu chyba nie jest zbyt zasłużone miasto, nie sądzisz?

 

Niby prawda, choć było wiele zespołów, którym z różnych powodów nie udało się przebić. A wiele z nich było wartych uwagi.

 

Które konkretnie masz na myśli? Możesz nie być skromny.

 

Ja akurat o sobie nie mówię haha! Mam na myśli głównie starsze ekipy. Scarecrow / Indulgence, czyli zespoły na których się wychowałem. Uważam, że w tamtym czasie tworzyły one czołówkę polskiego podziemia i powinny być docenione. Później też było kilka fajnych składów, ale podobnie nie mieli szczęścia. Był Tempter, Christ’s Cage, w którym zresztą grałem, był Island i jeszcze kilka innych…

 

Mortis Dei to nazwa dość jednoznacznie sugerująca gatunek muzyki jaka tworzycie. Taki był zamysł? Czy kryje się za tym jakaś inna historia? Kto był jej inicjatorem?

 

Nazwa wzięła się z książki. Jej tytuł błędnie przetłumaczono jako „Dni śmierci”.  Potem pewien klecha wyjaśnił nam co on faktycznie znaczy . Śmierć Boga,  i to w wołaczu. Postanowiliśmy przyjąć ten szyld za nazwę zespołu. Dobrze brzmi, przylgnęła do nas, nadal mi się podoba.

 

Skład zespołu na przestrzeni lat mocno się przetasował. Niejednokrotnie przyczyną takiego stanu rzeczy była śmierć muzyka. Dziś jesteś jedynym członkiem Mortis Dei. Który ze składów w waszej historii uważasz za najsilniejszy?

 

Obecny.

 

Ale ja nie sprawdzam obecności haha! Każdy tak pierdoli.

 

Każdy skład, każdy członek wnosił coś nowego do Mortis Dei.  W każdym zestawieniu byliśmy mocni. Choć to też zależy w którym okresie czasu, bo były lata, że chłopaki siedzieli głównie za granicą i praktycznie wcale nie graliśmy. Podobnie było przy chorobie Maćka, gdzie zespół istniał jedynie teoretycznie, ale nie graliśmy, bo nie mieliśmy perkusisty. Ciężko jednoznacznie się określić, każdy skład miał plusy i minusy. Chyba ten z czasów „The Loveful Act of Creation” był jednym z najmocniejszych, ale dzisiejszy jest tak samo rozwojowy i dajemy z siebie wszystko. Nowy materiał się tworzy, a to zawsze daje kopa. Zmiany w składzie to zawsze jest największy hamulec dla zespołu, bo bezpowrotnie tracisz czas. Ale przyjście nowego członka z kolei solidnie dopinguje pozostałych.

 


A przyszło ci kiedyś przez głowę, żeby sobie dać z tym spokój?

 

 

Niejednokrotnie. Ludziom się wydaje, że granie w zespole to są same przyjemności, a to jest dosyć ciężka praca. Spójrz na dzisiejszy dzień. Wyszedłem z domu o jedenastej, teraz jest siedemnasta, gram o dwudziestej drugiej, cały dzień na nogach. Oprócz tej satysfakcji, świadomości, że damy z siebie wszystko nie mamy nic, a zmęczenie jest duże. Ludzie myślą, że granie to tylko wywiady, kobiety, alkohol i śpiew, a to naprawdę tak nie jest.

 

No ale te kobiety… Macie groupies? Haha!

 

Mamy. Nasze żony haha! Zawsze są pod sceną jeśli tylko mogą przyjść. I to są osoby, którym zawsze można się wyżalić jak coś nie idzie. Wysłuchają, pocieszą… Ile razy bywało, że nie mieliśmy prób, a moja Kaśka mówi „Weź już idź pograj, bo wytrzymać z tobą nie można”.

 

Noo, to pocieszą w chuj haha! Wracając do muzyki, domyślam się, że pierwsze skrzypce w zespole grasz ty, jeśli chodzi o twórczość.

 

Akurat ja nie jestem autorem muzyki Mortis Dei, tą robią gitarzyści. Ja swoją działalność twórczą zakończyłem bodajże na „Landscapes”. Może jeszcze na debiucie były jakieś moje pojedyncze motywy. Dwa materiały, praktycznie w całości, są moje ale pod względem tekstowym. Dużo natomiast działam przy aranżacji.

 


To co mówisz wiele wyjaśnia, bo wasze kolejne płyty faktycznie się od siebie różnią, aczkolwiek wszystkie nie wychodzą za bardzo poza deathmetalowy kanon. Jednak w chwili, gdy każdy materiał komponowany jest przez innych ludzi, to ciągnięcie tego pod tą samą nazwą jest twoim zdaniem uczciwe?

 

Mortis Dei zawsze był uczciwy. Po prostu nagrywamy to, co w danym momencie czujemy i co udało nam się stworzyć.

 

Na ile ważna jest dla was oryginalność? Jak by nie patrzeć, nie można wam przykleić jednej łatki z określoną nazwą konkretnego inspiratora, że Morbid Angel, Nocturnus czy cokolwiek..

 

Ja już słyszałem tyle porównań dotyczących muzyki Mortis Dei, że nawet nie chce mi się na ten temat gadać. Gramy po prostu to, co czujemy, i wychodzi nam to raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze staramy dać z siebie sto procent, to jest dla nas najważniejsze. Satysfakcja po dobrze zagranej próbie, po dobrym występie na żywo, to jest dla nas istota zespołu.

 

Gdybyś jednak miał się określić, to jakie zespoły najmocniej inspirowały was do założenia zespołu? I jak te inspiracje zmieniły się z biegiem czasu?

 

Ja zawsze byłem typowym rzeźnikiem, lubiłem dobre mięcho. Ale byli też ludzie, którzy słuchali Ozzy’ego czy Black Sabbath. Albo inspirowali się Death i Slayer. Obecny skład natomiast słucha różnej muzyki, nie zamykamy się na nic, zwłaszcza gitarzyści. Wokalista praktycznie siedzi wyłącznie w black metalu, perkusista lubi wszystko co szybkie, a ja zostałem chyba głównie przy tym rzeźnickim graniu, choć czasem sięgam po Accept, Black Sabbath czy Judasów. Te stare standardy naprawdę mi mocno wchodzą.

 

Jesteście obecni na scenie ponad trzydzieści lat. Większego sukcesu nigdy nie odnieśliście. To nigdy was nie deprymowało?

 

Wiesz, kilka razy było dość blisko wybicia się. Zawsze jednak zabrakło odrobiny szczęścia albo znajomości. Po pewnym czasie się do tego po prostu przyzwyczailiśmy, że my robimy swoje, a co ma być to będzie. I tego się trzymamy.

 

Nagrania zawsze finansowaliście z własnej kieszeni, czy zdarzyło się trafić sponsorów?

 

Z reguły nagrywamy własnym sumptem. Chyba tylko te największe zespoły dostają budżet na wynajęcie studia, pozostałe nagrywają za własną kasę. A powiem ci, że dziś to jeszcze czasem musisz wkleić, by cię wytwórnia wydała.

 


No dobra, nagranie nagraniem, ale czasem ekipa wyłoży srebrniki, roześle promo i nagle jakiś label się zgłosi. Serio nigdy nie spotkaliście się z zainteresowanie ze strony jakiegoś poważnego wydawcy?

 

Nie no, „Salvatio Never Comes” wydało Metal Scrap Records. Może pod względem promocyjnym w Polsce nie było tego widać (No właśnie. Przyp – j), ale w tamtym okresie byliśmy bardziej znani za granicą niż u siebie. Może dlatego, że oni nie mają dystrybucji na nasz kraj. Ale nasze płyty można było kupić w sklepie w Izraelu, Brazylii, Finlandii czy na Wyspach. Udzielaliśmy wywiadów dla magazynów z Wielkiej Brytanii, Rosji czy nawet Ameryki Łacińskiej.

 

 

Gdybyście mieli możliwość, takie życzenie do złotej rybki, to z którą wytwórnią chcielibyście podjąć współpracę?

 

Nie mamy jakiś wielkich wymagań, byle to był uczciwy człowiek. Bo często wydawcy obiecują różne rzeczy ,a potem nie dotrzymują słowa. Ciężko się z nie którymi ludźmi dogadać.

 

Wydawanie kolejnych płyta nadal sprawia wam taką samą radość jak w przypadku „The Loveful Act of Creation” czy poniekąd przeszliście z tym do rutyny?

 

Nagrywanie i wydawanie to jak narodziny dziecka. Proces twórczy to jest ta jedna z najważniejszych  rzeczy  bycia w zespole. Widzisz jak dany kawałek powstaje od podstaw, jak zaczyna gryźć, jak ludzie reagują. Potem to w końcu nagrywasz, czytasz recenzję, same „ochy” i „achy” i dostajesz 9/10 haha!

 

Nie mów, że nigdy was totalnie nie zjebali haha!

 

Ostatnio nie, bo nic nowego nie wydaliśmy.  Dawniej bywało. Jest taki kolega, który się wziął za recenzję naszej płyty, zjechał nas totalnie, by na końcu stwierdzić „Fanom death metalu i tak się to będzie podobało. 4/5” haha!

 

Muzyka to twoje hobby w  wolnym czasie, czy maniactwo.  Stara czasem krzyczy, żebyś w końcu wyrzucić śmieci?

 

Nie, to już przeszłość. A moja żona jest wyrozumiała. Rozumie, że to mój sposób na życie. Jak mówiłem wcześniej, ręce swędzą – trzeba pograć. Po co siedzieć samemu w domu z butelką piwa skoro można ją wypić z kolegami na próbie i pogadać o pierdołach.

 

Jak oceniasz postęp muzyczny Mortis Dei na przestrzeni lat? Myślisz że wasza muzyka przeszła jakąś ewolucję, czy z założenia ma stać w miejscu, ewentualnie obracać się w kółko?

 

My wcale nie jesteśmy zamknięci w jednym gatunku. Zwróć uwagę, że każda nasza płyta jest nieco inna. Oczywiście to zależy też od tego, kto ją tworzył w danym momencie. Mi to odpowiada, bo są zespoły, które nagrają powiedzmy trzy płyty, włączę jakiś kawałek, i nie jestem w stanie powiedzieć z której płyty on pochodzi. W naszym przypadku jest to bardziej rozpoznawalne. Nasze kawałki są różnorodne, są nawet niekiedy jakieś podballady, są blasty przy których Diabeł ostro czesze ogonem. Nie uważam, żebyśmy kręcili się w kółko. Dla mnie, jako muzyka, najważniejsze jest, by to co gramy sprawiało nam frajdę. Występowanie z nowymi, jak i starymi numerami, sprawia mi taką właśnie frajdę. A że obecnie jesteśmy na etapie tworzenia nowego materiału, to tym bardziej pcha nas do przodu.

 

Co ci na przestrzeni tych trzech dekad sprawiło  największa satysfakcję? A jednocześnie co było największym zawodem?

 

Najnieszczęśliwszym momentem w historii była niewątpliwie towarzysząca nam śmierć. Najpierw Maćka, a potem jeszcze Valeo. To były te przykre momenty z życiu. A szczęśliwe? Wiesz, było ich dużo. Każda wydana płyta, każdy udany koncert, pozytywna recenzja… To wszystko pcha zespół do przodu i podbudowuje.

 

Wasze teksty często poruszają tematykę religijną. Czym takowa dla ciebie jest? Myślisz, że jest potrzebna czy jest oznaką pewnego rodzaju ułomności?

 

Aż tak często to w tematykę religijną nie wchodzimy. My śpiewamy przede wszystkim o miłości ha,ha! Tematy religijne są mi dość odległe, ale jak ktoś chce, to niech sobie wierzy. Przechodzę obok tego obojętnie i nie zagłębiam się w to.

 

Wydaliście ostatnio płytę kompilacyjną, podsumowującą waszą 30-letnia działalność. Jakie było zainteresowanie tym wydawnictwem?

 

 30-lecie to okrągła rocznica więc trzeba było coś wydać, i zdecydowaliśmy, że warto demosy, które powstawały w latach dziewięćdziesiątych przedstawić współczesnej publice. Znalazła się tam także nasza EP-ka „Hail Aliens” poświęcona pamięci Macieja i Marcina, bo wcześniej dostępna była jedynie w wersji cyfrowej. Oprócz tego kilka kawałków niepublikowanych, więc na dwóch płytach masz wszystko to, co było nagrane w początkowych latach działalności Mortis Dei, lub coś, co nie zostało wydane. Właśnie kończą nam się egzemplarze tego wydawnictwa, trzeba będzie dorobić.

 

Już wspominałeś, że nowy materiał jest już w fazie dość zaawansowanej. W jakim kierunku idziecie tym razem i kiedy możemy oczekiwać nowej płyty?

 

Dzisiaj się przekonasz, bo zagramy trzy nowe kawałki. Nie ma co dywagować, czy będzie więcej tego, czy czegoś innego, to na pewno będzie death metal. Damian i Adrian dotychczas nie zapisali się w Mortis Dei jako twórcy muzyki, więc to jest ich otwarta księga. To oni odpowiadają za kształt obecnego Mortis Dei.

 

Wydanie ponownie na własną rękę?

 

Zobaczymy. Nie zamykamy się na współpracę. Najpierw się rozejrzymy, a jeśli niczego nie znajdziemy, to wydamy to sobie sami.

 


Gdybyś miał zachęcić potencjalnego odbiorcę, tudzież wydawcę, do zapoznania się z waszymi nagraniami, w jednym zdaniu, jak byś to ujął?

 

Chcesz coś dobrego, wydaj Mortisów… Nie wchodzimy nikomu w dupę, więc jeśli komuś się nasza muzyka podoba, to jesteśmy otwarci na współpracę.

 

Jesteś cholernie zawzięty. Jak długo zamierzasz ciągnąć wózek pod tytułem Mortis Dei? Do usranej śmierci?

 

Tak długo to nie, ale na razie jeszcze sprawia mi to frajdę. Nie wyznaczyłem sobie jeszcze żadnego ostatecznego terminu po którym odwieszę instrument na kołku. Tak długo jak mam siłę i chęci, i widzę po chłopakach, że oni czerpią z tego przyjemność, tak długo będziemy razem grać.

 

Ale ogólna tendencja jest taka, że zazwyczaj z muzyków z wiekiem schodzi powietrze. Nie obawiasz się tego?

 

Tak jest, zdecydowanie. Najwięksi ortodoksi potrafią z czasem przebrać się w garnitur i na koncert się już nie wybiorą, bo rodzina, bo „już nie słucham takiej muzyki”. Znam kilku takich. Mam nadzieję że mi to nie grozi.

 

Dziś gracie na The Last Words of Death, zresztą po raz trzeci. Jak oceniasz ten cykl?

Ta impreza bardzo się rozwinęła. Główna w tym zasługa Maćka. Za każdym razem jest coraz lepiej, coraz bardziej profesjonalnie, publika dopisuje, organizacyjnie i promocja jest super… Sami zabiegamy, by tu grać jak najczęściej haha! Wszędzie dobrze ,ale w domu najlepiej.

 

Ostatnie słowo.

 

Dziękuję za wywiad. Pozdrawiam.

 

- jesusatan






Łódzki kwartet Doomster Reich to dla jednych zespół doskonały,  który z płyty na płytę konsekwentnie rozwija swój miażdżący styl, dla innych natomiast to kupa łajna, na którą szkoda poświęcać uciekający wciąż czas. Tak czy owak, zespół ten ma albo oddanych fanów, albo zajadłych oponentów. Nie spotkałem jeszcze kogoś niezdecydowanego, jeżeli chodzi o ten ansambl, a takie postawy cechują jeno największe na tym łez padole grupy. Nie ukrywam, że ja zaliczam się do zdecydowanych stronników zespołu, a ich ostatnia, wydana w barwach Old Temple pod koniec zeszłego roku płyta, którą miałem okazję recenzować na łamach Apocalyptic Rites, to album wg mnie wyśmienity. Postanowiłem zatem nieco porozmawiać sobie z kapelą na jej temat (choć oczywiście nie tylko). Tak więc wszystkich, którzy mają ochotę zapoznać się z ową pogawędką, zapraszam do lektury.


 

- Cześć. Jak zdróweczko?


Markiz: Witam. Różnie to bywa o tej porze roku, ale tragedii nie ma.


- Wasza ostatnia płytka „Blessed Beyond Morality”, mnie osobiście wgniotła w podłoże, a czy Wy, jako jej twórcy jesteście zadowoleni z muzyki, która się na niej znalazła?

 

Markiz: Oceniając ten materiał z dłuższej perspektywy czasowej jestem zadowolony z niego zarówno pod względem produkcji jak i jakości samych kompozycji. Trochę czasu mu poświęciliśmy, kosztowało to nas dużo energii i pod koniec realizacji albumu byliśmy nim zmęczeni. Przerwa, jaka nastąpiła od zakończenia nagrań do ich upublicznienia (a w tym przypadku nie było to mało czasu) pozwoliła nam nabrać dystansu do tych nagrań i bardziej na chłodno spojrzeć na efekt finalny. Osobiście jestem z „Blessed Beyond Morality” zadowolony i uważam, że wraz z „Drug Magick” to nasz najlepszy materiał. Jest najbardziej reprezentatywny dla tego czym jest Doomster Reich.

 

-  A jak odzew środowiska branżowego, że się tak wyrażę i przede wszystkim, jak reagują na nią słuchacze metalowego łomotu?

 

Markiz: Recenzje jak na razie tylko trzy się ukazały i były bardzo pozytywne. Wśród znajomych fanów metalu różnie; część zadowolona, część się od tych dźwięków odbiła.  Jesteśmy ciekawym tworem na polskiej scenie i właściwie odosobnionym, jeżeli chodzi o prezentowane dźwięki, co może wpływać na nasz odbiór zarówno pozytywnie, jak i negatywnie, bo mimo pewnej oryginalności nie gramy łatwo przyswajalnych utworów. Najważniejszym jest dla nas, że mamy nadal frajdę z grania na próbach i na koncertach.

 

- Gatunek, jaki sobie wybraliście nie należy ani do najłatwiejszych, ani do najbardziej popularnych, co Was więc podkusiło, aby wziąć się z nim za bary?

 

Markiz: W tej chwili trudno to, co gramy wpuścić w jakieś jedne ramy stylistyczne, dla mnie to jest ciężka pod względem brzmienia, raczej mroczna i niepokojąca muzyka psychodeliczna. Są w niej nawiązania do doom metalu, bo wszyscy w zespole kochamy Pentagram, Black Sabbath, Trouble, Saint Vitus i Cathedral,  mocno jesteśmy zakorzenieni w scenie Detroit: wczesny Alice Cooper, the Stooges, MC5, bardzo cenimy sobie Hawkwind, jakiś pierwiastek ekstremalnego metalu też się u nas pojawia (miłość do makabry, horroru, Autopsy i starego black metalu), ponadto lubimy krautrocka i współczesne kapele metalowo psychodeliczne jak Dark Buddha Rising czy Oranssi Pazuzu. Wszystkie te wpływy przemielone przez Nas tworzą muzykę Doomster Reich, dlatego trudno mi jednoznacznie się wypowiadać na temat gatunku, jaki prezentujemy. Upraszczając, jeżeli naszą twórczość można zaliczyć do metalu psychodelicznego, to najlepszą odpowiedzią na Twoje pytanie „co nas podkusiło, aby tak grać?” będzie fakt, iż zarówno lubimy grać ciężką rockową muzykę, jak i łykać LSD;)

 

-  Konsekwentnie, niemal z maniackim uporem rozwijacie swój styl, co przynosi efekty, gdyż jak na razie każda, kolejna Wasza płyta jest lepsza (przynajmniej po mojemu) od swojej poprzedniczki. Wygląda więc na to, że uparte z Was dziady i ciężkiej pracy się nie boicie, mam rację? A może to tylko złudzenie?

 

Markiz: To fakt, uparte z Nas typy:) Wszystko jest wynikiem miłości do muzyki i chęci wspólnego grania. Co do pracy, to jest różnie, jedne utwory wymagają jej więcej inne mniej. Weź pod uwagę, że wszyscy pracujemy i gramy też w innych zespołach, więc zwykle jest to jedna dwugodzinna próba tygodniowo. Takie hobby;)

 

- A co zrobicie, gdy w pewnym momencie dojdziecie do ściany i zdacie sobie sprawę, że nic więcej już w tym stylu stworzyć nie dacie rady? Zespół pójdzie wówczas w niebyt, czy też po prostu dalej będziecie tworzyć to, co Wam w duszy gra, mając w dupie cały świat?

 

Markiz: Doomster Reich jest kwintesencją opcji numer dwa.

 

- À propos świata. Zapewne mniej lub bardziej obserwujecie to, co dzieje się obecnie w tym bagnie. Czy na podstawie tych obserwacji sądzicie, że dążymy do autodestrukcji i kiedyś wszystko to jebnie na ryj?

 

Markiz: Nic nie jest pewne i przesądzone, wobec powyższego trzeba się skupić na tu i teraz i NAPIERDALAĆ DLA DIABŁA. Element destrukcyjny zawsze występował na przestrzeni dziejów i jest nieodzownym elementem ludzkiej natury. Problemem jest to, że ludzi na tej planecie jest zdecydowanie za dużo i to wraz z rozwojem technologii (od której notabene jesteśmy coraz bardziej uzależnieni) może Nas (ludzi jako gatunek) doprowadzić do autodestrukcji.

 

- Trzeci  już materiał wydajecie pod sztandarami Old Temple. Tak dobrze Wam u Eryka, czy też nie chce Wam się szukać innego wydawcy, a może czymś Was przekupił (nie wiem, obiecał 40 dziewic, stado wielbłądów, a może roztoczył przed Wami wizję, że będąc w jego barwach będziecie się pławić w dziwkach i majonezie)?

 

Markiz: Wszystkiego po trochu:) Mam mocno koleżeńskie relacje z Erykiem, jako jeden z niewielu rozumie naszą muzykę. Wspiera nas niemal od samego początku. Poza tym nie chciało nam się szukać kogoś innego. Kontaktuje się z Erykiem często w sprawach niezwiązanych z zespołem, więc takie przyjacielskie relacje ułatwiają komunikację.

 

- Wasza muzyka ma klimat, który mocno kojarzy mi się z magicznymi obrzędami, które później częściowo przejęły loże masońskie i stowarzyszenia wolnomularskie. Czy ktoś z Waszego zespołu interesuje się tymi tematami i zagłębia się w prace pozostawione przez Alistera Crowleya, czy Eliphas’a Lévi’ego? A może górę bierze w Was patriotyzm i preferujecie polskich mistyków i okultystów?

 

Markiz: To dobrze, że tak się kojarzy. Ten pierwiastek rytualny w naszej muzyce jest dla Nas bardzo ważny, dla mnie ma on charakter bardziej pogański niż masońsko – wolnomularski. Dziki, nieokrzesany, transowy, gdzie sacrum przenika profanum, a jednostka wchodząc w trans staje się naczyniem dla bytów/energii spoza naszego wymiaru. Wraz z Raszem mocno interesujemy się takimi tematami, a utwory lub fragmenty dzieł takich autorów jak Crowley, Osman Spare, Witkacy czy Baudelaire wykorzystujemy jako teksty naszych kawałków.

 

- Odnoszę także wrażenie, że bardzo ważna jest dla Was właśnie ta mistyczno-ezoteryczna warstwa Waszej muzyki, skąd więc czerpiecie ową mistykę w dzisiejszym zdigitalizowanym, opanowanym przez Internet  i wszelakiego asortymentu aplikacje świecie? Czymś się nieznacznie wspomagacie?

 

Markiz: Staram się przynajmniej raz w miesiącu odbyć jakąś podróż psychodeliczną w towarzystwie lub bez. Wpływ substancji psychoaktywnych czasami pomaga osiągnąć stan transu i łączności z innym wymiarem – jest to transcendentne doświadczenie, która czasami udaje mi się przelać na dźwięki. Poza tymi odświętnymi doświadczeniami, duża rolę odgrywa w Naszym przypadku literatura, film, malarstwo i wyobraźnia.

 


- Wracając do odbioru Waszej muzyki przez słuchaczy. Wolicie mieć oddane, choć być może mniejsze grono fanów, czy miliony mniej, lub bardziej przypadkowych klakierów?

 

Markiz: Nie mamy wpływu na to, kto jest naszym odbiorcą. Za sprawą charakteru muzyki Doomster Reich raczej  skłaniałbym się do pierwszej opcji, czyli mniejsze, ale oddane grono fanów. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby nasza twórczość nagle zaczęła przemawiać do jakiejś szerszej – randomowej publiczności.

 

- Co porabiacie poza rzępoleniem w Doomster Reich? Oglądacie namiętnie klasyczne pornole, biegacie boso po rozgrzanych węglach, czy może tworzycie poezję mówioną, chodzoną, śpiewaną, tupaną, a może robicie coś zgoła odmiennego (zbieranie mrówek, kolekcjonowanie kleju od znaczków)?

 

Markiz: ¾ składu udziela się jeszcze w Deep Desolation. Poza tym mamy jeszcze inne projekty muzyczne. Ja lubię aktywnie spędzać wolny czas, więc filmy pornograficzne to dobry trop;) plus muzyka, sport, literatura, filmy i knucie.

 

- A jak odbywa się u Was proces twórczy? Przeważa spontaniczny, radosny jam session, czy też to mozolne składanie zusammen razem do kupy przyniesionych przez każdego z Was pomysłów.

 

Markiz: Niektóre pomysły wypływają z niekoniecznie radosnego jam session, ale głównie ja lub Rasz przynosimy jakiś riff lub pomysł na utwór i wspólnie go obrabiamy na próbach do czasu jak będziemy zadowoleni z finalnego efektu. Niestety jest to często mozolny proces.

 

- Być może miałem pecha, ale nigdy nie ustrzeliłem Was na żywca. Gracie w ogóle koncerty, choćby raz na jakiś czas?

 

Markiz: Owszem, od tego roku gramy koncerty. Koncentrujemy się na przekrojowym secie złożonym z 5-ciu utworów. Lista będzie się zmieniać, forma utworów również, tak aby sprawiało nam to nadal jakąś satysfakcję.

 

- Jakie warunki trzeba by spełnić, aby zaprosić Was na jakąś sztukę?

 

Markiz: Na tę chwilę zwrot za paliwo to mus, dobrze jakby było jeszcze na fajki i browar (mimo że nie palę). Jak dalszy wypad, dobrze jak się nocleg i jakiś posiłek znajdzie. Także niewiele. Trzeba się z nami skontaktować i dogadać wszystkie aspekty. Proste, a potem jak pertraktacje pójdą dobrze to wyruchamy wasze uszy.

 

- Nie da się ukryć, że nowicjuszami już nie jesteście, swoje doświadczenia macie, jak więc oceniacie obecną kondycję sceny metalowej w naszym kurwidołku?

 

Markiz: Osobiście niewiele polskich bandów przypadło mi ostatnio do gustu. Mogę podać dwie nazwy, jakie zakupiłem na cd w tym roku: Armagh – wielkie zaskoczenie i wspaniały hołd dla zespołów  NWOBHM zrobiony z doskonałym wyczuciem i klimatem oraz Sodality projekt muzyków Cultes des Ghoules i Lvcifyre – taki nawiedzony klimat to ja bardzo lubię. To są wyjątki, polskie młode zespoły w większości niestety kierują się koniunkturalizmem i chcą się często podczepić do tego co jest w danej chwili modne. Następuje wysyp zespołów zorientowanych na dany klimat, mieliśmy już konkretny zalew kopistów Furii i Mgły, był boom na zespoły stonerowe. Szczerze to robi mi się od tego mdło, ale na szczęście jakieś rodzynki się pojawiają, oby nie utonęły w morzu przeciętniactwa.

 

- Teraz czas na chwilę szczerości. „Blessed Beyond Morality” to płyta, która sponiewierała mnie okrutnie, niesamowicie wkręciła się w masę szarą mojego mózgu i ni chuja nie chciała się stamtąd ulotnić (i chwała jej za to). Nie pomagały prośby, groźby ni próby perwersyjnej perswazji. Może to pytanie wyda się Wam banalne, ale jak się kurwa robi takie płyty?

 

Markiz: Trudno to w prosty sposób wyjaśnić, ale był to bolesny proces, który prawie doprowadził do rozpadu zespołu i skończył się dwuletnią przerwą w działalności zespołu. Więc w naszym przypadku, może musimy stanąć na skraju, aby wyszło coś takiego jak „Blessed Beyond Morality”.

 

- A jak wyobrażacie sobie starość? Nadal będziecie pić (tyle że wówczas pewnie rumianek, lub czystek) i słuchać Metalu (bo o machaniu dynią dla Szatana raczej nie będzie już mowy)?

 

Markiz: Szczerze to wolę nad tym nie rozmyślać i skupić się na teraźniejszości. Na pewno puki słuch mi nie wysiądzie muzyka będzie mi towarzyszyć do końca.

 

- Może to jeszcze zbyt wcześnie, ale myśleliście już przypadkiem o zarysach kolejnego materiału? Czy będzie to, daj Panie Szatanie, kontynuacja „Blessed…”,  czy też raczej to zamknięty rozdział, a Wy będziecie odważnie eksplorować jeszcze bardziej chore terytoria muzyczne? A może nawet macie już jakieś pierwsze konkrety?

Markiz: Na razie skupiamy się na koncertowaniu i przypominaniu sobie naszych dotychczasowych utworów. Przyszłość w tej materii jawi się mgliście i tajemniczo. Można spodziewać się wszystkiego w tym i niczego:)

 

- Powoli kończąc już te spytki oczekuję teraz brutalnej szczerości z Waszej strony. Nie jestem specjalistą od wywiadów, zdecydowanie wolę pisać recenzję płyt i relacje z koncertów. Zawsze jednak staram się, aby wywiady, które robię miały raczej charakter luźnej rozmowy i nie trzymały się sztywnych szablonów (oczywiście na tyle, na ile to możliwe).  Jak więc oceniacie ten interview?

 

Markiz: Całkiem dobrze. Pytania na tyle ciekawe, że aby na nie odpowiedzieć, potrzebowałem raptem dwóch weekendowych podejść. Niestety na razie nie ma możliwości tak rozciągać czasoprzestrzeni, żeby można było odpowiedzieć w krótszym odstępie czasowym. Bez sztucznej kokieterii była to przyjemność.

 

- Dzięki za poświęcony czas. Mam nadzieję, że uda się kiedyś spotkać face to face, być może na jakiejś Waszej sztuce, coś tam chlapnąć i pogadać o starych karabinach. Ostatnie słowa należą do Was. Jeżeli coś Wam leży na wątrobie, to teraz jest ten czas, kiedy możecie to z niej zrzucić.

 

Markiz: Jeżeli muza dla Was jest również wyzwaniem to zapraszam do konfrontacji z „Blessed Beyond Morality”. Do zobaczenia na jakimś gigu gdzieś tam.

 

- I tego się trzymajmy.

 

 

Hatzamoth

 



WHALESONG

 

Whalesong. Cóż można powiedzieć o tym zespole, by nie zabrzmiało to banalnie? Chyba to, iż jest to jeden z najbardziej oryginalnych tworów jakie w ostatnich latach trafiły w moje ręce. Po etapie mocno industrialnym, na początku kariery, panowie zaczęli kroczyć ścieżkami nieoczywistymi, by na „Radiance of a Thousand Suns”  przedstawić światu muzykę zupełnie nowej jakości. Czerpiąc pełnymi garściami z przeróżnych gatunków, i bynajmniej nie ograniczając się pod żadnym względem, stworzyli dzieło wybitne. Mogę powiedzieć – dzieło, które na stałe wywarło piętno w moim umyśle. Na wywiad z Michałem „Neithanem” Kiełbasą, głównodowodzącym w Whalesong, próbowałem umówić się od długiego czasu, lecz zawsze coś stawało nam na przeszkodzie. W końcu spotkaliśmy się jednak na czeskiej ziemi i miałem okazję podpytać o sprawy mnie interesujące. Co prawda Michał był zdecydowanie mniej wylewny niż w rozmowach prywatnych, ale wiecie… Stres przed tak potężnym medium jak Apocalyptic Rites mógł nieco onieśmielić tego młodego człowieka :D Nie mniej jednak serdecznie zapraszam do zapoznania się z treścią naszej pogawędki, a przede wszystkim z samą muzyką Whalesong.

 

Cześć Michał. Zacznijmy standardowo. W jaki sposób zrodził się w głowie pomysł na Whalesong?

To jest wbrew pozorom ciężkie pytanie. Chciałem po prostu robić muzykę haha! Więc siłą rzeczy założyłem zespół. Wcześniejszy umarł śmiercią naturalną, a ja miałem naturalną potrzebę robić coś swojego dalej. Tak też powstał Whalesong. Początkowo miał to być pełen zespół, z naturalną perkusją, lecz ostatecznie wszystko skurczyło się do dwuosobowego składu, który finalnie nagrał pierwszą EP-kę.

A nazwa? Mam mocne podejrzenia ukierunkowane w stronę filmu „Big Lebowski”…

Nie. Przeczytałem kiedyś artykuł w którym była wzmianka, iż żaden wieloryb nie śpiewa nigdy dwa razy tej samej piosenki i strasznie mi się to spodobało. Sam koncept ciągłej zmiany, ewolucji brzmienia i dźwięku, niepowtarzania się.

Czyli generalnie już na samym początku miałeś w zamyśle to, że zespół będzie się zmieniał, ewoluował?

Tak. Nie widziałem sensu by stać w miejscu.



Pierwsza płyta była czysto industrialna. Jakie dźwięki cię wówczas inspirowały?

Przy pierwszej EP-ce było to zdecydowanie Swans. Zresztą już sam tytuł jest do tego zespołu oczywistym nawiązaniem. Poza tym na pewno Godflesh, wczesny Pitch Shifter, Scorn, Dead World. Tego typu oldskulowe rzeczy. Przy pełnej płycie to się trochę rozwinęło, wyraźniej słyszalne były na pewno wpływy Neurosis czy jakichś noiseowych rzeczy. Mieliśmy wtedy większe możliwości, choćby przez to, że pojawiła się żywa perkusja.

Pytam dlatego, bo niektórzy muzycy nie słyszą w swojej muzyce wpływów, które im wytykają choćby recenzenci. Ale widzę, że ty jesteś świadom, że twoje nagrania są do czegoś podobne?

Tak, choć mimo wszystko i tak mocno się odróżniamy, ale niektóre wpływy są wręcz oczywiste i słyszalne. Słychać skąd to się wzięło, mimo że przekuwamy to na swój sposób i staramy się iść w nieco innym, własnym kierunku.

Po tej pierwszej płycie pojawiła się składanka z remixami. To był twój pomysł, czy wyszedł od jakichś konkretnych zespołów?

To wymyślił akurat Eryk z Old Temple, to on był tego pomysłodawcą. Sam miałem kilka zakupionych wcześniej płyt z remixami, czy to jakiegoś White Zombie czy Rob Zombie, Nine Inch Nails i wielu wielu innych, więc uznałem, że czemu nie? Część artystów proponował Eryk i po moim akcepcie się z nimi kontaktował, a z innymi, których sobie sam wymyśliłempisałem osobiście. Nie wszystko wypaliło - głównie ze względów budżetowych lub także czasowych, ale powiedzmy że z osiemdziesiąt pięć procent artystów się udało zaprosić do tej kooperacji. 

Jesteś zadowolony z tych przeróbek? Która jest twoją ulubioną?

Na pierwszej płycie z remixami między innymi Submerged wypadł świetnie. I zdecydowanie Sunford Parker. W sumie to chyba oni najciekawiej nas zinterpretowali. Również Shocker. To chyba było takie moje top 3 mówiąc szczerze.

Mówiłeś o zmianach, że już od początku je planowałeś. Co się wydarzyło, że poszedłeś akurat w takim kierunku jak „Radiance of a Thousand Suns?

Szło to naturalnie, samo z siebie w jakiś sposób, chociaż nie będę ukrywał, iż z jednym z takich momentów gdzie mi się zmieniła koncepcja wszystkiego był koncert Swans w bodajże 2011 roku, podczas pierwszej trasy po ich reaktywacji, który to dość mocno zmienił moje spojrzenie na postrzeganie dźwięku. Wtedy grali set oparty zarówno na nowych utworach jak i na starych w kompletnie innych wersjach. Dość mocno mi to otworzyło oczy na możliwości, co ogólnie można robić z muzyką, jak ją aranżować i co osiągać ogółem przy użyciu dźwięku.

Jakie były reakcje na ten drugi album. Jakby nie patrzeć był to olbrzymi przeskok. Myślisz, że ludzie, którzy lubili jedynkę zostali przy was?

Część na pewno z nas zrezygnowała, za to pojawili się inni. Według mnie ten nowy materiał jest dużo lepszy. Nie można stać w miejscu i nagrywać ciągle tego samego. Ogólnie dwójka jest o wiele ciekawsza muzycznie i aranżacyjnie, aczkolwiek słychać, że to wciąż jest ten sam zespół, mimo iż sporo tu mocnych zmian mimo wszystko. Pierwszą płytę mieliśmy w rzeczywistości pierw nagraną  z automatem perkusyjnym, perkusja była nagrywana jako ostatnia. Później były ewentualnie dogrywane niektóre gitary żeby to bardziej siedziało i się kleiło naturalniej. Dwójka już bazowała na naszym brzmieniu na żywo, gdzie było mnóstwo miejsca na improwizacje i otwarte formy. To było poniekąd rejestracją tego, czym ten zespół był przez lata w rzeczywistości, bo to tak naprawdę nagraliśmy to jak brzmieliśmy i graliśmy na żywo już w momencie wydawania „Disorder”.

Nie obawiałeś się, że długość płyty odstraszy?

Nie. Na początku płyta miała mieć około sześćdziesiąt minut, ale później dopisałem właśnie ten tytułowy numer czterdziesto-siedmio minutowy, który wypełnił całą drugą płytę. No i wtedy miałem przez chwilę zagwozdkę, czy to faktycznie robić, jak to zostanie przyjęte, ale doszedłem do wniosku, że myślenie nad czymś takim nie ma kompletnie sensu. Mi to pasowało idealnie, więc stwierdziłem, iż warto zaryzykować. Z tego co zauważyłem, to wszyscy przyjęli to normalnie, że tak powiem. Nie spotkałem się z negatywnymi opiniami odnoście długości tego albumu. Jestem zatem ze swojej decyzji zadowolony. Nie żałuję.



Potem znowu przyszedł czas na remixy. Jednak, jak by nie patrzeć, to już nie był industrial, który jakby teoretycznie łatwiej przerabiać, niż to, co stworzyliście na „radiance…”, nie?

Druga płyta jest zdecydowanie bardziej ambientowa, bo samo ‚Radiance of a Thousand Suns’ nie zostało zagrane do clicka, tylko improwizowane i rejestrowane na setkę w studio. W związku z tym tempo w utworach nie jest stałe, naturalnie się zmienia przez co ciężej zrobić z takich utworów potem remixy. Przez to, że nie mamy mapy tempa w DAW, ludziom prościej było robić około ambientowe i noiseowe remixy - przynajmniej mi się tak wydaje. Tak czy siak była to ostatnia płyta z remixami jeśli chodzi o ten zespół, przynajmniej na chwilę obecną. Po kolejnej na pewno nie planuje czegoś takiego, za dużo pracy i nie wyobrażam sobie nawet jak by to miało wyglądać.

Ty mi zaglądasz w kartkę? Bo to miało być kolejne pytanie, czy stprawa remixów to będzie już teraz tradycja?

Nie, nie, na pewno już nie będzie kolejnej płyty z remixami. Przynajmniej po kolejnej płycie. Może w przyszłości, ale na chwilę obecną nie widzę za bardzo w tym sensu.

Zauważyłem, że ostatnio zyskaliście nowego członka w osobie E.V.T. Ja zawsze myślałem, że Whalesong to jest taki zespół, w cudzysłowie, jednoosobowy.

Nie, odkąd w sumie doszedł Grzegorz Zawadzki w 2015-tym, jest stałym członkiem zespołu. Mieliśmy jeszcze Damiana, który grał na basie do 2018-tego roku, po czym przez chwilę graliśmy znowu jako duet, no i od 2020-go mamy nowego basistę, Piotrka.

A jak w tym momencie wygląda proces twórczy? Wkład pozostałych ludzi jest faktyczny w muzykę Whalesong? Czy z ich strony akceptujesz jedynie kosmetyczne zmiany?

Głownie piszę większość muzyki w głowie i dopiero potem szukam dźwięków. Mam przewidziane główne struktury utworów i gdy się spotykamy by nagrać płytę mówię mniej więcej kto co ma grać, a resztę to już chłopaki improwizują po swojemu i wychodzi z tego to co mamy. Także pod tym kątem mają trochę wolnej ręki w tym co grają, ale główny kierunek nadaję im ja. Już komponując zakładam, czego mogę się spodziewać po ich grze, znam ich styl, więc wiem w jakim kierunku to ostatecznie prawdopodobnie pójdzie.

Często w swojej twórczości używacie nietypowych instrumentów. Jak to działa, poznajesz gdzieś tam nowy instrument i w głowie pojawia ci się jego melodia, czy najpierw  powstaje jakiś zarys a dopiero potem szukasz instrumentów do przekucia go w muzykę?

Zazwyczaj najpierw mam w głowie jakiś zarys numerów, niekoniecznie od razu instrumentów, tylko aranżacji. Następnie nagrywam wstępne ścieżki z perkusją, basem i gitarami. Na końcu odbywa się orkiestracja i dogrywanie kolejnych instrumentów w bardzo dużej ilości i rozbudowanie kompozycji do ich finalnych form.

Zapraszasz także do współpracy wielu muzyków, tak było zwłaszcza w przypadku drugiego albumu. Ze współpracy z którym z nich jesteś najbardziej zadowolony a z którym chciałbyś jeszcze ewentualnie pracować w przyszłości?

Cóż, na pierwszej płycie wspomónas mój dobry znajomy z Finlandii,  Samuli z zespołu Medeia, który udzielił się wokalnie w dwóch kompozycjach. Pojawił się także ówczesny wokalista Useless - J.orazfinalnie Wacek Vogg, który pojawił się na obu naszych pełnych płytach. Bardzo się z tego cieszę, bo zarejestrował świetne rewelacyjne partie. Na drugiej wystąpił także Thor Harris ze Swans, dzięki któremu naprawdę dużo ta płyta zyskała.Kompozycje poszły w bardzo ciekawym kierunku, jestem z tego bardzo zadowolony. No i Olek Papież też z nami zagrał na drugiej płycie, świetny saksofonista. On też pojawi się na kolejnej płycie bo już zarejestrowaliśmy jego partie. Ostatni był Tomasz Herisz - rewelacyjny wibrafonista.

Udział tych dodatkowych osób ogranicza się jedynie do odegrania tego co im sugerujesz, czy dostają wolną rękę?

Dostawali w pełni wolną rękę. Rejestrując swoje partie zazwyczaj improwizowali lub częściowo improwizowali swoje partie, ja im nic nie narzucałem. Ewentualnie mówiłem w jakim kierunku bym chciał by szli lub w trakcie nagrań jeśli pojawiał się jakiś pomysł w mojej głowie, wówczas sugerowałem daną rzecz.

W temacie tekstów, bo do nich przykładasz się tak samo jak do muzyki… Co cię inspiruje do ich pisania? Bo ostatni album ma tytuł „Radiance of a Thousand Suns” , czyli nawiązuje do Hiroshimy, tak?

Do Oppenheimera dokładnie. Lubię ten cytat. Motywem przewodnim tej płyty była apokaliptyczna wizja zarówno świata jak i jednostki. Jest na niej bardzo dużo motywów słońca i takiego, powiedzmy, swoistego katharsis. Wyobraźmy sobie na przykład, że w ramach oczyszczenia płoniesz w jakiś sposób. Ciężko mi to dosłownie opisać. Najlepiej jak każdy wczyta się w teksty i odbierze je po swojemu. Tekstowo to zawsze jest spojrzenie wgłąb siebie lub jednostki po prostu.

Znów mi troszeczkę wychodzisz przed szereg, bo chciałem zapytać, jeśli chodzi o teksty to najczęściej w stu procentach rozumie je tylko autor. Ty chcesz by ludzie je czytali i interpretowali po swojemu, czy chcesz im coś dosłownego przekazać?

Zdecydowanie po swojemu, tak jest najlepiej. Niech każdy odbiera je indywidualnie.

Z Erykiem i Old Temple współpracujecie praktycznie od samego początku. Jak się wam układa? Następna płyta też będzie celowana w ten label?

Nie mam pojęcia, pożyjemy zobaczymy, aczkolwiek jest to możliwe. Chociaż na tej płycie nie ma już praktycznie w ogóle metalu, więc… Ale do tej pory współpracowało nam się bardzo dobrze.

Mówisz, że na nowym albumie nie będzie metalu, ale nie uważasz, że największe grono odbiorców macie właśnie wśród jego fanów?

Nie mam pojęcia, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Częściowo może faktycznie, bo trafiamy przez label do takiej publiczności. Ale nie każdy słuchający na przykład Godflesh też jest metalowcem.

Podczas pobytu u Eryka mieliście jakieś propozycje wydawnicze z większych wytwórni?

Kiedyś była rozmowa z jedną wytwórnią, aczkolwiek byliśmy dla nich ostatecznie zbyt… dziwni, eksperymentalni. Od paru lat współpracujemy też z Three Moons Records, takim bardzo małym labetem, który wydaje kasety. Pełne materiały plus ostatnia EP-ka zatytułowana ‚Helpless’.

Co sądzisz o polskiej scenie? Nie uważasz, że jest ona wyjątkowo oryginalna?

 Potwierdzam, jesteśmy bardzo zróżnicowani, że tak to ujmę.



Podróżujesz i grasz czy współpracujesz z różnymi zespołami. Spotkałeś w drodze coś, co dopiero kiełkuje i niedługo może się z tego wykluć coś większego?

W dzisiejszych czasach zespołów jest naprawdę multum, więc jestem przekonany, że wiele z nich się jeszcze nie przebiło. Nazw żadnych nie podam, bo nic mi w tej chwili nie przychodzi do głowy, a jeśli przychodzi, to i tak każdy to już raczej zna.

W czasie gdy szalał covid i możliwość uczestnictwa w koncertach była mocno ograniczona, postanowiliście zagrać koncert z Whalesong i puścić go na żywo online. Uważasz, że to była dobra alternatywa w czasach pandemii?

Tak. To był Wrocław Industrial Festiwal, zostaliśmy przez nich zaproszeni na występ. Jestem z tego koncertu bardzo zadowolony. Zagraliśmy na nim trzy premierowe utwory z kolejnej płyty, mimo iż ta nadal jest w toku jeśli chodzi o nagrania, oraz jeden numer z „Radiance…” w mocno zwolnionej i zmodyfikowanej wersji. Myślę, że dotarliśmy tym występem do sporej ilości osób, które nas wcześniej nie znały. Było świetnie i od razu zaproszono nas na zeszłoroczną edycję, w 2021 roku, która odbyła się już z publicznością. To było naprawdę mocne doświadczenie dlatego cieszę się, że udało nam się na tym festiwalu zagrać dwukrotnie. Ten stremowany koncert jest w tej chwili nadal dostępny na Youtube między innymi i na VIMEO. No i oczywiście w formie audio na naszym bandcampie.

A myślałeś kiedyś, czego brakuje koncertom Whalesong do ideału? Gdybyś mógł zrobić na co masz ochotę, to co byś dodał / zmienił?

Na pewno musiałby się odbyć gdzieś, gdzie byśmy się pomieścili z duża ilością sprzętu. Na pewno wydłużyłbym koncert do dwóch, dwóch i pół godziny, mimo iż i tak nie zagralibyśmy zbyt wielu utworów. No i poszerzyłbym wówczas skład, żeby mieć więcej instrumentów na żywo na scenie. Wtedy mielibyśmy pięcio – sześcioosobowy skład, może nawet siedmio. Wtedy udałoby się to odegrać w pełnych wersjach, nie powiem może, że płytowych, bo i tak byłoby to mocno improwizowane, ale mielibyśmy większe spektrum dźwiękowe. W tej chwili ze względu na ilość osób na scenie nasze aranżacje są nieco ograniczone. Wiem, że z większym składem moglibyśmy zrobić to dużo ciekawiej i z większą ilością mocy.



A ze strony wizualnej?

Możliwe, że użylibyśmy wizuali, ale nie jestem pewien. Co prawda już z nich korzystamy, ale generalnie jestem minimalistą, więc to i tak dużo haha! No i na pewno przydałby się dobry świetlik, który zna utwory i wie, kiedy zmieniamy motywy żeby współgrało to sensownie z muzyką. Ale w porównaniu do innych zespołów byłoby to i tak dość minimalistyczne i… normalne.

Mówiliśmy już, że nowa płyta się robi, wspominałeś o tych piosenkach wieloryba… Mamy się spodziewać tak samo dużego stylistycznego przeskoku jak między pierwszym a drugim albumem?

Trzecia płyta będzie jeszcze bardziej różnorodna i dynamiczna. Myślę, że więcej będzie wpływów z innych gatunków, sporo jazzu, ambientu… No i będzie jeszcze dłuższa niż „Radiance of a Thousand Suns”. Album dwupłytowy, ale jeszcze dłuższy. Płyta jest w sumie już prawie nagrana, dogrywamy dosłownie ostatnie rzeczy. A w międzyczasie zdążyliśmy już zarejestrować perkusję na czwarty album, tak więc numerów już mamy sporo. Tym bardziej, że trójkę nagrywamy już trzy lata, więc powstały też już nowsze numery, które zresztą graliśmy na koncertach w zeszłym roku. Tak, że trzecia płyta na pewno będzie… lepsza i ciekawsza haha!

Poza Whalesong masz też mnóstwo, tak chyba trzeba powiedzieć, innych projektów, tych oficjalnych i tych mniej… Który z nich jest dla ciebie najważniejszy?

Chyba Grave of Love. To neofolkowy zespół, można powiedzieć, że taki Whalesong akustycznie. Słyszalne są tam wpływy Death In June, Sol Invictus, NON. Z kolei Lugola to projekt, z którym poszedłem w dark ambient, ale ogólnie jest to noise / power electronics / death industrial. Totalna rzeź, też dużo obecnie nad tym działam. To są chyba te najważniejsze. Poza tym jeszcze jest Useless, w którym w tej chwili komponuję od ostatniej płyty - ‚Downfall’;następnie Harmony of Struggle, czyli też noise / power electronics, ale w zupełnie innych rejonach niż Lugola; Nothing Has Changed, czyli początkowoteż industrial metal. W sumie to projekt powstały na bazie wczesnego Whalesong, ale z czasem poszło w rejony bardziej illbientowe, dubowe ala Scorn. Do tego dochodzi jeszcze Lifeless Gaze, projekt teraz coraz bardziej death industrialny, ale czerpiący nieco z blackmetalu. Miałem jeszcze projekt Black Magic Rites, oldskulowy doom metal, może zresztą za jakiś czas nagramy dwójkę. Oraz Atrocity Exhibition, mój jednoosobowy projekt w rejonach lo-fi black metalu.

Dzięki za twój czas.

Dzięki, do zobaczenia.

- jesusatan

Foto 1,2, 4 by Marcin Pawłowski, foto 3 by Sylwia Bukowicka. Danke :)  








Few days ago I was really lucky to witness the live show of Hetroertzen on Cosmic Void Festival in London where they played some of the new music from their new opus “Phosphorvs Vol I”. Got to say that the band really delivers special aura during their performance.After the gigs were over I was honored to spend some time with the band as well as making an interview in which we had came across both general band related stuff but also more personal matters.


It’s been a week since a premiere of your latest offering “Phosphorus Vol I”. First of all I would like to congratulate you from this occasion and got to say that the album itself is really a big level up in every aspect to its predecessor “Uprising Of The Fallen”. How long did it take you to compose, record and take care for the production stuff?

 

Deacon D: It was a very long process actually.Everything started like 3 years ago with recordings, making samples, preparing the demo tracks versions in order to work on the proper versions with other members. I myself wrote the lyrics and the concept for the album. In the next step we started recording the instruments and then we had this issue with the ex-bass player. It was taking way too much time with recording process of his bass lines. Apart from that there were a lot of uncomfortable situations with him and as the result we had to re-record the bass guitar lines and also take care about other things like re-record some other instrumental parts. What is more, we also had to make few versions of mixing and mastering until we got to that point where everyone was satisfied with the final effect (including the label). First mixing versions were actually very muddy but not in terms of the sound but more like in terms of energy that they had. I hope that next album “Phosphorus Vol. II” will not take us so long.

 

Anubis: I think that the recordings started more or less in 2020. However in the original plan we wanted to finish the live shows in 2018 so we would be able to spend 2019 in studio and start touring in 2020 but obviously that could not be arranged so we just took our time to work more on the album itself and we made the best what could be done with the music.

 

Åskväder: I think that we started the recordings during the very beginning of corona period. We had recorded everything during the same year but then it was all delayed. We decided it was better to calm down and just make everything step by step.

Anubis: On the other hand I think it’s sometimes good to just relax, take everything easy.That way you are able to focus more on the details like what you want to improve or change in the sound. It is something that you obviously do not do while being in rush. In that terms it was really comfortable for us.


I know that before the album was finalized you had parted with your bassist Ham. As a result you not only had to re-record the bass guitar as well but also do the mixing and mastering again and create new bassline that would fit the music. Has this issue made any delay in official release date of your album?

 

Deacon D: I think it is one of the reasons why the album was delayed but we can not blame him for the overall delay because there were other factors that had an impact on this situation.


I remember that for “Uprising Of The Fallen” it was you and Anubis who made the lyrics. How was it with this album and who came up with the concept of the album and the lyrics?

Anubis: It was 100 % his work (Deacon D’s).

Deacon D: For the first part of Phosphorus it were mainly my lyrics but for the next part there are lots of lyrics that need to be discussed and edited so they can have an additional impact for his vision as well [Anubis’s]. I am not narrowminded when it comes for the help in the literal work and I do appreciate the collaboration in this materia.

 

Can you tell us something about the cver artwork for the album? How does it relate to the title of the album? Did you have 100 % free hand while creating it? Did the guys tell you their visions about what they want to be featured on the artwork?

Åskväder: Yeah, I got total freedom. I could do whatever I felt while listening to the music and reading the lyrics. I used my own imagination and prepared some sketches which I had shown them because I wanted to get their feedback and ask them if they liked the direction I was taking.Actually I was thinking that I was pushing myself too much and going into bad directi, nbut the guys told me that they really liked that path so I decided to keep it. Deacon D. suggested that I should maybe incorporate some colors so as a result I implemented some water-colors into it. I have to tell you that the very first version of the artwork had been done in black-white version. It really looked like a black metal cover but after some time it was decided that it’s better to give some colors to it. 

 

Also for the past years it’s you Åskväder who takes care for the cover artworks in Hetroertzen under the banner of 109 Art and 407 Art. Do you guy sprefer to have 100 % control over the process of artworks creation and give the free hand for the people from your circle rather than working with some artist outside of your collective?

Åskväder:We say that we are this kind of DIY band. We are used to that and we understand each other’s really well. Of course I know that there are many artists who are much better than me but for us it feels more personal even if the effects are not as good as illustrations from different artists. Actually it’s not only me that does artworks for Htzn.It is also Deacon D who makes lots of symbols, so in my opinion it’s 50-50 me and him that take care for the visual part of the band.In some moment we have actuallythought about asking different artist to make something for us but in the end we decided it’s better to stay loyal to the DIY concept of the band. We will keep it that way.

Anubis: I think it’s generally much more personal and meaningful to have every band member being involved in the process of creation when it comes to the art that we do under the sign of Hetroertzen.We want to transcend all of that into our own way and I think we achieve that.

 

What has really got my attention is the overall sound improvement in your latest album. I will not lie if I will say that the overall mixing and mastering is really professional. I would even dare to say that the overall sound level is top notch… How have you managed to capture such sound and was it challenging experience for you to accomplish it?

 

Deacon D: I have to say it was challenging as fuck. I was forced to mix this album few times, every time in different way depending on the situations that were appearing in the very last minute like for example the situation with the bass re-recordings. If I have to be honest with you I wasn’t satisfied with the sound for some time. I aimed to get better sound and I put the best of my effort to achieve that. I can already tell you that I want the next album of Hetroertzen to sound even better than this one. As Åskväder had mentioned earlier :We are Do It Yourself Band.At some point Listenable Records wanted to cover the expenses for someone professional to take care for the mixing because in their opinion the sound was not professional enough. Of course we didn’t agree for such compromise since what we are showing is a whole picture which is an artistic concept that we have been talking about and using for many years. It is something that we experience together, something that cannot involve third parties. It is not just a music. It’s just something that all have to feel together. It is our core and it is the same when it comes for the sound of the band and the record.

 

The concept  of  Hetroertzen new album ‘Phosphorus Vol 1’ has its title taken from the Vampiric-eucharistic ritual of the “Ecclesia Gnosticae”(Gnostic Church). The Vampiric concept is also present in Die Kunst Der Finsternis. How the vampiric concept varies in Die Kunst Der Finsternis comparing to the one which you have presented on " PhosphorusVol I"?

 

Deacon D: In Die Kunst Der Finsternis you have more like a poetical, horror fanatism inspired by old horror movieslike this old German expressionist. It is a lyrical vampirism whereas in Hetroertzen it is deeply connected to mystical, alchemical process. It’s not about showing the fangs and looking kvlt. It is based on the symbolism of the hunter-predator kind.There is a difference between the concept of the predator and the prey. It also applies to more occult concept when it comes to eucharistic ritual of “Ecclesia Gnosticae”.It was taken from the immemorial times like: Druids, Catars and even earlier.This idea of drinking the blood of the innocent is symbolic of the predator kind and in the mystical ways of Htzn it’s not about physical blood but invisible blood like emotions, feelings and certain moods or generally about something that we witness every day of the Current.

 

In the last years we can observe that so called "raw black metal" has been very much over praised by the people. These one man bands overuse that "vampiric black metal" labelling. What is actually Vampirism for you and what does it mean to be a Vampire?

Deacon D: It is a symbol of the predator kind to consume the life force, the life-energy of the Current, the people around us but we are not feeding on them-we are just making this energy flow because there is lots of stagnation in the most of the people that we see every day. We are not evil-beings sucking the blood of the innocents. Innocence is actually being seen by us as something very bad because it reflects ignorance. We improve this knowledge to achieve wisdom to see this connection and to balance both…I can’t say why there is lots of these raw black metal bands. Perhaps it’s only because these ppl like image and there is nothing deeper behind it but in our case it is like I say.


As I have been studying your lyrics you very often make the references to Lucifer, The Snake and Magdalene. For many people Lucifer and Snake are actually the same being many times being associated with Satan, Devil. Could you tell me what these entities are for you?


Deacon D: I have to start with separating the concept of Magdalene with the concept of Lucifer because the only thing that Magdalene represents is the feminine version of the Christ. Lucifer per sayis a mixture of both man and woman or none of them -there is no gender from where they come from. The Snake came into this form to give us the wisdom of being able to reach the highest level of spiritual connection and to be able to escape the material prison. Serpent is the representation of never ending path that we have to cross which is not easy because you also have to pay that price of suffering. Everything that comes from divine must suffer in this realm. The Snake is like a condemned creature by the god as well as the Christ who has to suffer on the cross in order to release people from the sin. The cross as the tree where the forbidden fruit was shown to first man and woman is like a symbol for the material (the 4th element of the material creation, the same with suffering, snake and the tree).

 

In the Bible Magdalene is described is a woman who has been a follower of Jesus and was freed by him from the ghosts of 7 Evil Spirits. Some say that Magdalene was actually wife of Jesus and that later people searched for the Holy Grail which is associated with her Bloodline. What’s your opinion about this? How do you see the person of Magdalene? Do you think that the Holy Grail is a key to divinity?

 

Deacon D: Yes, in the Arthurian legend The Holy Grail is given as an elixir for the one who seeks the wisdom. Wisdom is the divine feminine: its Sofia and it’s Magdalene as well. So that’s the concept of Magdalene who is the wife of the Christ-the chosen one. The church took care of the image of Magdalene casting her as whore. She wrote part of the bible that church took away and I want to believe in everything instead of being skeptical to everything because everything is in some way connected.


It’s not a secret that origins of Hetroertzen are strictly connected with you living in your motherland which is Chile. As years have passed you decided to leave your country in pursue for better options for your band but also personal ones. Do you still see Htzn as Chilean band? Is it a Swedish band or it is something way different?

Åskväder: I actually see this as a 50-50 band: half Chilean and half Swedish. In my case I am Chilean but I feel divided since I love both countries. It’s the same when it comes to Hetroertzen since half of the Band is Swedish and the other half is Chilean. Me and Deacon D are the Chilean part while Anubis and Kafziel are the Swedish one. For me it’s like a mixture of both and I could not call Hetroertzen as Swedish Black Metal Band.

Anubis:All I know is I play music together with 3 most important people in my life and this is what matters for me the most. I don’t think about Hetroertzen in terms of geographical aspects, it’s just heart and heart has no boundaries.

Deacon D:Oh, now we are getting emotional… [All laughing]. Well, it was very hard to start making black metal in the country that was ruled by militaria and the church. I grew up under these circumstances and it wasn’t easy. It became for me so obvious that there will come time that I will have to move out from this country. At that time I was into Satanism, Devil Worship until I came across the Luciferian Light and the Gnosis as well.We decided to move out because everything was like a vicious circle and we were just going nowhereand being in constant stagnation. We didn’t have chance to play rehearsals nor gigs and this made that we werenot even able to give us a possibility to start growing in our own country. That’s why we chose Sweden as our destination.

Kafziel:I think of Hetroertzen as it’s own entity and in my opinion art has no boundaries.

 

Your new album is the second opus which has been released by Listenable Records which is more of a mainstream label rather than underground one. You guys as I know run Lamech Records which has released plenty of Hetroertzen’s material as well as some other ones from your circle. What was the reason behind the decision that after Ain Sophur Aur you went to more mainstream label as Listenable Records?

Åskväder: We wanted to try something new because we were curious to see how it is to have a label that supports you and does the work for you.There are both some positive and negative sides of owning a label. So far I am happy with this collaboration. Actually it was an experiment for us, the label’s offer sounded  really well for us, it was convincing. They are really serious people, notrip-off ones and this is for me really important. I have actually heard that some labels in this scene are rip-off ones so we are lucky that we have possibility to work with someone who is honest and helps us as much as possible. We have learned a lot from that cooperation. After the contract is done though we will probably continue Hetroertzen under the sign of Lamech Records. We have also worked with the other labels like with TerraturPossessions and Amor Fati Productions.

Deacon D: We wanted to grow and took this chance to see how will it turn out. Of course we needed this Lamech Records era in Hetroertzen because we could be more decisive in many things like how we want to do something, what we want to do but it obviously demanded much more work and time from all of us to make it happen.

 

So when it comes for the Vol.II of Phosphorus you are going to release it under the sign of Lamech Records or with Listenable Records?

Åskväder: Actually we have one more contract with him [Listenable Records] and after that we will probably do something with Lamech or work with some other label. So far we have a lot of ideas and let’s see where it will all go!

 

For the most of Hetroertzen’s materials it was you Deacon D. that did the vocals both in studio and onstage. However since "Uprising Of The Fallen" it is Anubis who took over the vocal duties in Htzn and you have started being a drummer during the live shows. What stands behind such decision? I am not gonna lie it’s actually a really brave move to change from front man vocalist to the drummer who is behind everyone during the lives.

 

Deacon D: For me it’s like operating the whole play behind the curtain. When I was a front man during live shows it gave me a lot of freedom, expression and I was also able to perform the ritualistic parts. The reason why I chose to be Hetroertzen’s drummer 100 % both in studio and on stage was the fact that our previous drummer started university back in 2015 so it was more difficult for him to find the time and still help us with the live shows. People complained a bit about him that he was not feeling safe during the live shows. He helped us with the concerts but he was not able to play the songs with that feeling as they were recorded on the albums. Also in that time we were supposed to play a tour and we did not have much time to find anyone to fill in for this tour. As an effect we locked ourselves in the rehearsal room and played with that “new” line-up (me being the drummer). We wanted to continue with a bit more simple approach like reducing the ceremonial parts of the live shows but still keeping the magic. We don’t want to show everything that we do in our private spiritual activities especially when people are usually drinking or not taking care about such matters. Still, I think that Htzn’s live show needs that part of ritual because it’s the same art and the same magic like in our records and it has to stay in that concept.

In all these years of Hetroertzen’s existence you are the mastermind of the band. Not only you compose the most of the stuff but you also take responsibility for the recordings as well as the mixing and mastering. Don't you sometimes feel that a big burden is being kept on your back? How do you manage to deal with it?

Deacon D: Yes, it is a burden sometimes, especially when you have to bear in mind the deadlines and when someone is saying : “Make it sound like this, make it sound like that…”, “We want to have the material to be done by next month”. It is not easy especially that we all have our own lives, jobs, families and other obligations so it makes a bit hard for me to sometimes keep up with everything. Of course, I love mixing and mastering and that is something I can not deny that but when that whole deadline vision, stress and hurry appears it is almost impossible to avoid these negative energies. I really try to make these things to be done asap but I am not an expert in this. This is also a learning process for me and all musicians that are involved in Htzn.

 

Few years ago you created Lamech Studios (previously known as , Lamech Sound Design) as an offering to take care for the productions of music. What was the driving force that led you to make such step?

Deacon D: It were actually a couple of albums that we have recorded in Chile and the people did not understand our approach back then. We worked with people who were more listening to thrash metal and stuff like that and they weren’t able to give us something that we wanted. It was actually a frustration that led me to create Lamech Studios. At first I had focus my vision to the sound aspect but I didn’t know how to start with that so I started watching all of these YouTube tutorial videos, reading the articles on the internet that were strictly connected with audio production, recordings etc. I am not gonna lie that I did not have a chance to attend any school or course so everything was a self-learning process.

 

What is the most difficult part of being sound engineer while working for your projects and for other’s people music? How does the approach and overall work on others bands releases differ from working on your projects?

 

Deacon D:It is not a huge difference actually and by the way thank you for calling me sound engineer because I can’t call myself one.When I work for the other bands who trust my knowledge I am happy because of that and also that someone pays you money for something that you really enjoy doing. I understand that working for the other bands is not the same thing as working on Hetroertzen’s materials because of the approach and the band that I work with tells me what do they want that their albums sounds like. That way I have to be very humble and adapt to the vision that the band has for their sound. Also while working on other’s music you put your own print to the material and sooner or later some other people might recognize: “Oh that’s him who was working on this and that material.”

 

What’s the most challenging while being responsible for such productions?

Deacon D: It was a band from Austria that I was working with a couple of years ago. Their music was really technical black metal one and they wanted to have this more of a clean sound. At that time I wasn’t used to working on such music in such way. I was always more into raw, old-school way of working when it comes for the production but in the end they were really satisfied with what I had done for them. It was really nice to actually try something new and to be honest I would really like to mix a heavy metal album one day. I would also enjoy working on other styles and not only with black metal.

Coming back to Ham’s leaving the band I know that the actual bass player Kfzl played with you in the very beginning of your stay in Sweden. If I am not wrong it was during Arosian Black Metal in Vasteras? (please correct me if I am wrong) How did the process of finding a replacement look like and why you chose him as the replacement?

Deacon D: I had met him before I moved Sweden. It was during my visit at my friend from Black Shadows Tattoo. He introduced us to each other or it was during that My Space era…

Kafziel: Yes, it was on My Space!

Deacon D: Yeah, so we decided to meet in Uppsala and generally started a bit of chatting. I knew he had his own band at that time and that he was really into Black Metal. He is also really good musician: he plays guitar, bass, drums and does vocals as well, but  the most important…we had this really special connection with eachother that you don’t always ,so that’s why he was chosen again for the bass player position. I actually don’t like this kind of actions and attitude when the bands are writing “Bass player WANTED” because you never know who you are going to find. It can be hit or miss. The person can be a good musician but will not have the connection and in that way it’s no point of having such person among your ranks.

So is he a permanent member now or just a session one?

Deacon D: From our side he is as permanent as possible.

And how does it look from your perspective Kafziel?

Kafziel: It all started as session live member but where it is all going… it is not up to me.

Another question about the line-up stuff. If am not wrong all the members no matter if they were session or permanent ones had to belong to Hetroertzen’s collective or even to IOS( If I am wrong please correct me) . Why are you so selective about people when it comes for this part? Don’t you think that some can see Htzn and you as people the elitary wannabes?

 

Deacon D: It is not actually like this that we are closing the door in front of the people, no. It’s actually the opposite. We are inviting them to be knocking on our doors. The whole thing with IOS is not promoting but sharing the thing that we have achieved through all these but we are not elitist.We are just careful when it comes for the people who are knocking at our doors. Not all of them are really searching for the stuff that we can offer them- most of them are just talkers but they never do anything apart from that. That’s why most of the secret societies will come to an end sooner or later. It’s the people that are infused or distracted.

 

What name “Hetroertzen” stands for? Does the meaning of your band’s name evolve with every release of your band? Do you see Htzn as band or is it something more?

 

Deacon D: The name “Hetroertzen” stands for all we believe; possible and impossible. Visible and invisible. Fantasy perhaps, taken from the realm of the uncreated to the real. Since the “Exaltation of Wisdom” era it has become our temple and our religion. So it is definitely something way more than just a band where you play Black Metal…


One last question for tonight. What are your plans for the upcoming months as well as the future in general? Is there any tour in the horizon? Would you like to play a show in Poland one day?

 

Deacon D: Of course we would like to play in Poland since it would be our first time actually and it’s a dream for us to play there for crazy people like you have there.We have played in Ukraine and we got an invitation to Slovakia so why should we not play in Poland?

Åskväder: We are working on the second part of Phosphorus plus there might be also some tour. We will continue to make music of Hetroertzen until we die since this is what we feel, we love this.

Deacon D: This is the stuff that we burn for, this is our inner fire and we shall continue to do it.

Anubis: We trust that we are at the place that we were supposed to be at the very moment and where certain will situations present their selves we will present ourselves for the time being.

Thank You very much for this interview. It was a great pleasure and honor for me to witness your gig and have such sincere conversation with all of you.

Deacon D: I would also like to thank you for this excellent interview and for your presence.


If you still haven’t checked their latest offering “Phosphorus Vol I” then definitely check this up since it’s a really big level up of the band comparing to their last album “Uprising Of The Fallen”. The music itself has been brought to completely new level as well as the style of the compositions and the sound of the album.

 

                                                                                              -Selvhat-

 



Fides Inversa

 

Photo by Void Revelations

 

Due to the fact that Diabolic Liminal Congress EvroTovr has started its wildhunt from Warsaw, Poland and that it is the first time ever that Akhlys, Fides Inversa and Chaos Invocation invade Polish soil I decided to make an interview with one them – Fides Inversa. It was an honor for me to speak with both Void.A.D. who is the mastermind of the band and Wraath (Darvaza, Ritual Death, Mare, ex-One Tail One Head…) who has joined this congregation as permanent vocalist.

 

Diabolic Liminal Congress EvroTovr has just started today. Akhlys, Fides Inversa and Chaos Invocation are starting their postponed wild hunt from Warsaw, Poland. How and when the idea for such tour and line-up was born?

 

Void A.D. : The idea for the tour and that line-up was born around a year ago. Me and Kyle from Akhlys started talking through Instagram. He wrote me that he really liked “Historia Nocturna” and after that he also sent me a preview version of “Melinoe” to which I had started listening months before the official release date. I had known that this was going to be hell of an amazing record. As a result of our conversations we both came up with an idea of making a mutual tour. In the meantime though we got hit with another year of lockdown which made us postpone the tour but fortunately here we are. We have very good management involved in the tour organization, dedicated people and bands. Everything is based on mutual respect and appreciation of each other’s job. For me it is a dream tour because we share the stage with bands that we appreciate and respect. I fucking love new album of Akhlys as well as Chaos Invocation’s latest one. I am really looking forward to see both of them hitting the stage tonight.

 

If I am not mistaken it is not your first tour as Fides Inversa. I recall that you played your last tour with Horna and Tortorum  like 6-7 years ago. In the meantime you have also played some single gigs and some festivals. Is playing single shows more preferable by you in terms of expressing the music of Fides Inversa than during tours?

 

Void A.D. : As far as I am concerned it does not make a difference. You have to bare in mind that this is the first day of a tour for us. This is the new cycle for Fides Inversa since Wraath is a permanent vocalist now and also we have new bass player, guitarist and drummer.

 

Wraath: Before I joined Fides Inversa as a permanent vocalist the band had had much different line-up and because of that the atmosphere had been much different so it’s too early for me to give any certain answer at this point.

 

So Fides Inversa is like a new spirit, a new monster ?

Wraath: Yeah, even a new chapter.


As years have passed you have recruited Wraath as full time member to spread the venom. Now your congregation consists of members not only from Italy but Norway and France making it an international band. Can you lift the veil and tell us why u chose the aforementioned people to fill in your ranks? Was it because they are friends or there is something more in the connection that you share?

Wraath: The choice had been made from both reasons that you have mentioned. We had chosen friends who have the right spirit and after we had a meeting with them everything was settled. These people were certain that they want to do something together under the banner of Fides Inversa.When you compare music from the past albums you will hear that the music has evolved a little bit. I was asked if I could sing in a whole album and of course I was eager to do it. When it comes for the old members they said that they won’t have time for this tour. It’s kind of good because Fides Inversa and Darvaza are not the same band even though they shared very similar line-up. I think that this was healthy change for both bands.

 

Void A.D. : In the beginning when we were looking for the suitable people we didn’t look around us because we were concerned about the fact that these people were busy with their own stuff. But in the end the guys from Vortex of End toured with Wraath on Darvaza’s tour in 2019 so we all knew each other and we have also shared the stage few times so far. They are super cool and dedicated guys. Same with Nathas who is playing bass in Ritual Death and who is the vocalist and main composer in Funeral Harvest. At some point we found ourselves that Darvaza and Fides Inversa were basically the same band where people are only changing instruments except for me because I was only involved in Fides Inversa.

 

How have you guys managed to prepare for this tour? Have you been practicing the stuff individually or have you done a rehearsal with a full line-up?

 

Wraath: Before “Historia Nocturna” everyone of us had practiced the stuff individually but for this tour we needed at least two rehearsals with this new band line-up to feel each other. Our first rehearsal was done during summer holidays when I went for a cycle raid around Europe.We booked a practice room for a whole day and played the rehearsal there. Everything there turned out very natural. Few days before the tour when we were in Berlin we spent 2 days in a rented rehearsal room drinking and practicing really intense. The rehearsals were fucking wild: running around, falling down, getting crazy just like this music is supposed to be played.


Void A.D. : We had a pretty successful rehearsal time. For me the most important is to create the bond between the people in the band, otherwise it’ s just playing with musicians who don’t feel it and that would not capture the essence of our music from “Historia Nocturna”. Of course you can have actors on stage but we don’t need actors. We need real people who feel this music. “Historia Nocturna” is a violent and atmospheric record. I can’t deny that during composing process my intention was to play this music during live shows.

 

Wraath: I don’t think that it would work if we had “hired” musicians that maybe even play very well but they don’t have the appropriate spirit and they are not able to create any bond with us .This would not be Fides Inversa, there is no way for such compromise from us. I also have to add that Omega’s drums on Fides Inversa’s last album is very unique because it is paying respect to the initial idea of Void A.D. but also giving his own vibes to that. That’s the best drums he has ever recorded in his life.

 

As far as I know it is you Void A.D. who is the brain behind Fides Inversa: you write music, lyrics and create the whole concept for everything. Now that the new people have joined your committee do you plan to let this fresh blood have any impact for the process of music creation and other related things in FI?

 

Void. A.D. : We will see after the tour. I was always opened to any sort of contamination, influence. Guys know the riffs, they know how I write them. Maybe conceptually it is more difficult because all the concepts of the album start from my personal spiritual vision and I would be more jealous because I  would still like to at least give some directions. When I gave the lyrics to Wraath’s hands I was 100 % sure he will understand them. When I wrote “The Visit” song on last album I told him the whole story, whole concept, all the poetical forms that have been implemented. It’s basically  about this erotic demonic encounter with a sort of succubus during the state between dream and awakening. I had this blowjob from the faceless woman and this flaming red haired being appeared at the side of my bed giving me the very warm sensation inside of my heart.When Wraath got the lyrics and listened to the whole story he instantly understood that there is something more to be add when it came for his vocal performance in that track. You need this kind of approach , you need to be involved into it otherwise it’s just acting and we are not. We are 100 % serious about what we do. Call it Black Metal or however you want but this is our way of lifestyle, our way of thinking. You need to be true to yourself, otherwise you suck. There is no way out.

 

I was going to ask you if you would be working on something new with the actual line-up but since you have already mentioned something…

 

Void.A.D. : Yeah, actually we will see. If the other guitarist brings some riffs and they are nice then why not, absolutely! I already have some material for the next release and I think this time I would really love to work as 100 % band: to play rehearsals and play these songs together, go to the studio and that everybody records his own instrument. It would be the first time that everyone would record their own parts. We also opened up the Fides Inversa family years ago. We asked WTC guy [Sven] to play bass on our last two records. He is a fantastic musician and great friend. He is supporting us 100 %, we really enjoyed the work with Sven on these materials. For the past years Fides Inversa was more of a collective but now I see it as band.

 

Wraath: Since you are already working on a new material I think something is going to happen with this sooner or later…unless we all die on this tour.(laugh)

 

Let’s concentrate on your music sphere now. Since the very beginning Fides Inversa has managed to capture something that many nowadays Black Metal bands lack of and are not able to achieve. You have started your own style of playing Black Metal and you consequently follow this path since your debut album till your last offering “Historia Nocturna”.  Even though the releases have different mixing/mastering etc. it still has that essence that is hearable from music that is written by the same persona. How are you able to achieve this?

 

Void A.D. : I am not able to talk about it in rational way. All is done in personal way. Every time I record riffs or basic ideas I don’t know what’s gonna happen. Sometimes I don’t even know how this creative process happens. I believe that there is this magic process behind the composing itself. Even for some lyrics. For example I wrote some stuff in the past and I had no memories about them. It was like receiving something forgotten from the past. I am really opened about the concept of demonic possession (the receiving concept). The creative process is very magical.

 

So in your opinion the composing process is like jumping into the abyss? You never know what’s going to appear there? Is it what you mean?

Void A.D.: Yeah exactly, it’s like jumping into the darkness with some conscience of darkness itself like what’s your aim and what you’re doing. I have some ideas when I start recordings. When it comes for “Historia Nocturna” I had the idea that he whole album had to be presented on stage. It had to be dark and violent and it came out exactly as I wanted it to be. It sounds the same way when we are playing it together.

 

What does “Fides Inversa” name mean to you? Does the meaning of the name evolve with every release that you create?

 

Wraath: For me it’s honestly a new face, a new band but I guess it’s more appropriate question to him [Void A.D] because he is the main composer and the Fides Inversa. It’s his vision for all of that which has been changing through all these years. As you grow you change.

 

Void A.D. : I started this band being 16 year old teenager and from that time almost 20 years have passed so I definitely changed in Fides Inversa and also because I have met him [Wraath]. He has changed me as person as well as Fides Inversa. Now that we are building this band together we are putting much more effort to it as a team and because of that the concept of Fides Inversa is much more flexible. It has always had its own dark, spiritual,deep satanic essence. I am very curious to see what happens in next steps for this entity.

 

How lyrics of Fides Inversa are being born? Do you take inspirations only from your spiritual experience or there is something more that you would like to mention in this materia?

Void A.D. : I live my life in 100 % spiritual way. Any kind of event from it can be seen by me as an spiritual omen and experience and anything can be a good material both for the lyrics and the music. I also practice some sort of magic and sorcery which is also a part of that. That gives me lots of fire in that sphere.

 

In the last few years it is visible that more and more bands aim to describe their music as : “occult black metal”, “satanic black metal”, “luciferian black metal”. It is not a secret that many times such categorizing is used mainly for promotional purposes to create certain evil image. Bands overusing sigils to represent their music and other symbols that are many times not connected to the ones who decide to use them as a representation of their music, art. What is your opinion about this kind of stuff? Don’t you think that this kind of behavior is in some way shamein this music?

 

Wraath: I don’t give a fuck about this kind of people. I don’t; have time for it. Fuck them. There is Black Metal that is for people who don’t listen to Black Metal and for those who LISTEN TO BLACK METAL. I don’t care for such people. On the other hand I understand that labels have to present their releases and it’s normal they use such terms to inform potential listeners, media etc.

 

What are your thoughts on nowadays Black Metal scene? Do you have any particular bands in mind that in your opinion are the honest ones about their music, ideology and being consequent in what they do and represent?

Void. A.D.: The example of such band is your Polish Mgła. They never needed any sort of political, economic or social bullshit. They always did what they were supposed to do from the very beginning. When it comes for the ideology you have Watain. They are one of the bands who had changed black metal around them and not theirselves. They were always faithful to the core and black metal principals. It’s them that change the world, not the opposite. There is nothing more pure in Black Metal than that.

Wraath: Definitely Watain since what they do is done without any compromise. Apart from that there are many other really good bands that you can find in Black Metal but you can find them on your own.

 

What is important for you when it comes for the process of creating the music of Fides Inversa? Is it that evil, darkness, satanism or is it something different?

 

Wraath: Interesting part for all of Fides Inversa is his [Void A.D.’s] spiritual journey and all that he does in that journey. That is the core and the essence for this band. That is the satanic mindset. I am honored to sing his words and put my impact on them.

Void. A.D. : I would not use any term like “evil”. For me there is no morality and both “evil” and “good” are terms I don’t tend to use at all. There is no Right Hand Path nor Left Hand Path since these are the concepts to scare people and to change somebody to certain type of the ideology. If you are attracted since your young age to any dark forces, nights spirits just call them how you want, how you wish. There is no good and evil in darkness.

 

Allright, that would be all! Thank you very much for this experience!

 

You can witness Fides Inversa on their Diabolic Liminal Congress EvroTovr with Akhlys (USA) and Chaos Invocattion (GER). If you still hesitate to see them playing live then I can tell you that it’s fucking worth it. Pure fire and madness on stage. Same with Akhlys and Chaos Invocation. This is one of these tours on which every band deliversa top notch performance.

                                                                 

-Selvhat-



SZNUR

Sznur… Black metal? Muzycznie jak najbardziej. Z tym, że zagrany po swojemu. Prezentacja wizualna? No tu też chłopaki znaleźli sposób na siebie. Dość kontrowersyjny i wzbudzający sprzeczne emocje. Wolno im? Wolno. A jako że mi się ten twór z Wałbrzycha jak najbardziej pod każdym względem podoba, nie omieszkałem zadać im kilku pytań przy okazji jednej z poprzednich edycji bydgoskiego The Last Words of Death.


j: Zacznijmy od Sznura. Skąd wam się w głowie wzięła akurat taka nazwa?

Seth: Wiesz co, generalnie zawsze miałem w głowie takie powiedzenie „Dzień Sznura” na jakimś tęgim kacu, kiedy masz już wszystkiego dosyć i przychodzi dzień sznura… Kiedy ta nazwa powstała to w głowie miałem trochę kiepsko ogólnie rzecz biorąc. No i „Zawieszony sznur” Kata…

Hatzamoth: A nie obawiałeś się drwin z kierunku co niektórych? Bo tych polskich nazw ostatnio pojawiło się dość sporo… Srogość, Gołoledź…

S: Nieeee. Pełna zgoda, ale dla mnie to słowo nie jest obciachowe w żaden sposób, miałem wrażenie, że to jednak nieźle brzmi. Może trochę przerąbane jest patrząc w stronę angielskojęzyczną, ale po polsku uważam, że jest OK.

j: Wcześniej grałeś w Moontower. Traktujesz Sznura jako kontynuację swoich muzycznych wizji?

S: Nie, generalnie Moontower to stara historia i zamknięty rozdział. W międzyczasie miałem taki okres, że sprzedałem gitarę, nie grałem w ogóle. Ale po jakimś czasie poukładałem sobie wszystko w głowie i wróciłem do muzykowania. Miałem zawsze ambicje, by samemu od początku do końca nagrać płytę. No i jakoś się to dalej potoczyło…

j: No tak, i na początku to był faktycznie solowy projekt, a potem zrobiło się z tego trio. Co na to wpłynęło?

S: Najpierw duo. Z ZerO znamy się praktycznie od podstawówki. Pewnego razu spotkaliśmy się na festiwalu, następnie w klubie walki, uprawialiśmy razem sporty…

ZerO: …ale o tym nie będziemy opowiadać, bo wszyscy lubią o tym pierdolić. Wiesz,  „Trenuję „teeego”, umiemy się bić, nie podchodź”…

j: No znam takiego muzyka, który bardzo lubi opowiadać o tym jakie trenuje rzeczy i jak się bije…

Z: Nie, to może pan redaktor to wymaże i powiemy, że spotkaliśmy się na lekcjach baletu… Tańczyliśmy wspólnie Jezioro Łabędzie.

j: Za redaktora masz zaraz w ryj.

S: Nie, no wracając… Na drugą płytę miałem w zasadzie też wszystko nagrane, perkusja była gotowa, ścieżki gitar, i kiedy siadłem do tekstów dopadła mnie pustka. Pisałem jakieś bzdury bez sensu. Pomyślałem zatem, żeby zwerbować ZerO. Na początku kręcił nosem…

Z: Dlatego, że od początku mówiłem, że ja nie jestem stricte blackmetalowcem. Jak posłuchałem pierwszego Sznura, to zauważyłem, że to jest inne, ale nie wiedziałem w jakim kierunku z tym pójść. Bo jak mamy śpiewać o gałęziach, krzakach czy lesie, to ja nie będę udawał, bo nie chodzę do lasu. Może i lubię las, ale las nie lubi mnie i niech tak zostanie. Nie chciałem robić z siebie nagle wojownika ciemności, więc dogadaliśmy się, że dostanę wolną rękę. No i poszliśmy po bandzie, zrobiliśmy co nam się podoba.



j: Poza wkładem tekstowym ze strony ZerO, po dołączeniu nowych muzyków coś się zmieniło, czy muzyka to nadal wyłącznie twoja broszka?

S: Muzykę nadal robię sam. Aranżuję nawet partie perkusji. Psycho co prawda dodaje od siebie różne smaczki i odgrywa po swojemu, ale układam mu na początku te podstawowe partie. Natomiast właśnie to co dodaje od siebie stanowi ogromny wkład, cała dynamika grania się w zasadzie zmieniła. Natomiast teraz pomału zaczyna to wyglądać tak, że ja przychodzę z riffami i daję chłopakom okazję się wykazać. Nie narzucam nic na siłę, bo kilka razy przekonali mnie do rzeczy, których na początku nie byłem pewny, które bym zrobił inaczej, ale z dystansu uważam, że wyszło dobrze.

j: Debiut wydaliście dla Hell Is Here Production, drugą płytę już własnym sumptem. Nie było chęci kontynuacji współpracy?

S: To była nasza decyzja. To, że ta pierwsza płyta w ogóle została przez nich wydana, to był przypadek. Na zasadzie, że ją nagrałem, dałem komuś do posłuchania, trafiło to do Roberta, który zadzwonił do mnie z pytaniem, czy chcę, żeby to wydał. Dla mnie to był opad kopary, bo miałem kilka lat w tył z muzyką, nagrałem sobie coś w domu,  a tu nagle gość chce to wydać. No ale specyfika pracy Roberta jest taka, że tam nie było żadnej promocji, płyta została wypuszczona i tyle.

Z: Zresztą nie jestem pewny, czy teraz Sznur w ogóle by mu pasował ideologicznie.

j: Wiem, że Grzesiek (Godz ov War. Przyp. –j.) był wami zainteresowany już po wysłuchaniu „Zabić Się Będąc Martwym”. Natomiast kto poczynił pierwszy krok, wy mu posłaliście nowy materiał, czy sam się zgłosił?

Z: My wysłaliśmy, bo nie będę ukrywał, że celowaliśmy w Grześka. Nie chcieliśmy być w wytwórni stricte blackmetalowej, żeby też oni się źle nie czuli z nami. W Godz ov War jest z kolei taki rozbryzg artystyczny, zawsze to powtarzam, że nie wiem, czy giniemy w tłumie, ale jest nam tam dobrze. Nikt się nie czepia, nie ma problemu, jest OK.

S: Ja mu wcześniej wysłałem drugi materiał na wymianę i gdzieś tam mu wspomniałem, że nagrywamy nowe i będziemy szukać wydawcy. I już wtedy delikatne zainteresowanie z jego strony było.

j: Skąd z kolei wziął się wam w głowie pomysł na image, z tymi kapturami, jakieś krawaty… Bo to tak trochę zajeżdża hipsterstwem.

Z: Może tak, ale nie o to chodziło, bo ja do dziś tak naprawdę nie wiem, kto to jest hipster. Ale nieważne. Wiesz, my nie chcieliśmy wyjść na scenę tak jak wyglądamy, no spójrz na nas. Gdybyśmy tak wyszli, to dopiero byśmy zginęli w tłumie. Chcieliśmy się trochę pobawić tą formą, niby metalową. Nie chcieliśmy być nijacy, jak mamy coś robić, to bawmy się tym, stwórzmy sobie jakiś protokół. Mnie na przykład zainspirowały egzekucje zbrodniarzy wojennych po Drugiej Wojnie Światowej. Miasta rozpierdolone, rozjebane obozy… Tych gości mogli przecież wziąć do piwnicy, zajebać łopatą czy kawałkiem kamienia, zakopać i nikt by o tym nie wiedział. Tam był jednak protokół. Gościu w damskich spodniach, frak… Zawsze była maska czy kaptur, posiedzenia, ludzie przychodzili na procesy, była dokumentacja. Pomyślałem, że fajnie jak byśmy właśnie coś takiego zrobili, swój własny strój, protokół do kontaktu z ludźmi, z publicznością.

j: Nie bałeś się, że to niektórych może śmieszyć?

Z: Trochę tak, ale to może właśnie było też nieco zaczepne. Nie na zasadzie, że robimy Sznura żeby prowokować trve, żeby jakieś wojny były… Powiedziałem, zróbmy to po naszemu i postaramy się to obronić poprzez naszą muzykę i na scenie, i albo ktoś to łyknie albo nie, po prostu.

S: Na całym świecie, w Polsce też, jest tak, że jak powstaje nowa kapela i wychodzą do ludzi z czymś nowym, to zawsze podśmiechujki gdzieś tam będą, na zasadzie „Patrz, jakie mają głupie czapki”. No ale możesz znów najebać tych ćwieków, naboi, pomalować sobie mordę, tylko że to nie my…

Z: Z drugiej strony nawet gdybyśmy jednak wyszli tak jak jesteśmy, to też by było nasze, bo tak wyglądamy, nikogo nie udajemy, robimy muzykę. Ale chcemy się bawić, robić coś, czym sami się jaraliśmy jako młodzi ludzie oglądając inne kapele.

j: No dobra, image niektórych śmieszy, innych szokuje, ale kolejnym mocno szokującym chwytem jest intro na „Dom Człowieka” z mikrofalówką… Niektórzy mogą się zastanawiać, czy wy się czasem nie leczycie psychiatrycznie.

Z: Z podgrzewaniem jedzenia noworodkowi… Czy się leczymy? Ja nie, jako jedyny się nie leczę, pomysłodawca tego właśnie haha! Wiesz, to intro to miał być taki obraz naszego całego społeczeństwa, dorastającego za szybko, bez żadnych wartości, jak żarcie z mikrofali. Wiesz, tak jak u nas jest, choć nie chcę też mówić, że Wałbrzych jest jedynym wyznacznikiem, że Wasyl, bo o tym piszemy… Takie rzeczy się dzieją w całej Polsce, Wałbrzych jest tylko kropką na mapie. Chcieliśmy to jakoś mocno dać do zrozumienia, bo czasem trzeba po prostu użyć młotka. A dziecko w mikrofalówce chyba na każdym robi wrażenie. Tak? Nie wiem…

j: No to teraz bezpośrednio, gracie black metal, czy się odcinacie od tego nurtu?

S: Ja czuję, że tak. To nie jest ten black metal, który był w połowie lat dziewięćdziesiątych na Dolnym Śląsku, choć muzycznie to może i tym okresem śmierdzi, nawet mocno. A że image… Mnie to jebie, możecie nazwać to black metalem, punk metalem, czymkolwiek. Ja z tym nie mam problemu. Natomiast uważam, że Sznur jest zespołem blackmetalowym.


j: Pytam z tego powodu, że black metal zazwyczaj łączony jest jednak z Szatanem czy okultyzmem, w waszej muzyce tego nie ma.

S: No nie ma i nie będzie. Ja jestem ateistą, nie uznaję boga, Szatana czy innych sił nadprzyrodzonych. Stąpam twardo po ziemi.

j: Odnośnie braku Szatana, ostatnio pojawiło się takie pojęcia jak miejski black metal. Jak się zapatrujecie na takie określenie?

Z: Na pewno nie było to zamierzone, że chcieliśmy się wciąć w ten nurt miejskiego black metalu. Ja ci powiem jak osobiście definiuję black metal i może to będzie dopowiedź na pytanie. Dla mnie ten gatunek, jak to było kiedyś, jest walką z totalnym mainstreamem. Czy to będzie kościół, czy inne rzeczy które nas otaczają typu polityka czy inny syf. To muzyka buntu.

j: To przeciwko czemu się buntujecie w muzyce?

S: Przeciwko ludziom. Bo mnie wkurwiają haha!

Z: Może nie tylko przeciwko ludziom, ale różnym postawom, przeciwko temu, do czego to wszystko doprowadza. Ta bezmyślność w dążeniu ludzi do samozagłady, i to taka ślepa, to jest jakaś masakra. Ja już nie chcę pierdolić o tym, że wszyscy siedzą wyłącznie w Internecie, Facebook, telefony, inne gówna… No takie czasu. Ale chyba każdy muzyk blackmetalowy ma w sobie jakiś bunt przeciwno tej rzeczywistości, która obecnie jest nie do zniesienia. Możesz przed tym uciekać, możesz z tym walczyć, może ktoś coś zrozumie? Wyrzygujesz to wkurwienie. Może to jest forma autoterapii.

j: Spotkaliście się już z heheszkami czy hejtem w kierunku Sznura? Bo jak nie, to znaczy, że chyba jeszcze jesteście za mało znani. Piję do tego, że na przykład taka Gruzja, niby są wyśmiewani ale też niesamowicie dużo osób łyka ich wersję muzyki.

Z: Wiesz co, było kilka akcji, jakieś głupie komentarze się zdarzyły, ale to głownie na początku. Że kolejni płaczący hipsterzy, ktoś tam się dojebał że Seth jest kucem haha! Większość tych komentarzy pisanych była przez ludzi, których nie było jeszcze na świecie, kiedy, użyję celowo nazwy tej kapeli – Korn, nagrywali pierwszą płytę. A pouczali nas na temat black metalu, więc to śmieszne jest przecież. Kilka osób się też na nas poobrażało jak zaczęliśmy grać właśnie z Gruzją, ale ogólnie nie było tak źle.

S: Jesteśmy przygotowani na więcej. Choć wydaje mi się, że się po prostu wybroniliśmy.

Z: My jesteśmy tacy, że w  zasadzie da się nas z każdym zestawić, elastyczni. Choć nie jest to celowe. Wiesz, możemy zagrać i z Gruzją i z Jarunem i z Infernal War.

j: Jakie waszym zdaniem są wasze główne inspiracje. Bo wiadomo, że co innego usłyszę ja a co innego możecie powiedzieć wy. Na ile te inspiracje są świadome?

S: U mnie chyba wyraźnie słychać, że jest to Norwegia, druga fala. Nie ma chyba sensu wymieniać konkretnych nazw, ale czasem się łapię na tym, że coś gram i za chwilę myślę „Kurwa, ja to już gdzieś słyszałem” haha! Dlatego staram się kombinować, dodawać od siebie jakieś dziwne patenty, nawet bluesowe, bo taki smaczki pewnie gdzieś tam znajdziesz. Nie ma ich może dużo, bo fundamentem jest black, ale nie chcę sobie muzycznie stawiać żadnych barier. Jak za dwa lata będę chciał grać industrial, to zagram industrial.

j: Norwegia i druga fala, czyli poza muzyką myślimy „płonące kościoły”. Myślicie, że takie akcje są w obecnych czasach do powtórzenia?

Z: Mówiąc w sferze fantazji, myślę, że u nas w kraju by to miało sens. Może taki ruch by pobudził w ludziach mocniejszą formę sprzeciwu wobec tego, co się obecnie dzieje. Tylko że to już nie jest tak łatwe do zrealizowania jak trzydzieści lat temu hahaha! Monitoring, te rzecz, na Allegro można sprawdzić kto zamawiał karnistry z benzyną haha!

S: Ja myślę, że dziś by to nie miało sensu. Nie wiem, czy wtedy to też miało sens. Chłopacy chcieli po prostu zrobić rozpierduchę i poszli akurat w takim kierunku, ale to było trzydzieści lat temu. Dziś jesteśmy gdzie indziej.

j: A myślicie, że gdyby nie ówczesne wydarzenia, to black metal stałby się taki popularny? Bo po tamtych wydarzeniach stał się gatunkiem rozpoznawalnym. Niestety skręcił też w złym kierunku, jakichś symfonii, damskich śpiewów… To mi wyglądało jak jakieś śmieszne zadośćuczynienie, próba przedstawienia black metalu w bardziej ludzkiej, oswojonej formie. Czy to nadal black metal? Bo dla mnie black metal to wczesny Darkthrone, wczesny Mayhem…

Z: Masz rację! Nie chcę tu zgrywać jakiegoś ortodoksa, ale taki rdzenny black metal, taki który ja łykam, który był wiarygodny i prawdziwy to właśnie Mayhem, Darkthrone, Burzum… Palenie, zabijanie, to wszystko było prawdziwe, nie udawane.  Dla mnie wówczas, jako dzieciaka, to było mega atrakcyjne, mega dziwne… Wtedy jeszcze nie było Internetu, więc jak dorwałem te wszystkie ziny, czy Thrash’em All, zobaczyłem jak oni się wszyscy malowali, potem się zabijali, to to było naprawdę mocne pierdolnięcie. Następnie faktycznie, gatunek stał się bardziej popularny i zaczęto go rozwadniać. Klawisze, dziewczynki, tak jak mówisz…

S: Ja uważam, że to co ci ludzie zrobili w latach dziewięćdziesiątych, to była dobra baza, niepodważalny fundament, jednocześnie dający szerokie pole manewru. Nawet to, co ci ludzie robią dzisiaj… Ihsahn gra covery A-HA, to muzycznie nadal jest dobre.

Z: Oni z czasem wyewoluowali (to słowo ZerO starał się wymówić pięć razy, w końcu się udało hahaha! Przyp. –j.) w takich stuprocentowych muzyków.

j: No dobra, mówisz o coverach A-HA, ale zobacz też jak Emperor gra teraz koncerty. Ubrani w ładne ciuszki, już od dawna bez makijaży, wyobrażasz sobie gdyby oni tak wyszli na scenę wtedy, w latach eksplozji tego gatunku? Zaraz by ich Grisza też zaciukał.

S: No raczej nie. Jednak potrzebna była ta cała otoczka. Black metal bez tej otoczki jednak wtedy chyba by się nie sprzedał (No właśnie, kurwa! Przyp. –j.).

Z: Wszystko musi mieć jakiś swój pierwszy bodziec. Oni wtedy zrobili co zrobili, świat to kupił, choć nie wiem czy to akurat dobre słowo. Ale to pykło, poszło, choć ta kula, która była na początku robiła się z czasem coraz mniejsza… Aż ostatecznie się rozpierdoliła.


j: ZerO, teraz piję do ciebie, dosłownie i w przenośni. Skąd czerpiesz inspiracje na teksty? Zdrowe to one nie są.

Z: Ja mam dojście bezpośrednio do ludzi, bo pracuję w Administracji Domów Mieszkalnych. Nie że naruszam prywatność ludzi, ale mam taką przepustkę, że mogę wchodzić im do chaty, zobaczyć jak mieszkają, widzę co oni robią. I to jest, kurwa, gorsze niż Szatan, najgorsze horrory klasy D, i to chyba, kurwa, razem wszystko wzięte. To, jacy my jesteśmy tak naprawdę, zamknięci w domach, to co wyczyniamy za swoimi drzwiami, to jest nie do opisania. Więc moje teksty wychodzą ze mnie naturalnie, bo wiem jacy są ludzie, wiem co tam się u nich dzieje, to ma wpływ praktycznie na wszystko co robię, dlatego zaczynam o tym pisać.

j: Kiedyś w jakiejś naszej prywatnej rozmowie wspominałeś, że Wałbrzych to stan umysłu. Ale myślisz, że Wałbrzych faktycznie jest tak inny od pozostałych miast w Polsce?

Z: Nie, nie. Wałbrzych jest specyficzny, ale tak samo jak wiele innych pokopalnianych miast ma podobny klimat. W Wałbrzychu najpierw była totalna degradacja, padły te kopalnie, ludzie zaczęli chlać, w każdej bramie chlało po piętnaście osób. Byłem światkiem takich historii, że nie wiem czy dałbym radę to ogarnąć, gdybym to chciał sfilmować czy o tym opowiedzieć.

S: Trzeba też mieć na uwadze, że rejon Wałbrzycha to w większości ludność, która została przesiedlona po Drugiej Wojnie Światowej. Bardzo dużo ludzi ze wschodu, część z Warszawy, sporo osób z Francji. Jak te kopalnie jebły, to ludzie stracili pracę, zaczęli kopać ten węgiel z ziemi…

Z: To jest masakra! Ja z racji wykonywanego zawodu wchodziłem czasem do tych biedaszybów, patrzyłem jak to się dzieje, to było niewyobrażalne, jak kopalnie diamentów w krajach afrykańskich. Mimo to ja bym Wałbrzycha ani nie demonizował ani nie robił z tego żadnej atrakcji metalowo – turystycznej. To miasto najpierw było rozpierdolone, potem dali ludziom trochę pieniędzy, trochę wolności, a teraz znów wszystko jest zbetonowane i na dobrą strawę cała nasza alternatywa, alternatywne knajpy czy miejsca w których mogliby się spotykać ludzie z zespołów jak my, to wszystko zostało zabetonowane.

j: Jak wyglądają prace nad nowym materiałem? Coś się rusza?

Z: Rusza. Z siedemdziesiąt procent, można powiedzieć, że jest gotowe.

S: Teraz trochę koncertujemy, co też nas czasowo angażuje, ale staramy się łączyć granie prób typowo pod koncerty z równoległym tworzeniem nowego materiału. Dużo już nie brakuje, ale trzeba to trochę dopieścić. Chcemy wejść do studia na jesień, może wcześniej jak się uda.

j: I co, znów Godz ov War?

S: Mamy nadzieję, że tak.

Z: Dobrze nam tu. Zresztą sam wiesz jakie rzeczy wydaje Greg. Dla nas jest to poziom wyższy niż wystarczający hahaha!

j: Wspomnieliście o koncertach. No ostatnio coś tam pograliście, to opowiadajcie, jak was ludzie przyjmują?

 Z: No sam dziś to ocenisz haha! Robimy rozpierduchę jak się da, na pewno zwracamy na siebie uwagę haha!

S: Ja nie jestem jakimś zwierzęciem scenicznym, jestem introwertykiem. Te koncerty sporo mnie kosztują ale ZerO nadrabia. Myślę, że odbiór jest powyżej moich oczekiwań.

Z: Ostatnio graliśmy w Warszawie, to chyba wymknęło mi się wszystko spod kontroli. Pod sceną było naprawdę ostro.

Hatzamoth: A planujecie jakąś ekspansję za granicę?

Z: Nie wiem czy to ma sens. Jednak naszym silnym punktem są te teksty, taka polskość. Nie wiem czy byśmy zostali dobrze odebrani gdzieś za granicą.

j: No a’propos, bo to pytanie mi gdzieś tam w środku umknęło… Dlaczego po polsku a nie po angielsku?

Z: Bo nie znamy dobrze angielskiego. Ja tego nienawidzę, jak ktoś dobrze nie zna angielskiego a śpiewa w tym języku, czasem nie wie o czym śpiewa, nie umie pisać. Więc ja nie będę udawał, że coś potrafię skoro tak nie jest. Coś tam dukam, wiesz, dogadam się, ale to tyle.  Ale żeby śpiewać w tym języku, to trzeba bardzo dobrze język znać. Ja jako wokalista chcę w pełni rozumieć i czuć to co śpiewam.

j: Czasem tak do końca to swoje teksty rozumie chyba tylko twórca, jak choćby w Furii, której Seth ma na sobie bluzę haha! Przy okazji, twórczość tego zespołu i jego podobnym postrzegacie jak hipsterstwo czy poprawną ewolucję?

Z: Ja to traktuję jako pójście nieco pod prąd, w trochę inną ścieżkę. Zobacz, że to co oni robią to nie jest muzyka do radia czy na listę metalową poczytnego magazynu. Ja podejrzewam, że to się nie sprzedało tak dobrze jak poprzednie płyty. Myślę, że oni są na takim momencie, że mogą sobie pozwolić na tego typu eksperymenty, chcą i mają takie możliwości. I OK., albo to kupujesz albo nie. Gdyby nagle pojawiły się chórki czy dziesięć teledysków, to powiedziałbym, że to rozwadnianie. Mieliśmy okazję ich poznać, więc ja wierzę w to co robią, to są ludzie autentyczni. Nie mówię, że mi się to jakoś wybitnie podoba, ale chcieli coś zrobić, mieli w tym jakiś cel i im się to udało.

S: Furia jest ewenementem. Nie musza się ograniczać w zasadzie niczym. Mają możliwości, umiejętności i pomysł. Tam są prawdziwe emocje, i to słychać.

j: Dobra, to zbieramy manatki i idziemy po browar.

S/Z: Dzięki.

- jesusatan






Spain is not a country famous for melodic black metal. Therefore the debut EP from Vacio was a big, positive surprise to me. Seems the duo has some idea for their music, so check „Et Destituta Mortis“, out now via Morbid Shrine Productions, and read what the guys have to say.


Vacio is a new band in the black metal scene. So tell me in what circumstances did you start it? What was its greatest inspiration.


L77: Yes, we are a new band, formed in 2019. The creation of the band arise in the most natural way possible, simply the fact of wanting to create a dark music and a lyrical concept according to our way of seeing Black Metal.


The band consists of two people: A.84 and L.77. I'm guessing that these pseudonyms indicate your name and age. Am I correct?


L77. They are just two names, I don't think it matters much to the person who can listen to our music who we are or what our names mean. What is relevant is the music and the lyrics and not the rest. But if you are interested, tell you that my real name don ́t begin with L.


Haven't you thought about expanding your lineup? You couldn't find the right musicians, or you prefer working as a duo?


L77. We prefer to be a duo, we know more musicians and we have even received offers to play with us that we have declined. The two of us have known each other for many years and we prefer to work alone in this case. We have the same vision of what we want and what we do not want and that way we move on the right path as a duo.


Did you play in any other bands before you found Vacio or is it your debut ?


L77. Personally, I have been playing in Extreme Metal bands (styles like Black, Pagan, Death, Doom ...) since 1998 and recorded a lot of material with them (more than 20 editions). In some bands I continue to this day and others bands have ceased to exist over the years.


Vacio means Void. What kind of void did you mean when you named your band with it?


L77. Vacio (void) is everything and nothing. In my vision it means several things, from the Void that is born inside some people and the desolate Void that surrounds us invisibly.



Do you both make music for the band?


L77. The music in its entirety is created by A84. I can tell you about an idea, a change in the composition or tell you some guidelines to follow. We have the same vision of what we want to create and say in Vacio.


Do you even rehearse? If not, how do you refine the final shape of your compositions?


A84: No we don´t. First we talk about how it will be the songs wanna make( lyrics, melodies etc…), after that I start to compose some riffs and from that, some make structures for the songs, then I send the demo versions to L77, we agree on which parts to change, which will be longer or shorter to fit the vocals Then I send it to session drummer D.M. from Gaerea, he understood from begining what we wanna make, adding another feeling for the music, and from that I change or add new tunes, until I´m satisfied. We have “Hilarious Cosmic Connection” that give us the feeling we wanna portray to the songs.


You play a melodic version of black metal. You've probably heard comparisons to Sacramentum or even Dissection. Did these bands actually influence you to some extent?


A84: I listen this bands since I´m 16, so I think in some way they are also part of the tunes I create. Anyway we try to shape our vision of black metal, regardless the kind of bands we listen.


Where do you think is the limit beyond which black metal becomes too sweet and basically contradicts the idea of the genre? So far you have managed to balance perfectly between aggression and melody.


L77. For Vacio we play Melodic Black Metal, everyone who plays what they want, we don't care about that. We listen to different subgenres of Black Metal, such as DSBM to Orthodox Black Metal, through Post Black, Black Death, Pagan Black ... That is, there are many genres of Black Metal, more symphonic, more raw, more experimental. .. For us the melody without overdoing it, in the case of Vacio, is how we want to sound in conjunction with a dark atmosphere.


In your opinion, are the lyrics as important as the music, or are they just a necessary addition?


L77. In my case, I think they must have the same relevance as the music, it is a whole, a conjunction that creates the perfect atmosphere that surrounds the listener. As a listener I like to read the lyrics in the booklet of the albums that I buy, whether they are more direct, more poetic, more metaphorical ... but that they have something to say with meaning and that the

group /composer believes in them (obviously here I am not referring to fantastic topics, but to that if a group talks about occultism, depression, paganism, negativity, nature ... it is something real for them).



What inspires you the most to create both, music and lyrics?


A84: It comes always when I´m tracking new material. I´m inspired by the moment, but mountains and dark days help too much, this process sometimes take a lot of time and sometimes not. It´s hard and long way until a song is finished.


L77: When writing lyrics, in this case for Void, I am inspired by my own darkness, my inner and outer emptiness. Being in contact with nature also inspires me deeply. Loneliness. The night. Rituals My own vision of the Occult and experiences.


How long did it take you to register EDM? Did you do everything DIY?


A84: Between demos, recordings, mixing, mastering it was around 9 months. Everything start in pandemic days, until christmas where the master was finished. We did all music and lirycs, drums was recorded by D.M in his reharsal place, and send it to me. I record all guitars, bass, and vocals, also I mix and master. The art work is from Misanthropic Art, and then Morbid Shrine Productions do all CD.


I am asking because the sound of this EP is clean, sometimes even too much. At the same time, the drums are quite flat and the bass is hardly audible. What does it comes from? Is it a planned result, lack of time or experience?


A84: This is the presentation who we are and what we make. Every part oft he EP is totally organized, drums are where they need to be, in a layer where the melody carries a essential meaning and get sense, the bass is layered to boost some frequencies and not to be enterely audible.

The sound is clean because the double guitars need clarity to convey our message.


What is the response to your debut material so far? Do you think that EDM meets the expectations placed in it?


A84: We didn't expect that. We are amazed about how is being the reaction, many messages, from all the world giving us thanks for this EP, and for the good job done.


How important do you think occultism / satanism is in black metal music? Can black metal without the Devil still be called black metal?


L77. It is important in a specific part of Black Metal, but not in the entire spectrum of this music, which has many variants and draws on different concepts such as Nihilism, Decadence, Paganism ... to name a few. Of course!!! Black Metal from the beginning has followed different paths that do not have to do only with Satanism. I give you some examples; Pagan Black Metal, talking about history, roots and past times, the DSBM with its characteristic lyrics about suicide, depression, anti humanity ... Personally, both, God and Satan are concepts created by men themselves to teach the flock. Vacio has nothing to be with Satanism or Luciferanism, Vacio is Occultism, hermeticism, recreating old and almost extinct traditions, the cult of Darkness and Ascension as One, the mysticism of Nature and the Cosmos, the individual path and The Knowledge of the Void.



What album would you call the perfect black metal album?


A84: Dissection Storm of the light bane or Vinterland Welcome my last chapter.


L77. There are many albums that I love but to tell you a couple classic for me, they would be “Storm of the Light's Bane” of Dissection and “Hvis lyset tar oss” Burzum.


Are you already working on new material? When can we expect it? How will it be different to EDM?


A84: Yes we area working in a full lenght album. I hope end of this year we can have finished and mastered everything. We will continue same line as EDM, may be parts more agressive.


Do you think about playing concerts or is Vacio just a studio project?


A84: At the moment we are a studio project, but everything can be possible. If we get the chance, we will see.


What do you hate the most in your life?


L77 The people, most of the people.


A84: When somebody park the car between 2 lines


What gives you the greatest satisfaction?


L77. Things well done. Get something done by putting 100% into it.


A84: When all work is done.


Thanks for your time. Do you want to add something at the end?


Thanks to you for the interview and support. The Void will devour us, it only remains to be part of it and rise or fall!


- jesusatan




SARMAT

Recenzję debiutanckiego krążka Sarmat, autorstwa Hatzamotha, mieliście możliwość przeczytać w tym miejscu kilka tygodni temu. Jako jej uzupełnienie, możecie dziś poczytać, co naopowiadał mi Kobuch, odpowiedzialny w zespole za sprawy gardłowe. Bez zbędnego rozpisywania się zatem, bo wszystko znajdziecie poniżej – zachęcam do lektury.

 


Sarmat, mimo iż to nowa nazwa na krajowym rynku wydawniczym, tworzą w zasadzie starzy wyjadacze. W jakich okolicznościach wasze drogi się zeszły?

Cześć! Rzeczywiście jesteśmy ludźmi z jakimiś tam metrykami uwzględniającymi granie metalowej muzyki w kilku różnych zespołach, to fakt.

Dwaj gitarzyści i współzałożyciele zespołu mieszkali w jednym mieście (Kwidzyn) w momencie, kiedy słowo stawało się ciałem. Był to rok 2018. Krzysztof Kopczeński został przedstawiony Danielowi Szymanowiczowi, zagrało, pojawiła się chemia i już. Ja zostałem niejako wmanewrowany w ten układ w roku 2020, kiedy to Daniel zapytał mnie o chęć współpracy. Z początkowego planu na mój udział w postaci jednorazowego studyjnego strzału nic nie wyszło. Zagrało, zażarło i zostałem pełnoprawnym gardłowym Sarmat.

Skąd u was zainteresowanie bronią masowej zagłady? Bo zarówno nazwa zespołu, jak i tytuł debiutu wyraźnie do niej nawiązują.

Oczywiście, to w prostej linii zapożyczenie od ostatniego krzyku rosyjskiej mody militarnej.

To zainteresowanie pojawiło się przypadkiem, kiedy to Daniel szukał nazwy dla tworzonego zespołu. Zostałem uświadomiony kilka dni temu, że koncepcja nazwy grupy jest jego autorstwa. A odbyło się to, jak to zwykle u niego bywa, podczas porannego posiedzenia na białym koniu, kiedy przeglądał w telefonie wiadomości z portali informacyjnych. Nie wiem, ale on tak jakoś ma z tym jeździectwem po porannej kawie. Jakiś twórczy nastrój go wtedy ogarnia.

Myślisz, że w dzisiejszych czasach rakiety tupu ruskiego potwora stanowią największe zagrożenie dla świata? A co z bronią biologiczną?

Jestem daleki od stopniowania i dawania palmy pierwszeństwa konkretnemu rodzajowi broni masowego rażenia. One wszystkie stanowią potężne zagrożenie dla rodzaju ludzkiego i planety, na której żyjemy. W sumie to jednak po zastosowaniu broni jądrowej zostają całkowite zgliszcza i teren niezdatny do użytku ze względu na promieniowanie radioaktywne. Po zastosowaniu broni biologicznej, o ile agresor byłby w stanie zażegnać ryzyko wystąpienia epidemii (związanej z rozprzestrzenianiem się środka bojowego oraz w późniejszym terminie z rozkładem dużej ilości zwłok przedstawicieli danego gatunku na określonym terytorium), jest szansa na dalsze funkcjonowanie na obszarze oddziaływania tego rodzaju broni po jej zastosowaniu.

Okres zimnej wojny między Stanami a Ruskimi teoretycznie się zakończył. Nie uważasz, że ówczesne "rozbrojenie" to był dla obu stron złoty interes? Przecież chuj wie ile z tych teoretycznie utylizowanych rakietek trafiło w owym czasie do bogatej klienteli.

To temat na dłuższe rozważania. Nie tak dawno widziałem w telewizji informację o pokazówce rosyjskiej marynarki wojennej, której to trzy okręty podwodne dokonały jednoczesnego wynurzenia na terenie Arktyki. Cały show polegał na tym, że wynurzenie nastąpiło poprzez strefę skorupy lodowej (oczywiście o takiej grubości, która pozwalała na bezpieczne przeprowadzenie takiego manewru). Cały filmik ładnie nakręcony, wyraźny, z widokiem na kapitanów łodzi salutujących po wykonaniu manewru na otwartych wieżyczkach (czy jak tam się ta część łodzi podwodnych nazywa). Dlaczego o tym piszę? Bo w komentarzu do materiału filmowego padło stwierdzenie, że status prawny Arktyki nie jest uregulowany, a jest to rejon, na którym występują złoża ropy naftowej. Dopiero globalne ocieplenie i związane z nim topnienie lodowców umożliwiają podjęcie prób dotarcia do tych złóż.

Wiele zagadnień związanych z bieżącymi zbrojeniami Federacji Rosyjskiej (w tym w pociski RS-28 Sarmata) jest obecnych w Internecie pod postacią filmików, programów tworzonych przez pasjonatów tematu – przecież to narzędzia propagandy celowo puszczane do ludzi. A każda akcja wywołuje reakcję, więc siły zbrojne USA, które przez moment zostały w tyle, prawdopodobnie już uruchomiły potężne siły i środki na własne projekty. Spotykanym często w Internecie hasłem jest „Cold War II”. Pytania, sprawy?

A co do procesu rozbrojenia mocarstw i tego, gdzie trafiła część arsenałów, to nie podejmuję się dyskusji. Natomiast należy pamiętać, że, tak samo jak w technologiach kosmicznych, tak samo w technologiach wojskowych upływ czasu ma niebagatelne znaczenie. To, co 30 lat temu było śmiercionośną bronią, dziś jest trudnym do zutylizowania śmieciem. Osobiście martwiłbym się raczej o to, co przed nami.

Bo tylko niewielu wie, co może nas, jako ludzkość, czekać w temacie ogólnoświatowego wyścigu zbrojeń.



Dobra, do brzegu... Według wstępnych planów wasz debiut miał być wypuszczony nakładem niemieckiej Rising Nemesis Records. Co się zatem stało, że się zesrało i byliście zmuszeni wydać to sami?

W sumie nie chce mi się do tego wracać, bo za dużo czasu i nerwów kosztowała nas w zespole „przygoda” z Rising Nemesis Records. Ale w porządku, opowiem, jak się sprawy miały.

Jakieś 13 tygodni po tym, jak miała się rozpocząć przedsprzedaż płyt CD, i jakieś 10 tygodniu po planowanej dacie właściwej premiery m. in. tego formatu wydawniczego albumu „RS-28 podziękowaliśmy właścicielowi firmy za współpracę (oczywiście płyt CD do tego momentu nie było). W odpowiedzi otrzymaliśmy piękna laurkę z przeprosinami i zapytaniem, czy jednak nie wydamy płyty CD razem, bo już w przyszły tygodniu mogłoby pójść zamówienie do tłoczni.

I tyle. Powtórzyłem, że nie jesteśmy zainteresowani jakąkolwiek formą współpracy i zleciliśmy sami zamówienie na płyty CD. Byliśmy już wcześniej przygotowani na taki rozwój sytuacji.

Nie było zainteresowanie ze strony krajowych wydawców? Osobiście widziałbym was w Selfmadegod.

Zanim rozpoczęliśmy poszukiwania wydawcy zagranicą, pytaliśmy tu i tam w kraju. Przychodziły odpowiedzi odmowne.

Firma Selfmadegod Records prowadzi sprzedaż naszego albumu „RS-28” w formacie płyty kompaktowej. Album dostępny tutaj: https://selfmadegod-store.pl/product-pol-9894-SARMAT-RS-28-CD.html

Kto jest głównym winowajcą muzycznej zawartości "RS-28"? Sherlockiem bowiem będąc dedukuję, iż za teksty odpowiadasz ty.

Śledczy z Ciebie taki, jak z koziej dupy trąbka. Na album „RS-28” nie napisałem żadnego tekstu. Wkładkę do płyty CD otwórz i poczytaj, detektywie. (W moim wieku nie zawsze chce się szukać okularów by odczytać te małe literki, co ich tyle nadrukowaliście we wkładce. Jest to całkowity brak profesjonalizmu, co mam oczywiście w dupie ;) Ale dziękuję, że raczyłeś odpowiedzieć. Świadczy to o Twojej wysokiej kulturze osobistej.  Przyp. –j.).

Głównym kompozytorem muzyki Sarmat był i nadal jest gitarzysta Daniel Szymanowicz. Być może nastąpią pewne zmiany w tej materii w przyszłości, ale na dzień dzisiejszy kolega zapieprza z nowym materiałem tak, że Krzysztof Kopczeński (drugi gitarzysta) może nawet nie zdążyć zacząć myśleć o komponowaniu jakiegokolwiek utworu do czasu, kiedy kolejny materiał będzie już skończony.

Co cię najbardziej inspiruje do tworzenia liryków? I przede wszystkim, najpierw powstają teksty, czy wpierw musisz wczuć się w klimat danego utworu?

Nie tworzę tekstów do muzyki bez wstępnego pomysłu. Zazwyczaj mam już całe zagadnienie rozpracowane i zrobiony szkielet zanim przyłożę go do konkretnego utworu. Najbardziej odpowiada mi taki sposób pracy, kiedy mam gotowy tekst i dopiero zaczynam aranżację partii wokalnych. Próbowałem innego podejścia, ale nigdy nie byłem do końca zadowolony z efektów.

Co do inspiracji, to przez ostatnie lata cierpiałem na kompletny brak takowych. Wcześniej to tzw. „proza życia” była najskuteczniejszym i właściwie jedynym bodźcem zmuszającym mnie do przelewania myśli na papier. No może też trochę zagadnień historycznych z historii najnowszej, ale nie wyolbrzymiałbym tego wątku. Aktualnie trochę się oswajam z myślą, że wrócę do pisaniny. Na potrzeby nowego materiału Sarmat wyjąłem z archiwum jeden tekst, zacząłem prace nad nowym tematem. Poza tym mam w głowie liryczne koncepcje na kolejne trzy albumy Sarmat. No, może koncepcje to za dużo powiedziane. Takie „myśli przewodnie” raczej.

Bądźmy szczerzy – Sarmat to nie jest żadne epokowe odkrycie, nawet nie debiut roku. Ot, bardzo solidny band. Sądzisz, że dla tego typu zespołów jest dziś miejsce na scenie death metalowej? Co takiego wyjątkowego oferujecie, by przeciętny metalowy Janusz się wami zainteresował?

Jeżeli określasz debiut Sarmat mianem „solidny”, to dla mnie bardzo dobra ocena. Solidny oznacza stworzony z odpowiednią dokładnością, dbałością o szczegóły, nagrany na odpowiednim poziomie. Nie mam bladego pojęcia, czy na scenie jest miejsce, czy nie, bo  ilość takich miejsc nie jest policzona, a kryteria doboru kapel do ich obsadzenia są mi nieznane.

Wiem natomiast na pewno, że jest kilka rzeczy, które mogą być charakterystyczne dla Sarmat i sprawić, że zespół ten będzie rozpoznawalny. To przede wszystkim funkcjonowanie na przecięciu death metalu i black metalu, gdzie słyszalne jest napięcie i jakieś sprzężenie pomiędzy tymi dwoma gatunkami. To nie jest tzw. „blackened death metal”, tylko taka wrząca mikstura tych tematów. Nie do pominięcia jest też charakterystyczny styl wokalny (z wyraźną dykcją, ale i ciężarem) i specyficzne harmonie gitarowe tworzone przez Daniela Szymanowicza. To wszystko sprawia, że (w ocenie mojej, ale też i sporej ilości ludzi, którzy podzielili się z nami swoimi opiniami o albumie „RS-28”, czy to w recenzjach, czy też w prywatnych rozmowach), że nasz debiut nie jest lekkostrawnym kąskiem do łyknięcia na raz. Ten album niejako rozwija się i rośnie w miarę ilości przesłuchań. A to jest duża sprawa.



Z okładką to się nie postaraliście. To wy siedzicie w maskach przy nuklearnym grzybku? Dla mnie okładki z członkami zespołu zawsze kojarzyły się z Italo Disco, czyli totalna pedaliada.

No, przy pytaniu o autorstwo tekstów miałem okazje przejechać się po Twoich zdolnościach detektywistycznych, a teraz odpowiem dyplomatycznie. (Powiesz mi „Spierdalaj!” w taki sposób, że odczuję podniecenie na myśl czekającej mnie podróży? Przyp. –j,).

Szymanowicza znam od lat kilkunastu (pewnie bliżej 20-tu), Kopczeńskiego od niecałego roku. Samo to sprawia, że nie byłoby możliwe zrobienie nam wspólnego zdjęcia (w maskach przeciwgazowych, czy bez nich) w wieku pacholęcym. A nawet gdyby istniała taka możliwość, to nie sądzę, aby którykolwiek z nas chciał być sfotografowany w sukience.

Co do okładki naszej pierwszej płyty, to jej oceny są zróżnicowane. Ja sam jestem bardzo zadowolony z symboliki, jaka jest w niej ujęta. Bo jej znaczenie jest głównie symboliczne. Dzieci jako niewinne ofiary użycia broni masowej zgłady, sterty ludzkich kości jako właściwy efekt zastosowania tejże (i tu też kłania się symbolika, bo przecież po wybuchu broni jądrowej nie uświadczysz kawałka szkieletu w miejscu epicentrum wybuchu i najbliższej okolicy). No i sam tzw. „grzyb” powstały po eksplozji, który został niejako „uczłowieczony” na naszej okładce (zostały mu nadane ludzkie cechy poprzez dodanie atrybutów ludzkiej czaszki), a jednocześnie niesie śmiercionośne przesłanie: człowiek zesłał mnie tu w jednym celu – abym zabijał. No i symboliczny drut kolczasty, który oplata cały kolaż. Drut kolczasty symbolizuje zakaz. Zakaz wstępu, ale tez zakaz opuszczania pewnego obszaru. Gdybyś wyobraził sobie całą kulę ziemską jako piekło ogarnięte wojną nuklearną, a ten drut byłby symbolicznym wyznacznikiem zakazu opuszczania terenu tego piekła? Nawet nie tyle zakazu, co symbolem braku możliwości ucieczki? Jakie wtedy myśli i odczucia zaczęłyby Cię nachodzić?

Osobiście jestem bardzo zadowolony z okładki „RS-28” w jej finalnej wersji. Wyjściowy projekt trzeba było nieco zmodyfikować, ale końcowy efekt dla mnie jest bardzo dobry. Być może jest ona nieco „nasycona”, jeżeli mogę tu użyć takiego określenia, ale przez to apokaliptyczny klimat jest podkreślony.

W ogóle oprawa graficzna wydawnictwa mnie satysfakcjonuje. Spójrz na grafikę pod płytą CD. To podobno cień twarzy dziecka odbity w kawałku betonu po wybuchu jądrowym. Ciało wyparowało, został tylko ten cień...

Jaki jest dotychczasowy odzew na "RS-28"? Materiał dotarł już za granicę? Jakieś zjebki były, czy tylko włazidupstwo?

Odpowiem na to pytanie najszczerzej i najbardziej obiektywnie, jak będę w stanie.

Dotychczasowy odzew na „RS-28” jest zajebisty. Materiał wysyłałem w wiele miejsc, a spora część wysłanych kopii promocyjnych (w formacie cyfrowym lub na CD-R’ach) trafiła w ręce ludzi za granicami Polski. Praca wykonana przez ostatnie 3 miesiące przynosi efekty. Co kilka dni otrzymujemy informacje o publikacji recenzji naszego debiutu w mediach związanych z szeroko rozumianą muzyką metalową. Nasza muzyka była i jest grana w wielu internetowych czy radiowych niezależnych rozgłośniach czy tematycznych audycjach dedykowanych ciężkiemu graniu. Dostajemy co jakiś czas zaproszenia do udzielenia odpowiedzi na pytania do wywiadów. Wywiadów pisemnych, ale też prowadzonych na żywo (przez telefon, Internet, czy też twarzą w twarz). Kilka z takich wywiadów (mam na myśli wywiady pisemne) zostało udzielonych dla mediów z zagranicy – do Grecji, Czech, dwukrotnie do USA. Teraz czekam na pytania do webzine’a z Ukrainy.

Wszystkie dotychczas otrzymane recenzje mieszczą się w skali ocen w zbiorze od średni do bardzo dobry czy świetny. Zauważam, że w recenzjach z ocenami „średni” (czy to w punktacji, czy też w ogólnych opisach, kiedy punktacji nie ma) przodują krytycy z kraju. Zagraniczne media raczej oceniają nasz debiut jako „dobry” bądź „bardzo dobry” z przewagą tej drugiej noty. Piszę to na podstawie informacji, które do mnie docierają. Wszystkie recenzje, o których wiemy, że się ukazały, są publikowane (linkowane, wklejane, etc.) na profilu naszego zespołu na serwisie Facebook. Absolutnie każdy, kto będzie podejrzewał, że pierdolę głupoty, albo straciłem kontakt z rzeczywistością, może sam „przescrollować” w/w profil i sprawdzić wszystko samodzielnie. Powtarzam: wszystkie recenzje są publikowane. Nawet gdybyśmy w skali od zera do 100 punktów otrzymali 0,5 punktu, recenzja będzie opublikowana. Taka jest, do nędzy kurwy, zasada. Jeżeli ktoś poświęcił czas na opisanie swoich wrażeń z odsłuchu muzyki Sarmat, zespół Sarmat jest tej osobie winien publikację recenzji jej autorstwa. Koniec, kropka.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której należy tu wspomnieć. Chodzi mi o ogromną ilość zespołów oraz pewne ograniczenia związane z możliwością dotarcia ze swoją twórczością do mediów okołometalowych. Ja nie funkcjonuję w innej galaktyce i zdaję sobie sprawę z tego, że zespołów pokroju Sarmat (z jednym nagranym materiałem) jest na pęczki. Wiele mediów, do których zwróciłem się z zapytaniem o możliwość przesłania im naszej płyty, w ogóle mi nie odpowiedziało, albo czasami odpowiedziało odmownie. Ja rozumiem, że Ci, którzy nawiązali ze mną kontakt, byli w pewnym sensie zainteresowani Sarmat i muzyka na „RS-28” prawdopodobnie im się spodobała. Trudno po takich krytykach spodziewać się zjebów czy pogardliwego traktowania. Sporego samozaparcia wymagałoby od takowych nawiązanie kontaktu z zespołem i poproszenie o materiał tylko po to, żeby go zjechać. Ale piszę, kurwa, jak jest. Nie jestem bajkopisarzem ani marzycielem. Stąpam po ziemi twardo i świadomie.

I, jak wspomniałem na wstępie do tej przydługiej odpowiedzi, odzew na debiutancki album zespołu Sarmat jest zajebisty. Lepszego nie mógłbym oczekiwać.

W waszej muzyce poza sporą dawką typowego pierdolnięcia jest także duża dawka melodii. Taka równowaga to według ciebie klucz do sukcesu? Czy pewnego rodzaju kompromis?

Nie mam pojęcia, czy to klucz i do jakiego sukcesu, ale wiem, że Daniel Szymanowicz ma taką właśnie wizję na tworzenie muzyki. On nie przepada za muzyką naładowaną technicznymi sztuczkami i blastami przez 95% czasu trwania utworów. Na nowym materiale również duży nacisk będzie położony na kontrasty i zmiany natężenia dźwięków. Na ogólny tzw. „klimat”.

Wasz debiut jest według mnie podręcznikowym przykładem typowego nowoczesnego brzmienia. Może jestem nadwrażliwy, ale wasza muzyka traci nieco przez zbyt nadgorliwą sterylizację. Nie sądzisz, że te utwory zabrzmiałyby potężniej w wersji bardziej organicznej, czy wręcz demówkowej?

Nie jestem fanem celowego brudzenia brzmienia. Lubię czytelne, dobrze poukładane produkcje. Zawsze wolałem tematy dopracowane w studio niż te puszczone na żywioł. Z tych drugich osobiście mogę na palcach dwóch dłoni policzyć albumy, które do teraz robią na mnie wrażenie i obecnie nie wywołują delikatnego uśmiechu. Tak mam.

Co do naszego materiału, to kiedy większość ścieżek jest rejestrowana w systemie nagrywania domowego (bo nawet sesyjne bębny zarejestrowane w sali prób nie mogą być nazwane studyjnym nagraniem), w procesie miksowania i masteringu napotyka się pewne ograniczenia. Jestem zadowolony z tego, co udało się Arkowi „Malcie” Malczewskiemu wycisnąć w jego warszawskim Santa Studio z naszego debiutu. I nie wyobrażam sobie tych utworów w wersjach „gruzo – piwnicznych”.

Pochodzicie z różnych miejsc w Polsce. Rozumiem, że w waszym przypadku granie wspólnych prób to pewnego rodzaju abstrakcja?

Jeżeli mamy na myśli regularne próby, to są pewne utrudnienia. Ale gitarzyści spotykają się co dwa, trzy tygodnie. Mają zabukowane salki i w Kwidzynie, i w Słupsku. Grają tam do bębnów odtwarzanych z klapy. Ja kilka dni temu byłem na swojej pierwszej próbie Sarmat w Kwidzynie. Czyli da się.

W takim razie co z koncertami? Bierzecie pod uwagę możliwość występów na żywca?

Bierzemy. Mamy jeden ciekawy temat na jesień i czynimy starania, aby się pojawić na scenie. Proszę nie mieć mi za złe, że nie podaję więcej szczegółów, ale nie lubię gadania po próżnicy. Będą konkrety, będzie grane.



Planujecie wydanie debiutanckiego krążka także w innych formatach niż CD?

Tak. Album „RS-28”, poza formatem płyty CD (w nakładzie 500 sztuk) będzie również dostępny w formacie płyty analogowej. Zamówienie na ten nośnik zostało złożone. 300 sztuk, winyl 180 gr. Będą dostępne nie wcześniej, niż we wrześniu bieżącego roku.

Powiem szczerze, że długo się wahaliśmy przed decyzją o zamówieniu tzw. „placków”. Ten nośnik ogólnie jest drogi, a ostatnimi czasy, przy zawirowaniach na rynku tworzyw sztucznych, ceny poszybowały w górę. Minimum na zamówienie wzrosło i ostatecznie decyzja o wyprodukowaniu płyt analogowych to dla nas finansowa jazda po bandzie. Ale powiedziałem sobie, że nie ma się na kogo i na co oglądać. Wierzymy, że warto zaoferować ludziom i taki nośnik, skoro są o niego zapytania.

Czas pokaże, czy się nie zarżniemy finansowo.

Kręcicie już jakieś nowe piosenki, czy na razie czekacie na rozwój sytuacji i opinię społeczną?

Na nic nie czekamy. Muzyka na nowe wydawnictwo jest albo gotowa (jeżeli chcielibyśmy nagrać jakąś krótszą formę wydawniczą) albo jest w trakcie powstawania (jeżeli myślimy o pełnym albumie). Koncepcje na zawartość tekstową się ścierają, założenia techniczne dotyczące nagrań są kształtowane, więc procesy są w toku.

Chociaż, może skłamałem pisząc, że na nic nie czekamy. Ja osobiście chcę mieć trochę odbicia od tematów promocyjnych i zająć się tym, co dla mnie najważniejsze i najprzyjemniejsze, czyli pracą twórczą. Aktualnie ogarniam w znakomitej większości temat promocji samodzielnie. Poruszyłem ten temat z chłopakami podczas ostatniego spotkania na próbie, o której wspomniałem. Spotkałem się ze zrozumieniem z ich strony. Już niedługo koledzy współzałożyciele zespołu powinni zacząć pojawiać się tu i ówdzie w mediach. Bo i ja jestem zmęczony obecnym stanem rzeczy, i dla odbiorców bardzo szybko moja osoba może stać się nudna. Jestem w stanie z łatwością wyobrazić sobie taki rozwój sytuacji.

Jak oceniasz obecną sytuację polskiej sceny śmierć metalowej, zwłaszcza młodzieży? Pytam nie bez powodu, bowiem beczki na wasz debiut nagrywał Krzysztof z Deathspawn, który to zespół mocno rozjebał mnie ostatnio swoim debiutem.

Nie jestem na bieżąco. Album Deathspawn zakupiłem, ale jeszcze nie odrobiłem lekcji. A ciekawe, jak Ci się podoba brzmienie bębnów na „Reverendus”? (Troszkę się po nim przejechałem we w swojej recenzji, ale tak delikutaśnie. Przyp. –j.).

Ja ogólnie odkopuję wiele kapel po latach. Płyty CD takiego DEIVOS (cała dyskografia) czy BANISHER (nie wszystkie) zakupiłem w zeszłym roku. Długi czas byłem niejako zahibernowany i nie rozwijałem się w temacie nowych kapel w ogóle (bez dzielenia na polskie i te z zagranicy). Nie jestem odpowiednią osobą do oceniania kondycji sceny.

Jeśli dobrze kojarzę, to jesteś peselowy mi dość bliski, czyli czterdziecha już jakiś czas wisi na karku. Nadal chce ci się drzeć gębę w "zespołach młodzieżowych"? Może już czas się ustatkować, spłodzić potomstwo, zasadzić drzewo czy cuś?

Dzieci mam, życie zawodowe i rodzinne mam ułożone. Nie mam na co narzekać.

Ale kiedy przeczytałem to pytanie, stanęła mi przed oczami moja mama. Była osobą lubiącą podróżować, która starała się realizować swoją pasję. Nie było jej łatwo, bo mój ojciec to raczej wrośnięty w swój teren człowiek. Udawało jej się pojechać to tu, to tam. Razem byliśmy na dwóch świetnych wycieczkach, kiedy już chorowała. Przepracowała 40 lat, a po, wydawałoby się, wygranej walce z chorobą, zmarła nagle.

Trzy miesiące wcześniej nabyła prawa emerytalne.

Pamiętam też o ludziach, z którymi miałem okazję spotkać się na muzycznej ścieżce. O perkusiście MORTIS DEI, Macieju Urbaniaku. O Marcinie Waleńczowskim, z którym kiedyś w MORTIS DEI graliśmy. Obaj odeszli w sile wieku.

Ja mam szansę działać, realizować swoją pasję i dzielić się tym, co potrafię, z ludźmi. Zwłaszcza teraz, kiedy prowadzę w miarę zdrowy tryb życia i nie zatruwam swojego organizmu ponad zwyczajową miarę jedząc ogólnodostępną żywność i funkcjonując w miejskim środowisku.

Ja nie mam czasu. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrealizowania. Wiem, że kiedyś nadejdzie ten moment, że sił nie starczy na zrobienie następnych nagrywek na swoim poziomie. Będzie trzeba zrezygnować. A wtedy chcę mieć świadomość tego, że zrobiłem wszystko, na co było mnie stać.

Przy okazji darcia mordy, uważam, że wokale na "RS-28" to chyba najlepsza robota w twojej bogatej karierze muzycznej. Ćwiczyłeś na wiecach antyrządowych, czy ostro popijałeś i paliłeś namiętnie Klubowe?

Zdania na pewno mogą być podzielone, ale dziękuję za miłe słowa. Na pewno jest to praca wykonana najbardziej świadomie i dojrzale, jeżeli chodzi o techniczne zagadnienia związane z pracą w studio nagrań. Barwa może nie jest taka masywna i gardłowa, jak 20 lat temu, ale aktualnie przywiązuję bardzo dużą wagę do dykcji i frazowania, czego kiedyś aż tak nie pilnowałem. Jestem zadowolony z wokali nagranych na „RS-28” zwłaszcza dlatego, że niekiedy były one dla mnie sporym wyzwaniem. Tego nie słychać, ale w takim „Evilution” szybkie partie są bardzo wymagające. „Blackout (Scenario for Tomorrow) part II” to dla mnie wokalny super temat, przy którym trochę się nagimnastykowałem. Część pierwsza tego utworu prawie wylądowała w śmietniku (mam na myśli cały utwór) przez problemy z partiami wokalu na pierwszym etapie aranżacji.

No, ale nie każdy utwór to „Coldgrinder”, do którego wokal zaaranżowałem w 3 minuty :-)!

Jakie są wasze oczekiwania względem wydanej właśnie płyty? I nie pierdol, że żadne, bo każdy jednak na coś liczy, bez tego świat przestałby się kręcić.

Chciałbym, żeby ta płyta zaznaczyła obecność Sarmat na scenie. Żeby ktoś, gdzieś nas skojarzył. To już będzie dużo. Nazwa jest charakterystyczna, nadrzędna tematyka związana z zespołem łatwa do zapamiętania, a muzyka, w mojej ocenie, warta posłuchania. Dlatego mam nadzieję, że możemy się wychylić, pokazać, i utrwalić wśród fanów takich gatunków metalu jak death metal i może też black metal nazwę Sarmat. Nie zależy mi na tym, żeby każdy był zachwycony „RS-28”. Chcę, żeby ludzie kojarzyli Sarmat. Że to ci od tej rakiety co napierdalają taką miksturę death i black.

Sam natomiast chciałbym kiedyś dojść do takiego poziomu w tym wszystkim, żeby zajmowanie się promocją było przyjemnością i czymś, co robię w wyznaczonym, określonym czasie. A nie ciągle i bez przerwy. Sam jestem sobie winien, bo to ja, a nikt inny, dokręciłem sobie śrubę do tego stopnia, że Sarmat śni mi się po nocach. Nie myślę tu absolutnie o utrzymywaniu się z muzyki czy nawet czerpaniu z jej grania jakichś wymiernych korzyści – mam swoją pracę i wysrane na zarabianie na swoim hobby. Ale fajnie byłoby kiedyś zajmować się głównie tworzeniem, a nie pocztą elektroniczną, wysyłkami, mediami społecznościowymi, etc.

No zajechałem się w tym temacie. Ot co.

Dobra, na koniec zarzuć jakimś nuklearnym żartem. Dzięki za zaangażowanie…

Żart? A mam jeden nuklearny. Co prawda już go publikowałem, ale uważam, że jest niezły, a skoro wymyśliłem go samodzielnie…

- Do czego może służyć pocisk balistyczny w rzeźni?

- Do podgrzania atmosfery!!!

 

(Hahaha! Dobre… Ale… Dlaczego w rzeźni? Przyp. –j.).

 

Tak zapowiedziałem obecność muzy Sarmat w jednym z wydań audycji „Rzeźnia” w Antyradio. To było w formie postu na Facebook’u. Pewnie większość ludzi ma w dupie takie objawy autopromocji, więc jest spora szansa, że żart dla Czytelników jest świeży.

To ja Ci serdecznie dziękuję, kolego, za Twój poświęcony czas, chęć pomocy w promocji Sarmat i Twój wkład w ten proces. Dziękuję Apocalyptic Rites za objęcie naszego debiutanckiego albumu „RS-28” patronatem medialnym i zdrowe podejście do tematu. Lubię, jak sprawy są przedstawiane szczerze i konkretnie. A tych cech Wam nie brakuje.

Do zobaczenia, usłyszenia i przeczytania! Na koncertach (granych lub oglądanych), w kradnących czas i spokój mediach społecznościowych, czy gdziekolwiek, gdzie przetną się nasze ścieżki.

A żeby wykorzystać na maksa możliwość bezpłatnego reklamowania, zachęcam wszystkich do zakupu naszego albumu w formacie płyty CD. Selfmadegod Records, Szataniec.pl, bezpośrednio u nas (kontaktujcie się przez Messengera czy na adres poczty e-mail: sarmatdeath@gmail.com lub bezpośrednio do mnie: mahlupuki@wp.pl), popularne serwisy sprzedażowe – kto będzie chciał, ten znajdzie. Liczymy na Was, bo jak przyjdzie nam płacić za zamówione płyty analogowe, to nas komornicy, kuźwa, zlicytują ;-)!!!

 

Wspierajcie zatem chłopaków.  Ja jeszcze na koniec dopowiem tylko, że postanowiłem zrobić ten wju głównie z powodu zaangażowania i pasji jaką dostrzegłem w oczach Pana Kobucha podczas naszego krótkiego spotkania. Widać, że mimo sporego już doświadczenia nadal mu się chce. A to się dziś niezwykle mocno liczy, przynajmniej w moich kryteriach.

 

- jesusatan






Lord Nathas- Funeral Harvest, Ritual Death, Nathr
(FOR ENGLISH VERSION SCROLL DOWN)

Lord Nathas to głównodowodzący zespołu z Trondheim – Funeral Harvest, basista Ritual Death a także wokalista nowopowstałego zesołu NATHR. Dziś porozmawiam z nim chwilę  na temat jego kapel a także planów z nimi związanymi.

Cześć, jak się masz w dobie tych specyficznych czasów w których przyszło nam żyć? Czy ta cała atmosfera globalnej śmierci przyniosła Ci jakieś nowe spostrzeżenie na temat roli śmierci w Twoim życiu?

Cześć, miewam się bardzo dobrze. Wydaje mi się, że cała ta globalna pandemia nie ma nic wspólnego z moim postrzeganiem śmierci. Z drugiej strony jakby nie patrzeć ten czas pozwolił mi spojrzeć w głąb siebie. Gdzieś tam głęboko znalazłem kolejną iskrę, która pozwoliła na wzmocnienie tego ognia, który we mnie cały czas płonie.

Urodziłeś się we Włoszech ale obecnie mieszkasz w Trondheim. Co było powodem dla którego wyprowadziłeś się do Norwegii? Czy według Ciebie mentalność Norwegów różni się stanowczo od twoich rodaków?

Wyprowadzka do Norwegii jest wynikiem realizacji mojego marzenia. Wydaje mi się, że moim przeznaczeniem była właśnie ta przeprowadzka do Trondheim lub jak my to mówimy “Nidaros” oraz stanie się częścią kręgu Nidrosii. Wierzę, że było mi to z góry pisane. 
W moim mniemaniu nie ma zasadniczej różnicy między Norwegami a Włochami jeśli wiesz utożsamiasz się z jednymi jak i drugimi. Oczywiście kultura w Norwegii jest zupełnie inna ale mimo to Włochy i Norwegia mają wiele ze sobą wspólnego nie tylko jeśli chodzi o muzykę ale także o życie codzienne. Tu w Norwegii poznałem na swojej drodze wielu ludzi i nie ma dla nas znaczenia skąd pochodzimy, ponieważ wszyscy wybraliśmy tę wspólną drogę i podążamy nią razem.

Z moich obserwacji wynika, że to właśnie scena z Trondheim jest ostatnim bastionem w Norwegii, który nadal potrafi tworzyć bardzo dobry black metal. Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że dzisiejszy norweski black metal jest w zdecydowanie gorszej kondycji w porównaniu do tego z lat 90? Co według Ciebie jest głównym czynnikiem, który sprawia, że nidrosian black metal nadal dostarcza nam tak świetnej jakości muzycznej?

Siłą Nidrosii jest to, że wszyscy jej członkowie oddani są naszemu wewnętrznemu kręgowi Nidrosiæ. To coś znacznie mocniejszego niż ludzie widzą. Wszystko tu opiera się na oddaniu wspólnej sprawie. Dla jednych Black Metal to po prostu muzyka, dla kogoś innego to styl życia, z kolei dla innych jest to cały ich świat. W dzisiejszych czasach nie możemy mówić o tej samej jakości black metalu w porównaniu do tego co na początku Norwegia nagrywała.
Ale to właśnie ten norweski black metal dał nam właściwą inspirację, podstawę byśmy w oparciu o nią stworzyli swój własny styl. Obecnie na całym świecie są dobrzy muzycy czy zespoły grające black metal, które również tworzą swój styl. 
Według mnie Black Metal jest synonimem Norwegii mającym globalny zasięg.

Na ten moment jesteś wokalistą i głównym kompozytorem Funeral Harvest, basistą Ritual Death i wokalistą NATHR. Wyżej wymienione zespoły tematyką obracają się wokół Śmierci. Czy mógłbyś powiedzieć czym jest dla Ciebie Śmierć i co sprawiło, że zaczęła Cię fascynować?

Jest pewna różnica w prezentacji śmierci w Funeral Harvest, Nathr a Ritual Death:
W Funeral Harvest inspiracja śmiercią sprowadza się do frazy Memento Mori a także do motywu Danse Macabre oraz motywu przemijania. Bazą liryczną jest u nas również satanizm w którym następuje samounicestwienie , aby narodzić się na nowo jako ktoś lepszy. W ten sposób udoskonalasz swoją duszę i sam stajesz się bogiem. 
Nathr to bardziej moje osobiste życie i doświadczenia z nim związane. Oparte jest ono bardziej na ciemnej stronie egzystencji i życiowej dekadencji. Śmierć w Nathr jest niczym dym  przerażenia, w którym moje zmysły pogrążają się w czeluściach nicości i wszystkości.
Ritual Death jest ofiarą i celebracją demonicznego i wrogiego ducha, który w nas występuje. To prymitywny kult boga, którego ludzkość nigdy nie była w stanie zabić. 
Śmierć jest dla mnie :”Wielką tajemnicą rodzaju ludzkiego, czymś trwałym i nieodwracalnym”. Jest to narracja przeszłości (To kim byliśmy), teraźniejszości (to kim jesteśmy), i tym czym staniemy się w niedalekiej przyszłośći . Wiara w życie pośmiertne dla niektórych może być nadzieją a dla innych ich największym strachem. Kontynuując wątek śmierci i życia zawsze patrzę na to w jaki sposób życie ludzkie naznaczone jest śmiercią. Wszyscy od siebie jesteśmy różni ale w obliczu śmierci jesteśmy równi. Na myśl o tym stajemy się niespokojni co do swego przeznaczenia.


Widziałem, że wraz z Funeral Harvest rozpoczeliście sesję nagraniową Waszego pierwszego pełniaka. Jak idą postępy? Kiedy mniej więcej możemy spodziewać się premiery Waszego materiału?

Prace nad pierwszym pełnym albumem rozpoczęliśmy zeszłego lata, natomiast materiał powinien być wydany pod koniec roku. Nie chcę przyspieszać na siłę wydania tego albumu, chcę aby wszystko zostało zrealizowane tak jak być powinno. Zespół się zmienił, jesteśmy zdeterminowani bardziej niż kiedykolwiek, poświęcamy całą naszą energię i pasję w to co robimy. Nowy album będzie inny. Mamy zdecydowanie bardziej profesjonalne podejście w pracy i pracujemy z różnymi muzykami. Nasz nowy album skupiony jest znacznie mniej na koncepcie gloryfikacji śmierci. Chciałem zrobić coś innego, coś co nie będzie kalką. Nowy koncept Funeral Harvest skupia się wokół gniewu boskiego oraz barana bożego jako ofiary mającej odkupić grzechy ludzkości. Data premiery jest już ustalona, wkrótce z Signal Rex podamy więcej informacji na ten temat.

Zakładam, że Fuenral Harvest jest dla Ciebie niczym Twoje własne dziecko w które wkładasz najwięcej serca ze swoich zespołów. Jak przebiega u was proces kompozycji materiału? Czy to ty jesteś tą osobą, która najwięcej pisze czy dajesz innym członkom trochę wolnej ręki w pisaniu muzyki?

Jako zespół muzykę piszemy wspólnie, wymieniamy się swoimi opiniami na temat materiału. Osobiście odpowiadam za teksty i gitary, K. odpowiada za partie gitary basowej , Ond w profesjonalny sposób podchodzi do swoich partii perkusyjnych no i jeszcze Northr, który jest naszym realizatorem dźwięku tworzy różnego rodzaju intra, outra, sample. Każdy z nas ma wcześniejsze doświadczenia muzyczne, które skumulowane razem powodują, że robimy to co robimy po naszemu.

Wiele zespołów w swoich utworach używa języka angielskiego lub ojczystego. Z tego co widzę w Funeral Harvest mieszasz zarówno łacinę jak i angielski. Czy ten zabieg jest bardziej naturalnym sposobem aby wyrazić to co chcesz w lirykach Funeral Harvest? Czy to po prostu jest już koncept, którego używasz w Funeral Harvest?

Użycie łaciny jest również częścią mojej kultury mimo, że we Włoszech jest to już martwy język. Nadal jest jednak używany na codzien w katolicyźmie. Gdy chcę wyrazić swój koncept oparty o Memento Mori to łacina zdecydowanie nadaje siłę znaczeniu Śmierci. W ten sposób chcę oddać ducha czasów Czarnej Śmierci poprzez użycie łaciny, która w moim odczuciu pasuje bardziej niż jezyk angielski.

Ostatnie pytanie związane z Funeral Harvest. Wiem, że była mała zmiana w line-upie przez te lata. Z biegiem czasu uważasz, że te zmiany w składzie przyniosły bardziej klarowną sytuację dla zespołu i czy czujesz się teraz bardziej usatysfakcjonowany obecnym składem?

Tak, mieliśmy zmianę w składzie. Wydaje mi się, że te zmiany w gruncie rzeczy są dobre dla Funeral Harvest. W starym składzie zespół nie rozwijał się przez rok, wszystko się wlokło. Gdy Ond dołączył do nas jako nowy bęnbniarz to kapela dostała to czego potrzebowała najbardziej. Świeża krew, oddanie i profesjonalne podejście do tematu. Od 2019 Funeral Harvest pracuje bez żadnych problemów. W tym czasie wypuściliśmy singiel, Ep , zaczęliśmy poboczny projekt oraz prace nad nowym materiałem Funeral Harvest i Nathr.

Pomówmy teraz może chwilę o twoim drugim zespole- Ritual Death. Jeśli się nie mylę dołączyłeś do nich jako ostatnia osoba celem dopełnienia składu koncertowego. Czy kiedykolwiek wcześniej grałeś jako basista w innych zespołach, czy jest to dopiero twój debiut w roli basisty?

Do Ritual Death dołączyłem w 2018 gdy Wraath zaproponował mi objęcie stanowiska basisty. Trzy lata krwi, śmierci i jeszcze wiele przede mną. Postanowiłem, aby ten wybór był przypieczętowany na mojej skórze. Niczego nie żałuję. Nigdy wcześniej nie grałem na basie ale staram się by jak najlepiej oddać siebie Ritual Death i pomagać zespołowi jak tylko mogę.

Na instagramie Wraatha przeczytałem, że pracujecie nad pełnym albumem jak i również innymi wydawnictwami. Czy w 2021 możemy się spodziewać pierwszego pełniaka Ritual Death? Czy ten materiał w jakikolwiek sposób przypomina poprzednie, czy jest to coś zupełnie w innym stylu?

To nad czym Ritual Death pracuje zostanie opublikowane we właściwym momencie.
Zgaduję, że to Wraath odpowiedzialny jest za aranż muzyki Ritual Death. Czy ty i pozostali członkowie również dodajecie coś od siebie do Ritual Death, czy to Wraath trzyma nad wszystkim piecze?

Ritual Death to Wraath I Nosophors. Oni wiedzą co robią, oczywiśćie dzielimy się z nimi naszymi przemyśleniami i krytyką.

Przejdźmy teraz do NATHR. Czy możesz mi w skrócie powiedzieć jak powstał ten nowy projekt, nazwa oraz styl, który zaprezentowaliście na debiutanckim EP?

NATHR to mieszanka dwóch nazw Nathas I Northr, NA-THR. Po norwesku tłumaczy się to jako jadowitego węża. Northr ma w sobie duży potencjał by stworzyć coś innego niż po prostu Black Metal i jestem dumny z tego, że mogę pracować z tak świetnym artystą. Stworzyliśmy Blackened Funeral Doomową wersję Funeral Harvest z innym spojrzeniem i ekspresją. W tym projekcie bardzo się rozwijamy, dostaliśmy już sporo pozytywnych recenzji na tematu debiutanckiego EP Beinahrúga. Obecnie pracujemy nad pełnym albumem, który powinien być wydany w 2021 przez Signal Rex jak również nad split EP z Ordo Cultum Serpentis.

Muszę przyznać, że wasze debiutanckie EP jest bardzo zapowiadającym się materiałem. Nie czytałem tekstów ale po spojrzeniu na artwork, tracklistę I po ogólnym przesłuchaniu tego materiału sądzę, że dotyczy on śmierci i zagłady. Czy mógłbyś powiedzieć co nieco na temat warstwy lirycznej tego wydawnictwa?

"Beinahrúga" to podróż do naszej najgłębszej ciemności. teksty na tym wydawnictwie mają trochę inny przekaz, ponieważ bazują na moich osobistych przemyśleniach związanych ze śmiercią i dekadentyzmem.

Myślałeś może nad tym, żeby wystąpić na żywo z NATHR? Oczywiście jak już sytuacja na świecie się ustabilizuje. Czy może wolisz aby NATHR pozostało tylko studyjnym projektem?

Wierzę, że jesli będziemy mogli zaprezentować NATHR jako coś unikatowego, ponurego I mrocznego na scenie to z pewnością wystąpimy na żywo. Myslę, że to właśnie tego ten zespół potrzebuje do występów live.

Zbliżamy się juz do końca. Dzięki za wzięcie udziału w wywiadzie. Jeśli pragniesz dodać coś od siebie to właśnie jest ten moment. Wszystkiego dobrego!

Cała przyjemność po mojej stronie!!!
Hail Death-Hail Vanitas!

-Selvhat-


Lord Nathas is a main brain of Trondheim’s band Funeral Harvest, Ritual Death’s bass player and also a vocalist of newly formed band NATHR. Today we will speak about the aforementioned bands and some plans that are concerned with them.

 

Hey Man, how are you doing in these specific times that we are living in? Has this global death aura given you any new thoughts and contemplations about Death aspect in your life?


Hey man! I am doing really well.

I think that the global pandemic has nothing to do with contemplations of Death. I don't think that this situation influenced my thought.

But on the other hand, the pandemic has given me a lot of time to dig into myself. There, in the shadows of my thought, I have found another spark to feed my flames.

As far as I know you were born in Italy but You live in Trondheim now. What were the reasons that pushed you to move out to Norway? Do you have any personal observations on how the mentality of Norwegian people differs from Italians?

Moving to Norway was based upon the perseverance of making my dreamsreal. I think it was always my fate to move to Norway, Trondheim or as we call it: Nidaros, and be in the circle of Nidrosiæ. I believe that it was written somewhere.

I don't think there is a difference between Norwegians and Italians when you know how to relate yourself to others. Of course, the base of culture is different, but we have a lot in common, not only related to music but also in everyday life. I have met a lot of people, we take care of each other, it doesn't matter who you are, we have all chosen our ownpath, we go for it together.

By my observations the Nidaros-Trondheim scene is like the last camp that keeps on delivering high quality black metal in Norway. Do you agree with the statement that nowadays Norwegian black metal is overall much weaker music comparing to the 90’s Norwegian black metal? What do you think is the main factor that Nidrosian black metal is still delivering such quality music?

The power of Nidrosia is that all the members are devoted to the Inner circle of Nidrosiæ, it's something bigger than people can think about it. It's all about true dedication.

For some people, BM it’s just music, for someone is a lifestyle, for others, it’s their whole world.

Nowadays, we can´t expect that BM always takes first place in Norway.

Back in the past, Norwegian BM has given us the right inspiration, a base to create our own style. Nowadays there are good musicians/bands all over the world that give everything to the cause, creating their own style. BM is maybe synonymous with Norway but has become a global movement.

At the moment youarevocalist and maincomposer of FuneralHarvest,  bassplayer for RitualDeath and also a voice of NATHR. All the aforementionedbandsthatyouareinvolved in arestrictlyconnected with Death. Couldyoutelluswhatis the meaning of Death for You and whatimplied to pushYouinto the fascinationaboutthismatter?

 

There is a difference between FH's, Nathr's and RD's.

With Funeral Harvest's the influence of death comes by the folkloristic Memento Mori, Danse Macabre and the beauty of Vanity. Also, we have a base in Satanism and self-sacrifice, where you leave your old and weak soul, and be reborn in the beauty of the dragon's strength. (The concept to reborn as dragon it’saboutwhenyouchoose to sacrificeyourself to be reborn in a betterway of yourself, as youelevateyour soul and become a god of yourself)

Nathr's, it's more my personal inner life. Nathr is more based in the darkness of existence and the decadence of life, the meaning of death in Nathr is like a smoke thick with horror, where my senses fall to the depths of nothing and everything.

Ritual Death is the offering and celebration to the demonic and adverse spirit in us. primitive worship of a god that humanity never were able to kill. (Primitiveworshipsimplyrefersat the dedicationthat we give to the music, what we see, we feel we put in side the lyricswithoutgoing far from ourdevotion)

When it comes to death, my thought is; "death is the great mystery of humankind, death it's permanent and irreversible." The narration of the past (what we were), present (what we are) and the near future (what we will be). The belief in a life after death - "afterlife", in some casecan be, for some hope, for others, the biggest fear

When coming to the subjects of life and death, I look at human existence, to see how much life is marked by the question that is death. We are all different but we are also the same, in being all "thrown" towards death. It is in the face of this vertigo, however, that the human being becomes restless about his destiny and asks himself questions.

I have seen that you are already in the process of recording session for the first full length album of Funeral Harvest.  How is the work so far? When do you think we can more or less expect the premiere of your opus?

We started to work on the full-length last summer and it will be released by the end of the year. I don't want to rush to release the album, I want that everything must be as it should be. The band has changed, we are more focused than before, giving it all our energy and passion.  The new album will be different, lots of things are involved. We have a more professional attitude and working with different musicians. Our new concept albumis less based upon the worship death. I think was about time to do something different, and not be repetitive. The new FH's concept is all about the Wrath of God and the Agnus Dei as a Sacrificial Victim for the redemption of the sins of humanity.

The date is set up with Signal Rex, soon we will give more information.

I can assume that Funeral Harvest is like your child that you probably put the most of heart into this band. How do you guys work in terms of carving the material? Is this You that writes most of the stuff or do you give your members some artistic freedom?

As a band, we work together, and we share our criticisms. I write the lyrics and guitars parts. K, writes the bass line onto that, Ond putshis professionalismon the drums and Northr,in addition to being our sound engineer, he writes all the intros and soundscapes for FH's. All the members have different music talent backgrounds, we combine this mix of thought and we make our own.

A lot of bands use English language for their lyrics or their mothertongue language. As far as I have observed in Funeral Harvest you mix Latin with English. Is that mix of Latin and English more natural way for you to express what you want for Funeral Harvest’s lyrics? Or is it just a concept-style that you want to have in Funeral Harvest?

The use of Latin also comes from my culture, although Latin is a dead language in Italy, still used a lot today in Catholicism.

When I want to express myself in the concept of Memento Mori, Latin gives strength to the meaning of Death.  I want to keep the roots of the times of the black plague and Latin phrases, in that context, expresses that better than English does.

Last question about Funeral Harvest. I know there were some little line-up changes through the years. With the matter of time do you think the changes brought more clear situation for the band and do you feel more satisfied with the actual line-up ?

Yes, we went through a line-up change. 

I believe the changes in the band have been good forFH’s. With the old line up, the band was stuck and slumbering over a year. When "Ond’s" took his place as the new drummer, the band got what needed most..  fresh blood, dedication and professionalism. Since 2019, FH’s is working without any troubles. We have released a Single, Ep's, started a side project and working on new material for Funeral Harvest's as well asNathr.

 

Let us speak a little bit about your second band Ritual Death. If I am not wrong you joined them as last member to fill in the concert line up. Have you ever played as bass player in some other bands or it is your first time you took  bass duties in your life?

 

I came to Ritual Death in 2018 when Wraath offered me to cover the position as the bassist. Three years of Blood and Death and more to come, I  have marked this choice with fire on my skin. Nothing to regret. I never played the bass guitar before, but I give my best to Ritual Death's and help the band as much i can.

 

I’ve read on Wraath’sInstagram that you s are working on new full album and some other releases too. Can we expect first full length album of Ritual Death in 2021? Is the material similar to the previous ones or can we expect something totally in different style?

What Ritual Death is working on will be unveiled at the right moment.

I guess that it is Wraath who is making most of the arrangements for Ritual Death’s music. Do you and other guys also add some of your stuff to Ritual Death too or it is Bjorn that keeps full control on everything?

Ritual Death it's Wraath and Nosophors. They know what they have to do. Of course, we share our thought and critics.

Let us move to NATHR now. Could you tell us shortly how have you guys come up with this new project, name and the style of music you presented on the debut EP?

Nathr is a blend of the names Nathas and Northr, NA-THR. But it also means poisonous viper in old Norwegian…

Northr has a lot of potential to create something different than just Black Metal and I am proud to work with such a great artist.

We have created a Blackend Funeral Doom side project of Fh's, with a different view and expression. Also in this project, we are improving a lot, we already have really good reviews on our debutEp “Beinahrúga”. We are now working on a full-length album to be released somewhere in 2021 as well as a spilt Ep with Ordo Cultum Serpentis on Signal Rex.

I have to say that your debut EP is really promising material. I haven’t read the lyrics to  it but after looking at the artwork, track titles and generally listening to this material’s atmosphere it is about Death and Annihilation. Could you describe something about the lyrical aspect for this release?

"Beinahrúga", is a journey into our deepest darkness. "We start to dig up the somber emptiness of our souls, to express the grievances of life." The lyrics are different thoughts. but they have in common decadence and death. They are based upon my personal inner thoughts.

When the global situation will finally normalize can we expect that NATHR will have some concerts? Or do You prefer to leave it only as studio project?

I believe that we are able to present Nathr as something unique and grim and share the darkness on the stage. it’s something that the band needs.

 

I think we are approaching  to the end. Thank You for participating in the interview. It was a pleasure to talk with You. If you want to add something from yourself now it is your time to do it! All the best Man!

It has been a pleasure!!!

Hail Death -Hail Vanitas

-Selvhat-







Wilczyca to dwuosobowy projekt z Warszawy, który na początku roku zadebiutował w Godz ov War bardzo mocnym krążkiem, zatytułowanym po prostu „Wilczyca”. Nie zdążyłem się jeszcze do końca nacieszyć jego zawartością a zespół już wypluł z siebie drugi materiał. Postanowiłem zatem zadać im kilka mniej lub bardziej poważnych pytań, mając jednocześnie nadzieję, że odpowiedzi dotrą do mnie jeszcze przed ukazaniem się „trójki”. Na szczęście się udało. Chcecie, to poczytajcie, może się czegoś dowiecie.

Skąd wziął się pomysł na Wilczyce? I dlaczego jest to ona?

LOUVE: Nienawidzę tego pytania. Każdy je zadaje. Moja odpowiedź:
pomysł wziął się z dupy. (Dopiero zaczynamy, a Ty już kozaczysz. Jesteś kurwa niewychowany! Przyp. – j)

Dlaczego właśnie black metal?

LOUVE: Bo go słucham od gnoja. Czuję  tę estetykę w trzewiach, wibruję w ten sam sposób. 
W  1998 roku chodziłem do podstawówki i miałem szczęście natknąć się wówczas na radykalnych przedstawicieli „subkultury”- typowa przepierdolona ekipa z lat 90'. Jeden z tych koleżków nie zdał kilka razy i wylądował koniec końców w mojej klasie - finalnie dzieliliśmy razem ławkę. To był zupełnie inny kaliber fanów metalu niż dziś- cała szkoła bała się tych kolesi i słusznie bo większość z nich trafiło później do pierdla. Gościu był psychopatą, chlastał się po łapach na lekcjach a jedyne co czytał, to blackemtalowe ziny z tamtych lat. Po jakimś czasie  zakumplowaliśmy się, a ja zacząłem być wprowadzany do świata ekstremalnego metalu, który fascynował i  przerażał jednocześnie. Mam więc ogromne szczęście ,że udało mi się zetknąć z owym zjawiskiem w momencie w którym praktycznie wszystkie klasyczne zespoły wydawały swoje najlepsze płyty. Program został zainstalowany i działa do dziś. 

Wyskoczyliście jak Filip z konopi. To taka nowomoda, stojąca w opozycji do tworzonych przez was dźwięków, że od razu zapierdoliliście pełniakiem? Dlaczego pominęliście etap demo, EP-ek…?

NIDHOGG: Z konopi mógł wyskoczyć ewentualnie tylko Louve. (Aaa, czyli nie dość, że cham, to jeszcze narkoman? Przyp. –j) Ja się w konopiach nie lubuję. Mam 38 lat, jestem w pełni świadomym twórcą a etap demówek mam dawno za sobą .

Udzielaliście się wcześniej w innych projektach?

LOUVE: Nic wartego wspominania. większość osób z którymi ‚dane’ mi było działać to frajerzy. Tak to widzę po latach. Chuj im w dupę.  

NIDHOGG : Byli koledzy mogli by się za bardzo ucieszyć gdybym zaczął przywoływać ich przebrzmiałe 5 minut.

W zasadzie wasza płyta to niemal definicja minimalizmu. Rozpoczynając od okładki, jej kolorystyki czy samej muzyki zawartej na "Wilczycy". No właśnie, przekonaj mnie, że to celowy efekt a nie brak doświadczenia czy umiejętności.

LOUVE: Tak naprawdę chcieliśmy nagrać symfoniczny black metal a la jebane Dimmu Borgir, jednak finalnie powstała trzeszcząca sraka (śmiech).

W tworzonych przez was dźwiękach słychać wiele bezpośrednich inspiracji. Zastanawiam się na ile jesteście tego świadomi. Jest na przykład tak, że wpada wam do głowy dany riff i myślicie "O, to brzmi jak Kat, jedziemy z tym bo to oldschool”?

LOUVE: Staramy się nie być do końca świadomi tego co robimy w trakcie procesu komponowania. Są na to sposoby.  Najczęściej dopiero po zarejestrowaniu pomysłu uświadamiamy sobie że jest on mniej lub bardziej podobny do czegoś czym się jaramy. Owe podobieństwo nie krępuje nas zupełnie- Wilczyca to hołd dla klasyki. To chyba oczywiste. 

Który z was jest odpowiedzialny za warstwę muzyczną a kto za teksty?

LOUVE: Nidhogg odpowiada za teksty i wokale,  ja za cała resztę. Może to się kiedyś zmieni. Niewykluczone, że zdarzy mi się napisać lirykę - może nawet ją wyśpiewam. 

Skoro już jesteśmy przy lirykach, dlaczego zdecydowaliście się na język ojczysty. Tu też dominuje prostota, która z kolei może poniekąd ranić co wrażliwsze uszy.

NIDHOGG: Mnie z kolei razi Polak posługujący sie nieudolnie językiem angielskim. Zazwyczaj idzie na łatwiznę -brak mu wyobraźni , umiejętności oraz odwagi by wyrazić się w ojczystym języku.

Trzeba przyznać, że wokale to macie doprawdy opętane. Wasz wokalista nie był czasem pensjonariuszem zakłady w Tworkach? Bo chwilami takie sprawia wrażenie…

LOUVE: Nidhogg jest stałym bywalcem placówek tego typu. Po nagraniu debiutu musiał zostać ponownie hospitalizowany. Depresja, próby samobójcze, ciężka historia uzależnień (alkohol, narkotyk, dziwki ), zamiłowanie do autodestrukcji… Tego typu klimaty

NIDHOGG : Louve’a trochę poniosło z tymi dziwkami (które z resztą bardzo szanuję). Mam zdiagnozowanych kilka chorób psychicznych- tzw. chorób duszy i ciała . Byłeś kiedyś w zakładzie psychiatrycznym na oddziale zamkniętym ? Jeżeli nie żyłeś wśród ludzi, którzy spędzili swoją młodość w izolatce przypięci pasami, wyjący całymi nocami do księżyca, nie rzucałbym tak nonszalancko słowami takimi jak „Tworki”. (Mi się całe życie wydaje, że spędzam czas wyłącznie wśród takich. Tylko ktoś ich przypadkowo odpiął… Przyp. –j)

Jakie są reakcje na debiutancki krążek? Domyślam się, że skrajne…

Reakcje skrajne, jednak w naszym odczuciu dominują te pozytywne. Zainteresowanie zespołem jest naprawdę duże: dostajemy mnóstwo wiadomości z różnych zakątków świata, zaznaliśmy sporo atencji ze strony dziennikarzy. Pojawiają się pierwsi, że tak się wyrażę - “wyznawcy”.

"Wilczyca" nie zdążyła jeszcze ostygnąć a wy już wypuściliście kolejny materiał. Nie za szybko?

 LOUVE: Nie. (I chuj! Przyp. –j)

Materiał na taśmę "Horda" powstał w tym samym okresie co debiut? Pytam, bo kiedyś krążyły plotki, że na ten przykład Darkthrone nagrali od razu cztery pełniaki niemal za jednym podejściem.

LOUVE: ‚Horda' powstała mniej więcej  pół roku po ukończeniu prac nad debiutem. Proces komponowania i nagrywania  zajął jakieś dwa tyg. Nie chcieliśmy wydawać tego materiału latem, stad decyzja o szybkim wypuszczeniu materiału w świat.

Dobra, teraz jak na spowiedzi, kto wpadł na genialny pomysł wrzucenia tego mini w pierwszej kolejności na YouTube? To na mile śmierdzi pozerstwem.

LOUVE: Szkoda naszego  czasu na ten debilny wątek. (Debilny to był wspomniany pomysł, ale z grzeczności użyłem mniej obraźliwego przymiotnika. Przyp. –j)

Materiał ten ukazał się także na limitowanej do 66 sztuk taśmie. Ponownie pod szyldem Godz ov War. Dlaczego akurat Grzesiek?

LOUVE: Grzesiek to profesjonalista i pasjonat . Zna się na robocie i jara się naszym zespołem. Odpowiem więc  pytaniem na pytanie - a dlaczego nie? 

 Są plany na wydanie tego materiału na innych nośnikach?

NIDHOGG: Wykorzystamy letnią nudę i wydamy Hordę na CD z bonusami.

"Horda" to tak samo, jeśli nie jeszcze bardziej, surowy black metal. Gdzie waszym zdaniem leży granica między staroszkolną piwnicą a a-słuchalnym hałasem? Nie obawiacie się, że łatwo możecie ją przekroczyć?

LOUVE: Namierzenie owej granicy to klucz do ‚sukcesu’ jeśli chodzi o ekstremalny metal. Mamy subiektywne zdanie na ten temat, jednak koniec końców to odbiorca  odpowiada za ostateczny werdykt. Nie jest więc istotne gdzie naszym zdaniem znajduje się krytyczny punkt. Granica jest płynna, każdy stawia ją w innym miejscu. Być może przekroczyliśmy ją już dawno- z grubsza mnie to pierdoli.    

Jak długo zajęło wam zarejestrowanie obu wspomnianych powyżej nagrań? Zgaduję, że w zbyt wiele powtórek się nie bawiliście, tylko poszliście na żywioł.

LOUVE: Horda ok 2 tygodni (komponowanie i nagranie) , debiut trochę dłużej bo działaliśmy głównie w weekendy. Czysty żywioł- praktycznie zero powtórek, edycji, żadnego tego typu jebania. Taki styl pracy jest wpisany w status zespołu i wpływa bezpośrednio na charakter brzmienia. Pasuje do naszych charakterów oraz 'piwnicznej’ estetyki.

Planujecie grać koncerty?

LOUVE: Zagraliśmy kilka prób prze pandemią z naszym koncertowym bębniarzem. Poczuliśmy potencjał co do całego przedsięwzięcia tak więc jest duża szansa, że to się kiedyś wydarzy. Na drodze stoi oczywiście kwestia odgórnych obostrzeń, ale na to nikt nie ma wpływu.   

Jak traktujecie satanizm? Wyłącznie jako narzędzie niezbędne do wykuwania black metalu, czy jako coś poważniejszego?

LOUVE: Satanizm (w swoich dwóch odsłonach) traktuję  jako element szerszego systemu- Magii Chaosu. W tym ujęciu Kult Diabła to pragmatyczne narzędzie (jedno z kilku), służące do wyzwalania archetypicznej energii w celu używania jej do własnych celów. Owa energia rozlewa się na wszystkie aspekty osobowości, tak więc nie chodzi już tylko o muzykę.

Wyobrażasz sobie black metal bez satanizmu?

LOUVE: Moim zdaniem istotą Black Metalu jest przede wszystkim postawa antychrześcijańska w szerszym sensie. Satanizm to tylko jeden z systemów, który może ją realizować .W tym kontekście nie wyobrażam sobie Black Metalu który nie jest w kontrze do kościoła, za to wyobrażam sobie, że można ów w kontrę zbudować na zupełnie innej ideologii.

 Obecnie kręcą o tym filmy, opowiadają niczym starą baśń... Można powiedzieć, że black metal stał się towarem i czymś ogólnie akceptowalnym, nie sądzisz? A nie o to kurwa chodziło!

LOUVE: Wejdź w koszulce Mayhem  z  odwróconym krzyżem na klacie do przeciętnego polskiego kościoła w niedzielę, to przekonasz się jak bardzo jest on akceptowany hehe!. (Jeszcze 20 lat temu zapytałbym, który prawdziwy fan BM chodzi do kościoła, lecz w obecnych czasach to pytanie chyba już nie jest retoryczne. Przyp. –j). Owszem - ma on rzeszę fanów, jednak termin  „ogólnie akceptowalny”  to dość spora przesada, zwłaszcza kiedy mówimy o kraju w którym 95% społeczeństwa deklaruje przynależność do kościoła a władzę sprawują fanatyczni populiści (Ja miałem na myśli raczej pojawianie się Nerów w Galach i temu podobne sprawy, no ale chuj z tym. Przyp. –j)

Czy twoim zdaniem w dzisiejszej sztuce istnieje coś równie ekstremalnego jak black metal z czasów gdy płonęły kościoły?

NIDHOGG: Nie, dlatego wszyscy tęsknimy za latami 90’ymi (śmiech).

Słowo na niedzielę.

LOUVE: Knujcie wojnę! (Niech CO Krwawy Hegemon? A nie, czekaj, kurwa, to nie to…. Przyp. –j).
- jesusatan




Po dobrze przyjętej, pierwszej płycie „Debris of Faith” Serpent Seed zaatakował w tym roku swoim drugim, pełnym albumem wydanym w barwach Old Temple. Materiałem tym zespół umocnił swą pozycję na scenie i potwierdził jednocześnie, że ma sporo do powiedzenia na gruncie poczerniałego Death Metalu. Jest więc okazja, aby podpytać chłopaków o to i owo. Zapraszam zatem do lektury.

Witajcie. Jak zdróweczko? Wszyscy w pełni sił, aby ciągnąć dalej ten ciężki, metalowy wózek?

Witam Ciebie oraz czytelników. Średnia wieku w naszym kraju wydłuża się niebezpiecznie więc można przyjąć, że jesteśmy w połowie drogi, ale do geriatrii jeszcze kawałek. Wózek toczy się trochę sam, nie zawsze mamy wpływ na kierunek. Pilnujemy aby nie wypaść z torów.

Ok, gra wstępna zatem za nami, a teraz konkrety. Na początku cofnijmy się może nieco w czasie. Wasz materiał „Debris of Faith” został dość przyjaźnie przyjęty przez środowisko, a czy spełnił Wasze oczekiwania? Może z perspektywy czasu coś byście w nim zmienili lub zrobili inaczej?

Pierwsza płyta została odebrana bardzo przychylnie, może poza paroma wyjątkami. Na tyle entuzjastycznie na ile można było sobie pozwolić w przypadku zespołu „znikąd” bez koneksji, układów, czy innych pleców. Zostaliśmy ocenieni tylko na podstawie tego, co nagraliśmy. Bardzo odpowiadało nam takie podejście. Jakie można mieć oczekiwania względem debiutu w dzisiejszych czasach? Chyba tylko tyle, że piszący recenzje nie pojadą po nas jak po łysej kobyle. Koń jaki jest, każdy widzi. Nie mam w zwyczaju umartwiać się lub nabijać sobie łeb tym, czy można było zrobić coś lepiej. Płyta od dawna jest dostępna i chyba każdy kto miał ochotę odsłuchać ją, wyrobił sobie odpowiednie zdanie. Ostatnio też ktoś o to pytał więc będę konsekwentny - bez cienia wstydu podpisuję się pod tą produkcją obiema rękami.

Materiał ten został wydany przez The End of Time Records/Under the Tyrrants Banner, czy byliście zadowoleni z tego, co dla Was zrobili?

Tak, wszystko odbyło się zgodnie z planem, obaj Panowie wywiązali się ze swoich obietnic. Z tego miejsca wielkie dzięki dla Devastatora z The end of Time Rec. oraz dla Wojtka z Under the Tyrrants Banner. Mam nadzieje że nasza współpraca była korzystna dla wszystkich stron.


Ok, przejdźmy teraz do Waszego najnowszego dziecka, czyli do „Death and Decay Considerations”. Od premiery upłynęło już kilka miesięcy, powiedzcie jaki jest odzew na tę produkcję w branży i przede wszystkim jak reagują na nią fani?

Płyta zbiera dobre recenzje, przy dzisiejszej ilości wydawnictw myślę, że udało się nam utrzymać odpowiedni poziom, tak nam się przynajmniej wydaje. Docierają do nas pozytywne opinie ludzi nie związanych z branżą, maniaków którzy po prostu słuchają muzyki, płyta „wchodzi”, podoba się, jest zauważalny postęp w kwestii brzmienia i aranżacji. To nas cieszy - coś nad czym pracowaliśmy znajduje uznanie i podoba się komuś prócz nas samych.

A jak to się stało, że skrzyżowały się drogi Wasze i Old Temple? Mieliście wizje, że to właśnie Eryk wyda Waszą najnowszą płytę, stado demonów Was tam zawlekło, Szatan obiecał 40 dziewic, które na każde zawołanie będą ssały Wasze fujary, jeżeli wydacie w tej stajni materiał, czy odbyło się to w najbardziej prozaiczny sposób, czyli typowa machina promocyjna, rozsyłanie promosów do potencjalnych wydawców itd. itp., a może wyglądało to jeszcze inaczej, np. Eryk obiecał Wam stado wielbłądów za możliwość wypuszczenia tej płyty z logiem Old Temple?

Co obiecał nam Eryk niech skryje zasłona milczenia. A tak bardziej serio to wysłaliśmy do niego płytę mając już dogadany temat z Devastatorem z The End of Time Records. Liczyliśmy na to, że płyta ukaże się w kooperacji tych dwóch wytwórni, co da nam szansę zaprezentowania się dużo szerszej rzeszy odbiorców. Udało się, Panowie wspólnie wydali ten CD i chwała im za to. Nam bardzo odpowiada taki układ i mamy nadzieję na to, że taki stan rzeczy będzie się utrzymywał w przyszłości. Wielbłądy dotarły, stado dziwek od Szatana jest w doręczeniu, więc wszystko się zgadza.

Abstrahując od Waszej obecnej sytuacji wydawniczej, czy gdyby zgłosiła się do Was np. Nuclear Blast i zaproponowała kontrakt, to byście się skusili? Chcielibyście być numerem 985444516428 (cyfra przypadkowa, żeby nie było, że liczę wydawnictwa Nuclear) w ich katalogu, czy raczej wolicie mniejsze wytwórnie, które są bliżej zespołów, a z ich właścicielami czasami można wyskoczyć na wódkę?

Cyrograf już spisaliśmy i to nie z Nuclear Blast czy innym molochem. Wiem że to pytanie bardziej ma na celu sprawdzić, na ile jesteśmy świadomi własnej wartości jako twórcy i czy jeszcze nas nie pojebało, lub może czy są powody do obaw o stan samouwielbienia, hahah. Jesteśmy w dobrym miejscu i to zarówno jeśli chodzi o muzykę jak i wytwórnię.

A teraz o samej muzyce. Podobnie, jak na debiucie obcujemy z bezkompromisowym Death/Black Metalem, słychać tu sporo szwedzkiego, grobowego grania, jednak mam wrażenie, że środek ciężkości na tej płycie został przesunięty bardziej w stronę Śmierć Metalu. Takie były założenia, czy wyszło to naturalnie podczas procesu twórczego?

Szwedzki stół jest pełen smakołyków i zamierzamy jeszcze długo z niego żreć, co jednak nie definiuje nas jako typowy death metalowy twór. Płynna granica po której balansujemy daje wiele możliwości i nie wymusza od nas trzymania się sztywno którejś ze stron. Tym razem zniosło nas bardziej w stronę grobu, a jak będzie w przyszłości czas pokaże.

Słuchając Waszych wydawnictw odnoszę wrażenie, że generalnie nie trzymacie się kurczowo jednej szufladki. Nie ważne, czy to Black, Death, Thrash czy piosenka biesiadna, liczy się dobra muzyka i jeżeli coś akurat pasuje do Waszej koncepcji, to nie wahacie się tego użyć, byle to żarło konkretnie, mam rację?

Liczy się dobra zła muzyka i to powinno wystarczyć. Jakich środków użyjemy aby zobrazować to co chcemy przekazać nie do końca jest istotne. Jeśli cały utwór w naszym mniemaniu jest świetny, to czy solówka lub riff heavy metalowy jest problemem? Cenimy sobie właśnie takie podejście do robienia muzyki. To daje nam wolną rękę.

Odważę się teraz na chwilę szczerości. Wasza druga płyta to nie jest wg. mnie jakaś totalna petarda, która rozpierdala wszystko co chodzi i na drzewa nie spierdala. Jest to dobry, solidny gęsty materiał. Ma on jednak olbrzymią zaletę, wkręca się pod potylicę i ciężko go stamtąd wypierdolić, tyle że trzeba poświęcić mu trochę czasu i skupienia, nie można podczas jego słuchania pałaszować pomidorowej z puszki, robić na drutach, czy lizać odbyt puszystej dziewoi. Kurcze, może to głupie pytanie, ale jak się robi takie właśnie płyty?

Cieszy nas fakt, że śmierć i rozkład nie chce zniknąć z Twojej głowy. Odczytujemy to jako słowa uznania. Tak jak sam słusznie zauważyłeś, nie jest to płyta która ruszy z posad ziemię. Jesteśmy tego w pełni świadomi. Pracując nad tą płytą stawialiśmy na to, aby możliwie jak najwięcej upchnąć w niej treści muzycznej. Nie jest to skomplikowany technicznie materiał a jednak gdzieś posiada (mam nadzieję) drugie dno. To dokładnie to o czym mówisz - pojawia się chęć dosłuchania tych elementów które pojawiają się w trakcie kolejnych odsłuchań

W jaki sposób odbywa się u Was proces twórczy? Kto, co, jak i dlaczego?

Numery powstają na próbach, każdy z nas rzuca coś co ma i staramy się do tego dograć. Powstaje szkielet utworu, który z czasem zmienia się dość mocno lub w razie braku akceptacji kończy swój żywot. Czasem któryś z gitarników ma gotowy numer, nad którym pracujemy wspólnie starając się „uzbroić” go w jak najwięcej smaczków, detali … Podczas pracy nad "Death and Decay Considerations" mieliśmy ten problem, że 70% materiału powstało bez udziału perkusisty. Możliwe że to była przyczyna, dlaczego tak starannie dobieraliśmy partie gitar i basu. Tłukliśmy do metronomu do wyrzygania, nie tracąc wiary że całość z perkusją zabrzmi tak, jak nam w głowie grało. Jak widać plan się powiódł, płyta powstała i da się jej słuchać.

Nieopierzonymi szczylami już nie jesteście, każdy z Was z niejednego, metalowego pieca chleb jadł, jakieś tam swoje doświadczenia macie. Jak oceniacie w związku z tym aktualną kondycję Polskiej sceny ekstremalnego grania?

Myślę że jest bardzo dobrze, jest masa kapel które radzą sobie świetnie nie tylko tu w kraju, ale też za granicą. Mamy kilka bardzo mocnych zespołów, które są rozpoznawalne i nierozerwalnie kojarzone z polską sceną muzyki ekstremalnej, co z kolei buduje jej pozycję na świecie i nie mówię tu o typowym metalowym mainstreamie. Pozostaje cieszyć się i wspierać rodzimych twórców i ich dokonania.

Co w ogóle oznacza dla Was słowo „ekstremalny” i jak myślicie, czy można w muzyce metalowej przesunąć granice ekstremy jeszcze bardziej?

To słowo mocno się zdewaluowało w ostatnich latach i dziś już niewiele znaczy. To, co będzie ekstremalne dla nas, dla innych będzie czymś być może lekko awangardowym lub po prostu standardem w obrębie gatunku jakiego dotyczy. Metal chyba został już wymyślony od A do Z, poruszamy się w nim żonglując gotowymi patentami, stosując swego rodzaju układankę. A ekstrema ... No cóż, to bardzo subiektywne odczucie, możemy ścigać się w kwestii brzmienia, liryk, wizerunku scenicznego a i tak muzyka, jej siła lub brak będzie weryfikowana przez słuchaczy. To do nich należy ostatnie słowo i werdykt ile ekstremy w ekstremie.

Wiele zespołów stosuje specjalnie przygotowane rekwizyty i stroje do występów live (Portal, Necroschristos, Gwar). Jak sądzicie, czy istnieje jakaś granica „teatralności”, po przekroczeniu której narażamy się już tylko na śmieszność i drwiny odbiorców?

To kwestia, na ile jesteśmy w zgodzie z samym sobą i jak czujemy się w tej „scenografii”. Jeśli koresponduje to muzyką i bije z tego szczerość przekazu, to publiczność to kupuje, nie czuje się oszukana. Ocierając się o kicz musimy być świadomi, że nie wszyscy to zaakceptują, ale jeśli wykonawca czuje swój image, to chyba ma głęboko w chuju/piździe co inni sądzą na ten temat. Granica zatem jest tylko w umyśle odbiorcy sztuki z którą ma okazję się spotkać.

A tak w ogóle, to co legło u podstaw założenia Serpent Seed? Chcieliście być gwiazdami ciężkiego grania, marzyliście by pławić się w dziwkach i majonezie, czy powody były zgoła odmienne?

Metal Panie! To główny powód dla którego postanowiliśmy pograć razem. Każdy z nas miał jakieś doświadczenie w tej kwestii, okoliczności były sprzyjające i postanowiliśmy coś wspólnie zdziałać. Tylko tyle albo aż tyle, zależy jak na to spojrzeć.

Co porabiacie poza graniem w zespole (nie licząc ewentualnej pracy zawodowej)? Jakie są Wasze „odskocznie” od świata metalowego hałasu?

Film, książki, sport, elektronika, łażenie w góry, ogrodnictwo, modelarstwo, aktywny wypoczynek na łonie natury z całym dobrodziejstwem inwentarza, hhehhh.

Teraz pytanko z całkowicie z innej beczki. Co sądzisz o obecnej sytuacji na świecie? Coraz więcej konfliktów zbrojnych z jednej strony i niemoc organizacji międzynarodowych powołanych kiedyś do przeciwdziałania takim sprawom. Przykłady można mnożyć w nieskończoność: sytuacja na Ukrainie, aneksja Krymu, Państwo Islamskie, napięcia na linii USA-Iran, ataki terrorystyczne. Czy sądzisz, że w dalszej perspektywie czeka nas jakaś globalna rozpierducha, przewartościowanie i zmiana niektórych regulacji?

Obawiam się, że w niedalekiej przyszłości świat Białego Człowieka będzie poddany konfrontacji ze światem islamskiej zarazy. Niewykluczone, że takie działania będą prowokowane przez samych białych, którym marzy się nowy układ kart. Wojny religijne towarzyszą rodzajowi ludzkiemu od dawna, to nic nowego. Musimy być świadomi, że nic nie trwa wiecznie. Osobnym tematem jest całkowita ignorancja Natury, którą eksploatujemy w sposób niekontrolowany, a wobec której jesteśmy niczym. Mam nadzieje że kiedyś nam się odpłaci i zdmuchnie ten ludzki śmieć, którym jesteśmy. Poza tym wszystkie cywilizacje się kończą i nasza też musi się skończyć. Pozostaje tylko pytanie kiedy?

Wróćmy do tematów muzycznych. Najbliższe plany koncertowe? Trasa, letnie festiwale, czy raczej pojedyncze sztuki? Jeżeli ktoś chciałby zaprosić Was na koncert, to jakie warunki  powinien spełnić?

Cały czas kompletujemy skład. Do pełni szczęścia brakuje nam perkusisty więc póki co, nie ma sensu snuć planów koncertowych. Mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości znajdziemy odpowiednią osobę. Nie mamy dużych wymagań, jeśli chodzi o koncerty, wszystko jest do dogadania, zwrot kosztów dojazdu, jakiś browar, żarcie. To wszystko.

Może jeszcze za wcześnie o to pytać, ale dłubiecie już coś z przeznaczeniem na nowy materiał?

W tej chwili mamy 4 nowe wałki i cały czas intensywnie pracujemy nad nowym materiałem. Trudno będzie umiejscowić w czasie nową płytę, ale działamy i to jest najbardziej istotne.

Dobra, a teraz coś z gruntu dziś pytanie - dziś odpowiedź, czyli kilka krótkich pytań i poproszę o odpowiedzi, które jako pierwsze wpadną Wam do głowy, coś na zasadzie szybkich skojarzeń:

a. Wódka czy Browar?

Wódka

b. Anarchia czy „Ordnung” ?

Ordnug

c. Oral czy Anal?

Oral

d. Co ważniejsze, duże przyrodzenie, czy długie pierdolenie?

Długie pierdolenie

e. Bóg czy Buk?

Buk

Dzięki za poświęcony czas. Trzymajcie się ramy, to się nie osramy. Ostatnie słowo należy do Was, jeżeli chcielibyście coś dodać, złożyć komuś dziękczynienie, przesłać wyrazy szacunku i zaufania to teraz jest ten moment.

Dziękujemy za wywiad! W szczególności Tobie za cierpliwość. Czekajcie na nową płytę i mamy nadzieję do zobaczenia na koncertach!
Hatzamoth


I’m not an expert in Salvadorian scene. In fact, as far as I remember, Morbid Stench may be the first band I’ve heard coming, partially, from that country. As their debut album, released by Polish Putrid Cult, is a total badass, I decided to contact The Mad Butcher and ask him a few questions about this and that. Enjoy.


You are a fresh band on the scene. Tell me how did the story of Morbid Stench begin? I know you had all played in different bands before joining forces.

The Master Butcher: Thanks my brutal friend, well, I guess it all started when Morbid approached me about 5 or 6 years ago to do some trades. Back then he sent me some copies of his band Conceived by Hate and I sent some copies of Insepulto first album Morbid Spawn of Resurrection. Later we continued talking and at certain point he mentioned about this project he was doing called DISORDER and we agreed I could sing 2 tracks off the album called EN EL RIO DEL OLVIDO. Once both tracks were finished we thought that sounded really good and from that moment on, we started talking about doing a permanent project that ended up being MORBID STENCH.

Why did you choose such a stinking name for the band? By the way, what's the most morbid stench you have ever smelled?

The Master Butcher: To tell you the truth, when we decided to start the project, Morbid had the name and the logo were already done!!! Worst smell...I would say it was when we played our debut show in El Salvador in 2017, I asked Morbid to get a piece of rotten meat on a recipient so we could open it just before starting to play.

Who's the main composer in Morbid Stench? Does each member have their duties in the band or you cooperate on each field?

The Master Butcher: The music is carried out mainly by Morbid, he is the musical master mind behind MORBID STENCH, sometimes Purulent or my self give some feedback about particular elements, but it is fair to say the music comes from him.

What was the response for your earlier materials? Did it reach Europe? Any plans to reissue them?

The Master Butcher: The response has been pretty good, I mean, our debut EP THE STENCH OF DOOM sold out 200 copies in tape format in a matter of months, I still receive inquiries if it is going be re issued some day.  I think is a pretty good release, actually a small Polish Label called Til you Fucking Bleed Recs (don’t precise the exact name honestly), did a reissue a year after the original.

Later we recorded the track for the 7“ split with NECROGOD which also did very well, I still have last copies and response has been pretty good considering all the digital and streaming options people have today.

In the short term I don’t think these would get re issued, is more probable to come up with a short release in 2020, there are some options to go that way, but only time will say.

How did you get in contact with a Polish label? Did they contact you or just on the contrary?

The Master Butcher – When we started recording the album, we had no label identified to release the album, so when it was finished,  Morbid and me, started doing a research of possible labels to send a promo. He had already contact with Morgul because of their businesses with both of their labels (Morbid runs a label called MORBID SKULL Recs – the most serious in Central America if you ask me). At certain point Morgul received the promo, the rest of the agreement was worked out pretty straight forward.

Before you released the album for Putrid Cult you had been negotiating a deal with yet another Polish label, which almost led to a conflict as they were both to announce the release date literally within days. What led to this confusion?

The Master Butcher: Yes, at certain point before taking the Putrid Cult option, there was another label we had an agreement with.

What made you eventually release the album for Putrid Cult? Had you known the label? Which of its releases do you value most?

The Master Butcher: We felt more interest from Morgul given he had the chance to work two different formats (CD & Vinyl) and that makes things more interesting from a band standpoint.  As said before, Morbid was in contact with Morgul already, I didn’t know Putrid Cult until that moment. I have checked some of his releases, pretty crude stuff, but I must confess I contacted Morgul for an upcoming release that I must got to have...the SINISTROUS DIABOLUS album, that’s a MUST HAVE ITEM for sure.


If you're releasing in a Polish label, tell me what do you know about our country, what comes to your mind first?

The Master Butcher: I would say, a palace with low temperatures, cold weather, lots of vodka to deal with that and in general a country with a rich history, steady economy and developed political system. Musically speaking, the home of some serious heavy weights of death metal.  Never been there but I would love to.

There are strong influences of British 90s bands in your music. How did you become interested in this genre? Do you often return to those classic albums, like "As the Flower Withers", "Gothic" or "Serenades"?

The Master Butcher: In my case I’ve been a huge fan of slow and doomy bands since back the 90s, feel pretty connected with the Finnish scene and their sound, you know, that moody and obscure aura bands like old Thergoton or Rippikoulu used to have. In the case of the bands you mention, of course I really liked their earlier stuff...and we can’t forget Cathedral and their mighty Forest of Equilibrium...that album led deep traces when I first checked it...or how about (not British I know) Winter from the States and the album Into Darkness...how about Paramaecium from Australia and their brilliant work Exhumed of the Earth?...that’s classic stuff sir...and from all that, at least in my case, I feed myself to come up with what I do.

Where do you look for inspiration for your tunes and the lyrics?

The Master Butcher: If you look at the credits section of our album, you can read that the music is composed by Morbid via SELF INDUCED CATHATONIC HALLUCINATIONS so no one better than him to explain the process ok? Now about the lyrics, I usually sit down and listen the demo versions of the songs, depending on what I feel from the music, start writing the lyrics...when I get to the studio I already know what I am going to do. However I ALWAYS leave a margin for improvisations, you know things that were not planned but are very useful because help making things more spontaneous and fluent...not so rigid...and based on my experience, the final outcome improves a lot because at the end, the mission of every artist...call it musician, vocalist, etc...is create and share emotions with the listener or the public.


Talking about the lyrics, hardly anyone bothers to read them. Do you find them important in for your band? Are they just stories about the rotting dead or you try to force some thinking with them?

The Master Butcher: Absolutely my friend...everything is part of a concept, everything is connected with something bigger and lyrics are essential part of that, Lyrics serve to share the content of what you try to communicate. With MORBID STENCH I like to use ecclesiastic concepts mixed with dark and evil matters to finally try to create something bizarre and special not just a fool bunch of gory terms.

Do you feel more honored or upset when people compare Morbid Stench to early Paradise Lost or early My Dying Bride?

The Master Butcher: Honestly speaking?...at least in my case, I don’t hear that comparison often...I think, however, that‘s good because in certain way there is an embedded message saying we are doing our stuff within goods standards given that My Dying Bride and Paradise Lost are cornerstones of the genre.

The sound on your album is massive and heavy as hell. Can you tell a bit about the place where you recorded "Doom & Putrefaction"? How much time did you spend in the studio?

The Master Butcher: Music was recorded in a studio called Vispera del Demonio in El Salvador that is owned by Morbid, while vocals were recorded here in Costa Rica in studio called Planeta C. The mix and mastering was performed in Sweden and even when you are not asking, let me add the cover photography and the ones in the layout were purchased to a female Mexican photographer who did a really good job. So, as you can see, this is quite an international release I guess.


Putrid Cult will release a CD version of the album. What about other media? LP or cassette tape is also in plans?

The Master Butcher: Actually they will take charge of the CD and the LP version. The tape version is coming through Morbid Skull Recs in black and grey color, pretty cool if you ask me to have our stuff in three different formats.

Do you agree, that the genre you perform is now practically dead or at least hardly fertile in good quality bands?

The Master Butcher: Well that’s relative, I mean, in the case of Morbid Stench our proposal goes with the combination of elements from classic Doom and classic death, there you can get the British influences we mentioned earlier. However, there seem to be a new wave of underground bands working pretty similar approaches but in a more crude and raw manner...for example you got Mortiferum, Malignant Altar, Ratlord, Symptom to name few.

Recently I talked to Morbosatan from Peru and found out it's very difficult for bands from that country to break through. How is it to be a metal band in El Salvador or Costa Rica? Are there many maniacs in the countries?

The Master Butcher: Probably is hard in every place, I mean, there are tons and tons of bands emerging every day, with that said, you need to be able to develop your own thing, develop those elements that are able to step up from the countless bands nowadays. In the 90s maybe the geographical factor was an element to consider as a barrier, but now with the internet explosion, that has been fixed, which by no means, represent that things are easier.

Thinking of El Salvador recalls Pete Sandoval, the man who discovered the power of light. You think he overdosed the white powder? What's your attitude to religion of any kind?

The Master Butcher: Religions are creations from human superstitions, defined to dominate and control the weak minds. Religions are empty places where no truth exists...where ignorance is seen something good...where knowledge is seen a evil...religions deny human nature and condemn entire societies to misery and disgrace. The mankind had a step forward with the discovery and use of fire...now our next big step as specie is to bury religions, that will set the world free from ignorance and will allow us transcend.

Morbid – Yes I guess Pete Sandoval is the most famous Salvadorian metaller known but for me what he did was out of El Salvador environment so even though I respect what he did in the early days it is not a person I could take to follow, I prefer to try be a leader and not a follower so I trace my own path in terms of what is been done from this country. I would prefer to recall Dave Castillo (also Salvadorian drummer) from DECEASED that passed away weeks ago, he was loyal to metal until the end. Regarding religions I really do not care much about it, maybe I can say the its up to every people and which is bad is when it becomes an oppressive movement that does not respect different points of views. I see a lot of black metal bands screaming about a way against Christianity and anti-Semite movement bla bla bla but how many Christian they have killed? I can say that probably none otherwise will probably be in jail so where is their war there? Its better to watch your mouth and not talk too much bullshit on the social media so that is why i really do not care much about it, i prefer to get focused on what I am doing.


You are probably the first band from El Salvador I've ever come across. Is there any scene in the country? Any bands worth recommending?

Morbid: Yes this country is not known in the international metal circuit, i have been active since early 90s i think in that era all was better in a way, there was more passion in the air but know its a lot more about egos so i really have not paid attention to what other people is doing locally since early 2000s.


The Master Butcher – Actually MORBID STENCH is half from El Salvador and half from Costa Rica, Morbid & Purulent are from San Salvador while me from San Jose, Costa Rica. I don’t know what the other guys think but in my opinion the most steady and developed underground scenes are in both of our countries. Not the other Central American scenes are bad, is just that I feel Costa Rica and El Salvador as the two countries with more chances to produce metal music within higher standards in general. Bands to recommend, I would say Kabak from El Salvador, these guys were too way ahead of its time when it comes to brutal grind death, check out the demo “30 Semanas de Defecacion“ released in 1995. Current stuff would be Invocation of Death, a project of our drummer Purulent very much influenced by Dismember, really killer stuff. Do not forget to check out Witchgoat and their latest work Egregors of the Black Faith released by Morbid Skull Recs...simply imppressive stuff. About Costa Rica, the historic band would be Pseudostratiffied Epithelium where I used to sing many years ago, also Mantra is the oldest still running bands and play thrash death. New bands to recommend...Bloodsoaked Necrovoid who has recently released an Lp 12“ with Iron Bonehead Recs and play a dense mixture of cavernous doom and death, really interesting...also Pazuzu much more into death metal as well as Astriferous whom recently released a demo with Me Saco un Ojo Recs.



I know you are not the youngest hehe! Do you still follow the world scene? Can you still find anything refreshing or interesting on it?

The Master Butcher: Absolutely...I try to know what is going on with the scene, specially underground stuff. It’s hard you know because as said above, there are so many bands making this task so difficult. Currently I came across Noose Rot which ...blew my head off man...also I recently found Symptom which are brilliant from every standpoint...or Rotted and their album Pestilent Tomb is a master piece of slow death doom.


There are plenty of bands that keep their metal oldschool. What makes it better than the modern sound? Or maybe you think just the opposite?

The Master Butcher: I don’t think there are better or worst perspectives, what counts for me is how real and  and coherent are you with the stuff you do. Now if you ask me, from a commercial stand point, underground classic old school death doom does not seem to be the most profitable effort if you look to make some money out of this, if making money was my motivation, I’d rather take the modern cliché options...maybe I would hire a female vocalist, maybe would try to do a copy of Arch Enemy or any shitty band like that...I would even dare to do clean singing and would start promoting my band with expensive professional videos in Youtube and sending promos only to big labels...but you know what?...I am getting all I need from the music without all that. 

I believe metal is your life, but do you have time for any other hobbies? Or it's all about music?

The Master Butcher: In m case I have a normal job, pay bills, raise a 12 years old kid, from time to time hang out with friends and also run a small distro service called TMB METAL DISTRIBUTION where I import only the music I like and you can check the web store at www.tmbmetalditribution.com

Do you think today, in the era of the Internet, such artifacts as paper zines still have the right to exist? Do you sometimes read or collect any?

The Master Butcher: Yes I think they still are valid vehicles to spread this music...however, they have lost ground due to webzines and so, but I still find interesting to see magazines, and every time I can, I get my self one to have something to read. Is just so different to read the paper than a monitor o cell phone screen...don’t you think?

What are your plans and hopes concerning the band? Any live shows in Europe maybe?

The Master Butcher: Yes well...we have spoken about doing some shows in Europe, but Morbid takes care about that so I am not quite sure if this is happening or not. As mentioned above, we will be releasing a small item in early 2020 but I can’t give more details, the only thing is there will be a new song composed for it.

Thank you very much for your time bro! Hope to meet you in person one day. Take care and say some last words for those who are reading the interview.

The Master Butcher: Thanks to you my friend, for your interest and friendship...and yes...hope some day we can gather and grab a beer and talk about this music. Infernal Greetings to all the readers... The Master Butcher!!!
- jesusatan





Sarcator are a young band from Sweden. Even if they’re all still teenagers, they strike with high quality old school death metal with the feeling of early 90s, when their existence wasn’t even planned by their parents. Currently, after releasing two EPs “Screams From Below” and “Sepulchral Noise” they are working on the material for their debut album. Therefore I decided to ask the young pals some questions, to find out what they have to say. Take a read and definitely check their music.


Before Sarcator you played as a Metallica cover band. When was the first time you thought about playing together as Sarcator?

Yes, we started out as a Metallica cover band/ensemble, but did some other covers as well. Not long after our vocalist/guitarist Felix showed up and we started to make our own material. It was around the summer of 2018.

Who came up with the name Sarcator and what does it refer to?

Sarcator was actually the working title for our song Deicidal. The name is actually a mashup of Sarcófago and Kreator! We had another band name at the time we worked on Deicidal but we decided to take Sarcator because the name sounded more ”thrashy”.

Where do you rehearse and how often do you practice?

We have always rehearsed at N3, where you can rehearse and take instrument lessons. We are now actually playing at the same rehearsal room as we did when we started the Metallica cover band 5 years ago! We usually rehearse every Saturday, but on  holidays we try to rehearse as much as we can!

Who is the main composer in the band? What’s the other members’ contribution in the music?

It’s funny because we don't really have a ”main composer” in the band. Mateo and Felix are usually the riffmakers. You can hear the difference in the riffs, but all the members came with their own ideas to every song we've made so far :)

What’s the most important in music for you? Brutality? Melody? Or maybe something else?

In our songwriting we focus on brutality and sounding the old school way.


In your tunes we can clearly hear the influence of melodic Swedish death metal, but also the death sounds from the other side of the ocean, like Death or Morbid Angel. What other artists do you listen to besides metal music?

Not much non-metal stuff actually, but some of us listen to some rock/hardrock/rock 'n' roll bands.

Have you already had a chance to play a professional gig? What is your experience with playing live shows?

We have only played one gig as Sarcator and not a single one with a full lineup. However we will be giving two live shows this year and some other are planned for the next year!

Both EPs have slightly different sound. Did you record them in the same place? Tell me more about those sessions.

Screams from below was all recorded in our home studio with Marko (Tervonen, the guitarist of The Crown and the Studio MT owner– jesusatan) (studio MT). Except for the drums that were recorded at the studio in N3. Sepulchral Noise was from the beginning supposed to be a ”rehearsal” demo. N3 had an event where you could play 1 song (one take recording). We did actually sneak in the song Sepulchral Noise in Desolate Visions at the end of the song J But we didn't like the result of it so we recorded everything again (except the drums) with Marko (studio MT)

Does the fact, that you have an easy access to a recording studio help much? Or do you have to bribe the owner to enter it and record your ugly music at night?

Luckily he is easy to bribe. He’s happy with hearing some high quality metal :)

On the photos you look totally oldschool, especially the one taken by the brick wall, similar to a photo of a certain band. What do you think about newer kinds of metal music? You like any of them or it’s simply the old school that rules?

Old school is always True School, but of course we like some new stuff. They are usually trying to sound old school, as much as we do :) There is also some new stuff that inspires us, like Hellripper, Hellbringer or Deathhammer!

In the mentioned photo you hold an inverted cross. What is your attitude towards religion? Is it only symbolism or you think there is some force above us all?

Oh, the good ol' cross that comes from the woodwork in school haha! That cross thing is totally ripped off from the classic I.N.R.I album cover of Sarcófago! The crosses and pentagrams are always used for the photos to look old school :)

What are your lyrics about and what inspires you while writing them?

Most of the lyrics are simply made up stories about total destruction and stuff like that.

You’re all teenagers and students. How do you find time to play with the band? Do you have time for other hobby?

We are only using Saturdays as our rehearsal day, so we don't always have the time for rehearsing with the band for now.


You have released two EPs digitally. Any plans for releasing it in physical form in the future?

EPs, Demos, Singles, whatever you may call them. Yeah, of course, that would be great. The only physical stuff we have released so far is some t-shirts for the band and some other people that helped us with Sarcator, but we hope to see some physical stuff after the first album release!

What was the response for the mentioned above? How do you react for negative reviews?

If you don't like us, but offer constructive criticism, we take it into account.

When I was you age we used to think every Swede involved in metal music had his own band. Does it look similar now? Are there many young bands in your area? Any worth recommending?

No, it's not similar at all now, but there are some cool bands worth checking out, like Eternal Evil for example. They are around our age and play some kickass Black Thrash Metal. There are some other bands around that area worth checking out too!

How is the recording of a debut album going? Started it yet?

No, we’re  still coming up with new changes in our songs, but we've made 9 of them so far and still working on the 10th one, the last one on the album. However, we still have to add some lyrics/solos and other details.

What’s the album of your life?

Felix - Hell Awaits, Jesper - Kill’em All, Mateo & Emil - Storm of the lights bane.

What are your dreams and hopes concerning the band?

For now it would be great to play some gigs and sign with a label.

-         jesusatan




Insurrection is a band from the Netherlands that is not well known in our lands. However, I hope that it will change soon, because soon (exactly 30.08.2019) the debut album of this group titled "Circles of Despair" is released, and you can take my word for it, it's a very good piece of feisty, venomous muse, which especially fans of At the Gates, Legion of the Damned and Carcass from the time of "Heartwork" will love deep and lifelong love. This album also kicked my ass solidly, so when the opportunity arose, I decided to ask one of their guitar players Marten Hutten a few questions. I invite you to read.

Hello Marten, this is Bart from Apocalyptic Rites, how are you?
Hi Bart, I’m very well! I just came back from a nice holiday and I couldn’t think of a better way to celebrate coming home than releasing our very first album! 
Before we get to the point, tell me please, have you ever wondered why metal is a genre that captured your soul? How did your adventure with this extreme form of artistic expression begin?
I have actually thought a little bit about this, coming from a more classical background someone might not expect a person to love Bach and also love metal. But I think I fell in love with the constant barrage of pounding drums and exciting riffs that really draw you in and make you want to listen to them again and again just to figure out what the hell is going on! And for me it all began with the absolute legends: Metallica. My sister’s boyfriend listened to them and I think I was hooked after hearing ‘One’. It was pretty much spiraling down towards the heavier stuff from there… ;)
In a few moments the premiere of your first album titled "Circles of Despair", which can kick the shit off a listener. So far, what has those who had the opportunity to listen to it say about it?
I mean, I always believed we make pretty exciting music and we do try to work on every detail to make our songs the best they possibly can. But even having that in mind the reviews have been overwhelmingly positive. Even my mum has managed to say that she likes ‘Non Existent Fall’ when I showed her the video, though she did say she found the outfits to be a bit scary.. 
What are your hopes for this album?

I just hope that everybody who listens to the album enjoys it, appreciates the hours, sweat and tears that went into it and maybe comes to a show to cheer us on. Whatever happens besides that is just a bonus! 
How does the creative process take place? Who, what, how and why?
We really work as a team. This means that pretty much all the songs are co-written by the whole band. Maybe this is why we take a bit longer than average to produce material, because we all have to agree… But I think the results justify the approach. Usually, a song starts with a (couple of) riff(s) by either Armand or myself. Then we toss it over the fence to the lads to have their say, to add, change, polish and send it straight back. Once we have kind of a defined idea of what the song will be like, we will start the process of adding the drums, fiddling with the arrangements, writing the lyrics and vocal lines, again fiddling with the arrangement, adding layers and after that we go back and evaluate again what we have. If it can stand the final scrutiny, we have a song! If not, we either go back to the drawing board to work on what we feel is missing, or in some cases we put the song on hold until we know how to proceed (which might take anything between a month or multiple years). 
Are you satisfied with the sound of the album? Personally, I think the drums are a bit too synthetic, which I wrote about when reviewing the album. The production process went smoothly, or maybe some spicy stories (quarrels, freaks, orgies) that he will remember until the end of his days?
I’m very happy with the work that Frederik Nordstrom has done, I think it has come out the way we envisioned it. Not entirely sure what you mean with synthetic, but I do know that Douwe is a really tight drummer (and his drumming is tight too!). Because Fredman Studios is quite some kilometers away from our home base, it was not really an option for us to sit down with Frederik and produce some real orgies (besides orgies of sound of course..). 
On "Circles ..." you can hear that you feel best in powerful, poisonous, melodic Death Metal richly seasoned with thick, spicy Thrash touch. However, you do not go into exaggerated bullshitting, your music has a claw and it is specific. Why do you think some bands from this trend, despite many years of being able to stay on stage and be the class (Dark Tranquility, At the Gates, Legion of the Damned), and others whose names I will not mention,  not to make them ads, go towards easily digestible, soft pulp that has as much in common with metal as me with the priest of the nearest parish?

Funny you should mention the priest, I’m actually writing a song about that, but that’s a different story… I mean, I cannot speak for other bands, but I know that I always try to do something different, so that might explain some people to go in different direction than the nice thicc MeloDeath sound you talk about. We are not planning to stray unrecognizably far from our sound though, so if you liked “Circles..” then I’m sure our next material will feature some hard hitting tunes that can peek your interest. 
How are your live performances? Do you have any broader plans? Maybe some tour, festivals? If someone from my country would like to invite you to present yourselves live, what conditions would they meet?
Live performances are a blast! I feel like we are improving all the time, both in the musical performance as in the entertainment department. But we don’t take ourselves too seriously and like to screw around a lot on stage as well. We have the ambition to play some larger festivals in the next year and would like to tour a bit as well, but everything depends on the opportunities that arise. Douwe has a lot of connections in all kinds of places and we usually try to exchange gigs with other bands to be able to get out there. Because the genre we play is not exactly mainstream it usually comes down to our own initiative, but we are lucky we have such a dedicated drummer/manager who puts his heart and soul into it! Man, I would love to play in Poland one day, I hear you guys are crazy (but the good kind of crazy)! The conditions depend on too much factors, but if someone is interested they should definitely contact us at insurrectionmetal@gmail.com or through facebook.com/insurrectionofficial .  
Apart from playing in Insurrection, do you carve something aside? Maybe some country, blues or banquet music?
Haha good question! I already briefly mentioned my love for Bach. I actually sing in the ‘Bach Ensemble Amsterdam’ which is an awesome choir and orchestra with very dedicated members. People call me crazy for combining both, but I love it. 
And what do you listen to at home when nobody is watching or overhearing? Your favorites?
At the moment I am captivated by the new Periphery album, it’s blasting trough my speakers as we speak! I also listen to Symphony X/Michael Romeo, Haken, the new album by Devin Townsend is pretty epic, and of course I love me some ABBA. Surely that is everyone else’s favorite as well. Right? Right?...
And what are your springboard from the world of metal noise? Sports, movies, crocheting or something completely different?
I wish! Chrocheting sounds absolutely epic. If I have a few minutes for myself I like to binge on some series (Scrubs, Brooklyn Nine-Nine, Community), but honestly, between balancing work, music and family not much time is left. I guess my favorite past time at the moment actually is writing new material for whatever Insurrection release is coming after this one. 
Now let's go back in time. Your Ep “Catatonic” released in 2015 went a bit unnoticed, at least in Poland. Do you still think that it fulfilled its role?
I like to think it did. It was our first effort in actually immortalizing our music and I think we did a good job with the material we had at the time. I think that, at least locally, it gave us a good starting point, something to show the world, proof that we existed. But it’s hard not to notice the improvements we have made in the next few years!  
By the way, what was the foundation of the Insurrection? You wanted to be stars of hard playing, have fun in whores and mayonnaise, or the reasons were quite different?
No that’s actually pretty much spot on. The band started with me and Sander, our former bassist/vocalist, who wanted to make some Melodic Brie. It took a while to get a full gang of four bangers together, first adding Douwe to the line-up and Armand a little later. Then when Sander left the Insurrection-orgy, we were desperate to find a power-bottom. Luckily we then stumbled upon Pieter enormous…voice, and we’ve been a happy foursome ever since!  
How is the cooperation with your label going? Are you satisfied with what they do for you?
Big Bad Wolf is doing their job very nicely and I wouldn’t change them for the world… 
If a major, like Nuclear Blast contacted and offered you a contract, would you be tempted? Would you like to be the number 85485164 (random number) in their publishing catalog, or would you prefer smaller labels that are closer to the bands?
…unless of course a bigger label comes along! No, joking aside, I wouldn’t like to be squeezed out and reduced to a number, so if that is the inevitable consequence with being with a bigger label then I’m not interested. That being said, there are some clear advantages to having a bigger label behind your back. So if they come knocking at our doorstep, I would love to hear what they are offering and then I’m sure we’ll make a collective decision.
 It may be too early question, but you are already thinking about the successor to "Circles ..."? Maybe it is worth following the blow and consolidating your position on the stage, for which you undoubtedly work hard?
Because we are a band that works slightly slower than average, it means that sometimes we are already working on the next thing when the previous thing is not entirely finished. Like I already mentioned, we have already tentatively started writing new material which will probably end up on a next release. In the meantime, we try to do as many shows as we can to share some Insurrection magic with those (un)fortunate to catch us live! 
Ok, that's it for the first date. Perhaps when we get to know each other better, the next time the questions will be more intimate. Thanks for your time, if you would like to add something, greet someone or preach, now is the time.
I look forward to it! Like we say in the Netherlands: More intimate, more better! (_)_):::::::::::::::D~ ~ ~
And everybody who’s curious for our music or the new album should check out the music video we recently did of ‘Non Existent Fall’: https://youtu.be/wSmVmv_8uDk


And like us on Facebook ofcourse: 
Thanks, stay warm and see you next time. Greetings.
Cheers! 

 

Crucifier has returned. After long 15 years passed since their debut album they strike back with a successor entitled  “Thy Sulfur Throne on High”, which has just been released via Deathrune Records. Was it worth waiting? For me it definitely was. Therefore I asked Cazz some questions and since then I can call the guy Speedy Gonzalez, as he replied within just few hours, being even faster than previous record holder Bogdan from Rotheads. Here’s what the founder of the beast had to say.

First of all congratulations on the new album. You finally made it! What’s the feeling? Similar to when you released the debut album or it’s different this time?


Thanks I appreciate it. Yeah it took a little bit of time. Our last release was 2009. Our debut was 2003. I don't like to think of it as procrastination but more of spending ample time to write quality music for our fans! I think I had less anxiety with this release. Even though my excitement was the same as any release we do. I took more initiative with the debut and left this newer one more in the hands of the label, and others. The first album I did many of the different aspects of production and art and layout, etc. This one I gave direction, and let the others involved do the final work.

Why did it take you so long to compose the album? Theoretically the band has been active all the time, so how come? Even if we count from the last studio recording which was “Trampled Under…” EP it’s still 9 years.


I never use this platform of art as others do. We do not hurry along the writing just to appease some sort of code of music production. Plus our label was very lax and there were no time restraints in any aspect of the release. I am very critical of what I put out and write, so I always take all the time I need to get a song as close to perfect or perfect for my ears, as I can. I do not support the churning out of album after album, putting out the same sounding bland stuff. I enjoy putting quality into what we write. Also, I think life factors have big parts to play here too. As you get older and life hands you stress, your music and band can suffer. 


For the debut album you also had to wait for 12 long years since you created Crucifier. Which of those two was easier to compose / record? How would you compare the two sessions?


Crucifier is Underground, and we were totally happy just releasing small eps and cassettes and whatever else was thrown our way. I never pursued labels with too much vigor either. And I don't think Crucifier is generally a popular band so I think we don't have the fan numbers to warrant much popular label interest. However over the last few years we've picked up speed and more global interest. I think things will look up for us in the months to come. I also think we have some valuable interest coming from Iron Bonehead Records for a few releases for next year! Stronger was more of a professional recording session. Sulfur was done with a friend in a familiar studio. So I think I was more apt to be a little more pro with recording Stronger. Although both were fun!


What’s the response for the new album? And how many times have you had to answer the question I asked before, about the long breaks between the albums?


So far we're getting only positive reviews. I am very surprised actually. I felt that with Sulfur there were more down points than not. But so far it's been well received! Once in a while I'll get a question like that, but so far, you win for the most times asked in one interview! haha


What was the reason for including two versions of “Ego Sum Papa…” on “Sulfur Throne…”? For me that’s pointless as they don’t differ much.

Well at the mastering stage of the recording one of our guitarists wanted to go back to the song and add his own lead to the song. I wasn't too keen on this, and I was much happier with my version anyway. Mainly because the total session was taking way too long, and to interrupt it further was not in my agenda. In the recording stage, he wasn't ready to do a lead and just offered the lead to me. In the end, and much to my dismay, he went back without my knowledge and did it. I was told that he wasn't happy with my decision to not allow him to go record. But, I opted to appease him and told him that we'd have both and leave his for bonus. You are right, the song really isn't truly that different. But it was a decision I could live with to keep the peace...and dude quit the band regardless.


The mentioned track begins with the invocation from “Warlock”. Is it one of your favourite movies? If not, what is? Do you prefer films or books?


I am a movie buff. And yes it is a classic that I revisit as much as I can. And for me it had a theme and style and dialogue to it that fit our release very well. That's why I ran with that as our intro. 


Let’s return to the very beginnings. Do you remember the first time you thought about founding Crucifier? What inspired you most at that time?

Yes I do. I've been playing in other bands with varying styles of sound years before Crucifier came about. But the last couple bands were very close predecessors to what would become the ideas that would form Crucifier. I think I was inspired by bands like Sodom and Slayer and Morbid Angel and Infernal Majesty. And a slew of others of course, they would all have some influence on what we used to shape our sound. 


In 1995 our polish Pagan Records released both of your demos on cassette. Do you remember how it came to happen and who initiated the cooperation? Were you satisfied with it?


I think Tomasz got in touch through the mail to offer us a deal to put out his first cassette. I was already familiar with him through his Holocaust zine and the rest is history. We did two original eps and then the comp ep with both on one cassette, as you mentioned. I know that Behemoth was also a part of that label back in the day also. The Pagan years were very pivotal for us! I was honored to be a part of his team!


I understand you’ve always been the leader of the band. What was the other musicians’ contribution of Crucfier’s music during all the years of the bands existence?


After the initial lineup fell apart I did take a very strong stance as leader, and it just stayed that way. The first lineup was with two of my dear friends early on and we all contributed a lot to the final project of Crucifier. But over some time, the others lost interest and I kept it up and rolling. Crucifier became my baby...and I think I nurtured it properly. And I used that leadership to shape it, and frankly, make it MY thing. If others wanted to be a part of the family I was happy, but they needed to keep my philosophies in highest regard. I've had many great musicians play with Crucifier, and contribute classic riffs and attitudes. And yes, I'd have duds join too. But moreover I worked with stellar and great guys who did help me shape the band, even later in my career. 


Crucifier is labeled as death/black metal band. Do you think it’s correct? Is there more death or black from the point of view of the creator?


Call it what you will. I usually call us Black Death Metal. We have a varying sound, but it has classic death metal sounds, and there is usually doom and black thrown in the mix. So, calling us Satanic Underground black death works. But like I said, it doesn't matter. Those who are fans support many types of good metal, and to have some diversity is great.


There have been many line-up changes through the years. What was the main reason of those? Are you so difficult person to cooperate with? Or is it something different?

I think early on I was a prick to work with. Like I mentioned I wanted the best for the band, and most could have wanted to “take over” my role. Which wasn't going to happen. So yeah I may have become a bit of a stickler with regard to Crucifier. Over the years I have lightened up, but I still want the band as a whole to be revered not taken lightly. So if they have other agendas, they can move on. I think also, some had other musical sounds in mind, and Crucifier really has a vibe to it that isn't to be trifled with. Many times I tell the mates that “hey that riff doesn't sound Crucifier enough” and they understand what I mean. 


Crucifier is strongly antichristian band. What’s the reason of your hatred towards the religion? Were you brought up in Christian tradition? If so, at what age did you rebel against it?


I think I started rebelling at age 13 or 14 (circa 1983). My mother was a very strict Catholic back then, and forced us to go to church, etc. So naturally as I grew and learned, I shunned that way of thinking. 


Is the presence of Satan in Crucifier’s creativity only symbolical or you perceive the lord of darkness as some supernatural phenomenon?


My thoughts on that topic have spanned many ranges over the years. I am more of an atheist now that I am older and wiser. Nowadays it holds more symbolism than anything.


Have you ever had problems because of that band’s image and worldview? What do you think when people call you a Satanist?


I was a card-carrying member of the Church of Satan for a little while in the mid nineties. After the death of LaVey I started to rethink my life and thoughts about the religion. I have rarely had issues with opposition. Not that I would care. I would always enjoy a debate!


Your music is pretty varied. How do you compose? What do you start with and what comes last? Any rule for a good Crucifier track?

I think my style of writing is very one tracked. I enjoyed utilizing the varying writing styles of the other guys on this album. You can hear the difference of styles in every song where we all contribute. Most times I'll ask if the guys have any riffs for new songs, and I'll put them to memory and then add them to riffs I have and try to arrange from there. Many times I just jam on the guitar and get riffs that stick, when they do I save them to memory or video and go from there. I think arranging is more difficult that getting the riffs. That also adds to why it takes me longer to put out songs! 


On the split albums you’ve released you always shared it with devilish bands. Is it the same when you play gigs? Are there bands you would never play with? And on the other hand – what band would you love to share the stage with?


Sadly for our area there are less Crucifier-like bands so we usually play gigs with whoever. If we play abroad we'll play with more black metal bands. I think we usually like to jam with bands I know, and with guys I know. And my pals always play in Satanic and evil bands. I won't share the stage with bands with ties to silly political leftist ideologies, antifa and the like. There are many I'd love to jam with too: Blaspherian, The Chasm, Autopsy, etc.


Do you still follow the metal scene? What do you listen to most these days? How much has your attitude to music changed since you founded the band?


My attitude is the same. Which means I usually listen mostly to old late 80s metal bands. I don't really follow the scene, what's left of it. If a band is new and piques my interest I'll check them out but I don't have that same kind of vigor like when I was younger.


What’s the biggest difference between the death / black metal scene of the 90s and now?


The old days the music was fast and evil. There were usually no political interests fouling up the shows, for the most part. We always all had a good show to play or go to on weekends. These days, all the good shows are few and far between. I often speculate that all the good songs have already been written also! Bands usually don't have any balls these days. And if they do, they water it all down with technology and triggers and loud gain recordings and silly themes. 


Do you still keep the correspondence from the beginnings of the band? Are there people who still keep in contact with you since the very beginning?


The internet and Facebook helps, but overall I don't speak to too many of the old heads from back in the day. Everyone has moved on, had families and jobs and responsibilities. If we could only keep living in our parent's houses with no stress and responsibilities, things would be like the old days!


What’s your personal opinion – do you think Crucifier gets as much attention as it deserves? Even if it has existed for almost quarter a century it is not well known, at least where I come from.


No. I think Crucifier is like the evil monster that lives in your cellar feeding on the rats and insects. I enjoy having fans and notoriety but I also enjoy the fact that we are a very lonely and hidden gem. I think I have more personal popularity than does the band. It is a thing that can help get Crucifier some new fans, but I do like to be a very deep underground band!


I remember in the 90s besides tapetrading maniacs also exchanged some different stuff, like for example beer labels. What was the strangest thing you have ever exchanged or maybe got in a letter?

I used to get hand written letters from my man Asar the Cold Hearted from Fulgor back in the day....many of his letters were signed in blood! 


As far as I am correct you have never played in Poland, or at least I cannot recall the fact atm. Now as you’ve just released an album is there a chance for you coming to Europe and Poland as well?


Crucifier has never played out of America. And I think we may play Germany in 2020. And with that said, I wouldn't mind playing Poland and other places while we're there. So hopefully we'll get some financial support to do something like that!


What do you know about our country, besides vodka, as it’s something everybody knows haha!

Yes I know of your vodka and maybe perhaps your good food. How are your women? 


What do you do besides music? I realized you are rather social person and spend much time on FB for example.


I am social but mostly on Facebook! Haha I spend time writing music and doing some graphic design stuff. I spend time with my children and work also. I am a big fan of movies, so I do spend much time watching movies. Oh yes and porn haha!


What’s the most ridiculous thing you’ve ever heard about the band or you personally?


I have a very sick sense of humor, and my past bands and endeavors usually get me some haters online.  I am always grouped in with hate groups. I do have a past with hate and I won't deny that, but becoming a father has shifted my moral sense to my children's well being. So, politics is not something that I hold that dear anymore. And once in a while women think I am a womanizing chauvinist also, which is 100% false. I love women. But aside from that I haven't heard much. If I do, I really don't care, because anyone who talks shit about me, unless they are my pals, usually do it anonymously!! 


Will we have to wait for another album for next 15 years or so? I think some people haven’t even lived to see “Thy Sulfur Throne on High” haha!


I can almost guarantee a couple new releases from us in 2019! Worst case scenario, a new album in 2020 for sure! Possibly on Iron Bonehead Records!


I see you are going to change the label. What’s the absolutely crucial factor when you choose a label to release your recordings?



Matei and Deathrune have been very supportive of us since the beginning. I have never had an issue with him or his work. I wish him well on his move to Poland and his future bands and endeavors. I think a crucial thing is support both financial and emotional. You need a label that will go to bat for you and put 100 percent time and effort into everything a band needs.


Thanks for your time Cazz. Say goodbye nicely ;)


Thank you for your time and cool questions! Hopefully you'll translate these to English too, on your website haha! Best to you always brother!



-          jesusatan


Przyznaję niewiele wiedziałem o tym zespole nim trafiła do mnie reedycja „Lost Existence”  tej kapeli- materiał ten przemknął jak meteor w roku 1993, po czym zespół zniknął z pola widzenia na długie lata. Dlaczego tak się stało, jakie były początki tej kapeli i jak wygląda teraźniejszość zespołu po hucznej reaktywacji, a także dlaczego nie straszny im minister sprawiedliwości- tego wszystkiego dowiecie się z lektury wywiadu z Bero- który macie poniżej.

Cześć Bero! Jaka pogoda u Was w Gliwicach? Też tak czasem masz, że nie wiesz od czego zacząć gadkę? Ale na luzie - odbezpiecz pyffko, odpal jakąś muzyczkę i jedziemy. Gotów?

Cześć Adrian! Chyba wszyscy miewamy czasem takie sytuacje, w których nie bardzo wiemy jak  zacząć rozmowę np. gdy zatrzyma Cię drogówka za przekroczenie prędkości  hehe. (Ciebie to nawet sam nadkomisarz Pawlak bałby się zatrzymać! Ale o tym potem - Ad). Temat pogody to klasyk wśród tematów dyżurnych, idealnie  nadających się na  początek rozmowy ale ... przejdźmy może do następnego tematu heh.

Zaczniemy od 1985 roku, czyli czasów kiedy rodził się WEREWOLF! Ledwo skończył się stan wojenny, PRL powoli osuwał się w nicość, a tu kilku nastolatków chwyciło za instrumenty i zaczęło grać Metal! Jak zrodził się pomysł wspólnego grania? Pamiętasz coś z tamtego okresu?

W szkole średniej poznałem kilka osób o podobnych do moich zainteresowaniach muzycznych. Jednym z nich był Biff, który chodził ze mną do tej samej klasy. Z czasem okazało się że mój nowy kolega oprócz fascynacji kapelami metalowymi (szczególnie Saxon) miał jeszcze jedną pasję, mianowicie świetnie radził sobie na basie grając właśnie tego rodzaju muzykę. Ja zacząłem swoją przygodę z gitarą jeszcze w szkole podstawowej próbując coverować  takie kapele jak AC/DC, Black Sabbath, Deep Purple, J.Priest, Motorhead itp. Dodatkowo byłem już po inicjacji w zespole moich starszych kolegów z osiedla,  którego  próby odbywały się  gdzieś w pomieszczeniu piwnicznym zaadoptowanym na  miejsce  do grania. Wszystkie te fakty spowodowały że postanowiliśmy z Biffem (b,voc) stworzyć  wspólnie coś  nowego. Początkowo pogrywaliśmy w dwójkę  tworząc  pierwsze kawałki  ale dzięki  operatywności Biffa  w  niedługim czasie  dołączyli do nas  Wasyl (dr) oraz Witek (git).
Próby odbywały się na przemian w naszych mieszkaniach. Pamiętam że były nawet jakieś  próby z garami u Biffa w domu ale ze względu na  współlokatorów na dłuższą  metę  takie granie było oczywiście niemożliwe. Zaczęliśmy  rozglądać się za jakimś  miejscem do grania. W tamtym okresie nie było to takie łatwe więc korzystaliśmy z gościnności znajomych kapel, którym w jakiś sposób udało się  wcześniej załatwić salę  do prób. Pomimo problemów z miejscem do grania, ze sprzętem a i nie rzadko z instrumentami też, jakoś udaje się sklecić namiastkę  pierwszego materiału, który Werwolf miał wkrótce zaprezentować na żywo. Tak w skrócie właśnie rodził się Człowiek-Wilk z Gliwic, haha.

Czy WEREWOLF zagrał jakieś koncerty, nagrał jakiś materiał? Ostało się cokolwiek po tym zespole?

Niestety niewiele materiałów pozostało po Werwolfie. Po występie na cyklicznej imprezie zwanej Postrzyżyny w DK Gliwice - Łabędy w 87r. ostało się kilka zdjęć, był  też  zapis audio z tego występu zgrany prosto z miksera ale ... no właśnie, gdzieś  przepadł.
Gdzieś w sieci krąży też video z kolejnego gigu, nagrane przez naszego kumpla Jarka  Kamińskiego na VHS. Tym razem w lutym 88r. graliśmy koncert w klubie studenckim Program w Gliwicach razem z miejscowym Asesorem, z Gilotyną oraz Imperatorem. Może gdybyśmy wtedy  mieli dostęp do dzisiejszych technologii to byłoby tych materiałów więcej. W tamtym okresie jednak posiadanie nawet telefonu stacjonarnego było nie lada luksusem. heh. Po tych dwóch kopach pozytywnej energii i motywacji dało się odczuć że kapela  zaczęła zmierzać we właściwym kierunku i co tu dużo mówić, zaczęła się po prostu rozwijać. Tymczasem na horyzoncie pojawiła się nadciągająca dużymi krokami katastrofa ... 

Szast - prast i ów zespół przemienił się niczym Wilkołak w INFECTED MIND. Jakie były przyczyny zmiany nazwy? Pierwotna była chwytliwa, łatwo wpadała w ucho … nie żeby „nowa” była zła - ale WEREWOLF ma jakąś „nadprzyrodzoną” moc …

Głównym winowajcą zmiany nazwy zespołu jest rzeczona wyżej katastrofa, którą było  powołanie w 88r. do wojska najpierw Witka, a zaraz potem mnie. W tym samym czasie w identyczny sposób zostały rozmontowane jeszcze dwie inne gliwickie kapele - Asesor i Carrion. Minęły 2 lata w ciągu których wszystkie trzy wspomniane kapele Asesor, Carrion i Werwolf przestały istnieć. Nie licząc tych co siedzieli w armii część członków zespołów, jak to się mówi, poszła swoimi drogami a część rozjechała się po świecie, między innymi Biff też wyjechał na stałe do Niemiec. Po wyjściu z wojska w 90r. w myśl powiedzenia - ,,ciągnie natura wilka do lasu" wymyśliłem sobie, że spróbuję poskładać resztki po byłych kapelach do kupy jeszcze raz aby stworzyć nowy projekt. I tak na obsługę basu zdecydował się Kuba (Carrion), za garami zasiadł Garnek (Carrion) na gitarę wrócił Witek (Werwolf), a na wokal dołączył Darek (Asesor). Ciekawostką jest to że wszyscy wyszliśmy wtedy z wojska w mniej więcej tym samym czasie i to z tych gości wykrystalizował się pierwszy skład IM. Wiadomo jak to jest, każdy z nas był przywiązany do nazwy swojego pierwotnego zespołu więc postanowiliśmy że nowy projekt który powstał na zgliszczach nieistniejących kapel będzie miał nową, neutralną nazwę. Zaproponowałem wtedy nazwę Infected Mind, która chodziła mi po głowie jeszcze podczas trwania mojej ,,kariery" wojskowej hehe. Nazwa spodobała się wszystkim w kapeli i nie tylko, przyjęła się i tak sobie jest do teraz.
Wracając jeszcze na chwilę do nazwy Werwolf to chciałbym dodać że wiąże się z nią ciekawa historia a właściwie zamieszanie. Nazwę i logo wymyślił Wasyl używając do tego pisowni niemieckiej co potem okazało się dosyć istotnym szczegółem. Nie pamiętam dlaczego akurat po niemiecku a nie w języku angielskim, polskim albo innym. Chodziło o to że taką samą nazwę nosiła kiedyś jedna z nazistowskich organizacji zbrojnych działających podczas drugiej wojny światowej. Oczywiście do tego momentu nie wiedzieliśmy o tym. No i w ten sposób zespół znalazł się na kursie kolizyjnym z przedstawicielami aparatu władzy państwowej zwanymi dalej milicją. heh. Poskutkowało to tym że co jakiś czas do naszych domów przychodzili po ,,kolędzie" dzielnicowi i zadawali dziwne pytania haha. Po jakimś czasie, kiedy zorientowali się że żadni z nas kontynuatorzy jakichś ideologii nazistowskich, sprawa ucichła. 

W 1993 wydajecie taśmę „Lost Existence”, która chyba gdzieś tam zginęła w tamtym czasie w natłoku Black i Death Metalowego szaleństwa. Wydaje mi się, że ta kaseta po prostu nie trafiła na podatny grunt - a do tego chyba zawiodła machina promocyjna, jako że nie pamiętam recenzji czy wywiadów z tamtego okresu z zespołem (choć mogę się mylić - pamięć wszak zawodna jest) … Jak myślisz - czy „Lost Existence” to taka „zmarnowana szansa” INFECTED MIND w tamtym czasie?

Machina promocyjna? To trochę za dużo powiedziane. Mieliśmy kogoś w rodzaju skrzynki kontaktowej. Był nim nasz kumpel Sławek Litwiński. Sławek oprócz bycia dumnym posiadaczem naprawdę sporego zbioru kaset oraz płyt winylowych (potem też płyt CD) miał jeszcze kontakty, koneksje, znajomości wśród ludzi z różnych ówczesnych zinów. Otrzymywał od nich korespondencję, przeważnie z prośbą o przysłanie  kasety z ,,Lost Existence". Zdarzały się też takie, które już posiadały kasetę a prosiły o dosłanie  biografii, składu i czasami tekstów, więc Sławek im to wysyłał. Mieliśmy jeszcze kolegę, który pracował w jednym z gliwickich fono-shopów i on też przyczynił  się do rozprowadzenia pewnej ilości kaset. Po jakimś czasie pojawiły się też pierwsze recenzje, w tym w magazynie  Metal Hammer z 94r. ,którą w rubryce ,,Out of the darkness" napisał Remo  Mielczarek wystawiając demówce dosyć wysoką notę. Zgodzę się z tym, że promocja zespołu nie była zorganizowana na jakimś profesjonalnym poziomie ale jak widzisz kaseta powoli w jakimś stopniu zaczęła trafiać na podatny grunt o czym też świadczyła przychodząca korespondencja. Biorąc pod uwagę to jaki był  odbiór tego materiału, opinie, naszą motywację oraz  raczej przychylne  recenzje to myślę, że ten potencjał w tamtym czasie został zaprzepaszczony, chociażby też z takiego powodu, że mógł posłużyć wtedy jako ,,motor  rozpędowy" dla IM. No tak, mógł, ale tak się nie stało ponieważ nadciągała katastrofa nr 2. heh

O tym za chwilę. Jak wspominasz koncerty i balangi z tamtego okresu - czasy gdy wątroba była jeszcze młoda i mogła przyjmować litry jabcoków, a głowa nie była pokryta siwizną?

Podobnie jak wówczas w każdym mieście w Polsce, również w Gliwicach mieliśmy tak zwaną ekipę metalowców liczącą kilkadziesiąt głów. Mieliśmy wtedy zaprzyjaźnione podobne ekipy z Koszalina, Olsztyna, Otwocka z Mysłowic i Katowic. Czasem jakaś ekipa przyjeżdżała do Gliwic a my podejmowaliśmy ich po staropolsku. hehe. Potem były rewizyty i oni podejmowali nas tak samo. Byliśmy wtedy bardzo młodzi, pełni wigoru, energii co pomagało nam robić mnóstwo głupich, śmiesznych i szalonych rzeczy, oczywiście przy akompaniamencie muzyki metalowej oraz spożywanego hektolitrami złocistego napoju z pianką i innych nalewek haha. Pamiętam kilkudniowy wypad wakacyjny do Soliny w Bieszczadach gdzie umówiliśmy się z zaprzyjaźnionymi ekipami na spotkanie. Wszystkie się zjechały mniej więcej w tym samym czasie po czym w pięknych okolicznościach przyrody, jak mawiał klasyk, nastąpiła konkretna, kilkudniowa ,,integracja".hehe. Jednym słowem był ogień. Jak sobie wspomnę intensywność tego ,,rock&roll-owego" życia w tamtym czasie, to dochodzę do wniosku że nasze wątroby musiały być wtedy chyba z prawdziwego Metalu haha. Taką ekipą  jeździliśmy na kolejne edycje Metalmanii oraz inne koncerty w Polsce które były swoistego rodzaju sprawdzianem naszego stanu ,,wytrenowania". haha. To był szalony i wspaniały okres w moim życiu, zresztą chyba nie tylko w moim.

No dobrze - jakiś czas po tym udanym debiucie, zespół szlag trafił. Co się stało? 

Katastrofa nr 2. Jakiś czas po nagraniu ,,Lost...." Witek ożenił się i zamieszkał w innym województwie, niedługo po nim zespół opuścił Garnek, którego w miarę szybko za garami zastąpił Adam Skrzyniarz. Trochę to trwało zanim miejsce Witka zajął Rysiek Sosnowski. Kapela wtedy wyhamowała  i odsunęła się w cień aktywności przerabiając materiał z ,,Lost...." z nowymi członkami zespołu jeszcze raz od nowa a w kolejce czekały kolejne kawałki.
W końcu udało się jakoś opanować materiał z dema i zabraliśmy się za przerabianie następnych numerów. Wydawało się że wszystko powoli wraca na właściwy tor kiedy to najpierw Rysiek, w którym siedział przede wszystkim ekstremalny Death Metal, postanowił spróbować swoich sił w kapelach zbliżonych stylistycznie do jego preferencji. Później grał w takich zespołach jak Besatt czy Embrional. Natomiast Adam po jakimś czasie znalazł zatrudnienie w kapeli o nazwie Midnight Date. Później nagrał z nimi płytę. O ile dobrze pamiętam to dodatkowo w tym samym czasie zaczęły się jeszcze jakieś problemy z wynajmowaniem sali prób. W tych okolicznościach wspólnie z Kubą postanowiliśmy zawiesić działalność IM.

A co sprawiło, że ponownie zeszliście się do kupy?

O tym że IM znowu zszedł się do kupy zdecydowały dwie rzeczy. Pierwsza z nich to śmierć naszego przyjaciela Penela w 2013r. Nietuzinkowa postać. Trochę ekscentryczny, jako przyjaciel był dla nas kimś bardzo ważnym. Po pogrzebie jeszcze w bramie cmentarnej rozmawialiśmy z Ryśkiem o tym, że można by zorganizować kilka koncertów w celu zebrania środków na nagrobek dla Penela bo tak się złożyło że nie było nikogo kto by to mógł zrobić. Rychu grał wtedy w Embrional i był chętny do charytatywnego grania ze swoją kapelą. Ja chciałem też wyświadczyć tą ostatnią przysługę koledze, więc zacząłem kombinować jak to zrobić. Przez głowę przetaczały mi się różne warianty, w tym również reaktywacja zespołu, o której nie myślałem tak poważnie od wielu lat.
Drugą rzeczą było to, że jakiś czas jeszcze przed tym smutnym wydarzeniem Kuba wspominał mi, że od niedawna dosyć przypadkowo zaczął grać z jakąś kapelą z dzielnicy i namawiał mnie abym wpadł na próbę i posłuchał jego nowego zespołu. Wspominał też o możliwości wygospodarowania czasu na to, abyśmy mogli odkurzyć coś z repertuaru IM. Tak więc zaistniały warunki a dla mnie dodatkowo motywacja aby reanimować IM. W końcu dałem się namówić i zacząłem przychodzić na próby nowego zespołu Kuby, którym była kapela Nox, grająca instrumentalny metal. W międzyczasie w wolnych terminach w grafiku sali, wspólnie z Kubą zaczęliśmy stopniowo przypominać sobie stary materiał korzystając ze sprzętu chłopaków z Nox i innych użytkowników sali, którzy zresztą chętnie nam go użyczali. Początkowo  próbowaliśmy we dwójkę ale czasem grzecznościowo wspomagał nas Skipy, perkusista zespołu Nox. Był nawet epizod w którym gary samplował nam gość uprawiający Bit Box - Cracq. Najpierw było wesoło potem ciekawie a na koniec całkiem rzeczowo. Nie trwało to jednak długo ponieważ wrócił Adam i zasiadł za garami. Niedługo potem do kapeli na drugą gitarę przyszedł Kaban. W takim składzie zdążyliśmy ,,odgruzować" część materiału, gdy jako ostatni do zespołu dołączył Darek i zajął się wokalem. Mieliśmy komplet w składzie, miejsce na próby oraz dzięki uprzejmości kapel próbujących na tej samej sali, sprzęt, na którym mogliśmy odbywać swoje próby. Tak to się zaczęło stopniowo rozkręcać ponownie i z tego rozpędu próbujemy do dzisiaj.  

Minęło ponad 20 lat od „Lost Existence” i materiał ten został ponownie wydany przez Thrashing Madness! Jak się czułeś gdy zobaczyłeś to piękne wydanie po raz pierwszy? Jak w ogóle doszło do tej reedycji? Kto odezwał się do kogo - wydawca do Was, czy abarot?

No rzeczywiście, Lechu i Thrashing Madness odwalili tutaj kawał dobrej roboty. Oni po prostu wytargali truposza za nogi z grobu i przywrócili go do życia raz jeszcze. haha. Ta płyta jest świetnie wydana, z dbałością o wszystkie szczegóły jakie powinna zawierać solidnie wydana płyta. W pudełku znajduje się dosyć bogaty booklet, który zawiera sporo retrospektywnych zdjęć, teksty numerów z płyty a to wszystko splecione jest biografią zespołu rozciągniętą prawie na wszystkie strony wkładki. Super robota! Naprawdę nie spodziewałem się, że ten materiał doczeka się jeszcze takiego wydania. Kiedy otworzyłem wkładkę i spojrzałem na te czarno-białe zdjęcia to automatycznie włączył się we mnie wehikuł czasu i przeniosłem się z sentymentem w czasy w których robiono te fotki. Oczywiście czułem ogromną satysfakcję z tego, że ,,Lost...." otrzymał tak piękną szatę a materiał jeszcze raz został przepuszczony przez studio w celu wyczyszczenia pewnych rzeczy oraz otrzymania delikatnego tuningu. Trzymając przed sobą tą reedycję jednak nasuwały mi się permanentnie pytania typu: co by było gdyby takiego wydania IM doczekał się w czasie kiedy powstał ten materiał? Jak wyglądałaby działalność zespołu gdyby los obszedł się z kapelą bardziej łaskawie i IM nie zawiesił by działalności? No i w końcu w jakim miejscu bylibyśmy teraz? No tak ale to tylko gdybanie i te pytania będą prawdopodobnie wracać jeszcze nie raz, ale raczej pozostaną bez odpowiedzi. Dzisiaj cieszę się, że ta reedycja niejako podkreśla reaktywację zespołu.
Kiedy w 2016r. graliśmy w Opolu dwa koncerty w ramach eliminacji do festiwalu Dark Fest, podchodzili do nas ludzie, których zainteresował nasz set i sugerowali abyśmy skontaktowali się z jakimiś tematycznymi wydawnictwami i przesłali im ten materiał. Wśród sugerowanych był Leszek Wojnicz Sianożęcki i jego OMMM. Ewa wysłała więc Leszkowi materiał z ,,Lost...." a on po jakimś czasie odezwał się wychodząc z propozycją wydania jeszcze raz tego materiału na CD w profesjonalnej formie. Oczywiście zgodziliśmy się i za sprawą Thrashing Madness tak się stało.

Jakiś czas temu widziałem Was na żywo w Gliwicach w towarzystwie Betrayer i Persecutor i powiem Ci, nie wyglądacie na swoje lata gdy sceniczna adrenalina gotuje Wam się w żyłach! Jak byś porównał obecne koncerty do tych sprzed dwóch dekad i więcej? Poza tym, że wzrosła średnia wieku tak muzyków jak i publiczności …

No rzeczywiście ta muza, mam na myśli ogólnie Metal, a szczególnie niektóre jego style swoją energią potrafią zagotować krew w żyłach i to obojętnie czy jesteś na scenie czy też pod nią. Faktem jest też to, że gdy zaczynamy grać na żywo to pod wpływem tej scenicznej adrenaliny ma się wrażenie że ubywa człowiekowi trochę lat. hehe.
Jeżeli chodzi o koncerty w latach np. 80-tych to charakteryzowały się one tym, że była to domena przede wszystkim młodych ludzi, teraz chyba faktycznie te proporcje jakby się trochę wyrównały. Mam wrażenie, że wtedy przychodziło na koncerty więcej osób, szczególnie mam tutaj na myśli te mniejsze koncerty, w małych lub średnich klubach a nawet coś w rodzaju open air w różnych osiedlowych amfiteatrach i tym podobnych scenach. Ludzie reagowali wtedy bardzo żywiołowo i bardzo ekspresyjnie. Może to spowodowane było tym, że wtedy nie było tak wiele koncertów z tego rodzaju muzyką i warto było nie przegapić a może też dlatego, że to wszystko było wtedy też takie nowe, takie pierwsze i generalnie było duże zapotrzebowanie na tego rodzaju muzę. Kiedyś przychodzący na koncert wychodzili z założenia - dobrze się zabawić i może coś przy tym zobaczyć - teraz wygląda to jakby odwrotnie - zobaczyć koncert i może się przy tym zabawić. Też tak jeszcze mam, szczególnie ta druga opcja. haha. No cóż, ale taka jest naturalna ewolucja muzyki wraz z jej publiką.

To były Wasze urodziny - po koncercie było after - party, poproszę o relację z jam session Betrayer / Infected Mind!!

W rzeczywistości to były moje imieniny połączone z urodzinami, które miałem trzy dni wcześniej. hah. Koledzy zadbali o to aby było nawet coś w rodzaju małego before party. haha
Po koncercie chłopaki z Betrayer skorzystali z naszego zaproszenia i pojechaliśmy na naszą salę prób, która świetnie nadaje się do tego rodzaju imprez. hah. Tam też nastąpiło uroczyste rozpoczęcie urodzinowego after party. haha. Berial to, jak to się zwykło mówić, taka dusza towarzystwa, od razu złapał za klasyka i zaczął grać i śpiewać różne ciekawe rzeczy. Z tego co pamiętam to znalazło się też miejsce na rockowe klasyki. heh. 
W takich okolicznościach dosyć szybko zawiązał się chór złożony z przybyłych, który wykonał z Berialem jeszcze kilka numerów po czym jakby stopniowo ten chór był coraz mniej słyszalny,coraz mniej ..., aż przestał działać. haha. Następnie muzykę zaczął serwować niejaki laptop tworząc odpowiednie tło do batalii, która rozgrywała się przy stole. Nagle i niespodziewanie okazało się, że już jest następny dzień! 
Trzeba było się więc pożegnać, następnie Berial wraz ze swoją hordą, prosto z pola bitwy, udał się na północ.

Zmieniamy temat. Zapytam o Waszego Menagera, czyli Ewę! Zauważyłem, że wiele zespołów posiadających „menadżerów” płci żeńskiej - osiąga znacznie więcej niż kapele z męskimi „menago”. Oczywiście kobiet jest w tym biznesie znacznie mniej, ale jak już są to dają radę! Tak jest w przypadku Ewki właśnie, ale chcę zapytać, czy Twoim zdaniem ma na to wpływ fakt, że podczas powiedzmy twardych negocjacji facetom mięknie rura przy babkach? Wszak „baba w Metalu” to wciąż niezbyt powszechne zjawisko …

To racja, że kobiety jak już się do czegoś zdeklarują to z reguły doprowadzają konsekwentnie sprawy do końca i nie dotyczy to tylko muzyki metalowej, ale niemal każdej dziedziny życia codziennego. Ewa jest kobietą, która bez wątpienia posiada ową cechę poza tym jest osobą bardzo energiczną, wesołą, chętnie i bardzo szybko nawiązującą nowe kontakty i znajomości. Do spraw związanych z zespołem podchodzi bardzo obowiązkowo drążąc konsekwentnie dany temat. Momentami ma się wrażenie, że załatwia kilka spraw jednocześnie. Przyznam, że czasami za nią nie nadążamy. haha.  Oczywiście nie zawsze i nie wszystko udaje się załatwić ale dzięki powyższym cechom Ewa jest bardzo efektywna w tym co robi i swoim działaniem na płaszczyźnie managerskiej pcha tą kapelę do przodu. Na pewno coś w tym jest że niektórym facetom przy managerskich pertraktacjach z kobietą manager, jak to napisałeś, mięknie rura. heh
Ułatwia to załatwianie wielu spraw, ponieważ tacy managerowie są zazwyczaj bardziej otwarci na argumenty, są po prostu bardziej komunikatywni i łatwiej z nimi dojść do porozumienia. Tak więc ta kobieca aura w większości załatwianych spraw jest na pewno w jakimś stopniu pomocna.

Polityka to syf, nie pytam o takie rzeczy bo i po co, ale w Waszym (a konkretnie Twoim) przypadku nie sposób tego wątku nie poruszyć. Powiedz mi jak to jest być Prokuratorem Generalnym i Ministrem Sprawiedliwości panie… Zbigniewie Ziobro? Czy te dane personalne mają wpływ na Twoje życie prywatne i karierę muzyczną? Hehe! 

No tak, jakżeż miałoby nie paść takie pytanie? hehe. Z racji zbieżności nazwisk i zresztą imion też, przytrafiają mi się co jakiś czas mniej lub bardziej zabawne sytuacje. Do tych mniej zabawnych należy na pewno blokada konta na fb pod zarzutem podszywania się pod inną osobę lub podawania nieprawdziwych danych. Teraz gdy ponownie mam konto na fb to dostaje od obcych mi osób wiadomości, z których wynika że część piszących popiera mnie i ma do mnie szacunek a ta druga część obiecuje że jak się zmieni rząd to na pewno pójdę siedzieć. Ten mój profil na fb to taki swoistego rodzaju mini ośrodek badania nastroju i opinii publicznej. hehe. W życiu codziennym też zdarzają mi się różne ciekawe sytuacje z racji zbieżności nazwisk, czy to w przychodni lekarskiej, różnych urzędach lub punktach usługowych. Zazwyczaj są to zabawne akcje. Jeżeli chodzi o wpływ mojego nazwiska na, jak to nazwałeś, moją karierę muzyczną, to praktycznie prawie nie ma takiego tematu ponieważ nie jestem osobą jakoś specjalnie rozpoznawalną na rodzimej scenie Metalowej więc na tym odcinku panuje umiarkowany spokój, a Ty jesteś jedną z nielicznych osób w tej branży, które zwróciły uwagę na moje personalia.

Słyszałem o zagubionej karcie kredytowej z Twoim imieniem i nazwiskiem, która dziwnym trafem szybko się odnalazła ;)

Skąd Ty znasz takie szczegóły? Chyba się domyślam. hehe. Pewnego listopadowego wieczoru pojechaliśmy z kumplami na koncert do Mega Clubu w Katowicach. Grały wtedy kapele Exodus, Prong, Obituary i King Parrot. Koncert był na tyle udany, że aż moja karta kredytowa nie wytrzymała i ruszyła do młyna razem ze mną i tam widzieliśmy się ostatni raz. haha. Następnego dnia na stronie organizatora imprezy, którym był Metal Mind Production, pojawiło się ogłoszenie, że znaleziono w klubie kartę kredytową i jest prośba o kontakt. Zadzwoniłem więc pod podany numer i poinformowałem panią przy telefonie, że jest to moja karta. Pani szybko połączyła mnie ze swoim szefem (niestety nazwiska nie pamiętam), któremu przekazałem, że już tą kartę zablokowałem więc nie ma problemu. Pan Szef wystrzelił wtedy do słuchawki: ,,To świetnie! Czy w  takim razie moglibyśmy sobie tą kartę zatrzymać na pamiątkę?''. Zgodziłem się.

Część składu INFECTED MIND udziela się w zespole NOX - powiesz parę słów na temat tego instrumentalnego projektu? Czy tylko ja mam wrażenie, że brakuje tam właśnie wokali?

Kiedy pierwszy raz usłyszałem chłopaków z Nox na próbie to również miałem wrażenie, że czegoś tutaj brakuje. Jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że to nie jest kwestia  braku czegoś w tej muzie ale jest to kwestia odpowiedniego nastawienia się na odbiór tego rodzaju muzyki, instrumentalnej, bez wokalu. Muszę przyznać, że po kilku próbach przestało mi brakować partii wokalnych w ich numerach. Tym bardziej, że solówki Tomka świetnie wypełniają miejsca w których ewentualnie mógłby być wokal. Muzyka Nox to bardzo dojrzały i przemyślany produkt a muzycy to świetni rzemieślnicy na swoich instrumentach. Ciekawostką może być to, że każdy z członków kapeli Nox słucha właściwie innego gatunku muzycznego. a to co gra kapela jest wypadkową właśnie tych indywidualnych gustów. W ich muzyce sporo się dzieje, jest tam dużo zmian temp, sporo riffów thrashowych, ale są też zagrywki jakby spoza gatunku, które z powodzeniem zostały wkomponowane pomiędzy metalowe nuty podkreślając różnorodność muzyki tworzonej przez Nox. Ta różnorodność oraz ciekawie zaaranżowane kawałki sprawiają, że brak wokalu nie jest tak odczuwalny. Dla mnie wcale. 

Słyszałeś może Brazylijski zespół o nazwie … INFECTED MIND? 

Do niedawna nie miałem pojęcia że istnieje brazylijska kapela o tej samej nazwie. Może dlatego, że ostatnio przez jakiś czas nie byłem w temacie. Niewiele mogę powiedzieć na ich temat.

Kręci mi się właśnie w odtwarzaczu Wasz (Infected) nowy materiał „Far From Reality”! Zdecydowaliście się wypuścić własnym sumptem jedynie 100 sztuk tego. Mocna rzecz- echa starej SEPULTURY, sporo mieszania… Jak z odzewem od Podziemniaków wszelkiej maści? Rozesłaliście już wszystko?

Te sto sztuk to było wydanie przedpremierowe. Większość została rozesłana a część rozeszła się wśród pojedynczych osób. Według wstępnych opinii wynika, że odbiór tego materiału jest skrajnie różny. Od takiego, który niekoniecznie trafia w gust oceniającego aż po taki, w którym płyta oceniana jest dosyć dobrze. Myślę że dopiero po oficjalnym wydaniu ,,Far........", które jest przewidziane na marzec, dowiemy się jak średnio oceniana jest ta płyta.

No właśnie. Rozmawiałem w tej chwili z Leszkiem- marzec 2018 to data premiery tej płyty pod skrzydłami Thrashing Madness! Chciałbym zapytać co takiego stało się na linii wytwórnia- zespół, ponieważ wiem, że początkowo Leszek nie chciał wydać tej płyty- tymczasem jednak wyjdzie ona pod Jego skrzydłami. Czyżby czar Pani Menadżer? 

Z tego co mi wiadomo to Leszek nigdy nie wspominał ,że nie chce wydawać tego materiału a wręcz przeciwnie, po otrzymaniu płyty promocyjnej stwierdził, że chętnie wydał by ,,Far from reality", lecz w tamtym momencie pojawił się akurat problem natury materialnej, ale znalazł się sposób aby przeskoczyć ten mankament i teraz raczej nic nie stoi na przeszkodzie aby Thrashing Madness wydało tą płytę. (kolejna poprawka: mam już w łapskach pięknie wydany srebrny placek - przez Leszka właśnie - zawodowcy!!! Ot widać, że upływ czasu nawet w skali jednego wywiadu: od pytań do odpowiedzi, może wiele zmienić!- ad)

Hm… nie wykluczone, że kogoś źle zrozumiałem w takim razie. Mieliście jakieś inne oferty na wydanie tego krążka? 

Przyznam że nie rozglądaliśmy się specjalnie za wydawcami skoro Leszek wyraził chęć wydania tej płyty. Uznaliśmy że to będzie najlepsza opcja. Z ostatniej współpracy związanej z reedycją ,,Lost existence", byliśmy bardzo zadowoleni, więc była to dla nas niejako już sprawdzona droga. Poza tym uważam, że cały ten proces produkcji płyty znajduje się w dobrych rękach. To są właściwi ludzie na właściwych miejscach. Leszek i Thrashing Madness udowadniali to nie raz wypuszczając profesjonalnie wydane płyty CD z reedycjami oldschoolowych kapel jak i starych zakurzonych, powleczonych pajęczyną demówek i wielu innych ciekawych pozycji. heh. 

Na płycie ponownie nagraliście kilka numerów z „Lost Existence”. Brzmią świeżo i owszem, ale nie ciekawiej byłoby nagrać w 100% premierowy materiał?

Utwory, które na ,,Far from reality" mogą być uważane za nowe, tak naprawdę powstały zaraz po nagraniu ,,Lost existence" i nie doczekały się żadnej rejestracji w studiu. Jedynym zapisem jaki pozostał to nagrana na kasetę magnetofonową jedna z ówczesnych prób. Dzięki tej kasecie możliwe było odtworzenie tych numerów. Nagrywając ,,Far from reality" chcieliśmy podsumować cały tamten okres naszej działalności poprzez umieszczenie na tej płycie większości kawałków zarówno z ,,Lost existence" jak i tych powstałych zaraz po demówce. W ten sposób chcieliśmy zamknąć ten niedokończony rozdział sprzed zawieszenia działalności zespołu. Jeśli się tak zdarzy, że nagramy kolejną płytę to z pewnością  będzie to w całości materiał premierowy , chociaż mamy na magazynie jeszcze ze dwa stare kawałki. haha.

Kosa Buena Studio- co to za miejsce? Ile czasu zajęło nagrywanie? Były jakieś śmieszne sytuacje, czy też byliście trzeźwi? 

To bardzo malowniczo położone miejsce na wzgórzu pod Chrzanowem. Studio ma dopiero około czterech lat i znajduje się w podziemiach prywatnego domu, którego właścicielem jest Rafał Kossakowski mieszkający tam wraz ze swoją rodziną. Rafał choć jest stosunkowo młodym człowiekiem to posiada duże doświadczenie w branży. Ma za sobą również pracę w radiu, poza tym to bardzo wyluzowany i sympatyczny gość. Kosa nagrywa różne gatunki muzyczne ale jak sam twierdzi wychowywał się między innymi na takich kapelach jak Metallica, więc klimaty metalowe nie są mu obce. Studio jest w pełni profesjonalnie wyposażone, do dyspozycji nagrywających jest też wyposażona kuchnia. Toaleta z fajną, szklaną czaszką na półce hehe+ kabina natryskowa, jest też pokój, w którym mógł nocować kilkuosobowy zespół. To wszystko znajdowało się w tych podziemiach domu. Warunki do nagrywania były jak najbardziej ok.
Owszem zdarzały się też jakieś trunki ale obyło się bez jakichś większych wpadek. Atmosfera podczas nagrywania była, rzekłbym, żartobliwa, haha, sporo śmichów-chichów i innych drobnych wygłupów. Nagrywanie zajęło nam siedem dni. Jednym słowem polecam. hehe. 

Ok Bero! W 2020- czyli już niebawem będziecie świętowali 35- urodziny! Piękny wiek! Masz w planach jakiś rocznicowy koncert, może jakieś okolicznościowe wydawnictwo, koszulki, etc? 

Szczerze powiem, że nie myślałem o tym. W natłoku spraw prywatnych gdzieś takie daty umykają. W tej chwili trudno jest mi powiedzieć jak to będzie wyglądało za dwa lata. Możliwe, że uda się zorganizować jakiś koncert  lub może wyjdzie jakiś materiał z tej okazji. Organizacja tego rodzaju imprez to domena Ewy i jej męża Kuby, więc po prostu  poczekajmy. 

Tyle z mojej strony! Ostatnie słowa są Twoje! Pozdrawiam! 

Również pozdrawiam. Na razie.





Krolok’s debut is an album that definitely deserves the attention it’s getting. Nothing discovering though, but black metal played the old, cold style. So one day, having drunk some beers, I decided to send Vlado some questions, just for fun, not pressing him to reply. Well, it took the ugly bitch five months to send his reply, but I finally could read what he had to say. He appears here as a total stiff and I know that if we talked live at a bottle, he would have replied at more ease, but fuck it. Some secrets are reserved for drunken meetings only haha! Still, there you go:

Hello Vlado, you old cocksucker! How are you, how is it going?

Hello Marcin, you old drunkard. It goes quite well, though it is unbelievably hot in here. But at last I found some time to answer your questions.

Today I want to ask you some geyish questions about Krolok. What the hell is Krolok? Does it have anything to do with “królik” (rabbit)?

Krolok is a vampire character from the movie “Dance of the Vampires” from Roman Polanski. Its atmosphere has charmed me so much that I told myself that Krolok is an ideal name for my side project. By the way, the music for this movie was composed by a Polish composer Krzysztof Komeda. If you have not seen this movie I can only recommend it to you with my best regards.

How did your musical education begin? Do you remember what inspired you to reach for the guitar and what did your first lessons look like? Traditionally started with “Smoke on the water” riff?


The beginnings were tough. But if I remember correctly then it was somewhere around years 2001 – 2002 when I invited my friend (As from Malokarpatan) and noticed that he has got an electric guitar. We used to listen to Black Metal mainly at that time so I learned the riffs from bands like Burzum, Mayhem and Graveland. But you are right, the riff from Deep Purple is also connected with my beginnings.

Admit – you got your first guitar from Santa. He said he had something hard and long for you, asked you to touch it and when you opened your eyes yand had a guitar in your hand (yes, I know you must have felt much disappointed) J

That feeling was undescribable, but no. My first guitar was bought by my father , I think it was in 2003. After that I could dedicate myself fully to record the first demo Helcaraxe.

Before we received (no no, no dirty thoughts you bastard!) the debut album from Królik you released some other minor stuff. The first one was a split with Temnohor on a cassette. What was the response for that release? Did you sell any abroad?

I think the feedback was quite good but to be honest I do not remember this that much. It was a very limited edition of MCs , so it evaporated very fast. 

Then there was another cassette (why the fuck this media? You like it so much?) with the demo “When the Moon Sang Our Songs” and EP “At the End of a New Age” released digitally only. Do you think those releases fulfilled your expectations, both musically and when it comes to publicity? They didn’t fucking reach me anyway…

The basic concept of releasing the demo “When the Moon…” was that the MC and LP are going to be released together. But like usually the release of the LP was delayed. And why the MC? Because there was interest and demand to release it on this format and I personally do not have any objections against it  (though I do not own an MC deck for years). But I realized that many people do prefer this kind of format. I have certain memories to both releases therefore I can say that I am satisfied with them. The Demo “When the Moon…” should not have been officially released - it was basically our first rehearsal in the Algor rehearsal room (a band of our drummer). But with some time gone there was an interest to release it so I told to myself, why not. And the EP “At the End..” was something like a promo recording before releasing the debut album. The fact that it came out later as an LP was a matter of coincidences and it surely was not planned in advance.

Luckily those releases have been renewed in CD format. How come? Did you insist on it or the labels contacted you with the offer? BTW could you say something more about them as they are rather little known. 

Since there has been interest  to have these two recordings released I did not hinder to release a CD version. Very soon after the debut album was released I was contacted by the Spanish label Nebular Carcoma that with interest to release the EP “At the End…” We arranged an agreement that they can release it but only with some delay - not to clash with the release of the debut. If I am right and remember correctly, this release had been already sold out at their store , but it can be gathered through other labels who are distributing it. A couple of months earlier a Lithuanian Inferna Profundus has contacted me with a similar demand but this time to release the demo “When the Moon…”, I guess this one has been out for more than two months and distributed as a  6-panel digipack, there was even a limited T-shirt included to this CD some time later which I think is still possible to get. 

“Flying Above Ancient Ruins” made a little mess on the scene. It’s nothing discovering to be honest, just refreshing the old style in a perfect way. Still the material is so good, that it’s obligatory for everybody claiming himself a blackmetal fan. Are you completely satisfied with this recording or you would change something looking from the time distance?

I am satisfied with the album. With the benefit of hindsight I would change some things but these would not be too big changes. Since it has been out – a year - it has gathered pretty good reviews which makes me feel immensely good as the author. 

If I remember well (as I sometimes message you totally wasted and then have to recall the whole thing the day after) you recorded “Flying Above Ancient Ruins” in your own studio. What other bands do you record there? Considering your two bands and the studio, and regular work… how do you find time for all that? Especially that recently you’ve become a father again (congratulations! How is your husband?).

Beside drums I recorded everything at home. I had enough space to record the instruments and I was not under time pressure like when you pay for the time in a studio. Beyond Krolok, we recorded similarly the first album of Malokarpatan,  Temnohor  and Remmirath. Thank you for mentioning my fatherhood, I appreciate it a lot! Since I have two small kids it has been rather difficult for me to find some time for music the last year. But my female partner is a tolerant person, so I cope with that somehow.

Looking at Krolok’s covers it seems you like the vampire theme a lot. They suck to me (literally haha!). So, following your drives, have you ever tried drinking fresh blood? And I don’t mean the blood from period pussy, which must have happened to you after heavy drinking.

To be honest, I have not thought about blood – drinking, ever. Maybe I should change it in the near future, haha.  Bloody Mary does not count, right? (No, fukkin virgin Mary doesn’t count – jesusatan).

Are you much into horror films as well? Watched something wort recommending recently? Or you only watch porn mostly, like me?

Since there has been not much time left for me due to my parental activity, I have not seen anything interesting in the last time. But as I have mentioned earlier, the movie  “Dance of the Vampires” has a very strong atmosphere which I enjoy very much despite the fact that it is a parody. Another one - It is not a horror - but I could recommend an old Czechoslovak film called “Tajemství hradu v Karpatech” (The Mysterious Castle in the Carpathians, directed by Oldřich Lipský) which I consider one of the best in my top list.

Since the early recordings your music is strongly inspired with the 2nd wave of Norwegian blackmetal, some claim that also Polish metal though. Anything else inspired you to start the band?

Polish scene was quite active and strong in the 90s. When I was younger I used to be possessed with it. And to be specific – with bands like Graveland (the old era)Thor’s Hammer, Legion, Wineta/Gromowladny (their split edition), the old Iuvenes, Veles and not to be forgotten - Arkona (the demo Bogowie zapomnienia and the album Imperium are my favourites). Regarding newer brands I could mention Cultes Des Ghoules…

All the Krolok releases mentioned above were recorded with a bunch of older and younger pederasts from your area, who also participate in other projects (Temnohor, Malokarpatan, Remmirath). Does it mean, that there are no other proper musicians you could complete the lineup with? Or you just have your dark secrets and everybody keeps compromising pictures of the others in their shelf?

Difficult to say because we know ourselves for many years so we know what to expect from each other and we do not need help from other people.

Did any other member has ever had any influence on Krolok’s music or is it your personal project and you don’t allow anybody to interfere?

Krolok is and always will be my own project.

Recently you grew a beautiful moustache to sight of which women get their nipples hard and boys get hard in some other place. What was the reason? Your wife wanted you to tickle her here and there or was it connected with the new position in Malokarpatan (I bet some maniacs didn’t even realize the lack of the other Vlad when you played live)?

It is something new to me, beginnings were rather hard but I am getting used to it over time.  As far as I know you will have the opportunity to see us live so then you can create your own opinion about us. Thank you for the compliment – the moustache and sunglasses are the trademark sign of a member of Malokarpatan and I simply wanted  to continue this tradition. 

Being at Malokarpatan. As you always have some bottles of wine on stage, has it ever happened to you to play a gig being fucked up? I don’t mean the Azazel style, but let’s say half of it?

It is basically a small ritual and wine during our live performances is a commitment! I will not say where but this year, we maybe overblew it a little bit with the beverage which had some consequences regarding our presentation, therefore it is maybe better to finish ourselves after ending the performance.

Any plans for live shows with Krolok or will it remain a studio project forever?

There was a thought that maybe this or the next year we could do a couple of live appearances. Since I have been active also in the band Malokarpatan, we perform live too, but I have not thought too much about that. Everything is open and I am very much accessible to live performances.  

Are you already carving upon a new material for Krolok? Let’s name it – there is no use as it is hellava dickish band and will always suck. Let it go man ;)

I do not think it is worth to disclose anything at this time because everything is in its beginning. Neverthless, next year, something will be released for sure - but - whether it will be an album or something smaller, has to be considered.

OK, so now you can pull the dildo out of your ass and with the lowest tune possible tell me to get the fuck out to my fridge for another beer! Cheers man and thanks a lot for your time. See you in hell!

Thank you very much for your interest and no less juicy and refreshing questions. I think we will see each other in a short time soon!

-          jesusatan

hhttps://krolok.bandcamp.com/ 




Szukając kontaktu z muzykami Sadistic Intent sporo usłyszałem, jak to zgadzają się na wywiady i później nie odpowiadają na nie. Taka sytuacja spotkała również naszego Adriana, o czym dowiedziałem się niedawno. Cóż… niezrażony napisałem do Ricka, po wymianie dwóch maili okazało się, że nie ma problemu, ułożyłem pytania i poszły w „świat”, po trzech tygodniach już miałem odpowiedzi, co było dla mnie szokiem. Więc chyba powodem braku odpowiedzi na inne wywiady jest ogólny brak czasu Ricka, trasy koncertowe zespołu etc. Mnie się udało, więc z niekłamaną przyjemnością mogę teraz przedstawić Wam co Rick miał do powiedzenia … zapraszam …..

P: Czy wiesz o tym, ze Sadistic Intent przez wielu fanów jest uważany za najlepszy death metalowy zespół na świecie? Czy nie dziwi Cię taka opinia w sytuacji, gdy do dzisiaj nie wydaliście jeszcze swojego debiutanckiego albumu?

Dziękuję za przeprowadzanie wywiadu z Sadistic Intent na łamach zina R'lyeh. Zawsze miło jest usłyszeć, że,  ludzie uważają nas za jednych ze swoich faworytów.  Fakt, że istnieją fani, którzy wymienią Sadistic Intent jako najlepszy zespół death metalowy na świecie stanowi dla mnie powód do ogromnej dumy, naprawdę! Jeśli zaś chodzi o pełen album, to fakt posiadania go w dyskografii nie jest dla mnie jakimś specjalnym wyznacznikiem czegokolwiek.

P: To jak czujesz się ze świadomością, bycia częścią legendarnego Sadistic Intent ? Czy nie odczuwasz dużej presji w związku z wydaniem Waszego albumu, o którym słyszymy od 10, czy 20 lat, ze ma już się pojawić?

To bardzo długa historia z naszym albumem, ale w rzeczywistości, nigdy nie planowaliśmy, że tak długo zajmie nam jego nagranie. Mieliśmy wiele różnych problemów i sytuacji, przez które sesja nagraniowa debiutanckiego albumu była wiecznie przekładana i ostatecznie wstrzymaliśmy się z tym. Chodzi o tryumf ducha nad materią – stres czy presja mogą zniweczyć fakt, że przez te wszystkie lata utrzymywałem zespół przy życiu. Wszystko co robię muszę robić z czystym sumieniem, więc muszę mieć pewność że album, który nagramy spełni wszystkie nasze założenia i oczekiwania.

P: Właśnie, dlaczego tak długo każecie fanom czekać na "Second Coming Of Darkness"? Słyszałem coś o dwukrotnym nagrywaniu tego albumu, o podpisanych papierach z Necropolis Rec. A albumu wciąż nie ma nawet w zapowiedziach. Jak to wytłumaczysz?

Jak wspomniałem wcześniej, jest to bardzo długa historia Nadmienię może tylko, że jednym z głównych powodów tej sytuacji są pieniądze. Zawiesiliśmy nagrywanie albumu na dwa lata, w międzyczasie zmienił się skład zespołu i sprawy powoli zaczynają się układać po naszej myśli. Musieliśmy znaleźć nowego perkusistę, co nie było łatwe. Zależało nam, aby nowy człowiek nie tylko potrafił grać, ale także angażował się w pełni w zespół. Wiedzieliśmy od razu, że nasz nowy perkusista ma potencjał, aby grać naszą muzykę, jednak chcemy aby do sesji nagraniowej był przygotowany na 100%. Najpierw więc zaczęliśmy grać z nim nasze stare numery, aby w ten sposób wprowadzić go w klimat starego, klasycznego Sadistic Intent, przez co, mamy nadzieję, rozwinie on swój naturalny styl pasujący do naszej muzyki. Tak wyglądają sprawy na dziś dzień. Wolimy na razie nie deklarować więc konkretnej daty wydania nowej płyty, gdyż zbyt wiele jest czynników które mogłyby to zmienić.

P: Raz na kilka lat S.I. przypomina o sobie małymi wydawnictwami, o bardzo niskim nakładzie. Ostatnim był chyba split z Pentacle. Jak doszło do wydania tej 7"?

Prawdę mówiąc split z Pentacle został ogłoszony jako nadchodzące wydawnictwo, ale w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się zrobić w pierwszej kolejności inną EP. Zawiera ona trzy utwory, nowy "Malignant Spirits", stary, ale przerobiony utwór z '87 pod tytułem "Horrid Thoughts" oraz naszą interpretację utworu Darkthrone "Fuck Off And Die"! Przy okazji, zatytułowaliśmy tą EP "Reawakening Horrid Thoughts". ( No a ja mogłem szukać tego wydawnictwa i łamać sobie głowę, czy już jest wyprzedane Hehehe przyp. P.) W ostatnim czasie nagrywanie naprawdę sprawiało nam wiele radości, to co uchwyciliśmy wciąż się kręci, więc należy się spodziewać z naszej nowej EP wiosną 2014 roku. W odniesieniu do splitu Pentacle, Bay i Wannes mieli kontakt przez dwie dekady, a gdzieś po drodze, chyba Wannes wpadł na pomysł wydania naszych zespołów razem na splicie. Jako, że utrzymujemy bardzo dobre stosunki z Pentacle i są naszymi dobrymi przyjaciółmi, pomysł nam się spodobał, co wkrótce zaowocuje  wyjściem tego właśnie splitu. O ile wiem, to nie będzie to 7 ", myślimy raczej o 10" lub 12 "winylu. Przy okazji, oba te wydawnictwa zostaną wypuszczone przez Iron Pegasus Records (Niemcy)!

P: Wszystkie Wasze wydawnictwa są już dawno temu niedostępne, a w sprzedaży z drugiej ręki osiągają astronomiczne ceny. Czy w związku z takim stanem rzeczy masz w planach reedycje poprzednich wydawnictw ? Czy myślałeś żeby zrobić to pod szyldem własnej wytwórni?

Nigdy nie myślałem że kiedykolwiek nasze nagrania staną się tak drogie. To nie  my sprzedajemy je
w takich cenach. Pamiętam, że swego czasu jedna z naszych EP została sprzedana za ponad 500 dolarów !! Mamy plany reedycji naszego starego materiału mam nadzieję, że przed końcem tego roku. Mamy już teraz kilka ofert, wkrótce podejmiemy decyzję, który label najbardziej nam odpowiada ...

P: Dark Realm Rec. to wytwórnia którą prowadzisz. Powiedz mi od jak dawna ona działa? Jakie są kryteria, którymi kierujesz sie przy wyborze zespołów, które wydajesz?

Cóż, szczerze mówiąc Dark Realm Records nie działa już od kilku lat. Być może zrobimy jeszcze kiedyś kilka wydawnictw, ale na razie DR jest w stanie zawieszenia. Jeśli chodzi o zespoły, przede wszystkim musi mi się podobać ich muzyka. Poruszamy się w kręgach różnych podgatunków Extremalnego Metalu (thrash / death / black) i faktycznie zrobiliśmy reedycję Dark Angel 'We Have Arrived' jak również Pentacle "Ancient Death", więc nasze kryteria nie zawsze pozostają identyczne. Teraz, jeśli będziemy mogli, chcielibyśmy wydać coś Orcustus, zabójczego Black Metalowego zespołu z Norwegii! To nie jest jeszcze nic oficjalnego, ale myślę, że za jakiś czas powrócę do tego pomysłu...

P: Pod szyldem Dark Realm Rec. ukazały się również płyty polskich zespołów jak Witchmaster
i Damnation. W jaki sposób trafiłeś na te zespoły, czy masz dużo znajomych w Polsce?

Przez wszystkie nasze lata w podziemiu, dorobiliśmy się kilku znajomych na całym świecie, między innymi także w Polsce. Pamiętam, że czytałem o Damnation w fanzinie i naprawdę nam się w nich podobało to, że byli jednym z niewielu oldschoolowych death metalowych zespołów w podziemiu, więc wydaliśmy ich nową płytę (w tym czasie)! Jeśli dobrze pamiętam, odkryliśmy Witchmaster przez Tomasza z Holocaust Mag. Byliśmy pod silnym wrażeniem ich muzyki, więc postanowiliśmy wydać  "Violence and Blasphemy"!

P: W 2002 roku ukazała sie wasza 7" "The Exorcist / Morbid Faith" . Co ciekawe w utworze „The Exorcist” śpiewa Jeff Becerra z Possessed !!!! Jak to sie stało, że zaprosiliście Go do współpracy?

Przypominam sobie, że poznaliśmy Jeff'a przez faceta z Polski! Nie pamiętam jego nazwiska, ale miał wytwórnię o nazwie Immortal Records i był pierwotnie jedynym wydającym tribute CD Possessed. On skontaktował nas ze sobą, a Jeff zapytał, czy bylibyśmy skłonni do współpracy, i w zasadzie tak zostaliśmy sobie przedstawieni. Nagraliśmy wtedy nasz materiał, ale tak po prawdzie nie miałem wówczas planów robienia jakiegokolwiek wydawnictwa z Possessed, Jeff też nic nie planował. Bay i ja utrzymywaliśmy po prostu towarzyski kontakt telefoniczny z Jeffem. Pewnego dnia wpadłem na pomysł, aby Jeff pojawiał się na scenie z nami, żeby zrobić "Exorcist" na żywo. Jeff powiedział mi nie, żebym sobie odpuścił ten pomysł, zwłaszcza dlatego, że był na wózku inwalidzkim i pomyślał, że ludzie mogą sobie z niego drwić. Powiedziałem mu, że tak długo jak może śpiewać nie sądzę, żeby ludzie się z niego śmiali. Rozmawialiśmy o tym i przekonałem Jeffa do zrobienia utworu z nami na żywo tutaj, w Los Angeles. Zagraliśmy utwór i poszło świetnie, tłum oszalał pozostawiając Jeffa bardzo szczęśliwego. Dla mnie to było to, misja wykonana. Jeff i ja pozostaliśmy w kontakcie i jeśli dobrze pamiętam, około półtora roku później, zadzwonił i zaczął mówić o koncercie, który zrobiliśmy razem. Naprawdę podobało mi się to doświadczenie i rozmawialiśmy o naszych wspomnieniach całą noc, a następnie On wpadł na pomysł zrobienia więcej utworów Possessed. Nie byłem pewien, co miał na myśli, ale ponieważ byłem fanem, powiedziałem w porządku, że mógłbym spróbować nauczyć się kilku utworów. Wtedy powiedział mi "Ja pierdolę, jesteś cholernie dobry Rick, wiem możesz grać te utwory i wiesz co, zadzwonię do Possessed". Pamiętam tą część naszej rozmowy bardzo wyraźnie.
To ciekawe, jak pewne rzeczy mogą wbić się do głowy.

P: Ty , Twoj brat Bay i Ernesto Bueno przez pewien czas byliście również członkami Possessed. Jak wspominasz tamte czasy?

W skrócie, mieliśmy kilka świetnych koncertów, dzięki czemu  ego zaczęło rosnąć.  Pracowaliśmy trochę nad nowym materiałem, nasze podejście do muzyki  zaczęło się zmieniać. Kiedy wytwórnie zaczęły wyrażać swoje zainteresowanie nami, zrobiliśmy trasę "Blackest Of The Black" jako bezpośredni support dla Danzig. Ta trasa okazała się wielkim sukcesem i później sprawy potoczyły się już bardzo szybko. Co prawda późniejsze zajścia w zespole okazały się bardzo rozczarowujące, ale szczerze mówiąc nie widzę sensu ciągnięcia szczegółowej opowieści o Possessed. Kiedy to wszystko runęło, nie byliśmy już w Possessed i wszystko to jest dla mnie teraz po prostu częścią naszej przeszłości...

P: Teraz Jeff ma swój zespół Side Effect, czy słyszałeś ich muzykę?  

Z tego co pamiętam, to SE nie miało startu do Possessed i tak naprawdę nie zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia.

P: Gdzieś w połowie lat 90tych Death Metal zaczął umierać. Pojawiły się zespoły blackmetalowe, coraz więcej osób zaczęło słuchać innej muzyki. Czy nie miałeś wtedy ochoty zrezygnować
z muzyki?

Pamiętam tamte czasy, oldschool death metal po prostu wymarł! Wielu naszych przyjaciół na całym świecie w zasadzie zrezygnowało z Death Metalu, nałożyli na twarz corpsepaint i skręcili w kierunku Black Metalu. Pamiętam, że byliśmy jednym z nielicznych zespołów, oldschool death metalowych które pozostały wówczas aktywne na scenie. Death Metal zaczął być rozwijany przez męczących chłopaków w stosownych dresowych bermudach idących w kierunku technicznego, nowoczesnego brzmienia. Black Metal zaczął dominować. Podczas tego okresu, zdarzyła mi się sytuacja, że "Death Metalowy" fan powiedział mi "dlaczego nosisz skórę i kolce, to zbyt metalowe", a prawda jest taka, że to niestety była wówczas prawda, niestety Death Metal się zmienił! W tym czasie tutaj, w Los Angeles, Sadistic Intent był dosłownie jedynym oldschool death metalowym zespołem i jak wspomniałem, czasami ludzie starali się nas zdyskredytować lub przeszkadzać. My jednak pozostaliśmy na scenie i nie ugięliśmy się pod naciskiem innych, pozostaliśmy wierni naszym ideałom! Black Metal miał więcej wspólnego z oldschool death metalem i czuliśmy się bardziej jak w domu w Black Metalowym undergroundzie niż nowoczesnym tech death metalu. Niektóre
z zespołów death metalowych, które zaczynały w undergroundzie w latach 80-tych obok nas dostały kontrakty i opuściły podziemie, trafiały do wielkich magazynów czy nawet do MTV. Podczas gdy my  przebywaliśmy w Black Metalowym undergroundzie, następnie byliśmy jednym z niewielu oldschool death metalowych zespołów pozostałych na scenie i to było trochę dziwne, bo rzeczywiście nie pasowaliśmy raczej do kryteriów nowszej fali Death czy Black Metalowej  w tamtym czasie. Można powiedzieć, że w zasadzie byliśmy zawieszeni w próżni między nimi. Ponieważ znani byliśmy jako zespół death metalowy, niektóre Black Metalowe 'ziny rzeczywiście mogłyby powiedzieć nam "chcemy Sadistic Intent, ale nie możemy zaprezentować Was, ponieważ nie jesteście Black Metalowi"! Strasznie nas to wkurwiało i tłumaczyliśmy wówczas, że Death Metal ma takie same korzenie jak Black Metal i zasadniczo również przywołuje ciemność! W końcu zaczęliśmy być prezentowani coraz częściej w Black Metalowych zinach, i pamiętam, że kilka z nich twierdziło "my tylko prezentujemy Black Metalowe i prawdziwe Death Metalowe zespoły jak Sadistic Intent"! Po chwili oldschool death metal zaczął powracać i z perspektywy czasu, jestem dumny wiedząc, że poszliśmy pod prąd, pomagając przełamać pewne bariery. Wierzę, że jednym z powodów,
że Sadistic Intent miał lojalności na międzynarodowej undergroundowej scenie jest fakt, że choćby teraz odpowiadam na Twoje pytania. Kiedy ludzie mówili: Death Metal jest martwy, włączając Heavy Metal w ogóle do mainstreamowych mediów na początku połowy lat 90-tych, nie, nigdy nie myśleliśmy o odejściu, jeśli coś nas motywowało to mówienie „pieprz trendy i utrzymaj konserwatywny Metalowy kult przy życiu” !!!

P: Kiedyś tapetrading był formą rozsiewania metalowej zarazy, poznawania ludzi kochających taką samą muzykę, teraz jest internet, mp3.... wszystko dużo prostsze, na wyciągnięcie ręki. Co Ty o tym sądzisz ? Czy byłeś tapetraderem? Czy ściąganie muzyki z internetu uważasz za złodziejstwo?

Masz rację o tape tradingu, to było wiele lat temu. Pamiętam, że w tamtych czasach wielu ludzi używało maszyn do pisania , pamiętasz te maszyny? heheh (Sam na takiej pisałem swojego pierwszego zina hehe- przyp. P.) Wracając do lat 80tych to faktycznie trochę się w tamtych czasach wymienialiśmy, tak robiło wielu undergroundowych Metali rozsianych po całym świecie. Jeśli zdarzyło mi się dostać zdubbingowaną kopię kasety z wydanego winyla, byłem naprawdę bardzo zadowolony. Mogłem wtedy poszukać go i kupić! Oczywiście Internet całkowicie zmienił wiele rzeczy w porównaniu do lat 80-tych, ale w pewnym sensie, to co ludzie robią dzisiaj przez internet, to jakby rodzaj tej samej koncepcji co kiedyś. Muzyka jest kopiowana i rozprzestrzeniana. Na ile jest to złodziejstwo? Niektórzy twierdzą , że jest, a niektórzy argumentują, że nie. Mogę szczerze zrozumieć obie strony, ale jak powiedziałeś o tape trading i rozprzestrzenianiu Metalowej zarazy, wciąż przypomina o undergroundowych zespołach takich jak my. Powiedzmy, że pobierający cieszą się muzyką, ale nie kupują faktyczne vinyli lub CD, to przynajmniej muzyka jest rozpowszechniona i szanse że dany zespół zostanie szerzej poznany- będą rosły, że oni będą chcieli zobaczyć zespół (zespoły) na żywo i kupić jakiś towar. Wiem, że na pewno w ten sposób rozprzestrzenia się nasza muzyka i myślę, że to tworzy dodatkowy popyt, który ostatecznie pomógł nam dotrzeć z koncertami do różnych krajów.

P: Ostatnio udało mi się kupić "Impending Doom..." 12" picture disc podobno wydany przez Wasz fan klub. czy wiesz coś na ten temat, czy wiesz coś o jakichś fan klubach Sadistic Intent?

Nie, nie byłem świadomy tego "fan klubu". Bootlegowanie muzyki to nowy przekręt, teraz oni są oficjalnym fanklubami! Z jakiegoś powodu dla kogoś naciśnięcie klawisza i sprzedawanie naszej muzyki, a następnie twierdzenie, że to jest wydane przez nasz fan klub wydaje się jeszcze bardziej podstępne niż typowe nielegalne wydanie. Skoro oni twierdzą, że są naszym fanklubem, powinni co najmniej wysłać zespołowi kilka kopii !! Idąc dalej, kiedyś słyszałem, że mieliśmy fanklub w Japonii, ale nie wiem zbyt wiele o nim- nawet jeśli wciąż istnieje.

P: Wciąż gracie koncerty, Wasza działalność jako zespołu nie jest zawieszona, więc powiedz mi jakie są plany Sadistic Intent na A.S. 2014 / 2015?

W tej chwili mamy ustawioną dwutygodniową trasę w USA, powiedziano mi, że będzie to 15 dat skoncentrowanych na środkowo zachodnich stanach, wschodnim wybrzeżu i południowo zachodnich regionach kraju. Nie mieliśmy trasy po USA przez wiele lat, ponieważ w rzeczywistości jest to trudny kraj do jej zorganizowania. Undergroundowa scena zawsze była tutaj rzadka i niezbyt silna w porównaniu do innych krajów. Mieliśmy trasy koncertowe ale wydaje mi się, że wszystko się zmieniło. Wygląda na to, że USA teraz doszło do siebie. Zostaliśmy zaproszeni do zrobienia tego tourne w USA i wcześniej mieliśmy potwierdzone większość dat i miast, które chcą zarezerwować Sadistic Intent, więc zdecydowaliśmy się na to. Wkrótce będziemy mogli się przekonać jak stany wyglądają pod tym względem obecnie. Zatem wygląda na to, że mamy 3 lub 4 daty ustawione w  Meksyku, od Mexicali, Monterrey i w tej chwili Guadalajara jest prawie potwierdzona. Były pewne rozmowy o możliwości wystąpienia w Europie i dobrze to wygląda, jednak nic nie jest na obecną chwilę potwierdzone. Jest też szansa, że będziemy z powrotem w Europie w okresie 2014 lub 2015.

P: Skoro wspomnieliśmy już o koncertach.... jakiś czas temu graliście tour po Meksyku. Jakie są Twoje wrażenia odnośnie tego kraju i maniaków metalu tam żyjących?

Cóż, pierwszy raz mieliśmy trasę w Meksyku w 1991 roku, zatem wróciliśmy, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Byliśmy zdumieni! Meksyk jest dość dużym krajem, więc rzeczywiście wszystko zależy od tego, do jakiego miasta się udasz. Ekstremalna Metalowa scena jest tam stosunkowo silna. Mam wrażenie, że region katolicki jest tam bardzo mocny, możesz zobaczyć wiele kościołów w Meksyku. Uważam, że niektórzy z fanów tam łączą się z metalem, jako rodzajem buntu przeciwko kościołowi. Ogólnie mówiąc, fani są oddani nie tylko mainstreamowym zespołom, ale także undergroundowym. Myślę, że można powiedzieć, że niektórzy z metalowców tam są maniakami! Pamiętam pewnego razu widziałem faceta mającego wycięte logo Sadistic Intent na plecach nożem! To było bardzo krwawe, to jest poświęcenie!!

P: Muzyka metalowa to pasja, której sie poświeciłeś. Zajmując się wytwórnią, Sadistic Intent, pewnie nie zostaje Ci już dużo czasu na życie prywatne. Opowiedz kim jesteś na co dzień, jak udaje Ci się pogodzić muzykę z resztą życia?

Cóż, prowadzenie sklepu z płytami jest rzeczywiście bardzo czasochłonne. Oczywiście Sadistic Intent zajmuje trochę więcej czasu, a więc tak, zgadzam się, nasz osobisty czas jest nieco ograniczony. Dla ludzi, którzy znają lub spotkali mnie, jestem w zasadzie takim samym facetem, ale jestem typem samotnika, obecnie z rodziną...

P: Dziękuję Ci za ten wywiad. Powiedz czego życzyć Tobie i zespołowi ? No i oczywiście ostatnie słowo do fanów należy do Ciebie.

Dziękuję Ci Przem! W miarę możliwości życzę sobie, żeby prawdziwy Metal był nadal rozprzestrzeniany jak zaraza i żeby Sadistic Intent był tam jedną z sił kształtujących ciemność! Do fanów: naszą wdzięczność kierujemy do was wszystkich, sprawiliście, że nasze doświadczenie z tym zespołem jest większe niż kiedykolwiek oczekiwaliśmy !! Czcijcie  Metal, do śmierci !!!


With no introduction bullshit this time – an interview with Portuguese Archaic Tomb, evil souls responsible for creating the best death metal demo I’ve heard from that country in years. I was talking to D.S. Listen to the voice from the tomb.

First of all : cheers man! I’m Just having a cold beer, hope you’re sipping one as well replying the questions.


I’m drinking wine actually, while listening to Hyperdontia’s Nexus of Teeth album. This is fucking sick man! I’ve just ordered my copy to Me Saco Un Ojo, along with some other goodies like Merciless’sThe Awakening, Spectral Voice’s Necrotic Doom CD and new Intemperator’s demo.


Wine you say? What kind of? Do people in Portugal generally prefer wine to beer or vodka? If it comes to Poland, it’s anything that kicks the head is what counts haha!


Well, regular table wine, from a demarked Portuguese region called Pias. This place is located in Alentejo district, a region with high quality wines for a very cheap price. I travelled once to Dublin for a fest, organized by Invictus Productions by the way, and I was wondering in the town and found a wine shop with a lot of varieties. There was a huge wall with wines from the entire world: Australia, Chile, France, Italy, Spain, etc, and Portuguese wines were there also, right in a corner, like the ugly duck in the lake. French and Chilean wines were fucking expensive like for some other countries, and the Portuguese wines were the cheapest. And the truth is that, is not because of the cheap quality, but because of the relative cheap life standards in Portugal. So I was actually wondering, are the Portuguese wines that bad? Not really. As good as any other. If you want cheap and good wine buy Portuguese, you won’t be sorry I guarantee you. So basically there’s a lot people drinking wine rather than vodka certainly. There’s no fancy culture on vodka here. It’s an occasional drink, sometimes to make cocktails. On the other hand, beer is normal here too but there are just a few main brands, unfortunately. The good thing again is that is very cheap as well. You can drink several liters of beer with less than 10€!!! And then there’s a lot of good brandies. Cheaper than a ninety-year-old whore. The first time I got drunk in my life I drunk 4 glasses of one of those brandies and I spent 2€. Fuck, that was cool, ahah.To make the story short: If you want to turn into an alcoholic badass, move in to Portugal!! ARGGHHHH


Portugal is not much metal country if it comes about the music. So how come you became interested in those ugly tunes? Was there any Portuguese band that had influence on you, recently or in the early days?


Portugal is not indeed a country known for metal bands and for any kind of scene or whatever but, truth must be said that there are some pretty good bands in Portugal, especially in some genres I follow. But before I go into that let me tell you that I started listening to metal in the early 90’s, when I was just a kid. And there are no surprises here. I guess mostly people starts to get interested in this world from the classics Maiden, Sepultura, Metallica and so on. Honestly I just came across with bands like Venom, Bathory and the likes quite after I listened to Morbid Angel, Napalm Death, Deicide and Slayer. I know I’m a weirdo. Anyway, I think I pretty much listened to every kind of metal. In Portugal, in the early 90’s there were some sick bands I followed somehow (information wasn’t easy to get like nowadays!), and I’m talking about bands like Thormenthor, (early) Sacred Sin, Grog, (early) Moonspell and (early) Disaffected and Decayed. There were some other acts I enjoyed but I believe those were the major for me at the time. Nowadays I highlight some really cool bands like FiliiNigrantiumInfernalium (one of the most psycho-necro-black-metal bands of all times), Ravensire, Midnight Priest, Tod HuetetUebel, Festering, Infra,Ironsword,Irae, Summon, Pestifer, Onirik, Corpus Christii, etc, just to name a few.But in fact, in recent years, you might be aware that Portugal became somehow noticed by black metal bands with numerous acts of infamy and an incredible putrefaction feeling. I’m sure you’ve heard of Black Cilice, Candelabrum, Israthoum, Monte Penumbra, Mons Veneris, Lux Ferre, InThyFlesh, Satanize, etc. So, overall, in a way or another I get influenced by what happens here. Albums that come immediately to my mind are Decayed’s Conjuration of the southern circle, Thormenthor’s Dissolved in Absurd, FiliiNigrantiumInfernalium’s Era do Abutre and more recently Infra’sInitiation On The Ordeals Of Lower Vibrations.

What was your first experience with death/black metal music? Who infected you with it and what is your number one classic from the old days, the one that you return to regularly?


This question is obviously difficult to answer, but I dare say that probably one of the most remarkable death/black experience I had was Deicide’s debut. It is record I still return now and then and still enjoy it. Other than that, and maybe not so obvious are Amorphis’sThe Karelian Isthmus of ’92, Darkthrone’sSoulside Journey, Tiamat’s Sumerian Cry, Emperor’s In The Nightside Eclipse, Dissection’s Storm of the Light’s Bane and so many others (tomorrow the list would be different). 


Man, you’ve just enumerated very similar albums that I would (among others).  Do you still follow those? Some of them still play similar music (Deicide) but at drastically low level, some others (Amorphis) totally changed their style. But there are still bands from the 90s that keep the face, like Napalm Death or Immolation.  Has your taste as a listener evolved through the years, or would you rather call yourself an orthodox?


I really don’t follow those bands anymore, not even Darkthrone. I mean, there are cases I eventually still follow but I think there must be very few examples. Maybe Immolation, Incantation, Napalm Death, Candlemass, King Diamond or even Immortal now. But mostly of those references for me were momentary, as what they play today has nothing to do with what they used to be. How can we compare Samael, Rotting Christ, Sepultura, Satyricon, Therion, and so on, to what they are today? No way. And eventually my taste also evolved through the years. When I look to some CDs/LPs of my collection that I bought when I was younger I think to myself what the fuck are they doing there. But, I guess that’s a normal process till you finally find the sound that really identify yourself.


What is the origin of AT? I mean when did the idea of having a band first came up and who was the initiator? Was it difficult to find the right people to complete the lineup?


Well, the idea was born years ago in a culmination of friendship with Deimus (the drummer). We know each other for a long time now and we’ve spoken since then to found a death metal bandov death. Unfortunately, over a decade has passed due life circumstances before we actually gathered in a rehearsal room, few years ago, in 2015 to be more precise. Finding members to play with us wasn’t difficult at all. D.C. is also a great friend and a fantastic musician so we invited him to join the ranks and he promptly accepted the challenge of playing bass. A.C. just worked on a few samples for the demo so, right now we are a power trio and we want to keep this way. Ideas are discussed in a simply manner, straightforward and the processes are smooth and clean. No bullshit. Just Death Metal.


How long did it take you to complete and record the material to your debut demo?


Things started moving in the right direction (of Satan) around 2016 and the songs to Congregations for Ancient Rituals were written and arranged since then. As all of us are busy as fuck (we just can’t stop drinking and listening to blasphemous records!) the process took a bit longer than we thought but to be honest, I think the songs matured a bit more. The recording was fast though and the mastering too. We knew exactly how we wanted to sound like and that made our life easier I guess. Basically we recorded Congregations…in our rehearsal room (Rock n’ Raw Estúdios) and in some other pits of carnage to which we are quite familiar with. This way there was no pressure at all, we took the necessary time to make it and at the end we’re quite satisfied with the final result. It sounds obscure, heavy, cavernous and putrid. Just the way we wanted. Fuck yeah!


What is the Rock n’RawEstudios? You say it’s yours, so do you also record some other bands?


Rock n’RawEstúdios is not mine, it’s just the place where we rehearse. The place was born few years ago and it’s located in a very active region of Lisbon in terms of bands. Great bands rehearse there regularly like Ironsword, Decayed, Corpus Christii, Ravensire, Process of Guilt, Summon, Irae, Necrobode and many others and recently has become also a reference studio for recording in Lisbon. The conditions are really cool and the owner is a very versatile guy and a good friend, so we really feel like at home.


The recording sounds massive, like an album really, not a demo. Why didn’t you decide to record one-two more tracks and hit the world with a full length?


We really didn’t want to start with an album. We felt we needed to record a Demo/EP to introduce our art. In its almost 30 minutes long we believe the songs display enough diversity within what we wanted to create. We don’t establish any boundaries to our creativity and that was somehow visible in Congregations… The Lord is the leader and master of all darkness. Therefore, He will give us the right inspiration to create an album when the time is due. 


What is your way of listening to the Lord? Do you perceive Him as a supernatural feature or is he the embodiment of your thoughts? Like “Do what thou wilt”?


Beelzebul is in everybody’s heart. He runs in every vein. Fighting and against what’s good. Good is Evil, like God. There’s nothing supernatural here, as this is born with anyone. It’s quite human actually. The way of listening to Beelzebul is to listen to yourself and reject the obvious, the subjugation, the moral and the weakness. But I also believe this energy might be transformed as soon as you’re Death. You rot, you decompose into something. Beelzebul invades others’ hearts in the form of perverse sadness and joy, in many forms. And those forms are taken in many ways. These ways to find Death are the false convictions and ignorance of the flocks. And my way to listen to the Lord is to observe. Observe the madness and despair of the deceivers. 


Why did you choose Caligari Rec? Did you contact them or they asked you to release the demo? Are you satisfied with what they are doing for the band?


Caligari is one of my favorite tape labels and since the date it was founded I came across with amazing bands I started worshipping. I really respect the work its owner makes and for me became obvious to whom to write inquiring about their interest in releasing the Archaic Tomb demo. Very fortunately Caligari fiercely embraced this band and maybe because of that you’re making these questions to ustoday. Unexpectedly, Caligari released the demo in cassette tape and CD formats and we couldn’t be more pleased. 


Caligari release mostly tapes. What do you think of this medium? Do you collect tapes? Don’t you think it is a kind of “fashion” to become more oldschool?


I don’t think is a fashion to become whatsoever, because from my point of view is a normal thing. I buy/record tapes since I remember and I never stopped using them. I still have the tapes I used to record radio programs so I could listen to new bands later on. I still buy tapes and to be honest is one of my favorite formats. There’s a cult and ritual intrinsically related to tapes that is strongly bonded to metal history and culture. The sound couldn’t be better for me. I love the dirty analogic sound of it, and I wouldn’t change to anything else when it comes to listen to demos, live rituals and rehearsal tapes. Anyway, FUCK hipsters and fucking fashion baby-boys. The cross will come upon them.


Did you also use to record radio programs? I remember spending eves and nights recording some polish programs… What were those you used to listen to? Do you have a radio station or TV that plays that really heavy metal tunes in Portugal?


Yeah I used to record radio programs, but not many though. There was 2 or 3 main radio shows in my region, but there were other cvlt radio shows. One of them was called Empacto, emitted by a cvlt personage in the Portuguese underground: Mr. Kepler. But unfortunately I just got to know the existence of this radio show few years ago, post-mortem. Death is everywhere, even for radio shows. Nowadays I still can recall 2 or 3 radio stations passing metal and some interviews to local bands but honestly I don’t have time or patience anymore to listen to it. In the TV there are no Metal shows whatsoever. The closest we have is a TV News channel (CMTV) that illustrates hilarious death and murdering to the exhaustion.


What is the response to the demo? I guess it’s megapositive, as the material is really worth wider interest.


Some people like it and most people hate it. Nevertheless there have been really good reviews! But we don’t care much to be honest. We make music to ourselves, for our own joy. If someone will enjoy our visions of death then we’re honored with it but we won’t go on fake hysteresis. Let’s keep our bare feet on the ground and follow the stream and see where it takes us. Our main goal is to make music we like and explore the thematic we’re fascinated with. Everything else is a plus.



What was the first review you got to the demo? What was the feeling before you started reading it? Were you afraid of what would people think about it or you were certain it is a kick in the nuts?


I’m not sure what was the first public review but the first mentions to Archaic Tomb ended up to happen in sites like Cvlt Nation, NoCleanSinging, Toilet ov Hell, and the likes so, yeah, we were kind of surprised for being featured in so illustrious webzines. I believe Caligari Records had an important role on this and that has to be highlighted. Anyway, we weren’t expecting anything really so, like I said before, all the good reactions are satisfying of course but they won’t influence any aspect in our path. We know what we want to create and that’s the most important for us. 


Have you had any response from Poland? I know there are some maniacs that really appreciate your tunes.

Hm…that’s a good question. I have no idea. If you google for a review there’s a lot of them but I couldn’t identify any from Poland. Maybe you’ll be first?


What do you feel if people compare you to older bands? I’m not going to give you the names that come to my mind, do it yourself. And tell me if it honors you more, or annoys?


Comparisons are inevitable. People do it all the time in order to have a spatial musical reference, just to know where to place X or Y band. I have no problem with that at all. People can compare AT to older bands, new bands whatever, that’s part of each knowledge and perception and it’s a very personal view. Just like the reviews. Every review is personal and cannot be taken as granted to anybody else. I do understand that you see old-school influences in our music but honestly I think we are more influenced by what’s being done nowadays than before. I certainly get into VON, Beherit, Celtic Frost, old-Therion and old-Tiamat or even Black Sabbath, but I find myself listening to a lot recent stuff that I really like. Amazing bands like Cadaveric Fumes, Bölzer, Grave Miasma, Dead Congregation, Black Crucifixion, Sartegos, Tod HuetetUebel, Urfaust, Teitanblood, Malthusian, Possession, Cult of Fire, Malokarpatan, Spectral Voice, Desecresy, and a big etc, are only some of my main influences nowadays. For example, Abiogenesis by Burial Invocation. What a monster of an album! Fuck! Does that influence me?? Well, perhaps. The only common factor is definitely darkness and somber atmospheres meeting good music. 


There are 2 types of musicians, those who follow the scene and get inspirations from it openly, and those who don’t give a fuck about other bands and concentrate rather on putting into tunes whatever plays in their dark souls. What type of musician are you?


I don’t think that there’s people who doesn’t give a fuck about other bands. Even that can be considered a trend or influence. Otherwise they would create something completely out of metal music. There’s always a boundary (even if tenuous) and the main genres are now created. I can’t see much more evolution on metal music than this (call me a dumb ass). But answering your question, when I write for AT I don’t limit myself at all. If I feel that a black metal riff fits in the music so why not to use it? You might have realized we don’t play plain death metal, and you can listen a bit of doom and black metal in our music as well… this is part of our perception of what we want to design. Is it creative? Is it different? I don’t know, you tell me. We just follow what feels right at the moment. As you could read on the previous answer, I myself don’t listen to only one genre, as that would be boring as HEAVEN. So, now I leave you a question: A blend of genres is a creative process or only an imitation of other bands?


I’d say it depends how you combine all the ingredients and how much you add from yourself. Which band would you call original lately then? Which of them gave you a real kick in the ass, even if their music is based on something, that had been already played? To me they would be all those Portalish bands.


There’s definitely a lot cool bands coming up and it’s hard to say what indeed kicked my ass lately but I think you might right. Bands in the same vibe of Portal, Chthe'ilist, and the likes are impressive and stand out by their massively constructed wall sound. There’s not much new on there in my opinion, just a matter or intensity and sound engineering that eventually was hard to reproduce decades ago. But there are really unique albums lately that stretched the boundaries of some genres like Bölzer’s Aura, Howls of Ebb’s Cursus Impasse: The Pendlomic Vows, Onirik’sCasket Dream Veneration, or even the eclectic Wolvennest (call me a CVNT – Is this metal? I don’t even know).


You have “Tomb” in the band’s name. many bands have the graveyard names, do you sometimes attend graveyards to catch the inspiration to your music, to feel the omnipresent death? If not, what is your secret place where you feel inspired?


Graveyards certainly inspire me. I do visit graveyards now and then, mainly for the feeling you get walking beside those authentic pieces of art that contains the last remains of so many damned souls. It’s quite interesting also to figure out who’s there and what they were in life. At the end, no matter what you do in your life, you’ll be just a pile of bones and dust, feeding the worms and propitiate rejoice in the stench of your own dead body. 


What inspires you most while writing lyrics? Do you think a regular listener of AT should read them or you don’t care?


The main inspiration to our lyrical content is basically the atrocities and the ways that religions endeavored in name of (whatever) God. We like to explore the evil side of subjects like human sacrifices, religious judgements leading to death, occult rituals to ancient gods and so on. The way humanity always found death to be part of any cult in any part of the world is something wickedly glamorous. Punishment and suffering are conditions that always walked side by side to humanity. Pain, agony, ignorance, madness, fear, arrogance, faith and evil are only some of the weaknesses to find in our lyrics so if you identify yourself with these values, please make sure you read our message.

The digital download I got after purchasing your demo contains a bonus track “Self-Immolation”. Why didn’t you include it on the CD release? It’s a great track of a band I hadn’t known before.


Well, initially this track was not meant to be part of Congregations for Ancient Rituals. The idea came up later when we thought on re-issuing the demo after being sold out in 3-4 months in Caligari. So, to make a slightly different edition of the demo, CavernaAbismal Records released the demo with that extra track. Self-Immolation is a song by Thormenthor, a cvlt band in Portugal who had destroyed a lot stages around here in the ‘90s. Their attitude and music were perfect at the time, and this cover is nothing but a small tribute to their legacy. Hails THORMENTHOR! I wish these guys could return, shit! By the way, Congregations For Ancient Rituals will be released in LP format by Duplicate Records/CavernaAbismal, next year, and this track is going to be included. 


The cover art of your demo is simple and devilish, it screams it’s not music for Christians. What’s your attitude to religion of any kind? Do you feel religious repression in your country?


This music is certainly for Christians. That’s the only way to educate them and make them feel how ridiculous the Catholic Christianity has become. The same for all the other religions, especially the desert religions. Every kind of Islam-Christian-Judaism religions are nothing but addle-heads fanaticism for weak minds and souls. It clouds peoples’ minds and hearts. It’s the worst nightmare in the history of human kind. Satan worshipped cannot be anything else than the rebellion against all those religions and the negation to stupidity, ignorance and institutionalization of religions! Nowadays I don’t feel any religious repression in Portugal. Young people cares less and less about Christ even if they say they are Christians. It’s only a cultural thing. Like Christmas. What’s Christmas today? – An occasion and time to spend with family and make the kids happy. What the fuck. It’s just cultural, not religious anymore. Ah, and there’s Fatima of course: the great apparition of Lady Mary in front of young shepherds, in 1917, revealing the famous secrets. Is it real?? – Is as much real as people wanted to be. F.O.A.D.!


Man, I must tell you I knew a guy who was a christian listening to metal music, and you know what? Once he admitted, he had to confess from listening to Slayer and asked the priest if it was right? So do you really believe there’s any change Christian fucks can listen to this kind of tunes and have any thoughts? No shit!


I do not know anyone that listen to metal and goes to the church honestly, so I can’t say anything about it. But I do believe many kids who had a Catholic education will change their minds after listening to metal. I was baptized, like most the kids in the past and I assisted masses till the age of 9, maybe. I guess I didn’t have a choice or even opinion about it. Just after that age, when you start seriously thinking by yourself and your own believes, and you have the capacity to search impartial information things get different. And so, like me, there are certainly many fuckers out there. Listening to metal opened up my mind and changed my life drastically with all what involved, including the subjects and philosophies explored.


Have you managed to play many shows in or outside of your country so far? Any plans for the future concerning live performance?


We only played live once atMasmorra Fest, this summer and we felt really good. We were fucking thrilled to play alongside with FiliiNigrantiumInfernalium, Balmog, Summon, Flagelador and Martelo Negro, all bands we deeply respect.We will play next year again, and we are certainly open to play throughout Europe soon but I believe is still early for that. We have some new releases in the pipeline, which I believe will give us some more visibility and probably call the attention to some foreigner promoters. Possible visits to other countries now include the UK, Hungary, Spain and perhaps Germany. We would love to go Poland also of course, a country I never been!


Do you know any bands from Poland? Which do you value most?



Come man, of course I do know bands from Poland. Who never heard of Master’s Hammer doesn’t deserve to live!!! --- ahaha. Just joking. Poland was always a prominent country in terms of metalov death. Besides all the superstars: old Vader rules! Decapitated, Christ Agony, Behemoth, Pandemonium, and the likes I’m a great fan of bands like Mgla, Cultes Des Ghoules (stunning band!), Blaze of Perdition, Doombringer (so good!), KultMogil, Chthonic Cult, Loathfinder, Death Like Mass and Outre (another amazing act). Graveland is also cool, I have a lot of albums but I’m not really listening to that kind of stuff nowadays and Evilfeast is also very, very good. Evilfeast is probably one of the most haunted black metal projects I ever heard. Ah, and Throneum of course!! Veterans as fuck! For me they are the Polish Nunslaughterahah. Another band I wish they could do something else is Abysm. I think the band has a lot potential but as the guy moved to the UK I believe things got a bit swampy. AH, and just for the record. I don’t like Batushka. So much for visuals and so poor for music. Have said (just my opinion)! 


If you could change something in people’s minds, like inject them one thought, what would it be?


As we all need to die one day, let’s fuck and drink in clerical orgies till ejaculating the blood of Christ!! Die in Pain and live in Luxury!   


By the time the new issue of R’Lyeah will be released you may have recorded a new material. Are you already working on it? Have you got any tracks completed?


We do have new material recorded right now. We are just working in the layout right now. This new material is a split 7’’ with Cryptworm, a band we feel quite close for the friendship and for the good music they make. Make sure you go to listen this band if you’re death metal fan, in the old school way. This split will be released by Blood Harvest in vinyl and cassette. As I said before the demo will be also released by CavernaAbismal/Duplicate Records in LP. Other than that we are working in more material to release probably in an album but I can’t say much more about it right now.


Thank you so much for your time man, hope the questions were not too silly as for a drunk interviewer haha! Hope to meet you one day on a gig in Poland. Any last words?


The Lord forgives you as you’re a sinner! Thanks for your time and for the killer support! Hope we could step in Poland one day and meet you personally, till then don’t forget to rotten your guts and heal it with large amounts of alcohol. Cheers!

-          jesusatan










Za kilka tygodni we Wrocławiu odbędzie się druga edycja Into The Abyss Festival. Obsada imprezy zapowiada się nader imponująco. Poza takimi nazwami jak Possessed czy Sadistic Intent, na scenie pojawi się także słowacki Malokarpatan. Jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji zapoznać się z ich niedawno wydanym debiutem „Stridźie Dni”, a wielbi wczesny Venom / Bathory, to czym prędzej powinien swój błąd naprawić. A w międzyczasie może sobie przeczytać,
co poopowiadał mi przed pierwszą wizytą w naszym kraju główny założyciel zespołu – Adam.

Malokarpatan narodził się w 2013 roku, lecz zanim do tego doszło, udzielaliście się w innym blackmetalowym tworze o nazwie Remmirath. Co sprawiło, że zaczęliście przygodę pod innym szyldem?

Nawet później, bo w 2014, ale jesteśmy starymi przyjaciółmi i mamy podobne muzyczne pasje, więc wszystko poszło gładko. Większość kompozycji na „Stridźie Dni” to stare numery, które od długiego czasu planowałem nagrać z jakimś projektem zainspirowanym latami ’80. Z przypływem lat słucham coraz więcej klasycznego metalu, więc był to poniekąd naturalny proces. Remmirath to z kolei bardzo eksperymentalny zespół, pod wieloma względami odmienny od Malokarpatan.

Czy fakt, że troje członków Remmirath gra obecnie w Malokarpatan ma świadczyć o tym, że to właśnie nowy projekt jest dla was obecnie priorytetem i na nim się skupiacie?

Tak. Malokarpatan został zapoczątkowany jako mój projekt solowy, ale naprawdę świetnie bawiliśmy się nagrywając ten materiał i kiedy album otrzymał (zupełnie zresztą nieoczekiwanie) sporo pozytywnych recenzji a my ofert koncertowych, postanowiliśmy przekształcić się w pełnowymiarowy zespół. Jestem nadal bardzo zadowolony z drugiego albumu Remmirath, jednak w pewnym momencie znużyło mnie tworzenie zbyt złożonej, eksperymentalnej muzyki. Nagrywanie z Malokarpatan mogę więc porównać do powrotu do domu po długiej podróży i zajęcia miejsca w wygodnym fotelu. Mam w planach kolejny album Remmirath w przyszłości, jednak na chwilę obecną jesteśmy całkowicie pochłonięci światem Malokarpatan, a dobrze mi w nim.

Debiutancki album został wydany najpierw w Hexencave, aby zaraz potem Invictus Prod. wypuściło winylową jego wersję. Nie byłoby wygodniej wydać wszystkich formatów w jednym miejscu?

Z Hexencave umówiliśmy się jedynie na wersję CD (choć później wydał też dla nas kasetę). To malutka wytwórnia prowadzona przez jednego z naszych przyjaciół i jej możliwości w porównaniu do Invictus są niewielkie. Kiedy więc pojawiła się oferta z Irlandii na wydanie vinyla naturalnie ją zaakceptowaliśmy. Nasz następny album również zostanie wydany w Invictus.


Istnieją także dwie wersje kasety z waszym materiałem. Jest między nimi jakaś różnica? Duże było zainteresowanie tym formatem?

Pierwsze wydanie kasety było specjalne, ściśle limitowane, w zasadzie tylko dla kasetowych fetyszystów. Miało nietypowe opakowanie i wkładkę z obrazami tradycyjnych, słowackich, folkowych masek. Drugie wydanie przez Hexencave było już standardowe. Obie wersje zostały już wyprzedane, jednak mając na uwadze niewielki nakład tego nośnika, nietrudno jest znaleźć garstkę fanów tego typu wydań.

Kto był pomysłodawcą konceptu Malokarpatan? Mam tu głównie na myśli  całą tą folklorystyczną otoczkę. Że nie wspomnę o tym, iż dialekt, w którym śpiewacie to też ewenement na scenie.

To akurat mój pomysł, bo jak już wspomniałem Malokarpatan był na początku moim solowym projektem. Zainspirował mnie do tego Temnohor, który w swoim solowym projekcie również lekko się ocierał o folklor. Bardzo spodobał mi się sposób, w który wykorzystywał stary zachodniosłowacki dialekt. Brzmi to zdecydowanie bardziej surowo niż formalny słowacki, więc według mnie doskonale pasuje do muzyki blackmetalowej. Jeśli chodzi o koncept, to dorastałem w otoczeniu starych słowackich opowieści ludowych i mitów, i zawsze dogłębnie fascynował mnie ich świat. Kiedy zastanawiałem się nad tekstami do mojego projektu, historie ludowe wydały mi się jedynym odpowiednim i logicznym źródłem inspiracji, mimo iż są one też najczęściej wykorzystywane przez wiele wieśniackich zespołów folk metalowych.  Zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej staramy się przywołać coś, co mieszka głęboko w mrocznych zakamarkach europejskiej psychiki. Pozytywne reakcje jakie otrzymujemy utwierdzają nas w przekonaniu, że robimy coś słusznego, zwłaszcza , że bardzo często pochodzą z odmiennych kulturowo rejonów świata.

W tekstach do „Stridźie Dni” jest mnóstwo pijaństwa. Wyobrażasz sobie życie bez alkoholu? Czy choćby zagranie/obejrzenie koncertu bez wychylenia przynajmniej kilku piwek dla dobrego humoru? Dla mnie metal i alko to małżeństwo doskonałe.

Ciężko mi to sobie wyobrazić haha! Kiedyś musiałem powstrzymywać się od picia przez jakiś miesiąc czy dwa, ze względu na przyjmowane leki –  było totalnie do dupy. Słowacy, tak jak i Polacy, są narodem ostro dającym w palnik, więc naturalnym są nasze odniesienia do tego w tekstach Malokarpatan. Obecność pijaństwa jest zauważalna w naszych tekstach i muzyce, bo zazwyczaj odbywamy próby, nagrywamy i występujemy pod silnym wpływem procentów. Upojenie alkoholowe pozwala zrzucić społeczną maskę noszoną na co dzień i budzi w tobie bestię. Album Bathory „The Return”, który był jedną z głównych inspiracji przy tworzeniu „Stridźie Dni”, również został nagrany w pijackim szale i to doskonale słychać. Black metal jest brzydki, bestialski i ma śmierdzący oddech nawet w swoich najspokojniejszych i najpiękniejszych momentach.

Wasze koncerty są dalekie od stereotypowych. Jesteście na scenie bardzo statyczni. Prawdę mówiąc, wyglądacie jak byście odbywali próbę a od publiczności oddzielał was wysoki mur. To dość spory kontrast, bo sama muzyka nie skłania do zajęcia miejsca przy stoliku lecz do wesołego, diabelskiego tańca.

Wciąż nad tym pracujemy i pomału idzie ku lepszemu. Nie należymy do zbyt wylewnych ludzi lubiących biegać i skakać po scenie jak gwiazdy rocka, nie lubimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Spożycie dostatecznej ilości alkoholu przed występem pozwala nam na wejście w odpowiedni nastrój, a podczas naszych wczesnych koncertów nie mieliśmy zbytniej okazji żeby się nawalić, ze względu na wczesną godzinę ich rozpoczęcia. Inna rzeczą jest to, że według mnie ludzie obecnie o wiele bardziej zwracają uwagę na drugoplanowe rzeczy, takie jak habity czy kadzidła na scenie, albo jakiś zjebany frontman przypominający zachowaniem corpsepaintową wersję Davida Lee Roth. Może w porównaniu do takich kolesi faktycznie jawimy się jako nudny zespół, ale jesteśmy szczerzy w tym co robimy, a to stanowi dla nas priorytet.

Znajomy stwierdził ostatnio, że z taką prezencją bardziej pasujecie na wiejskie wesele niż metalowy gig. I tak się zastanawiałem, czy gdybyście faktycznie dostali propozycję – zagralibyście w wiejskiej remizie?

To zabawne, bo nasz basista w rzeczy samej grywał zawodowo na wiejskich weselach gdy był młodszy. Zdecydowanie, pisalibyśmy się na taką imprezę, choćby dla jaj. Myślę jednak, że nie trafilibyśmy z naszymi dźwiękami w gusta głownie religijnych i konserwatywnych wieśniaków. No chyba, że dorzucilibyśmy do repertuaru kilka kawałków Modern Talking?

W waszej muzyce słychać tonę riffów, które kiedyś zostały już zagrane. W zasadzie utwory Malokarpatan brzmią jakbyście pokradli kilka riffów tu i tam, i zrobili z nich nowe numery. Osobiście mam to w dupie, skoro powstał z tego tak zajebiście słuchalny album. Zastanawiam się, na ile zespoły które wymienisz jako główne inspiracje pokryją się z tymi, które ja słyszę na waszej płycie…

Niektóre z riffów są pewnego rodzaju świadomym hołdem dla zespołów, które nas inspirowały – chyba nawet totalny idiota usłyszy riff z „Born for burning” w naszym „O jednem …”. Quentin Tarantino kradnie pomysły ze starych filmów i przekształca je w coś nowego, więc może i my jesteśmy typem postmodernistycznych onanistów. Największy wpływ na muzykę zawartą na „Stridźie Dni” wywarł stary Bathory, także Mercyful Fate, Tormentor czy Venom. Są też inne, mniejsze inspiracje, których nikt dotąd nie zauważył, na przykład riff zainspirowany Brocas Helm. Myślę, że fakt bycia świadomym retro zespołem wskrzeszającym minione lata nie jest wybitnie twórcze, dlatego staramy się dodać do tworzonej muzyki przynajmniej część siebie. Na pewno będzie to bardziej widoczne na naszej kolejnej płycie.

Dość często jesteście przyrównywani do Master’s Hammer, szczególnie w notkach promocyjnych. Osobiście uważam, że całe podobieństwo kończy się na fakcie, iż tak samo jak Czesi wplatacie do muzyki/tekstów elementy humorystyczne, oraz używaniu narodowego języka. Jak ty to widzisz?

Całkowicie się z tobą zgadzam, nigdy nie rozumiałem tych porównań pod względem muzycznym. Oczywiście uwielbiamy ich muzykę, jednak ich sposób grania jest na tyle specyficzny, że nie sądzę aby ktokolwiek był w stanie je podrobić. Jeśli spojrzymy na to porównanie jedynie pod względem konceptualnym, to nabiera to jakiegoś sensu. Generalnie zespoły zza żelaznej kurtyny zawsze były znane ze swojego nonkonformizmu i często dziwnego brzmienia. Węgierski Tormentor czy nawet polski Kat są tego doskonałym przykładem. Myślę, że jest to część tradycji w naszych regionach geograficznych i jesteśmy dumni mogąc ją kontynuować. Podsumowując, myślę ze ekscentryczność jest czymś, co nas faktycznie łączy z Master’s Hammer.

Za miesiąc zagracie w Polsce po raz pierwszy. Co wiesz o naszym kraju, a czego chciałbyś się podczas waszego pobytu dowiedzieć?

Niestety, jak większość zespołów, będąc w trasie nie mamy zbyt wielu okazji aby poznać dogłębnie miejsca które odwiedzamy. Będę naprawdę szczęśliwy, jeśli uda mi się przynajmniej zwiedzić Ostrów Tumski we Wrocławiu. Myślę, że Polska jest bardzo zbliżona do naszego kraju, zarówno genetycznie jak i kulturowo, więc zapewne będziemy się u was czuć jak w domu. Co wiem o Polsce? Macie naprawdę bogatą historię, często mroczną, zważywszy, że przez lata znajdowaliście się na granicy dwóch mocarstw europejskich. Wielce podziwiam także waszego króla, Jana III Sobieskiego za ocalenie Europy w czasach zagrożenia ze strony Imperium Osmańskiego. Jestem wielkim fanem „Wilczycy” Marka Piestraka. „666” Kata to prześwietny album, tak samo jak wczesne nagrania Graveland, bez względu na to, co ludzie czasem mówią o politycznych koneksjach Roba. Jedną z moich najbardziej perwersyjnych guilty pleasures było oglądanie na Youtube klipów gotującego i śpiewającego Gracjana Roztockiego – jego „Gratka w błotku” do dziś wywołuje u mnie koszmary. Prawdopodobnie pożałuję, że się do tego przyznałem. Och, zapomniałbym – jest jeszcze jedna rzecz z Polski która uwielbiam. Cultes Des Ghoules. Właśnie słucham ich najnowszej płyty, jest kurewsko zajebista!

Jesteście dość młodzi, ale macie w składzie także dziadka. Do niego więc skieruję następne pytanie. Jak pamiętasz czasy kiedy Polska i Słowacja znajdowały się za żelazną kurtyna i aby zdobyć jakiekolwiek nagrania z muzyką metalowa trzeba się było nieźle napocić? Jak sobie radziłeś w tamtych czasach?

Temnohor: To prawda, nie było łatwo. Zazwyczaj odwiedzałem specjalny bazar, gdzie spotykali się wszyscy wariaci i przegrywali sobie taśmy z demówkami i albumami za pieniądze. Czasami byłem przeszczęśliwy, kiedy udało mi się zdobyć czwartą przegrywkę jakiegoś materiału. Spotykaliśmy się potem u mnie w domu i wspólnie słuchaliśmy tego, co akurat udało mi się przywieść. Wielką radość sprawiał mi fakt, kiedy mogłem pożyczyć swoje zdobycze kumplom. Wtedy wszystko było inne, bardziej „prawdziwe”.

Wiem, że od wydania debiutu nie minęło jeszcze wiele czasu, ale … Pracujecie już może nad następnym materiałem? Możesz ujawnić czego możemy się spodziewać po waszej drugiej płycie?

Yeah, cały nowy album został już zarejestrowany, choć na razie jedynie w wersji surowego demo. Podczas koncertu we Wrocławiu zaprezentujemy wam dwa nowe numery. Nowa płyta jest w dużym stopniu zainspirowana heavy metalem, ostatnio słuchałem sporo zespołów NWOBHM, bardzo mnie to uskrzydliło. Chciałem uchwycić w muzyce oryginalny koncept black metalu, jeszcze z okresu zanim ten gatunek został zdominowany przez nordyckie brzmienie. Myślę, że dość już mieliśmy ostatnimi czasy klonów Burzum czy Darkthrone i czas spojrzeć głębiej w przeszłość aby tam pobrać nauki. Jestem autentycznie zmęczony blastami, skrzeczącym wokalem i monotonnymi tremolo riffami – czas odłożyć ten styl na bok, przynajmniej na jakiś czas.

Jakieś ostatnie słowa dla polskich maniaków, zanim wszyscy spotkamy się we Wrocławiu?

Zdaje się, że właśnie z Polski otrzymujemy najwięcej pozytywnych recenzji i wsparcia, więc na pewno zostaniecie przez nas potraktowani wyjątkowo. Kultura naszych krajów jest do siebie bardzo zbliżona i chyba dlatego tak doskonale się nawzajem rozumiemy. O ile wlejemy w siebie odpowiednią ilość procentów, to jesteśmy nawet w stanie zrozumieć siebie nawzajem, mówiąc w narodowych językach haha! Chcę wyrazić ogromną wdzięczność dla polaków za wsparcie którym nas obdarzacie., to naprawdę inspirujące! Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby wypaść na koncercie jak najlepiej i na pewno chcemy do was przyjechać jeszcze nie jeden raz! Hail Kat and Pierogi!!!


jesusatan



Hello! The main reason for this interview is „Roots of Ancient Evil”. I must say, this album kicked me for good and made my day. But, before will start for good, let’s start with typical stuff, hehe. Could you, please, introduce readers to the current line-up of the band?    


Hail and kill! Before starting my words I would like to thank you for your interest in band and your words concerning our debut album, the current lineup is still the same, Hatewolf-voice of the dark, Daemon-Lead Guitar/ Acoustic Guitar, Warlord- Bass and Wargun-Drums, probably in one day or another we can fix a second guitar to fit better our structure!


You have started as Ethan. Were there any particular reasons of band’s name change, or you just got bored with it and decided to change? 
 

Just to complain you, back to 1994 there wasn’t any exchanged name from Ethan to Dethroned Christ, as Ethan as Bael were previous bands from Dethroned Christ members and both of them suffered and faced the same problems such as no interests from some members on following both bands anymore, so both bands were put to a rest and some former members of both bands decided to join together and started a new dark crusade named Dethroned Christ…

I think I could compare you to Samael from Worship Him Times – mainly because of the vocal. But, you don’t stick to one style. I hear in your music old Kreator, Emperor. Would you agree? Or would you rather say such comparison is  worthless? 

As vocalist I think there were more influences from Quorthon of  Bathory, Big Boss of Root,Stephan of  Varathron,Wagner of Sarcofago and Storm of Master’s Hammer, maybe I could have some similarities with Vorphalack’s one because Worship Him was a perfect album and his dark voice fit all the concept very well, but as you said Dethroned Christ in general doesn´t stick to that one style performed by Samael…For Emperor I think our music has no much in common because Emperor plays a more technical, structured and symphonic Black Metal, I think we have more in common with old Dark Throne than Emperor, for Kreator I agree, because all of us in band are very into the old works from german trio Kreator, Destruction and Sodom, and probably some influences are there….

Are you worship the old metal? Why have you stick to these old days? Are we, metalheads, are so backwarded  or sentimental that we’re just into music we have listened when we were young?

Surely, of course we worship old metal , we didn’t have stick for those old days, we just started to listen to metal from those old days and this was and still is a part of our life ‘cause we lived a part of that, all of us on Dethroned Christ band started to listen to metal in the end of 80’s, we still respect and worship all bands we have grown up listening to, it was an important chapter of  our metal history and it will always be! We consider ourselves 666%  into true and real metal, so we can surely be considered as metal heads, although we don´t really care or give a shit for terms….

Brazil, and in general, whole South America is the source of many bands which adheres old, obscure metal. How do you think – where does it come from? 

Well, one of  that fact could be linked for most of South American countries had been living for very extreme dictatorship governments, on other hand is that this continent has been always linked to very extreme and violent issues, and in every South American countries we face violence in our daily life, if you note we are not so far from the crimes that catholic churches committed in the past, and this question of revenge of mass murdered crimes and true holocaust made in the name of God by Spanish/Portuguese catholic colonizations against all of those native Brazilian Indians, Inkas, Mapuches. And all of pre Colombian civilizations’ hate are still on the blood and mind of many! Our poor conditions also make us play as more obscure as possible, many people and bands take this very serious with devotion and passion! That could answer your question why bands from this continent are so obscure, we still smell blood and death!

Your album was released by your bassist’s label. Is it because there were no other choices, no proposals, or you rather wanted to control everything yourself?


All of us in band always searched for a label who worked for the true underground and could seriously understand our propose and the art we performed, besides being a Warlord’s label, Hammer of Damnation has been always working with underground and all bands they signed in were true to their efforts, we know each other more than 20 years, so this choice came naturally, we also know in fully who we were working with, we didn´t look for another label  ‘cause we thought it wasn’t necessary since Hammer of Damnation knew all propose in full!

Are you satisfied with the graphic design of the booklet? Personally I have tried to familiarize myself with lyrics, but I couldn’t… it was nearly impossible to read them, I’m afraid. 

Surely there was a thing that we could do it better if we had more experience, that wasn’t an error from the label, it was an error from every part involved , there are a said, we learn from our errors, also we searched for a crap and cheaper place to make our press, from now we are more experienced and we are making a job much more professional and for sure everything will be much more superior, I am still satisfied with the result, because many bands faced this problem at their first work, as I said before, we could do it better!

„Roots of Ancient Evil” is not a concept album, but maybe there is a theme which connects all tracks together? And what do you think about concept albums? Do you consider recording such album in the future? 

Really, Root of Ancient Evil it is not a concept album, I think there are many sources of knowledge ,abstract things and dark issues that could be a decisive fact when we are writing our concept, as on our musical sides as our concepts we don´t have a standard thing to approach on, it always comes naturally,  I think all of the tunes presented on Roots of Ancient Evil have nothing to do with each other , maybe they could be connected because all of them are weird, macabre, dark ,evil and grotesque, but each of them talk or say things in a different vision/way or in a different twisted state of mind….Our new opus will be called Only Death Shall Remain the World, for this album death , mankind genocide , chaos and darkness were the main sources of inspirations, but again it´s not a concept album, it´s dedicated to darkness only! I like concept albums since their stories are very well elaborated and take you to a listen, for example Hell Symphonies of Root and Abigail of King Diamond are great ones .I don´t think DC will record a such album because we are always working in a vast field of knowledge, and we don’t limit ourselves for one thing….

I’d like to look at your lyrics. One of them talks about lycanthropy. What is your opinion about this? Do you believe in transformation of a man into wolf or werewolf (in different regions of the world, there are differences in this phenomenon – people are transforming into a bear or tiger) 

Firstly, lycanthropy shouldn’t never linked just for men transforming themselves into werewolves, ancient Greeks and Apaches would also believe that men could be linked at the same nature of wolves ‘ cause of their behaviors, attitudes, acts and whatsoever…We are a part of nature and nature are a part of us, every terms associated with wolves interest me in one way or another, backing to ancient devotions, men’s personalities were always linked to some animal, and all of this was claimed to be their totem  ! On our current days you will find wolf’s personality and spirit  inside many men’s behavior, a man does not need to transform himself into a wolf, his character could be similar to a wolf! Our song Lycanthropy talks about a force with no control inside a man acting like a wild animal in the name of the dark! Some could interpret it as a man transforming himself into a werewolf or as a man acting as violent and hungry as an angry wolf!

Another track of yours is called „Bael”. Is it a tribute to the eastern part of hell…? Do you have other tracks about demons on your other releases?  

As I said before darkness always inspires us, and we have been always connected to ancient demonology, we have no longer composed any other lyric about demon, but it can happen in the future! We just decided to compose a sound named Bael and study about this infernal entity because this song is old, it started being composed back to 93 when some members were playing in Bael, so it came naturally… This name was perfect to fit the sound and all of its history!

Another track – „Prophecy of Neferti” – is about prophecies of pharaoh’s wife Nefretete (or, Neferti: her name is spelled in different ways). Does that mean you’re interested in ancient Egypt? Text is not your authorship. Can I ask for a few words of explanation how did you get it?   

I am interesting in ancient myths and history. Egypt, Persia and Sumeria were the cradle of everything human developed as in terms of civilizations as in terms of devotion . Occultism, devil worshipping, cult of natural elements, moon and stars began a long time ago back to those civilizations. The melodic way presented on our track required a lyric based on ancient civilizations, so I started to search and read about anything that I could use as a narration and fitted the structured better, I was trying to add a Savitri Devi’s poem about the black sun on this song, but all of Savitri Devi’s poems were so long and very perplex to narrate, so I started to look about an ancient war poem, then I just found this one, and after some rehearsal session, this poem fits very well with our sound structure, after that the rest is history!
What other topics you cover in your lyrics?  

When it comes to lyrics, it´s a vast concepts we use on, we have got a very weird, boring and irritating states of mind and we are always reading about anything we find interesting, our lyrics deal with the dark aura we live in, it can be developed in occult subjects, demonology, darkness, antichristianism, war, murder, revolt against modern world ,and etc…

„Your worst nightmare”… title suggest it can be a killer song, while it is melodic and sometimes it brings remembrance of Running Wild with their pirate stuff. This is really nice track. Where did you get the idea to name this track in that way?  

The title says it all for itself, believe it or not my friend, your worst nightmare is still coming more and more tenebrous than before!

Cover art was done by editor of Zapisnik’zine from Montenegro. How did you started to work together? Did you used one of the work which was ready or this cover art. Was done especially for your album? Have you seen other works from this guy? How you like them?  

Our drummer plays in a parallel band named Ravendark’s Monarchal Chanticle, he was looking for someone else to draw the next cover of this band, there was an announcement of Zapisnik at Nuclear War Now forum , he contacted Zapisnik to make some works for him, so when the idea of a new album comes, our drummer asked if he could work on a Dethroned Christ new cover, so he accepted and we gave him a free hand work for our debut, we just asked him to make something linked to our past and the cover of our demo, he caught very well our idea…This work was specially developed to our cover, and of course I have seen many of his work, and I am very proud to say that Zapisnik is in a level of Chris Moyen, he has got his own style, very morbid and original!

What do you think about incorporating some folk elements into music? Sepultura did that while ago, and to be honest, I think these albums were the weakest…  


Sepultura has been a shit since a long time ago, and what Sepultura added on their music was not a Brazilian folk music and it was a music created by some group to make people happier , this is no longer and has nothing to do with folk music…Talking about folk element tunes, I think it interesting when it comes to be a weapon against judeo christian system, bands like Graveland, Falkenbach, Kawir  and some others created a great anti christian music using folk elements, but I really hate those bands that use happy beer folk tunes and are always jumping like animals in a forests, those bands are totally ridiculous….

I am really interested how difficult it is to start playing metal in Brazil. Is it difficult to get instruments, rehearsal room, and so on?  

It used to be more difficult to play metal back to 90’s, because we did not have a rehearsal room and our instruments were very poor, this happened with most of bands from our epoch, by other side we had a great spirit and most of good works came from that era…From now it’s not so difficult to get a place to rehearsal, because they became cheaper nowadays, the biggest problem is still to get technology and to buy descent instruments, our corrupt government is still asking for the highest import taxes around the world, so this difficult our access for that in one way or another…

Hatewolf, on a picture from the cover you have something which looks like katana (if I am right). Does it mean you’re into samurai stories?  

I am totally into the way of the warrior, all of the knowledge  and stories the warriors carried were passed from generation to generation by the sword. Honor, loyalty and strength were the law, I think true metal must always be powerful and antichristian and this has to be like a sword, passed from generation to generation with honor and pride…

And now for something different. In Brazil, in next years, there will be two big football events – 2014 (world cup) and 2016 (Olympic games). How do you think about their organization_ Do you think they can be well organized and then be prosperous for your country’s economy, for you and other people?  

Personally, as everywhere else ,world soccer cup and Rio Olympic Games will be just a source for enrichment for some people, the economic issues won’t changes, someone else will get richer with this and most of population will be poorer and poorer paying for this enrichment , there will be more and more taxes for the population to cover up all of those issue’s costs, and of course to get some corrupt pockets full of money… Of course, they will use every methods to guarantee tourist safe when they will spend some amount of money here, there will be army, special police on the places those events will happen…This always happens here in every place, but while tourists are having fun in one place, in another place the population are killing themselves, these events are just a mass control, nothing else…

There are many fans of volleyball and football in your country. What about the status of the sport stars in Brazil?  

With we compare to soccer, volleyball it´s very small, every eyes are in one direction to soccer, Here, volleyball just called for some attention after they challenge in the same level such as mighty countries on this sport like Russia, China, Poland, USA, Italy and Cuba…Before this volleyball here was a very small and not so popular sport, soccer was always very popular here, every people have their favorite soccer teams….

I must ask about one thing which makes Brazil famous – Rio carnival. What about metalheads and Rio – do they participate? Is it true that this is mainly 4 days of pure alcohol and sex activities? 
 
Although most of metal heads are into very intense sex activities and like sex a lot, the true metal heads don´t join into carnival days, because this is the point where a stupid and idiot person could be. Only weak, idiot and sucker could like a stupid thing like carnival, why should anyone else join in carnival and   jump like an idiot or animal if we can have sex , alcohol and listen to metal very loud in our house or somewhere else? If there is a metal head on carnival, this is just another poser and fool, that is not true for his beliefs !In some places carnival takes one week, as a said before, it´s a way of a loser person and we are certainly not into this in anyway…

On the other hand, this is quite interesting. People are preparing for this carnival for the entire year, so it must be really important for them. 
  
It’s like an issue for people to forget all of our corrupt and economics problems, people are just being manipulated for an entire year to forget all the problems and to be like puppets on the big industry moves…There are more and more important things that could be take more serious than carnival…

Well, I can’t miss to ask you about what you’re into lately. What kind of stuff you are listening? Can you give some names and albums, so we could get familiar with them?  

Besides working, members are into their parallel bands, zines and organizing gigs… I mostly listen to old stuff Bathory, Sodom, Hellhammer, Poison (Ger), Venom, Mercyfull Fate, Death SS…To name some albuns I like, there are so many, but I will name few ones, not in a logic way:
Bathory-The Return ,Venom-Welcome to Hell , Hellhamer-Apocalyptic Raids, Holocausto-Campo de Exterminio, Sarcofago-Inri, Bulldozer-The Day of Wrath, Samael- Worship Him, Master’s Hammer-Ritual, Rotting Christ-Thy Mighty Contract, Dark Throne- A Blaze in the Northern Sky, Poison-Into the Abyss, Sodom- Obssessed by Cruelty, Possessed-Seven Churches , Slayer- Hell Awaits, Mercyfull Fate-Melissa, Blasphemy-Fallen Angel of Doom, Beherit-The Oath of the Black Blood, Summoning-Minas Morgul , Morbid Angel-Altar of Madness , Black Sabbath- Vol 4. ,Impaled Nazarene-Ugra Karma , Bestial Warlust- Vengeance Till Death, Miasma-Changes , Sacrifie-Torment in Fire, Expulser-The Unholy One, Sigh-Scorn Defeat, Mortuary Drape-All the Witches Dance, I would be here for hours by naming albums, but those ones are for sure great albums I really worship them….

OK, let’s go back to Dethroned Christ. What’s the interest in the band from maniacs and editors from around the world?   

We are pretty lazy to divulgate our stuff and mostly of our stuff we made trades. Interests and deals with positive reviews and greets came from the most obscure souls and very extreme hellbanger maniacs…. 

What about gigs? One of polish bands – Besatt – have been in Brazil twice. Have you had a Chance to see them? 
Yes, Besatt from now it will play for the third time here next year 2013, I have seen them once live and they did a great performance here, many bands come to our country every year, this year I had the chance to see live Inquisition, Acheron, Obituary, Immolation, Incantation and others, be sure Brazil it´s the country in South America where most amount of gigs take place…

On the other hand, bands like Light of Dark, Escarnium or In Torment have played gigs in Poland. Do you consider playing some shows here, as well? 
Everything depends how things could work in our favor , you have just to remember although we are a 18 years old band, we are still an underground band who lives for our underground spirit and attitude, all in band have got our regular jobs and family, so we can´t left these topics behind, at a second point we don’t really like to play live and this does not interests us so much, of course we could play as in Brazil or as in everywhere else if there is a concert and a descent cast that share our dark aura … We don´t play just to play or just to get status, we still prefer to stay in obscurity than to share stages with losers, asshole, rockstar, wanna be evil and queer bands that have nothing to do with the underground, it´s valid for Brazil or everywhere else….

Besides of being a vocalist in DCh you also have a distro. Can you tell us more about it? What you have in your distro? Let’s advertise  
As I told you already on this interview, mostly of our stuffs were traded thru passing years, so I started to have some extra stuffs here, and from that time I have learnt how to work with silk screen and I started to make t-shirts, on this way Storm Distro was born, from now Storm Distro became a very small but a success concert organization and we had the pleasure to work with such excellent bands as Grave Desecrator and veteran Impurity, we have a deal for re releasing Impurity-The Impurity Temple-demo’89, Necroripper (chi)-The Premonitions About His Final Hour-second demo with bonus track,  Nebiros (Col)-TBA , Magnanimum(Chi)-new album and other official t-shirts… We are up dating our myspace, but check out   www.myspace.com/stormdistro
Huh, I need to point out something – soap operas. This is a nightmare! Are they so popular in your country as well?  
Yes, this shit as in every Latin countries are very popular here, we just don´t lose our time watching for this…
Ok, time to close on this one. Please, share the plans of the band. Any new releases or so?  
Actually we are finishing our record sessions and process for a future album that will be called “Only Death Shall Remain the World”, after finishing this, we will start mixing tunes and working on album lay out and pics, but don´t expect a scheduled date for this, we work in our terms and rules , we let our guitar player Daemon works as much time as he wants, so you can expect something in the future!
Thank you for your time. I wish you best luck! Any final message from you?  
I thank  you so much for the space and interest on Dethroned Christ, we in band are very glad that your zine it is still written in polish and keep the true underground tradition on photo copy format, it´s a feeling very rare to see on current zines nowadays, keep always the underground spirit, we raise our swords and chalices of blood for you! It was a pleasure for us to take a part in your zine! We are a fan of your scene, Throneum, Graveland, Imperator, Cultes de Ghoules just kill! Any polish maniac interest in our stuff or trade, just drop us some lines! Don´t support Christianity and all abrahamic religions! Hail Satan!
hatewolf@live.com
dethronedchrist@gmail.com




Hi Willie! As you might remember, we spoke while ago regarding your other band, and how it is to live in your country. Now, I’d like to focus on Pathogen. Shall we talk?

Morbid hails, Robin! Great to hear from you again as always! It’s an honor to once again be featured on Apocalyptic Rites fanzine! Yes, let’s continue on with the proceedings….

I always keep asking this question to bands which share their name with other ones, and when it comes to Pathogen, we talk about three. Have you had any issues or funny moments related to this name?  

There used to be 4! Yeah did we did get confused with the other Pathogens especially that one from Australia-which has now disbanded, I think. That Pathogen band from the U.S. became our friends actually and we even used to joke that bands with the name Pathogen are such good looking chick magnets! Haha! They also have disbanded few years ago I believe. They didn’t release anything significant as far as I can remember. There’s also another Pathogen from England I think but I’m not too aware of them. 

What about the confusion after release of „Blasphemous Communion”? There are various things about this all over the Internet…

Yeah. But they’re mostly rumors and false allegations. People can say or think whatever they want on the internet.  And you know, you cannot fucking please everyone in the world and we’d much rather focus on making music and being creative than immerse ourselves in rumor-mongering and other such gay showbiz attitudes. We don’t really give a fuck on whatever they say or think!    
                                
You have sent me your two releases – demo tape „Barbaric Desolation” and „Forged in the Crucible of Death” which will be released as new album. But… there are the same tracks on both releases. Isn’t that strange idea?            
                                                                                   
“Barbaric Desolation” tape has the same track list as our third full-length release, “Forged In The   Crucible Of Death”, which has just been recently released by Old Temple, the main difference being is that ‘Barbaric.. has different versions of the songs in “Crucible..” such as rehearsals, live and demo versions. We thought of doing it differently rather than releasing the third album both on tape and CD and of course it would give them both a ‘false’ desirability, if you will…And it’s also a tribute of sorts to all the maniacs who have supported Pathogen from the very beginning. They are our 10th year anniversary releases.

You’re under Old Temple wings, label from Poland. You also collaborated with Canadian The Northern Cold Prod. How you started your cooperation? Have you been afraid, or worried, to sign the papers with such exotic (for you) labels…?

No I’m not shy of having contacts with foreign labels and such. I’ve been corresponding with underground bands, ‘zines, labels and individuals since I first started writing my own fanzine in 1997 and my contacts just expanded from there on. And throughout most of our career, Pathogen have worked with many other foreign record labels for many of our releases-mainly because there is no future for metal bands here in the Philippines. Yeah Old Temple is a good label we are very satisfied by the results regarding our third album. Old Temple will soon release next our ‘Lust Of Evil’ on MCD format next year. Also more recently we also just released the ‘Gryphon’ cassette EP through the Northern Cold Productions, Canada. And soon our second album, “Miscreants Of Blood lusting Aberrations” will be re-released on CD and LP through Dunkelheit Produktionen, Germany.

Willie, you play old school DM, which is great, but rather not exploratory. Isn’t that an issue for you, guys? I don’t want to say that you are just impersonators, not creators, that’s not the intention. But, have you considered playing something more innovatory, more explorative?

Well we are a product of our influences. Whether we like it or not all the bands we listen to will tend to rub off on our material. I just can’t imagine Pathogen being a ‘progressive’ or a technical band. That’s just not who we are. None of us are formally educated in music. We all learned to play music by listening to various genres of metal and punk. Our music may be derivative but our convictions and attitudes are real so that would make up for our rather ‘unoriginal’ material. But hell even bands like AC/DC has riffs that have been done a million times by old blues and rock n’ roll guitarists for half a century now. Also take a look at the punk and crust bands they play the same three chords over and over but they sound great! You really don’t have to be original or a genius at your instrument when it comes to writing and playing music, you just need to have a ‘feel’, attitude, timing and conviction and that really what makes music great. Being good at your instrument is also beneficial but ultimately music is all about self-expression and not a sport!

You’re playing since 2001 and you have released quite a lot materials. Don’t you afraid that such tempo will bore your maniacs? What about your invention? Don’t you afraid you might lose it and start eating your own tail?


No, we’re not afraid of anything. I mean as long as we feel like doing this we will continue on. There are instances in life where you need to trust your gut instinct. And our instincts are telling us to do this, create and release music. So we will go for this. I have this insatiable desire to write music and express it in our instruments it’s like an itch that I can’t scratch! 

When we were chatting last time, regarding Negatron, you have mentioned you like to drink something called „Lambanog”. What’s that? Can we get it in European shops? Do you know any polish alcohol?  Apparently polish vodka is quite famous all over the world, i sit also the case in your country?

Yes, I believe ‘Lambanog’ can be bought it several countries in Europe and America maybe in import or Asian shops. Thanks to globalization! That kind of home-made liquor is now being mass-produced nowadays for export in a lot of different countries. But Lambanog is still very much an ‘underground’ phenomenon really.

In the Negatron interview you have told that you are interested into militaries, as well that you collect them. Do you limit yourself to collecting these items, or you are also interested in battles, military operations, trivia? Is your interests are reflected in Pathogen lyrics?

Yes, I’ve always been a student of World War II and other historical conflicts. I totally enjoy reading and watching documentaries about them. Plus also I get inspired by these conflicts to write music. Yes some Pathogen lyrics are inspired by such events.

Ok, let’s look at the lyrics – what are the topics you write about in your lyrics?

Our lyrics often deals with the fear and curiosity of death and dying, but also of twisted psychological behaviors that humans have such as egotism, megalomania, lust, insanity and other such conditions. We also write about history and war. I really have an affinity with all these chaos and darkness that is happening around the world. I never really like the lyrics of pop songs such as (blind) love and (false) hopes-I think it’s all contrived bullshit really-that’s NOT my reality. My reality is a never ending sense of darkness from hopelessness, boredom, desperation because we live in a rather depressing part of the city where crime and drug abuse are rampant. Nobody is encouraging you to follow your dreams and nobody believes that we can achieve anything. That is our reality! We are not rich we all came from poor working class backgrounds just struggling to get by every day. I always wanted to be a metal musician since I was 14 years old-that’s the kind of life I want and each day I awake in this bullshit city my determination to get out of this place gets stronger. 

Your country was hit by heavy rains which caused floods and casualties. Similar disasters were noticed in other countries/regions, as well. There was earthquake in Iran, flood in Korea. Do you think it can be sign of the end of times? Does god (whoever it is) gives us signs, that he has enough of human race?


Yeah, natural disasters are increasing at an alarming rate lately but I don’t think that the end is coming any time soon. Probably in several million or billion years apocalypse can happen but now I think it’s still far from reality. Our planet is changing constantly that’s why the weather systems get disrupted and all the earthquakes and volcanic eruptions are merely signs of increased geographic activity-these things mean that our planet is very much alive. If those things stopped then it means planet earth has stopped functioning and dead.

Do you believe in prophecies about end of the world? Maya, Nostradamus, but also other maybe less famous people had such visions. Do you have any local fatalist in Philippines, who would says that end of the world is coming?

I believe everything in the universe has a beginning and an end. But I do not believe the world will end anytime soon! A lot of religious fanatics here are believes in such bullshit-that’s why they’re asking their followers for more money! Many generations have predicted the world end for who know how long, but nothing ever became a reality!

Before we will finish – I’d like to ask you what kind of stuff you’re listening to lately? What would you like to recommend to polish maniacs?

Well, I’ve been listening to a lot of local demos lately. Such as Miseria-2012 Live demo, Karimlan-“Curse” demo 2010, Sacrosanct-“Rotten Altar For A Rotten God” demo 2012 and the new Brimstone In Fire EP-which is excellent. Some other stuff such as Totenmond, Mystifier, Pan-Thy-Monium, Embalmer, Brutality, The Abyss also a lot of classic rock/heavy metal Thin Lizzy, Budgie, Saxon, The Rods, etc.. That’s about rounds up my playlist for this month.

OK, and that’s the end. Do you want to say anything to the polish fans and maniacs?

Yeah, I want to give one big metal salute to all you Polish maniacs for your continued support! Metallic regards! Watch out for more Pathogen releases next year. Also, thanks again to you Robin-your support means a lot to Pathogen! Evil Regards To Apocalyptic Rites Fanzine!
Contact:
Willie Desamero
#4M. Fule Sahagun street,
San Pablo City, Laguna 4000
Philippines
pathogenic_virulence@hotmail.com




First of all I have to congratulate you a quite good debut album. Are you satisfied of „Vision of Death”?

First off let me thank you for thinking of Disfigured Dead, and to anyone who bought/heard our album and enjoyed it!  Am i happy with the album?  Well that’s a good question. I like many aspects and at the same time dislike others.  We wanted to make a solid old school death metal record in the vein of early Cannibal Corpse, early Death and that we did.  I like all the songs and it's what we were doing at the time. Our musical direction has since progressed from the material from our first at this point though.  I'm just not happy with the production.  Nothing was triggered, and even all the old death metal records, all Cannibal's, morbid angels, Death they all had bass drums replacements (the same thing as triggering, but before it was available).  So I think that could have sounded better. Also we recorded 6 songs to do a demo and got the release deal through Hell's Headbangers, so we went back and recorded another 6 to make the full length.  We didn't have enough money to re-record the first half, and because of that i mix didn’t turn out so well in my opinion. 

You are quite young band as you have been formed in 2008, but as far as I am aware, this was not your first one. Names like Evy or Rabid are here and there in your biography. So, to start, could you, please, let us know the lineup, origins of the band, and so on.

Well I've been playing drums since I was 13.  Dave stated playing guitars when I stated and we learned to play together.  we were in several bands together.  Evy played in a grind band turned thrash metal (Rabid) and they had a falling out so he left.  Dave and I had our band called Junk, turned Cruciation throughout this time.  So to be clear this period before Disfigured Dead was 2005 until the three of us joined up in 2008 to make a death metal band. And so Disfigured Dead was born!

The debut album was released by well known and respected  among Underground maniacs label – Hells Headbangers Records. How did you sign the deal and are you  satisfied with  cooperation and their activities?

Back when Dave and I played in Junk, and Evy was in Rabid (we were all good friends by the way) both our bands played a show with Crucified Mortals from Ohio. One of the brothers that own's Hell's (Craig Harval) plays in that band.  Well we became friends and I sent him our demo and he loved it.  He was initially going to release on his own label called Reaper Metal Records, but his brothers heard it and said "fuck it man let’s make it a Hell's".  So that was really awesome for they are a way bigger label and do have a good following.  I think they did a great job pushing the album,  I've seen it in several stores, they did tons of PR work and set me up with hundreds of interviews.  I have nothing but good words to say about their cooperation.

As previously mentioned, you have started in 2008, but your music could be put on a shelf next to greatest, early albums done by Death or Autopsy. I’d say you are a band who play the most original death metal. Is that intended, is that your ambitions? What it gives you to play that kind of music in particular?

Yeah, well like I said we wanted to play old school death metal.  I was in 2nd grade when I was showed Cannibal Corpse from my friends older brother and I honestly grew up listening to all that.  We just took to that music so well.  Don't get me wrong I like all sorts of extreme metal, and I like a lot of new death metal bands.  I think everyone is so judgmental and narrow minded about it.  I mean why does the metal community need to fight so much,  why turn a scene on itself for what?   I like a lot of that, but I don’t want to play that style of Death metal.  I like the Cannibal, Suffocation, Nile , Immolation style so much more.  It's just to me more brutal and like I said it's where i came from. 

How it happened that young guys, as you, are into that kind of old school death metal and play that kind of music?

As before I was showed this world long ago, I'm only 22 now, but I got into it when I was pretty young.  I remember going to school in 4th grade after I bought Cannibal Corpse "Gore Obsessed" and just listening to it all the fucking time.  I mean that's insane in hindsight,  I just always wanted to play drums, and I fell in love with this music so young it’s all I ever wanted.

I wonder about your opinion on mainstream metal? On the other hand, don’t you think it turned to be trendy to play old school death metal these days…?


I do like many new death metal and other extreme metal bands.  I don’t care about labels or when they started, if it's good it's good.  Its the one thing I can't stand about a lot of people is they are just so stuck in a time period.  You have bands like Black Dahlia Murder and Job for a Cowboy which both I like.  They grew up listening to the same shit I did, and wanted to play the same as I did.  The only difference is they added some different elements.  But that’s what the originators of death metal did as well.  They listened to Slayer, Megadeth and things like that and added their own elements.  Without that everything would be the same and it would all die.  I have no clue why everyone claims these bands and even a lot of deathcore bands aren’t death metal?  Why not?  because they aren’t coping the sounds of the bands they grew up with, because they wanted to try to add new extreme sounds to what they liked to progress?  It's stupid.  I like it all because it's all good. At the same time you have all these newer death metal bands coming out you did see a big movement where a lot of new "old school" death metal bands came out all of a sudden.  To me it's almost like they were like fuck you this is real death metal.  So trendy in a way yes, but good for we have new bands that are good to listen to.  One might wonder if it would have happened if those bands didn't start to immerge and take flight.

As I have mentioned earlier, I think echoes of Autopsy and Death can be clearly heard in your music. Am I right when I say these must be important bands for you? You look rather young – how then the inspirations from these influential, but rather old (in positive meaning), bands?

Yeah we love Death, (actually I like Symbolic, Indiviual Thought Patterns more than the older albums though), Morbid Angel, Cannibal Corpse, Suffocation, Nile, Immolation all the greats. I do like Autopsy but really not that much.  But has a huge impact on all our lives.  You listen to like Effigy of the Forgotten and Souls to Deny and then listen to Bloodthirst by Cannibal to Gateways of Annihilation from Morbid and it’s so fucking brutal and heavy.  It's a force that can't be matched by any other genre of music. Sheer power and execution.

What do you think about end of Abscess and Autopsy come back? This is one of the big return in my eyes, but I need to be honest – „Macabre Eternal” a little drag on…

As before I don't love Autopsy anyways, and I never even liked Abscess.  So I couldn't care less about that ending.  I bought Macabre Eternal and it wasn’t bad, better than some of the others they did, but not great.  I do love the cover art though, very awesome. And I did like the production value it wasn’t under produced like some bands do because they think it's cool to have a shitty sounding album.  It's just not cool at all. 

„Visions of Death” is your debut, which was not preceded by any demo or EP. How did you come up with idea to release full album? Do you think it is no longer make sense to record shorter materials?

Well we did do a demo, but we never put it out there only sent it to labels.  I think we got like 6 that wanted to release.  A few from Europe and a few here in the states,  but I love making an album.  I do this for me and my love to play and create.

Title of the album suggest a concept behind it. Maybe not literally, as each track is a separate story, but it is connected by death topic. Why death is the leading theme of the album? Is it because of death metal, or there is other reason? What death means to you?

It could be taken as a concept album, being a compilation of songs all dealing of death or torture in some form or another.  Cannibal Corpse as I've mentioned many times was just so important of a band for me my whole like and I loved their imagery and the songs being about that sort of subject.  I thought of it was the template of death metal in many ways.  It's not like we sat down and said this is what we wanted to do we just did it all.  From the music to lyrics it's just what came out. 

What do you think about people who commit suicide? Is it courage or cowardice? What a person can think just a moment before death? Is it the end of certain stage, or maybe just a beginning of something else, unknown (or „known”, like heaven or hell). Or maybe this is the absolute end and there’s nothing after death?
 
I personally think suicide is a personal matter that can't be judged by any other being.  How can anyone say they know what it's like to live inside someone else’s head?  I don't think its courage or cowardice, it’s not my place to assure either way.  I don't believe in beginnings or endings to other worlds,  If there was anything ever to possess "godly" powers it would be man.  What can man not do?  I mean we can create life from single cells in a test tube, we can decide what on Earth lives or dies, we can travel through space.  Why does everyone need to look everywhere besides the most obvious place.  Man is selfish, man proclaims himself god bound in flesh, man worships himself.  When we die our bodies will be given to the Earth and we will become part of a cycle that’s proceeded our vein perceptions.

„Dead but walking” is, if I am not mistake, about zombies. I wasn’t a big fan of these type of movies, but I know that in USA you’re quite crazy about it. Apparently, you can even buy ammunition on zombies… do you really believe in that, or it is just a „national” sport, so to say?

Yes, those lyrics are a little story I made up about a zombie outbreak.  Actually I wrote those long ago in the Junk era mentioned before, and was actually another song's lyrics then.  Dave and I were looking through old band things and we decided to re-use those ones.  Zombies do seem to be really big here in the States I will give you that, but I've never heard of real zombie ammunition.  To tell you the truth it would surprise me though.  There will always be someone willing to manufacture something, just like there will always be someone to buy it.  If anything was likely it'd honestly be more like a widespread virus.  You have to think scientist make and breed deadly diseases/toxins everyday for experiments.  What’s to say a terrorist of some sort buys it and unleashes the wrong disease to the world?  We could have a world-wide epidemic in no time.  As for zombies I wouldn't get too excited.

By the way, when it comes to ammunition, what do you think about free access to weapon? I personally would be afraid of my neighbor if he would have a gun. You know, you listen to some music loud and the guy comes in and put a bullet in your head…
We do have the right to bear arms in our county, I didn't know you couldn't there.  I think it's fare.  I don't think of it like i need to live by the rules of a certain place.  I was born free in mind and no man can impose his "law" upon me.  That's one of the biggest problems.  Everyone just follows the herd, sheep beaten to a path fenced before them.  I live by my own set of rules and morals, if and when they contradict the rules and morals of America then it's what it is and i do what i ultimately want to do.  If i ever needed to protect myself against someone armed trying to end my life I'd like to know i had the same opportunity to own a weapon of comparable harm.  European countries don't seem as free to me, but I don’t know I’ve never been there.
What would you say about such noisy cases (at least in Europe) where the madmen goes into school and fires at students and teachers? Or a kid who kills his parents because they would not let him play on video games? Recently, someone fired again, this time at the premiere of Batman movie. Isn’t it because of free access to weapon…?
 
See this is where everyone wants to put blame on everything but the real issue.  Blame guns, blame kids, blame music or society.  What about blaming the person who did the shooting?   Drugs, hard narcotics and such are illegal in many countries. and in all those countries you'll still find all the same drugs.  People will do what they really want to do, you think a piece of paper saying its illegal is going to really change their minds?   I don't care how many different governments there are in the world, or how many laws man makes. This is the only true law: Jungle law.  No matter what people are going to ultimately do what they want to do.  Very simple really.  There are so many examples through time, and that happen every day.  You go to work in the morning and you don't wear your seatbelt because you don't feel like it, you drive faster than the speed limit because you want to go faster, you buy lunch out when you didn't really have the extra money because you wanted it.  It's our nature.  We are creatures of habit and opportunity.  That’s much different than the kid shooting up schools. but he is just another person who didn't care about what a government said was right we didn't care.  I'm not condoning anyone’s actions or trying to upset anyone, I’m just realistic.  There are the people how do what there are told, and those that do and that’s the way it'll always be, laws or no laws. 

I’d like to ask you about „Possesed Dead”. Is this track a reference to one of the most famous horror movies? It's actually one of the iconic horror films. What do you think about today condition of this movie genre?
 
"Possessed Dead" is a song to which Dave wrote the lyrics, it's about the movie "The Evil Dead" directed by Sam Raimi".  Today’s horror movies scene today?  Well, see I'm not the narrow minded hate everything new type.  I embrace progression.  Some people want to sit around and hear their favorite bands create the same albums over and over again.  The same goes with movies.  I like seeing some of these new changes in film.  I think it's no better or worse than it was before, just different.  I do like how today’s new technology helps do supernatural films the ways they should be seen.  Before the computer effects supernatural effects looked fake more often then not and cheesy.

Now let’s look at the cover, which is very suitable for the title of the album. Kind of unusual but very impressive. It was done by  Jason Leer, but he did it according to your ideas. Where the idea to make it this way came from? Are you interested in painting?
 
The cover was an interesting story really.  Jason Leer who I did not know at the time messaged us on Myspace and just said he like our music and wanted to draw our album cover for free.  So i said what the hell, sure let’s see what he can do.  I told him the idea and he set to work.  I came up with the idea based on lyrics I wrote for Screamatorium.  The idea was to be looking into the window on a crematory and seeing a person burn alive.  Jason's vision was much more abstract then I thought, but I grew on us and we used it.  I really appreciate art.  In any real form it’s all so enlightening. 

Your debut is two years old now. Have you released something new since then, or do you plan to? It seems that on myspace you can listen to some new songs?
 
Actually yes! We have our second full length recorded, mixed and master right now.  We are waiting on artwork that is being handled by Tony Koehl (Black Dalhia Murder, Arkaik, Internal Bleeding) as we speak!  The album is entitled "Relentless"  featuring 10 tracks and will be out by the end of the year. it's a duel release coming out on Sevard/Butchered Records.  We actually no longer use myspace but look us up on facebook.  We have new songs posted, new videos, and update it regularly.

Well, myspace… this is among metal orthodox some kind of misunderstanding, or even betrayal of underground. What do you think about it?
 
Myspace, well it’s a love/hate.  It's funny because no one uses myspace here in the states, it’s all facebook now.  It's the same concept but different site.  Why myspace and sites like it are so great is everyone is on.  We use to have a regular website, but no one looked at it.  So we would basically be talking to no one.  Everyone seems to love social networking so if we are on there we get so much attention.  I think it helps a lot of really great artist get the recognition the deserve.

For me, the band profile can be helpful to see if the band is worth to be interested in. But… having a lot of ‘friends’ which you never exchanged a mail or never met in person is a nonsense to me.

It's a little odd, for bands they are fans though.  No different than like a fan club of sorts, just a way people can see what the bands doing easily and fast.  I know a lot of bigger label ask to see a facebook page, or myspace instead of sending them your cd to consider now.  It's becoming essential, you gotta look at it in the most obvious way.  If you want to be heard you need to go to where the people are. 

Ok, let’s back to your debut. As far as I am aware, it’s no longer available at HHR, which means there is interest from maniacs side. Have you noticed any increase of interest in your band? More interviews or tournée proposals?
 
To be honest not so much.  I did so many interviews in the first 3-5 months after the album came out.  Now and then I get a few, but the most attention we get now is because of shows, and from labels who have heard our upcoming album.  We will be doing a lot of press/promoting for that also, along with 3 US tours!

When it comes to interviews. What do you think about traditional paper zines? Do you have any contact with that form of activity? Are you reading paper zines? Do you give interviews to such ones? How USA looks like when it comes to traditional zines? Do you know any polish zines, which are published in English? I can recommend Necroscope, Rites of Zygadena (it’s published in USA), Burning Abyss, Forgotten Chapel (it’s published in Ireland).

I'm a fan of any zine, website, magazine that brings this genre of music to the masses.  I'm not against anything of the sort.  I've done plenty of interviews for many zines around the world in many different languages, and I'll always be happy to do them.  It's an honor for me that people want to hear about Disfigured Dead and look to see what we are doing.  It's something we haven't been that great at is the social media stuff, but we are really going to be updating sites and keeping the fans in tune with what’s going on.  As for myself I actually don't read any paper zines at this time.  Here in the States they definitely have many, people are into it for sure.  I do read Decibel and Terrrorizer Magazines.  I will go through the sites online, the big review sites to see what people think on different things also.  I don't know a specific zine from Poland, and don't think I've done one for anyone in Poland at this point, so this was very cool to get the chance!  I will definitely have to check out the ones you mentioned though.

Ok, to keep up the tradition – what killer bands would you recommend to polish maniacs? What are you listening to lately?
 
Let me see, what have i been listening too?  Well Decapitated's Carnival is Forever and Organic Hallucinosis ( they are some of my favorite albums of all time, so they are consent haha), Hour of Penance "Sedition" , Nile "At the Gate of Sethu", Hideous Divinity's debut, Cytotoxin just put their album out and that's awesome.  That's a few anyways!  All are amazing, so if you haven't heard check those out.

Ok, that’s it from my side. In conclusion, can I ask you a few words for the maniacs  in Poland.

I want to say thank you again for getting a hold of me, it's been a blast!  To everyone and anyone whose listened to/bought the album/waiting to hear more or anything really Thank you. We will have our new album out by the end of this year entitled "Relelntless" check some new songs out on our facebook.  We do have videos on youtube, live and studio footage.  Hopefully we get over there for a tour to see how crazy Poland really is haha, keep supporting brutal music!!!




Hell-o. Gentlemen, I don't know anything about you. Will you share the secret where are you stationed, where did the EE lineup come from? Or maybe you will remain hidden behind your dark names and you are going to answer my questions like: who should know knows, or something equally wise? I warn you, answers like "prick" will throw this interview into the trash bin!

Ketzer: Hails! We are stationed near Olkusz, and what's behind our names is meaningless, because Evil Existence is our first endeavor of this kind. (it can be heard anyways heheh)

Lord Vomit: Yes, we are stationed on the fucked up middle of nowhere full of christianity and religious bullshit. If you live here you've got only two options: becoming an altar boy or playing blasphemous metal.

Is playing music of this kind difficult in a remote village? I'm sure that the noise you create can be heard in the nearby parsonage and your appearance is distant from the standard gumboots and hick clothes. Doesn't the local priest oppress you and your families from the pulpit? Don't your neighbors spit under their legs with disgust when they see you?

Lord Vomit: I don't know what's playing metal like in a remote village. I'm sure that it differs from the shithole we play in. The mentality of some people in hick places like this didn't develop much from the medieval times. Anyways, if we are a pain in the neck for any sheep-like souls it only pleases me. Let them sweat their beds, let them have nightmares because devils are playing behind the fence.



Ketzer: One country bumpkin had called the police one time, because we allegedly were responsible for a disturbance of the peace. Luckily enough we were able to reach an agreement with the cops, and although the rehearsal was done for, there weren't any further consequences. If the cops were stubborn like that lousy old fuck we would get an impressive fine.

Could you shortly present how did creating Evil Existence look like? Where was the moment, in which you decided to grab your instruments in order to state your opinions about the surrounding world?



Ketzer: Organizing a band of our own started to circle in our minds a good few years ago, but the case got blurred. Eventually at the end of 2009 a crucial moment appeared, in which we started to thrash our instruments in the garage and pursue our old plans. It seems to me, that a comically incapable "Deathcrush" cover recorded during one drunk evening was a turning point, which pushed us towards further playing.



Lord Vomit: We weren't able to play covers in the beginning so we started to create our own material. At first we were playing in the Scandinavian manner. Together with the warmer days we floated towards South America and it stayed this way hehe.



There is two of you playing in EE. Are you forced into this situation because of the lack of appropriate people in your region or is it deliberate because it's comfortable for you and you don't need anybody else?



Ketzer: It's difficult for me to speak about the lack of appropriate people because we didn't ever look too hard for anybody to fill this bass gap. Maybe someday somebody will appear. But we don't have any aspirations related to Evil Existence, therefore gathering the full line-up at all costs doesn't make much sense.



Is "Summoning the Archaic Atrocity" your first and only release or maybe you've got some earlier recordings?



Ketzer: We've recorded something like a demo a year earlier but we decided that it sucks too much to show it. Besides we've got a lot of digital rehearsal recordings, but it isn't anything worth mentioning.

So I see that that you've already got materials for rares and bonuses... If something about the aspirations would change hehe.

Lord Vomit: Maybe there would be something to dig out.



Ketzer: But most of those lack the bass guitar, besides that they don't qualify for a bonus or something because the value of the especially older ones is humoristic at the most.



In the review I have sent you, and which can be read in Apocalyptic Rites I compared your music to a few bands starting with B and Sarcofago. I don't know if I am right or not, but it isn't the point. I would like to ask you about your feelings related to the inspirations or the influence of the ones i have mentioned on Evil Existence.


Ketzer: I really like this kind of music, I listen to the bands you have mentioned a lot so it shouldn't be surprising that it can be heard in Evil Existence, especially when in metal of this kind there is usually a huge emphasis on the drums. Paradoxically, the band's name emerged from the debut of Rotting Christ, which could be considered as an opposite pole of black metal by some people. Typically Greek solemnity and melodic solutions are rather absent in Evil Existence. Nevertheless we are not interested in breaking any patterns but in degenerated, devilish black/death metal.



Lord Vomit: It is interesting for us what influences can be caught in our music by other people. I value albums like "INRI" or "Inferno of Sacred Destruction" a lot, but these things aren't usually found in my deck. Ketzer is a maniac of the bands starting with B so it may be true. We were close to the B team anyway because earlier before adopting the current name we named ourselves Belial Command.

Belial Command sure would reflect the atmosphere of the B letter, but why did you eventually abandon this name for EE?

Lord Vomit: Well... we will not be used by Belial. We are an individual Evil Existence. But seriously i figured this name out while I was browsing the "Thy Mighty Contract" booklet. I wanted to figure out a mono-part name, or a name related to the pioneers. We invented plenty of great fucking names earlier but they were all taken. Now we are the first and only Evil Existence.



Where did you record the material? The sound maybe isn't the best, but what has to be heard is clear, and besides that it's raw and diabolical.



Ketzer: We recorded the material in something which can be called our rehearsal hall. Nowadays you can record an admissibly sounding material in domestic conditions without much effort, besides that noise like this doesn't have to be crystal clear and legible.

But you will use a studio in the future? Or maybe you are disgusted by professional conditions?

Lord Vomit: No, we are not one of those who ask for the worst microphone. If we would have the chance we would naturally make a use of better, studio conditions.



Are you satisfied with this material, or now after it's recording you think, that something went wrong or some things should be done differently? In what direction do you want to go in the future? Are you going to change something in your music or the current shape absolutely satisfies you?



Ketzer: We are not thoroughly satisfied with this demo, but it completely doesn't matter now. What does matter is that we are able to listen to it from time to time. In the future we are going to construct slightly more complex riffs and the structure of the songs will be attracting a little more attention. As for now it sounds for me a little too flat and simple. I think that I can point out the example of Blasphemophagher here. I'm not talking about any fucked up copying but about the fact, that those Italians play motherfucking black/death metal and paralelly to that, they are able to use their instruments professionally.



Lord Vomit: First of all we have to replace our equipment. My amplifier surely belonged to some moustached pub buskers three decades ago. I'm not able to reach a distortion which would satisfy us on it. The guitar is a decrepit piece of shit not even worth mentioning.



When I had looked at the cover of your demo I expected music in this kind of manner. Sordid, primitive and devilish at the same time. I mean I actually hoped that it would be like that, and everything indicated that it would. Is the inspiration for music of this kind based on the old masters of the genre or the younger worshippers of the oldschool art?



Ketzer: I equally listen to Blasphemy, Beherit, Bestial Warlust, Sarcofago, Conqueror just as Proclamation, Black Witchery, Bestial Raids, Revenge, Blasphemy Rites, Damaar etc., but of course I value the first of the mentioned bands more. It naturally looks different in the case of Conqueror/Revenge. I'm not limiting myself to this kind of metal, which doesn't have to be added I guess, but it looks like this in the context of Evil Existence. Fast, repulsive and demonic.



Lord Vomit: It's less obvious in my case. I explore various, extreme regions on a daily basis, but not exclusively. Recently I have been listening to Desaster and Proclamation a lot, but also Solitude Aeternus or Thergothron. I generally like doom, death/doom. I particularly like stuff in the vein of Winter or Torchure from Germany. It has got nothing to do with what i create in EE, but the riffs I locate on the fingerboard are inspired mainly by pure hatred.



Speaking about the cover - who scribbled it down, and why aren't the colours reversed? A white drawing on a black background would be more like it...



Kezter: The cover was scribbled down by me, I wanted to do something in the vein of Chris Moyen's works, and I have partly managed to do it, I'm quite satisfied with the cover. The colors didn't attract much of our attention, it simply turned out like that. I'm not sure now if we wanted to refer with the white color to old demos of various, great bands like for example Mayhem, Morbid or Hellhammer (it was all about less expensive photocopying back then of course) or if we wanted to release an unusual looking demo. The dog faced demon is also not exploited very much, it's always a refreshing change from the ubiquitous goats. Recently a trend for red backgrounds can be noticed, and we even took that under our consideration, but it ended up to be white.



Now the lyrics. They are not placed in the booklet, and they are not really legible besides a few phrases like "ancient rituals" etc. Therefore I ask you for a short lyric guide.



Ketzer: There are no lyrics in the booklet, not because it's a secret of some kind, but because placing lyrics on a debut demo of a five-league band from some shithole would be a fucking overkill. "Infant Evisceration" is about the Sumerian goddess Lamashtu, "Evoke the Presence of Belial" describes the Devils' supremacy, "Christi Delicta" means "Christs Guilts" in Latin, "Mercy Denied (Barabah Rise)" is a glorification of the biblical character Barabbas, and a declaration of hatred towards one carpenter and "Wasteland of Plutonium Atrocity" regards the nuclear annihilation of mankind. Generally it seems to me, that if Jesus would read these lyrics he would feel so offended that the would spend 3 days in some kind of cave.

Lord Vomit: Ketzer writes all the lyrics. I am still waiting for an influx of poetic fucking inspiration.

And from my point of view placing lyrics on a demo wouldn't be an overkill. Contrarily to that, it could raise not only the release cost, but the overall quality. But I'm not nagging about the lack of lyrics. One day you will release a material with a full, even minimal booklet, right?

Ketzer: The costs do have a meaning, but there would be no lyrics on the first demo anyway, even if we would have as much money, as a tramp has flees. In the future we surely will share the lyrics.


After your explanations regarding the lyrical content of the demo, I see that besides the main subject present in a lot of bands, you occupy yourselves with other matters. First of all, why do you hate fellow human beings so much? Did anybody hurt you, or you're such evil sons of bitches that you don't like other people?

Lord Vomit: And how are we supposed to like them? We would have to be fucked in the head, but you know, some eat shit and they like the taste, while the others like people. But it's not like we hate everybody. I like the priest from the nearby parish, especially when he falls down and smashes his dumb mug.

Secondly, where did the fascination with Sumerian beliefs come from? And will the subject of ancient religions and rituals be explored in your lyrics in the future?

Ketzer: It's one of the most distant and forgotten cultures, and I thought that it wouldn't be bad to write lyrics basing on that archaic mythology. I'm not excluding the possibility of this subject appearing in the future.

Thirdly the topic of atomic annihilation fits more to nuclear thrashers than a Black/Death band, but it's not a rule. What sort of lyrical surprises have you got on tap?

Lord Vomit: Ketzer has played Fallout and Stalker too much during his life and now he is dreaming about a nuclear doom. I would prefer a death different from the gooks in Hiroshima, but it maybe would be better than choking a doughnut or a car accident. No, there will be no lyrics about it. If one day a lyrical inspiration will appear, maybe I will take something from the local folklore and tales.



Where do you see yourselves in a few years? Do you ever think about how will your fate develop? Or maybe you play without a particular aim?



Ketzer: Just as I wrote earlier, we have got no aspirations related to Evil Existence, and we are not wondering what shape will it have in the years ahead. As for now we are playing for our own satisfaction, and the satisfaction of anybody who will dig it. (there won't be many of those hehe)  We will release a demo or two more along the nearest few years, I guess.



Lord Vomit: We play for our own happiness (and the unhappiness of christians). Obviously we are going to evolve and we hope to release an another demo in the future, which will be a next kick in the ass of the messiah.

The subject is a bit clichéd and some are sick of it, but I don't give a flying fuck, and I'm going to ask you, what the hell?! How, according to you, the metal underground should look like? Have you got any idea of something like this, or you don't identify yourselves with the so called scene?

Ketzer: The less rip-offs and other whores the better! And a smaller emphasis on myspace and other online bullshit, which kills the spirit of the Metal Underground. As for Evil Existence, we don't interpret it as a part of the scene yet.

Rip-offs sure are a fucked up phenomenon. Have you got your own experiences related to this matter?Did somebody cheat you for your money or other goods like media? If so, please point them out over here, because behaviour like this must be denounced.

Ketzer: Luckily enough, nothing like this ever happened in relation to Evil Existence. Personally I also have always managed to reach an agreement, but it doesn't change the fact that there is a considerable amount of such miserable fucks. Besides that, I consider the activity of Hellslaughter for example as a rip-off, Hellslaughter which robbed Sindrome of their demos, and defined those as it's own. The amount of faggots like this luckily is minimal.

I'm not orthodox and a demo material released on CDr, like in your case doesn't cause me to puke, but there are people, for which a demo is a tape exclusively. Nowadays the tape comes back to life in small, underground labels. Did you think about releasing your material in this particular form?

Ketzer:  We were thinking about releasing the demo in this form, but we don't have the equipment, which would enable us to reach a satisfying result on the tape. I generally value the tape institution in the underground a lot, and it seems to me, that demos should be released like this in the long run, but I don't get rabid when i see a CDr.

How's the zine reception of the demo? Are webzines also destined for the promotional matters?

Ketzer: The reception is stable as for now, I mean nobody’s opinion was definitely negative yet. Nothing but to be happy, especially when we've got a rather skeptical approach towards this demo. Somebody could start wondering why would we release this material in the first place, since we have got a skeptical approach towards it? Well - because we had a fucking whim like this! And about webzines, maybe I'll send over a copy to Chaosvault, because only Chaosvault is read by me from time to time. Besides that, we don't care about the wider promotion of this demo at all, because just as I mentioned twice already - we've got no aspirations related to Evil Existence.

You underline the lack of aspirations regarding Evil Existence, but I'm not completely convinced. After all you have sent the material to a few places in order to be reviewed. If you wouldn't give half a fuck, you would write music only for yourselves, and you wouldn't bother other people with your noise (maybe except for your neighbors - hehehe) But more seriously... something did push you towards sharing your work with the outside world. So maybe there are some aspirations, but as a debuting band you're a bit humble?

Ketzer: Actually we were interested in what various, certain people have got to say about this demo. We got bored of writing music for ourselves, you can get sick of it. We've got no aspirations, but we also would have nothing against a situation in which EE would get recognizable in the Underground. If our music will be able to defend itself in the future, there is a chance, that EE will get recognizable, and it would be pretty fucking cool.

Where are you going to send, or you already sent the material in a sense of a label? Or maybe you are going to act as publishers in order to have control over your materials?

Ketzer: We didn't send it anywhere yet. We are thinking about sending it to the Danish Silver Key, the Polish Putrid Cult, and maybe something else, but it's not anything sure right now. Generally I wouldn't have anything against a label, which would take care of it.



We have already mentioned the two-piece line-up. I think that it excludes concerts. Are you going to play gigs with a session member, or after expanding your line-up, or maybe you won't play concerts at all like Cultes des Ghoules?



Ketzer: Inqusition plays live without a bass guitar, but you know...they can. But seriously, there will be no playing live in the nearest future, because of a reason even more prosaic than the limited line-up - Lord Vomit isn't able to paralelly play the guitar and do the vocals yet. In the future, if there would be somebody to play the bass, I don't exclude this form of metal expression. I'm not going to declare anything against "drunk poseurs at concerts", because it's fucking bullshit. And as for CDG, from my point of view their music doesn't fit to playing live, because it is too complex and demanding, and the style in which we aim is quite the opposite.

But you do like participating in concerts so to speak, or maybe you avoid events like this, because you don't like to have anything in common with the crowd?

Lord Vomit: If we've got the funds, then sure, we go to concerts. Recently we were immolated by Immolation in Kwadrat.



Ketzer: But we've got them relatively rarely, and even more rarely we move our assess outside Lesser Poland. But we sure enjoy it a lot!

And what's a "drunk poseur at a concert", a local moonshine brand or something? But more seriously...the definition of "poseur" has somehow lost its meaning, and it can be differently interpreted, depending on who, towards whom, and what for is used. And generally I can't imagine not drinking any beer during a gig. It's a well know fact, that an appropriate amount of alcohol has to be drank during a concert. It's a ritual...an "ancient ritual" - hehehe. It should be done reasonably though, because the gig is the most important thing. 
Lord Vomit: Beer, fuck yeah, but rather before. In most clubs you've got beer a la The Piss for huge money, and frequently not even full 0.5 liter. I'd prefer if they sold Strong Vips in cans for 6 zlotys.
 Ketzer: Quoting this suspicious phrase I've got in mind the bizarre explanations of various black metal bands, or projects, which try to camouflage their musical indolence and too low skills to play live with pointless horse shit about poseurs at concerts. I personally only once had drank myself nearly to unconsciousness on a Kat concert, but it wasn't a loss of any kind because I saw it again, more sober, a month later hehe.

In this optimistic way we are going to end this unjust fight, because two against one you have assaulted me. I've still got only a traditional request for publishing plans, life plans etc.

Lord Vomit: I'm timidly planning that maybe we will record a new material in summer. The new Evil Existence would attack in September like Schleswig-Holstein the shores of Westerplatte. And as for life plans...hmm...beer, metal. Death plans - certain death. Deaf plans - they cannot be heard. Ok, I've overdone it.

Ketzer: Life plans? I've lost them during the spring cleaning. There is only the plan of Cracow in the briefcase left. Maybe some other time.

Thanks for answering these few questions, and equally traditionally as in the previous question I'm asking you to give a few, summing up words. Good luck and I'm leaving you a little space.

Lord Vomit: Devil Almighty bless you.



Ketzer: Many thanks Robin for the interview and support! If somebody is interested in our demo for the cost of mail or some trade, e-mail us on archaicatrocity@gmail.com, maybe there will be some copies left. A.M.S.G.!



Greetings Morgul! As you’re expanding lately on our scene and offering some meanness recorded on tapes, I would like to ask you a few questions on this matter. Before we start thou, please explain to me a little obscurity. I mean, what is Putrid Cult and what is Bad to the Bone?
Hello Robin! Hehe … I think You’ve mistaken me for another person. I am the last person to jostle –  moreover, how can it be called “jostling” if I released 15 titles in 2 years activity? If every of other  publishers jostle like me, I suspect that there would be half less the "dirty tricks" in your tapes collection than You have so far! Well, on the contrary I don’t care about any fame, so I do not know where are your false perceptions from? What's the cause of Your confusion ? Didn’t You read what is written on the site of the Bad To The Bone? Shop! And You know what You are doing in the store? So I guess that BTTB premises are clear. BTTB is kind of economic activity, without ideological context, which is focused exclusively on the sale and promotion of Metal music in its various forms, e.g. on CDs, cassettes, vinyl and t-shirts, etc. Putrid Cult is my label, through which I try to support the scene , release a material of good metal, underground bands. PC – here I can speak of a certain ideology, I release the only bands which are important for me in some way or another and their orientation is close to me. Many of these bands which I have in shop don’t not correspond to my musical tastes and ideologies. So I do not want to promote them by the name of my label.
Are you suggesting me that I cannot read? You stroked into hollow… hehehe. Of course I did read it, but why is there a separation between shop and label you have nicely explained here. About ideology we will talk later, but still to the subject of shop and label… You’re standing alone behind the steer of both these undertakings or do you have support of some good elves .. ekhm ... bad trolls I mean?
Hehe not at all, I know from a very reliable sources that You have always been a top of the class, took part in all the Olympics and solidly pay money for SKO and You mastered reading skills above-average:). But Your doubt with BTTB identity caused that I looked on  the logo of the store and logo is to be improved indeed in order not to make the other people confused . I’ll ask the old fellow Krzysiek Szpadel, if he has enough spare time perhaps he will make a better logo hehe:). Yes, I run both of these shrines by myself, but sometimes helps me my wife to cope with orders, especially during the summer. Specifics of my job requires that I'm often out of home a week and more, I'm back only on the weekends. My wife is very familiar with the Metal music, has a lot of knowledge about it, and probably many of so called Diehards after conversation with her would have a many causes to the slap Himself :). So I confidently charge her with my duties, because I know that she will always very good and reliable substitute me in preparing the orders if I can’t do that. Dude, with this trolls You screwed up Yourself, I suppose that when she reads this interview and will have to send You a trade She will do a holes by Her Heel in this one, and then I don’t accept the complaint – sorry but it’s your fault:). Coming back to the essence of the question, in my town there are no people who share our interest in music, everybody from the old metal team came out from here or sits on a park bench with a bottle of plonk at the bosom, so there’s no possibility to get help from somebody from this town.
I definitively go back to the idea is was some elves then, one in particular that helps you from time to time in organizing the undertakings :D Now I will go back to the subject of Putrid Cult presence in the Underground. 15 titles in 2 years is not so bad score as you’re suggesting. I’d even say it’s a really good score. Is Putrid Cult so recognizable company, that bands are striking through doors and windows offering you fat cash for releasing their music, or rather it’s you who have to look for collaborators?
Is 15 titles a good result? It’s not easy to appraise it. Mostly it depends on which labels we consider as a benchmark for Putrid Cult activity. If we talk about active, which operate seriously, don’t doss around and seriously support the underground (they can afford for it from the financial point of view), for example, The Werewolf Promotion, Winter Solace which have released over 3-digit number of publications compared to them my label looks very poor. However, if I compare Putrid Cult to those labels which have been present over 10 years in the underground and number of their releases haven’t exceeded ten titles, so I can be really satisfied with achievements. Let’s look objectively, I have to say that the position of my label is not too high. Besides, I don’t think that with such “resources” I dispose of now, I will be able to release more than eighty titles in the future. You ask about recognizability of my "business"... Well, I can say a little about it. I don’t want to generalize such way: "Of course, I'm recognizable" or "No, only few know about me", because I don’t want to make you mistaken. I haven’t thought about it, perhaps some kind of survey among the metal brothers would be necessary.... He, he ... But I admit that I get different offers from bands both from Poland and foreign countries (e.g. recently from Australia) to release their materials, so definitely is not tragic in this case. I'll tell You that I don't solicit about it so much and I don’t try to appeal bands I want to release using any diabolical tricks . I’m not used to insist and convince someone to charge me with their stuff. Honestly, only in four cases I proposed bands to release the material in my label, in the other –the initiative came from the bands. To offer bands a money (I don’t think about “big” money!) – in the "cassette industry" – is rather an abstract concept. Publisher has to contrive a lot to "recover" the money he invested (I think, of course, about legal sale of tapes) which are necessary to prepare the next releases. However, bands have to accept a pre-determined, specified percentage of the issue, which – compared to their effort and the time spent on recording material – doesn’t mean much.
Of course I understand that term „popularity” is relative and it depends from point of relation. Still I think that the score you achieved is not bad. If we add to the equation the fact that some bands have noticed you and they want to release their music in your label then it’s undeniable sign that Putrid Cult has become an important part of Underground. As you’re not having any website as label, then maybe you could present shortly your releases? Why don’t you have PC (Putrid Cult) website? Is it cause of ideology?
Well, let’s leave the topic of "popularity". Maybe You’re right  and my point of view is too subjective, but I shouldn’t evaluate it. My criticism stems from the fact that always after the release of new material I find a few details that need to be improved. And I’m aware that if I did better than this there wouldn’t have been so many mistakes. This is the reason that I’m not satisfied in 100% with Putrid Cult’s achievements.
As You rightly noticed, PC is a part of the underground, or rather the remains after it. My intention is to publish and promote the bands in such way as it was done many years ago, because my views on the underground hasn’t changed dramatically, in spite of all evolution and transformation of its definition. I grew up in a times when the only form of information about new bands were flyers, paper catalogues and zines. Of course, the development of technology and new forms of information caused that paper correspondence is replaced by electronic, and catalogs "become" internet shops. It makes the promotion and distribution of new releases easier. In case of Putrid Cult I still base on flyers, but  I don’t assume that purely informational internet site will never be launched. Is it a matter of ideology? I think this term is too big... it's rather more personal approach to the matter of how deep people get involved to "new media" to become recognizable.
Let’s say a few words about Putrid Cult releases. I started with the clothes, sweatshirts of AZELSGARD - DIABOLICAL RITUAL IN THE CURSED FOREST and EMPHERIS- REGAIN HEAVEN, t-shirts: AZELSGARD- SLAVONIC HORNED EVIL and NECROSTRIGIS- NIGHT SABBATH METAL. Next two cassettes was released: NECROSTRIGIS- RELICS OF BLOOD RITES SORCERY and KLADOVEST- ATMOSPHERE – 3rd full length of a band of Thurios from Hate Forest and Astrofaes released in collaboration with Werewolf Promotion. Then came KAEVUM-Shirt NATUR limited to 80 items. Next – the tape of EXECUTION OF LIGHT – OF ROTTING BLOOD SACRIFICE – Death Metal project of musicians of Martwa Aura, Distres, Terror Tactics - this one was issued in collaboration with Terror Cult. CALL OV UNEARTHLY-WORLD'S DECAY / VORTEX OF THE CURSED which is a compilation of the first two demos of Black-Death Metal horde from Katowice under the direction of woman – Nostalgia, who is the main composer of the music of this band. Next releases are CTHULHU RISES - KU CHWALE MROCZNYCH EONÓW I, Lovecraftian Black Metal with a little depressive climate, and MARTWA AURA - DZIEŃ BEZ JUTRA, damn good Black Metal full of nihilism and negative energy which can easily inspire the listener to make a few wounds on his body! The next release was split SLAV/DAREN - BRATERSTWO KRWI. Slav’s material is Black Metal with a slight connection to Hellhammer, Daren plays quite atmospheric Black Metal, which is hard to compare to anything, but I assure You, it makes the hair stand up on the back of your neck. Later there were the  next collaboration – this time with Triumph Productions – and as a result the split  of Norwegian band STYGGMYR and Polish NECROSTRIGIS, entitled GLORIA HAXAN CULT, limited to 122 copies. The next step is a return to the scene of Krakow, which resulted in two materials ARAGON - REH:WITCHCULT, 11-11-11 and THRONE BY THE DEVIL (full length), which is a total sonic destruction and desecration of all the holy! Now I released SUPREME EVIL – TRUE SATANIC HATE – in collaboration with Michal from Vomitorium zine. This is a demo’2004 of guys from Toruń whose main band is Pandemic Genocide which contains Black Metal in the middle tempos, quite similar to “Total Death” or “Plaugewielder” of Darkthrone. With Michal I also released the cassette version of EMPHERIS - ANCIENT NECROSTORMS  with bonuses, limited to 200 copies. Another selfmade releases are KRASHING – DISINTERMENT 1987-1993 –a compilation of two demos of Italian Death Metal bulldozer from the early 90ties,  TEMPLE OF SHADES- PRIMORDIAL NECROMANCY,  the old Greece performed by musicians from Goat Tyrant and Necrostrigis, and the last live split ARKONA / ARAGON- JESIENNE KRAKOWSKIE ZGLISZCZA. Limit of 150 copies.

Thanks a lot mate for presenting your catalogue of PC. I still have mixed judgment about limiting of releases.  Where does it come from? Is there some particular reason for limiting, or is it rather result of financial issues – there is as much releases as there is money for and that’s it… and information about limit has to be an encouragement, that if someone gets it he/she will be the lucky chosen one?
I agree that economy determines number of released copies. Releasing tapes in number higher than let’s say 300 is suicide and in 99% of cases a lot of such circulation will remain at label (maybe if someone likes to brag that he has 5000 tapes at home… but in fact those are recordings of 3 bands, that he released – hehehe). Copied paper has this advantage that if I distribute the free ones and I exchange a few copies, and even sell some for cash then I don’t have any supplementary because I’m doing them currently depending on actual demand. But let’s get back to tapes, which you can’t record currently (if it is to be released professionally). I was meaning those limits, which you mentioned at the end. I didn’t take into consideration the numerology and symbolism, which is some argument. However restricting access to some materials to some “unsuitable hands” amuses me a bit. If you want them to reach suitable people then make an pre-order, gather property and revision declarations and it will be known how much pieces could be released and who will get them – hehehe. Of course I’m simplifying a bit this issue, but releasing something and restricting it’s circle of addressees… even you have mentioned that today tape is not an good of first need. Only maniacs will buy them.
Yes, in regard to tapes, it would be possible to release online the tapes with xeroxed covers only, but we don’t discuss on them. He He ... Dude, what's does pre-order have in common with a limit, let’s say 30 copies and even more - with accumulating some declarations? Presale is nothing but gathering the bigger amount of orders for large limits and has nothing to the limitation of the number of customers. The second thing: I completely don't understand your idea with declarations. Even if someone came up with such "brilliant" idea, it is physically impossible, no one will give you more of their data, only the address (and it happens that address of his friend!) In case of the smallest limits which limit the number of consumers  the final word belongs to the band which from such or other reasons wants to spread their stuff among the most trusted persons only. It is known that none of the publishers probably would not come up with such idea itself, because none of them is interested  to invest money in something which no one will ever hear. But ... if you release tapes, you don’ think about the material benefits, so if you do it for the idea, I think, you have to respect the will of the band.
Pre-order could be an idea for a strict limit. You get 132 (I don’t know if it has any meaning in numerology) such orders and you’re realizing such number of tapes. If you know who will be receiver of such material then the circle of trust is ready (best if pre-order is prepared by a band, because it’s them who knows best to whom the music should get to). My combinations with declarations is nothing else but a derision out of music reaching only a circle of trusted people. If, as you say, those limits are invention of bands, then if I were label owner I wouldn’t give a fuck about it. If the band wants to reach only trusted people, then let them make their own copies at home and make copied covers, the best if they’re numbered with blood of virgins (could be hard to get) as ink, and give it to those, who are worth it. They want from one side to have professionally released material, and from the other to restrict it’s number. You give the money, but not for how much copies you predict or want, but much less. But it costs, and the more releases the costs are getting lower, right? While releasing underground bands you don’t think about financial profits, but make a name for yourself, you trade tapes with other labels or get other goods connected to music out of them, and it’s exchangeable profit, even more important than selling whole circulation of particular material. This is how I see it. (But I won’t specially insist because I’m not the one releasing it)
I see Dude that You don’t back down and the bidding continues, ok, let’s go.  The first case: if you want to your idea of ​​a pre-order 132 pieces comes true You have to do it six months in advance, because how to sell  as many copies excluding the trades?  Do you think that every "trusted" person pay a half package of cigarettes for that – I wish you good luck :) It's also pointless, because those who restrict the limits from the ideological reasons, usually don’t have 666 friends on Facebook where the only 1/6 is trustworthy, but is rather a part of small group of people faithful to their convictions. It's obvious, isn’t it? Acting the way like this is intended as the protection by the bands against the music commercialization, because perhaps one or another “Black Metal devoted guy” from true online discussion forum will publish the music on YouTube or upload it somewhere for other guys for downloading, having no idea what they listen to, because all is signed “a track”! Derision - You say ...And if you are, let’s say, a "front man" of some underground band, would You prefer to release 1,000 copies and 700 of that will be eaten by mice on the attic, the rest you’ll trade (the cover for the cover) and perhaps (if You have luck) someone abroad will print off a few copies of Your material, or to release 50 copies about them you can be sure that they will go to the appropriate people interested of this material? Next ... 132 is a pretty impressive limit, such restriction allows to buy this material by all people who are interested in. 100 copies in my opinion it is not even the limit which guarantees the quick sale. One hundred limit is rather realistic in terms of sale, which has no negative impact on the future of the label. On the contrary -  the faster material is sold out, the faster I’ll  release something new or there’s no need to add some extra money from my regular salary. Sure, a lot of bands release strictly limited tapes with xeroxed covers (as You told). Signing with the blood is outmoded, the information that the limit have a free bonus as a seal – the snot of one of the musicians – would be a real sensation! Fuck, it would be a hit hehe he :). Let’s get back to the topic, for me, is the same, if we talk about the profitability: the cost of releasing, let’s say, 30 copies  separately is the same as 30 in the limit of 300 copies. Because I pay for the each copy of tape and cover, not for the kilogram hehe. Well, You negotiate if You know / anticipate good sales of that release, and if the band put into their material a lot of time and commitment, they also seems to realize that it is worth to make posers tremble again! Also in this subject I don’t see the problem. I don’t claim that there is no possibility of releasing cassettes without "fuck-ups" if this is some Mgła or last time trendy Cultes Des Ghoules, who at the beginning were not such “cult” as they are now, and wanted to trade  their recording vs. ... Well, and now I bite my finger tapping on the keyboard.
Sure, you're 100% right: releasing the tapes gives tangible benefits as You told  which makes that there are still a few enthusiasts who dabble in it!
I’m curious and neutral as Janek Pospieszalski (Polish catholic publicist, very fuckin intolerant jerk)  – hehehe. Let’s leave that subject behind, because somehow everything was said already. It’s a shame you stopped your fingers, but I won’t be scooping that matter, because Apo is not some gossip rag. I will only state that kvlt comes with time and then normal guys starts to detach from reality …
Yes, we outlined this topic in so many details that adding additional statements seems to be unnecessary. All in all it’s good that You dig Your heels on that, because at least we made things clear for a certain group of concerned who see the publishing activities of other as "great deal" and all attempts of “return from the investment” perceive as " behaving like Jews". And they just prefer to complain and prate about people on the Internet rosary circles. It’s a pity that I bit my finger, because the fingernail goes down now hehe. Sure, it often happens that the band which becomes more popular, cut off from their native environment, demolishing what once served as a basis for their activity. It is a well know fact, so  I see no need to allege any examples.
Let’s change the subject a bit now. You mentioned Szpajdel before as your old buddy, and that you were risen in times when information about zines, bands and distros could be found only at flyers, which means you’ve got few springs on your account. I would like to ask you how and when you got fucked up under your skull that you started to listen to metal and how it progressed upon the space of years – hehehe?

No, I joked about Krzysiek (Kriss) Szpadel hehe:). Actually, this question is little bit not for me, because I'm not any star and I suppose nobody is interested in the story of how I went down with incurable metal disease, so I’ll try to answer briefly in order not to make your readers bored. The first contact with heavy music I had about 1988, when uncle brought us a gramophone (German Telefunken) in the holiday time and asked my father to fix it because any knob didn’t worked. He also brought a vinyl record too for test listening – Mötley Crüe - Shout at the Devil. Of course I had to participate in the repairing the musical equipment, the LP was playing, and metal bacillus started growing in me . When I saw the cover of the record, the band from California had become my idol of that time, and uncle –  the only repository of knowledge about heavier music. I asked him if he is familiar with other bands, and I wrote down everything in a notebook prepared especially for this (this is my personal encyclopedia metallum He, He ...). He lent me tapes of bands such as Krokus, Led Zeppelin, Deep Purple, AC / DC, King Crimson, etc. And when one day he brought Accept – Restless and Wild, I knew that it was my music. I made uncle aware that I am old enough to listen to Heavy Metal. Once I asked him to bring me something harder and then he gave me 2 tapes:  Ride The Lightning and Bathory – the first album. And it was his fault hehe:). Then he copied for me the tapes of Slayer, Running Wild, Iron Maiden, WASP – it  probably was about  1991. I started with a friend  2-person garage band, and we recorded all rehearsals with the old cassette recorder. I still have this records somewhere and it’s quite pleasant to listen to them now ). As a perky teenager I worked, I did all possible seasonal works and saved up the money for the tapes, which I was buying in the nearest large city 30 km away from my place of residence. There was a music store where I was buying the pirated tapes of such bands as Venom, Exodus, Destruction, Kreator, Tankard, Forbidden, Coroner, Morgoth, Benediction, and then of course Asphyx, Vader, Emperor, Betrayer, Slashing Death, etc. Also zines were available there too. I received a lot of free flyers from the salesman, who quickly became my friend. I corresponded a lot, and I was writing on the addresses from flyers, I traded and bought a lot of demos from underground bands. I infected with this bacillus a few friends from my city and we caught more contacts with metalheads from nearby towns. We also corresponded a lot with people from abroad and we got a lot of stuff from them. We followed the scene of both Americas, Scandinavia, Greece and the Poland’s nearest neighbors. Then the extremes time came, of course I think about the second wave of Black Metal ... We listened to a lot such bands as Darkthrone, Mayhem, Burzum, Absu, Satyricon, Emperor, Gorgoroth, Nocturnal Mortum, Throne Of Ahaz, Marduk, Mutiilation, Osculum Infame etc., from Polish scene – Xantotol, Graveland, Christ Agony, Hefeystos, Behemoth, Hodur, Kohort, Gontyna Kry, Arkona, Selbstmord, Ohtar, Dark Fury, etc. It is impossible to continue listing, because it could extend the answer to this question to the 5 pages of Your zine, and half of the readers are probably already yawning. Later, after 2000, I mixed up all kind of extreme metal, I penetrated underground of different countries looking for valuable bands. And now ... I’ve been returning to the classic for a few years, and listen a lot to the bands from the late 80's, when metal was the most valuable for me, there were not so much swank and the bands were much more authentic.
Haha, I see it started similarly to both of us. Honest Morgul, and what has happened that after many years from catching the “disease”, from listener (and a would-be musician) you became an publisher? You got some sign from heav… yuck! From hell, or did you just said to yourself: Whatever for fuck sake! I’ll release some material, why not!
It took a lot of time before I officially involved in the underground, and what was the reason? Your second picking is closer to the truth ... hehe ... The idea to establish a label was very simple, I had a some extra money in my hands and I decided to invest it in the music which is a part of life for me for years . I always wanted to have a contribution to the underground, outreached the activity of devoted, but just fan of Metal. I took delight in “heavy metal clothes” for years and I purchased them from various foreign labels, paying for them a lot money sometimes, only to have t-shirts and sweatshirts of the bands that I appreciate the most. It  had an impact on clarifying of my publishing plans, which at the beginning focused  mostly on clothes – as I described in the question about the releases. Thus the textile story of Putrid Cult. began At the same time I started with online shop Bad to the Bone, which has its beginning in the closing of Time Before Time Records. Well, when I decided that I am going to do what I'm doing now, during a conversation with Tomasz Hanuszkiewicz (i.e. boss of TBT) he told me that he wanted to close his business and sell all the items he  had in the distro. I offered him that I will buy back all the stuff that he had and he agreed. I added a few of my releases, we traded, and it was the beginnings of my label. Also, as You can see, there were no lightning and explosions of boiling magma from under my house hehe :).
So it’s you that adopt (rather bought) that shithole from Tom! Then you had somehow easier start. Now I would like to know about - mentioned at the beginning - your ideology. After looking on releases of Putrid Cult, it’s easy to notice that your label has, let me say it, black undertone. What about other Metal genres? Isn’t there something worth attention?
I wouldn’t name better the stuff I bought from Tomek hehe :) Well, at beginning I also supposed it would make my start easier, but brrrrutal reality was quite different. I won’t write why, but now I would better use the money from this deal. This is how it is and I have to accept this situation like it is. Indeed, in my publications Black Metal bands dominate, but as You know, I don’t prefer any specified genre of metal which determines my actions. I don’t care if the horde plays, as they say, "religious faction" of Black Metal, or uses keyboards, mixes with thrash or plays old school music in old, soaked sulfur and urine of witches style. It is important for me if I like the material or not, if its message is close to my beliefs and if I have to swallow handfuls of APAP's tablets because the head is bursting with clamor when I’m copying the tapes hehe. I’ve been in good contact with the Black metal bands for a long time and with the people who are involved in any way in the activities related to Black Metal. So it definitely had an impact on the fact that BM is at the forefront of my publications. Besides, it's probably also the most "popular" genre of Metal in Poland, so the possibilities of choosing the bands to cooperate are the greatest. Bands which represent the other subgenres of metal are also in my catalogue, for example Execution of Light or Krashing – they are Death Metal representatives. I do not limit myself to a single kind of metal, I’m planning a few of non-Black metal release. I would love to release bands under the sign of the classic Heavy and Thrash, but currently nothing interesting in this field (from music which is known for me) is published. So if You can recommend any band, feel free to send me  an email – I'm open for suggestions, because when we talk about new newcomers playing different genres than Black and Death, I practically know nothing about them. Old bands - yes, the 80's I traced very deeply and, and I’m acquainted with many foreign scenes, which may bring next re-releases in the future, like Krashing for instance. About the ideology  I told You in the previous replies. Well, the assumption I’m basing on in my publishing activities, is to promote valuable, underground bands in the way close to as it worked two decades ago. I assume that in this way – in some degree – I will support the development of some unknown band and I can get out from the abyss of ignorance really good materials, which will be noticed. Another thing: I have to know more about the bands I release, so I usually do a kind of  research – who plays there, if the members of the band are involved in different projects, something about their personal beliefs, their authenticity etc. If it’s possible, I correspond a lot with one of the members and try to know these things personally to have first-hand information. The element of extremism and its authenticity that can be noticed in lyrics and music is important to me as well. If everything seems sincere and the ideas preached by the particular band are close to mine, I decide to cooperate. These elements are decisive in my activity as a label owner.
With this trueness I would be careful … ;DD, but I think I know what you mean. I think we’ll be finishing this short interview because it already fulfilled its informative-promotional function. In the end could you tell if Putrid Cult limits itself only to releasing tapes and t-shits/blouses, or do you admit the possibility that in future you will be releasing music on different carriers as well? If you have some specific publishing plans then you could share them now. Besides you could also say something for the offspring and it will be great. I thank you for your time and serious approach to the interview. Good luck!

Yes, sometimes it's impossible to predict people's attitudes/behaviors and you might make quite a mistake, because it often turns out that the band's image is just a show off or because it's a canon. I always try to do some research at first to avoid mistakes. I'm planning to release several CDs, but it's not confirmed yet. The plans include: Daren - first full-length album, Aragon / Deadthorn split, Freezing Blood - Altar of the Goat, Czarna Trumna - debut demo and later - Ritual Lair T-shirts. Thanks for the interesting questions and an opportunity to present my label in your zine. And finally: The descendants of Robin from lineage of ApoPriest - Don't download music from the Internet! Support the underground, as Your Father and his Homeboys! HeHe, Not to bad?
STAY HEAVY!!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.