piątek, 11 maja 2018

Relacja z gigu Antiversum pióra sir Hesusa Satany. Zdjęcia chujowe, ale trudno ...



Towards the Unknown / Antiversum / Abysmal Grief
Gdańsk – Hi-Fi – 08.05.2018


Cześć chuje! Znacie może taki band ze Szwajcarii, co sie Antiversum zowie? Bo ja znam. Nagrali goście w zeszłym roku płytę, która sponiewierała mną na tyle mocno, że na wieść o ich planowanym koncercie na polskiej ziemi, bananu na mym licu zeszła skórka. Zakupiłem zatem bilet (po angielsku „bajlet” gdyby ktoś nie wiedział, przynajmniej wg mojego młodszego brata) i niecierpliwie wyczekiwałem wtorkowego popołudnia.



Wtorek, wiadomo, wymarzonym dniem na koncert nie jest, jako że dnia następnego trzeba się obudzić a nie zmartwychwstawać (chyba, że ktoś jest nierobem), co nie przeszkadza przecież jakiegoś browara wychylić … Kolega mówi, że „na bocznych nie stoją”. Więc z browarem w dłoni ruszyliśmy we trójke nach Danzig, mimo iż on akurat tego dnia występować nie miał. Podróż w pierwszym etapie dłużyła się nieco głównie przez ciężarówki (mam nadzieję, że choć z gruzem!) skutecznie spowalniające nas na dojeździe do autostrady. Dodatkowo musieliśmy wykonać przymusowy postój i poblokować żonie kierowcy karty bankomatowe. Nie dlatego, że go franca wkurwiła. Po prostu krótka lekcja – jak wyjeżdżacie do Tajlandii, to uważajcie gdzie płacicie kartą, bo kitajce mogą ją zeskanować i potem sobie za wasze pinionszki kupować skutery śnieżne.


Klub(ik) High-Five już z samej nazwy kazał przed wejściem przybić pionę kilku znajomym mordeczkom, com z przyjemnością uczynił. Sam lokal to taki typowo studencki bar – pomieszczenie w którym odbywała się impreza niewiele większy był od mojego dużego pokoju. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że pomieszczenie w którym sprzedawano merch było podobnych rozmiarów. W tejże sali spędziłem początkową fazę spędu, gdyż suport straszliwie męczył bułę. Nic dziwnego, że pod „sceną” stało AŻ trzech patafianów. No słabe to było. A w merchroomie  można było poprzeglądać Erykowe płyty, pogadać ze szwajcarami i italiańcami, jebnąć fotę w myśl zasady „nie masz fotki, w dupie byłeś”, zakupić koszul, co by młody band wspomóc choćby w ten sposób (akurat tym razem koszul mi zafundował kolega na urodziny, które były zaraz niedługo).

Szybko więc upłynęły chwile przed występem Antiversum. Ci weszli na scenę bez słowa, narobili w chuj dymu, że końca fiuta by nie dostrzegł, pozapalali w tle niebieskie oświetlenie i zaczęli swój rytuał. Obawiałem się nieco o akustykę, gdyż słyszałem różne opinie od tych, którzy w HI-FI bywali, jednak zostałem pozytywnie zaskoczony. Słyszalność była na naprawdę wysokim poziomie, wszystko było czytelne. Antiversum zagrali całą dużą płytę plus 2 kawałki z demówki popuszczając co chwilę wielkie kłęby dymu niczym piardy z dupy antywszechświata, wokół którego obraca się cały koncept zespołu. Biorąc pod uwagę wielkość sali oraz to, że nikt się zbytnio nie kwapił do tańca, czułem się jakbym doświadczał koncertu urodzinowego we własnym domu, doskonale się bawiłem w pierwszym rzędzie. Szwajcarzy na scence idealnie oddali klimat swojej płyty, raz torpedując mnie blastami by za chwilę wprowadzić w trans przy akompaniamencie rytmicznych uderzeń perkusji i podkręconych efektami pojękiwań wokalisty. Było to doprawdy niesamowite doświadczenie. Dodać jeszcze należy, że dawno nie widziałem całego zespołu ubranego w koszulki idealnie odpowiadające moim gustom (Teitanblood, Portal, Antiversum, Diocletian). Na koniec, tak jak bez słowa weszli na scenę 40 minut wcześniej, tak z niej zeszli pozostawiając mnie w minimalnym niedosycie. Gdybym był panem boszkiem, cofnąłbym chętnie czas i zobaczył ten koncert raz jeszcze.


Na Abysmal Grief już patrzeć mi się nie chciało, gdyż mimo szczerych chęci i kilku prób podejścia do ich płyt przed wyjazdem, jakoś nie mogłem się do Włochów przekonać. Oddać jednak należy, że teatrzyk odstawili przedni. Pojawił się na scenie mini ołtarzyk i różnego rodzaju akcesoria przyciągające oko. Cóż mogę powiedzieć, no zagrali pewnie swoje, kto lubi ten zapewne był zadowolony. Ja jednak po około 20 minutach ewakuowałem się by powrócić do łóżka, wyspać się i rano wstać do pracy.

Mimo iż był to wypad na zasadzie „pojechać na jeden zespół, zobaczyć i spierdalać” myślę,
że zdecydowanie było warto. Antiversum to może jeszcze nie jest ten poziom co Portal czy Mitochondrion, jednak zdecydowanie należy mieć na nich oko, bo w niedługim czasie mogą stanowić o sile gruzowo-dysonansowej sceny. Szkoda tylko, że zainteresowanie spędem było niewielkie (Michał wyznał, że poszło niewiele ponad 40 biletów). Cóż, może następnym razem przydałoby się nieco więcej reklamy, bo FB to jednak nie wszystko ;) Mimo to, dzięki Michał, że Ci się chce takie zespoły do naszego kraju zapraszać. Hail Satan! Hail Chthulhu!
- jesusatan
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.