Apostasy
"Sunset of the End + Fraud in the Name of God" CD 2017
Ileż
to kapel metalistycznych przyjęło taki szyld? Jedynie słuszna
encyklopedia podaje, że aż 16 (słownie: szesnaście). No to chyba nie
mało. Nie chce mi się sprawdzać, która była pierwsza bo co to zmieni?
Opisywany przeze mnie band pochodzi z Chile a swoją drogę pod ową nazwą
rozpoczął był w zamierzchłych latach 80. a dokładnie pod ich koniec.
Mamy więc do czynienia ze starymi wyjadaczami. Mało tego. Materiał,
który opisuję powstał właśnie w tamtym okresie: "Fraud in the Name of God"
to demo z 89, a "Sunset of the End" to debiutancki, i jedyny jak dotąd,
pełniak z 91. Mamy więc do czynienia z klasycznym (lub jak kto woli
kultowym) metalem wytwarzanym przez wczesną scenę południowo
amerykańską. Bardziej jednak niż Sarcofago wskazałbym tu na Sepulturę.
Oczywiście całe zastępy ówczesnej sceny również się tu przewijają, ale
tak się przecież wtedy grało. Najważniejsze, że nie jest to jakaś
podróbka tylko autentyk. Surowizna w brzmieniu i nieokiełznana dzikość w
wykonaniu. Są akustyczne wstawki i inne przeplatanki, ale przede
wszystkim jest Metal przez duże M. Bez zbędnego pierdolenia i
wydziwiania. Bez dorabiania piździe uszu. Mimo
upływu lat materiał trzepie w baniak konkretnie. Jeśli nie ulewa Wam
się starą sceną Latino, a podobnie jak ja gdzieś ten hord
przegapiliście, to mogę tylko zachęcić do zapoznania z Apostasy.
Zwłaszcza, że okazja jest bo nasz rodzimy Fallen Temple Records
zaserwował ładnie wydane wznowienie. Mnie pasuje i wchodzi bez popity. Ja to kupuję, Anna Nowak-Ibisz ... eeee to znaczy Robin ;D.
Apostasy
"The Blade of Hell" CD 2017
Jest oto i nowszy materiał chilijskich thrasherów. Chłopaki
mieli przerwę w działalności gdyż zniknęli w 93 by pojawić się ponownie
po 20 latach. Najpierw przypomnieli o sobie wyżej opisaną kompilacją
wydaną pierwotnie w 2013 a następnie zapodali nowe kawałki. Od razu
śpieszę donieść (oczywiście uprzejmie), że ów nowy materiał jest
naturalną kontynuacją tego, co panowie zapodawali na początku kariery.
Jest ogień i piekło. Muza zdecydowanie osadzona w latach 80. ubiegłego
stulecia. Thrash Metal tak rasowy, że gacie spadają z dupy. Czuć ducha starego Sarcofago, Sepultury czy Sodom i Kreator. Chłopaki nie stracili nic ze swojego napierdolu, a nawet rzekłbym, że nieco
zyskali na brutalności. Brzmienie się poprawiło, ale ta latynoska
dzikość pozostała nietknięta. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony ... no
i rozjebany przy okazji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.