TOTAL HATE
„Throne Behind a Black Veil”
Eisenwald
2019
Mam
ogromny szacunek dla niemieckiego Total Hate. Nie są jakoś specjalnie
rozpoznawalni, nawet jak na warunki undergroundowe, ich albumy nie biją
rekordów sprzedaży, tworzą raczej dla wąskiego grona najbardziej oddanych
maniaków czerni, ale mimo to, a może właśnie dlatego są wierni sobie, nie
zbaczają z dawno temu obranej drogi i z pasją tworzą kolejne Black Metalowe,
piekielne wyziewy, które nawet na milimetr nie odbiegają od gatunkowych
kanonów. Nie inaczej jest na czwartym albumie długogrającym tej hordy. „Throne…”
to prawie 43 minuty jadowitego, klasycznego w swej formie, Satanicznego,
Czarnego Metalu opartego na srogo napierdalającej, wgniatającej w glebę
(zwłaszcza w równych, marszowych tempach) sekcji, zimnych, nieco
majestatycznych w przypadku tej płyty, surowych riffach i opętanych,
nienawistnych, złowrogich wokalach. Brzmienie tego materiału także nie odbiega
od standardów gatunku. Jest chłód, mrok i bluźnierstwo, ale jest też niezbędna
przestrzeń i selektywność. Słychać tu sporo czarnej szwedzizny z wczesnymi
dokonaniami Marduk, czy Setherial na czele, można tu jednak także usłyszeć
patenty, które znamy z twórczości Craft, Enthroned, Taake, Dodheimsgard,
Tsjuder, Thunderbolt, choć zapewne do tej listy można by dodać spokojnie
jeszcze kilkanaście nazw.Dźwięki generowane przez Total Hate są do bólu szczere,
nie wyczujecie tu żadnego fałszu, pozy, czy chęci przypodobania się
komukolwiek. Tę produkcję rzeczywiście przepełnia nienawiść, mizantropia,
ciemność i barbarzyńska, nieskażona niczym, Black Metalowa furia, mimo że nie
uświadczycie tu muzyki odgrywanej z prędkością światła. „Tron za Czarną
Zasłoną” to doprawdy bardzo dobry album,
który podsyca wciąż palący się jeszcze płomień dawnych dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.