poniedziałek, 28 sierpnia 2023

Relacja z jubileuszowej edycji The Last Words of Death

 

The Last Words of Death # 20

26.08.2023 Bydgoszcz, Over the Under Pub

Antypatia / Upiór / Last Lightning / Darkmoon Warrior

 

Dwudziesta rocznica to nie przelewki, a taka właśnie stuknęła bydgoskiemu cyklowi The Last Words of Death. Nic więc dziwnego, że organizator postarał się, aby ta specjalna edycja faktycznie czymś się wyróżniała. Na tę okazję dokonano kolejnych remontów w klubie, który jednocześnie zyskał nową nazwę i od teraz nazywa się Over the Under Pub. Ponadto do taneczno – śpiewnej zabawy zaproszone zostały aż trzy zespoły z zagranicy, co nigdy wcześniej miejsca nie miało. Można było zatem liczyć jeszcze jedynie na pokaźną frekwencję, by druga okrągła rocznica odbyła się z fanfarami. Ale, jak to bywa, życie pisze różne scenariusze, a zwłaszcza przy organizowaniu koncertów reguł nie ma żadnych, stąd też ostatecznie na sobotniej potańcówce zameldowało się niecałe sto luda.  Trochę przykro było patrzeć na spore prześwity pod sceną, na tyle szerokie, że niektórzy mogli sobie występy oglądać z rozłożonych pod tylną ścianą sali leżaczków, co nie, shub niggurath? No ale nie ma co biadolić. Stało się jak się stało, przejdźmy zatem to wrażeń czysto muzycznych.

Wieczór otworzyła lokalna, składająca się z bardzo młodych ludzi, Antypatia. Wiele się nasłuchałem na temat chujowości tego zespołu, ale jako iż należę do tych, co wolą sami sprawdzić, niż jedynie polegać na słownych relacjach kolegów, stawiłem się w klubie dosłownie w chwili, gdy panowie wchodzili na deski. Przyznać trzeba, że chłopcy nawet się starali. Nie stali jak te pizdy, tylko był mosh i jakiś tam ruch sceniczny. Pierwsze numery zabrzmiały nawet obiecująco, a do tego zaskoczyła mnie jakość świateł na scenie. Zresztą ten element działał bez zarzutu do końca wieczoru, stąd też trzeba pochwalić osobę odpowiedzialną za dobrze wykonaną robotę. Brzmienie także było o niebo lepsze niż jeszcze dwie edycje wstecz, kiedy to scena mieściła się w obecnym przedsionku. Wracając jednak do Antypatii. Z każdym kolejnym numerem moje pozytywne nastawienie do zespołu słabło i zaczęło sprawdzać się powiedzenie, że im dalej w las, tym więcej drzew. Zaczęły drażnić infantylne teksty, banalność kompozycji, chłopaki zaczęli jakoś dziwnie dygać się do siebie, jakby się za mocno wyluzowali i poczuli zbyt pewnie. Zadziałało to odwrotnie, niż zapewne mieli w planach.. Kiedy, czego się w sumie spodziewałem, bo nie powiem że obawiałem, pod sceną zaczęły pląsać nastoletnie laski, to stwierdziłem, iż jest to chyba właściwy moment, by tym panom podziękować. Tym bardziej, że muzyczny poziom zespołu też zaczął mnie ostatecznie nudzić. Nie tak powinien wyglądać występ deathmetalowy. Może nie będę aż tak surowy w ocenie jak herr Hatzamoth, ale faktycznie potencjał moi młodsi koledzy z miasta mają niewielki.

Po szybkim piwku i pogaduchach ze znajomymi ze Złego Demiurga, którzy to ponownie zawitali ze stoiskiem na Ostatnich Słowach Śmierci, zajrzałem sprawdzić, co do zaoferowania ma międzynarodowy, mający w składzie naszego rodaka, Upiór. Wspomnieć mogę, na marginesie, że przed przyjściem na koncerty, nie słyszałem ani jednaj nutki, nie tylko Upiora, ale żadnego z występujących tego wieczora składów. Wspomniani, wyglądający dość niepozornie, dżentelmeni trochę mnie na samym starcie rozczarowali. Głównie dlatego, że byli bardzo statyczni i grali swoje stojąc praktycznie nieruchomo. Ponadto pierwszy kawałek wydał mi się dość kwadratowy i byle jaki. Jednak szybko okazało się, iż koncert Upiór stanowił dokładne przeciwieństwo tego w wykonaniu Antypatii i z każdą minuta trafiał do mnie coraz bardziej. Pojawiły się momenty nieoczywiste, sporo urozmaiceń, trochę kombinowania, przez co muzyka płynąca ze sceny nabrała innego wymiaru. Niektóre partie mocno zachęcały do moshu, inne, quazi jazzowe, budziły podziw, a serwowane między kawałkami introsy wprowadzały w odpowiedni klimat. I nawet przechadzający się z lewa na prawo bocianim krokiem gitarzysta nie śmieszył aż tak bardzo. Publiczności najwyraźniej się podobało, co dostrzegli także muzycy, kwitując ów fakt szerokim uśmiechem. Na tyle stali się uprzejmi, że wokalista wziął nawet telefon nagrywającej występ panny i „skamerował” jej kilka ujęć  ze sceny. Ach, ta młodzież i jej współczesne obyczaje… Kiedy pokaz chylił się ku końcowi, gawiedź poprosiła głośno, by nadal napierdalać, więc na bis usłyszała utwór premierowy, zwiastujący nadchodzący album. Mi najbardziej podeszły najbrutalniejsze momenty, przy których ściany klubu dosłownie drżały w posadach. Podsumowując, Upiór pokazał w Bydgoszczy kawał dobrego, zróżnicowanego death metalu. Tym większy podziw, że tak naprawdę był to ich sceniczny debiut. Jak tylko nabiorą ogłady i wyrobią się odnośnie zachowania na deskach, może to być bardzo dobry zespół do oglądania na żywo. Tym bardziej, że tworzone przez nich dźwięki dają im ku temu podstawę.

Chwila przerwy i ze sceny powiało chłodem. A to za sprawą norweskiego Last Lightning, w którym to także udziela się, wyglądający może na osiemnaście lat, perkusista rodem znad Wisły. Panowie zaserwowali prawdziwy Trve Norge Black Metal. Było machanko włosem, minimalna konferansjerka, sprowadzająca się w zasadzie do zapowiadania poszczególnych utworów… W muzyce płynącej ze sceny można było wyczuć wibracje wczesnego Immortal, czy Emperor, jednak moim zdaniem sposób, w jaki Last Lightning łączą klasyczne elementy together jest, w zamkniętych ramach gatunku, dość osobisty. Dla podgrzania atmosfery leciały ze sceny „kurwy”, a wiadomo, że to jednak podpitą już publiczność pobudza. W każdym razie koncert Last Lightning był mocnym, klasycznie długofalowym ciosem, pod wpływem którego zainteresowałem się nieznanym mi wcześniej hordem. No i jeśli w przypadku grania koncertów chodzi o docieranie do nowych odbiorców, to ja tym razem się na haczyk złapałem. Jedynym czynnikiem wpływającym negatywnie na odbiór płynących ze sceny dźwięków była temperatura panująca w sali, mocno saunowa. Trzeba będzie następnym razem kupić kilof i przebić się w górę, dół, czy bok, jeden chuj. Byle przewiew był!

Imprezę zamykał niemiecki Darkmoon Warrior. Jako pierwszy tego wieczoru zespół wyszli w mejkapach, co już na początku zrobiło im na plus. Ponadto na scenie pojawiły się rekwizyty pod postacią jakichś kości obleczonych drutem kolczastym. Heh, tradycja narodowa zobowiązuje, co nie? Dobra, żarty na bok. Nie wiem, czy to dlatego, że panowie jako jedyni grali w trójkę i brakowało drugiej gitary, czy tym razem człowiek za gałkami kapkę przesadził, ale natężenie dźwięku było mocno przesadzone. Przeważało motoryczne dudnienie i naprawdę trzeba było się bardzo skupić, by usłyszeć linie gitarowe. A biorąc od uwagę fakt, iż zespół dość mocno trzyma się wyznaczonej linii tematycznej, zarówno pod względem tempa jak i sposobu kostkowania, po kilku kawałkach miało się wrażenie, iż słuchamy kilku utworów na „repeat”. Konferansjerki nie uświadczyłeś, ze sceny płynęła sama muza. Wokalisto-basista samymi gabarytami gwarantował wpierdol muzyczny, i taki faktycznie publika dostała. Śmiać mi się jedynie chciało, kiedy Hatzamoth, człowiek niemały, stwierdził iż przy Adreasie poczuł się niczym „kruszynka”. No takie tam sobie stroiliśmy żarty. Jednak Darkmoon Warrior mimo wszystko dali radę, bo były teksty, że „Jesus Die” i tym podobne. Cenię.  Tylko trochę żal, że znów pod sceną przeważały panny, które, kurwa, nie zrozumiem nigdy tego fenomenu, zarzucając włosami jednocześnie tak fikuśnie podwijały kolanko. No śmieszy mnie to maksymalnie.

Podsumowując… Towarzysko impreza była, jak zawsze, zajebista i warto było się na ten spęd pofatygować. Trochę mnie mimo wszystko uwierała niska frekwencja, bo akurat w tym temacie liczyłem na dużo więcej, podobnie jak organizator. Mimo to, uważam edycję jubileuszową za bardzo udaną. Tradycyjnie dziękuję znajomym mordkom za wspólne piwo a zespołom za zaangażowanie i naprawdę dobre występy. A Maciejowi już dziękować za zaproszenie nie będę, bo pójdzie w net, że pedalstwo i kolesiostwo. W każdym razie niezaprzeczalnym faktem jest, że kto nie był, ten stracił.

- jesusatan


Zdjęcia dzięki uprzejmości:

Robert Kaźmierski / PhotoVintage


Na koniec wielka prośba. Jeśli nie jest wam obojętny los zwierząt, wspomóżcie, choćby kilkoma srebrnikami, człowieka odpowiedzialnego za powyższe zdjęcia, który walczy o życie pupila. Szczegóły w poniższym linku:

https://pomagam.pl/hmcffw?fbclid=IwAR0Ci1XT4kKwXGY3aP1kXmy8mc6Rk3E_1XdJfHsRh-fd6O_X9O6oYSUvkFQ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.