KHNVM
„Foretold Monuments of
Flesh”
TestimonyRecords
2019
KHNVM
(wymawiane Khoo-num) to projekt międzynarodowy, który tworzy duet panów z
Bangladeszu i Niemiec, przynajmniej wg oficjalnych źródeł. Trochę mnie to
dziwi, bowiem tym Niemcem w składzie zespołu jest Krzysztof Klingbein urodzony
w Słupsku, a grający jeszcze m.in. w Polskich zespołach: Resurrection,
Aggressor i Thunderwar. Krzysztof wspomagał też w swoim czasie na żywca
Warszawski Hate, więc Niemiec z niego taki, jak ze mnie Norweg. Nie będę jednak
wnikał, dlaczego jest, jak jest, może związek z tym ma miejsce pracy, a może
Pan Krzyś ma podwójne obywatelstwo i bardziej czuje się Niemcem, niż Polakiem.
Tak, czy siusiak chuj mi do tego, zatem przejdźmy teraz do omówienia debiutu
płytowego wspominanego na wstępie zespołu. Cóż, głowy przy samej dupie mi ta
produkcja nie urwała, ale uczciwie przyznać trzeba, że to
bardzo, ale to bardzo solidny kawał Death Metalowego patroszenia mocno
zanurzonego w OldSchool’owym sosie. „Foretold…” to rodzaj Śmierć Metalowego
albumu, który pamiętasz ze względu na energię, brzmienie i dobre, nośne riffy.
Jest to płyta dla ludzi uwielbiających gęstą, lepką atmosferę klasycznego w
swej formie Death Metalu, miażdżącą sekcję i patroszące, ciężkiefale riffów
przelewające się pięknie przez tę produkcję. Słychać w tym ducha
DeadCongregation, Asphyx, miażdżących partii Azarath, czy choćby Sinister z
czasów „Hate”, choć zdaję sobie sprawę, że Wasze skojarzenia mogą być nieco
inne. Kurwa, im dłużej słucham tej płyty, tym bardziej mi się ona podoba, mimo
że to żadna rewelacja, czy też odkrycie gatunku. Po kilkukrotnym przesłuchaniu
dochodzę do wniosku, że to dobry, debiutancki album, który całkiem nieźle
rokuje na przyszłość i pokazuje, że w projekcie tym drzemie spory potencjał.
Cóż, pozostaje zatem zaczekać na drugi album grupy, który ostatecznie
zweryfikuje wartość tego duetu. Jak na razie jest solidnie, bardzo solidnie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.