wtorek, 23 stycznia 2024

Relacja z NIENASWIDZENIE 23/24

 

NIENASWIDZENIE 23/24

Lament / Pandrador / Horda / Varmia

Bydgoszcz 07.01.2024, Over The Under Pub

 

Nowy, 2024 rok nie zaczął nawet jeszcze dobrze raczkować, a tu już w siódmym jego dniu zawitał do Bydgoszczy jeden z przystanków trasy Nienaswidzenie 23/24. Zamiast zatem obejrzeć wieczorynkę, a później Wiadomości Wieczorne ruszyłem moją starą, aczkolwiek jeszcze całkiem jarą dupę i mimo strasznej piździawki na dworze zameldowałem się tam, gdzie należy, czyli w klubie Over The Under. Po tradycyjnej wymianie uprzejmości ze starymi ziomalami (i nie chodzi mi tu bynajmniej o ilość przeżytych wiosen) powolutku udałem się pod scenę, gdyż tam swój występ zaczynał już powoli małopolski Lament. 

Tarnowianie nie zawiedli, ale też nie zachwycili (i nie chodzi mi tu o samą muzykę, bo ta była całkiem do rzeczy). Stosunkowo chwytliwa hybryda ciężkiego Doom z Black Metalem mogła się podobać. Muzyka płynąca ze sceny miała swój klimat. Dźwięki te posiadały  niezaprzeczalnie mizantropijny, hipnotyczny charakter, a depresyjne wibracje wylewały się z nich w całkiem sporych ilościach. Ładnie panowie rzeźbili na swoich instrumentach, naprawdę ładnie i fachowo (zwłaszcza partie wioseł robiły robotę, wprowadzając zgromadzonych w filozoficzno-przygnębiający trans). Może się mylę (jeżeli tak jest, to przepraszam cały zespół), ale odnoszę niestety wrażenie, że potraktowali oni swój występ jako przykry obowiązek. Trochę na zasadzie, skoro trzeba, to zróbmy to szybko i miejmy to już za sobą. Wiem, że wówczas ludzi w klubie było jak na lekarstwo (cała impreza przyciągnęła zresztą nie więcej niż 60 osób w jej kulminacyjnym punkcie), ale ci, którzy przyszli, chcieliby zobaczyć w pełni zaangażowaną sztukę, a nie odbębnienie swego koncertu z muchami w nosie (wiem, że czasami to niełatwe, ale nikt nie mówił, że będzie letko). Chwilka przerwy na zaspokojenie czynności fizjologicznych i uzupełnienie płynów i na scenie swój show rozpoczynał już rzeszowski Pandrador.

Nowocześnie zbudowany i zaprezentowany Death Metal nawiązujący do nordyckich tradycji spustoszenie siał niezgorsze. Beczki cisnęły potężnie, bas wywracał wnętrzności, wiosło rozrywało na strzępy,  a wokal na przemian pluł jadem i rzygał cuchnącą rozkładem posoką. Choć muzyka Pandrador z płyt podoba mi się tak sobie, to przyznaję, że te dźwięki na żywca zdecydowanie zyskują na atrakcyjności (na co niewątpliwie wpływ ma także sceniczny image muzyków). Naprawdę dobry i zaangażowany był to recital, a i pierdolnięcie miał konkretne, więc brawa, uznanie i podziękowania niewątpliwie się tu należą. Dobra robota panowie. Druga przerwa techniczna szybko minęła i scenę we władanie objęła tarnowska Horda, a ze sceny popłynął doprawiony delikatnie śmiertelnym oddechem, rasowy Black Metal.

Zimne, surowe riffy, siarczyste bębny i demoniczny scream, oto, czym nas poczęstowali, a że nie lizali się chłopaki po jajcach, tylko napierdalali, ile fabryka dała, bluźniąc przy tym na potęgę, to i wykurw był szczery i konkretny. Słychać w ich twórczości inspirację skandynawską II falą, jednak ich muzyka posiada także nasz własny szlif, co zdecydowanie działa na ich korzyść. Horda sponiewierała więc konkretnie wszystkich, którzy zdecydowali się obejrzeć ich benefis, a i Szatan zapewne w piekle zacierał racice, słysząc, co panowie zaprezentowali tego niedzielnego wieczora w Bydzi. Dzień święty trzeba wszak święcić nieprawdaż? Ostatnia już pauza na złapanie oddechu i przepłukanie gardła i swe misterium rozpoczęła Olsztyńska Varmia. Wyśmienity był to występ, pełen atmosfery i pogańskiego feelingu, a przy tym mocny, ciężki i niszczący konkretnie. Bardzo podobał mi się ten koncert. Charakterystyczna muzyka Varmii, która ma w sobie pewne pierwiastki twórczości Drudkh, Negură Bunget, Primordial, czy Enslaved, przy jednoczesnym zachowaniu własnej tożsamości i progresywnego szlifu, na żywo nabiera dodatkowego kolorytu (i nie są to bynajmniej kolory radości i optymizmu). Płynęli panowie z Warmińsko-Mazurskiego naprawdę cudownie. Ich występ był esencjonalny i soczysty, miał siłę i moc, a przy tym posiadał genialny klimat i niemal obrzędową atmosferę czasów minionych. Zachęcam każdego, kto będzie miał okazję, aby zobaczyć tych panów na żywo, gdyż ich występ naprawdę robi wrażenie.

Nawet osoby sceptycznie początkowo nastawione przekonują się do ich muzyki, a gdy show się kończy, z uznaniem kiwają głowami. Myślę, że z Bydgoskiego koncertu Varmia nikt nie wychodził zawiedziony. Szkoda tylko, że nie było nas więcej, ale cóż zrobić, skoro niektórzy wolą płaszczyć dupę przed telewizorem, zamiast zakończyć przyjemnie weekend i wpaść na dobry koncert. Cóż, takie mamy czasy. Koncertowy rok 2024 został zatem zainaugurowany i to z odpowiednim przytupem. Niech więc trwa i oby był tak udany, jak jego pierwszy akt.

 

Hatzamoth


Zdjęcia: Michał Kwaśniewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.