wtorek, 19 marca 2024

Relacja z Bloodstock Metal 2 the Masses w Bydgoszczy

 

Bloodstock Metal 2 the Masses

09.03.2024 Bydgoszcz, Over the Under Pub

Dammnatorum / Blissful Eclipse / Deathinition / Morrath / Lowtide / Dymna Lotva / Zgroza

 

O idei Metal 2 the Masses dowiedziałem się w sumie przypadkowo od starego znajomego, piosenkarza zespołu Hostia. Kiedyś tam mi wspomniał, że będą w Toruniu i będzie okazja się ponownie spotkać. Toruń mi ostatecznie nie wypalił, ale w międzyczasie wyszło, że cykl zawita także do mnie na podwórko. A że głód koncertowy we mnie wzmógł, bo jakiś czas już się nie bawiłem, to dziewiątego marca spiąłem dupę i, mimo iż większość moich koncertowych towarzyszy tym razem sobie odpuściła, wybrałem się do Over the Under by doświadczać sonicznych przyjemności.

I tu wkraczam Ja, mości Hatzamoth (Ta, cały na biało hie! hie! – jesusatan), starszy gajowy, redakcyjny kolega Pana jesusatana i miłośnik wszelkiej maści ekstremalnych dźwięków, a także bywalec koncertów w kraju i poza jego granicami. Ja także, choć ochotę tego wieczora miałem, powiedzmy że średnią,  stawiłem się w klubie Over the Under, aby spotkać się ze starymi wyjadaczami i po raz kolejny doświadczyć potęgi mych ulubionych dźwięków na żywo.    

Na miejscu byłem punktualnie, gdyż w końcu udało mi się zgrać terminy i za trzecim podejściem zobaczyć lokalny Dammnatorum (lepiej późno, niż wcale – Hatzamoth). Chłopaki nagrali w pytę album, stąd też byłem ciekaw jak im idzie odgrywanie owych utworów na żywca. No i pierwsze, spore, rozczarowanie… Na szczęście nie muzyczne. W klubie naliczyłem dosłownie dwadzieścia trzy osoby, z czego zapewne jakąś tam część stanowili członkowie zespołów. Bida na maksa. No ale nie moja strata, bowiem Dammnatorum zagrało z takim zaangażowaniem, jakby występowali przed pękającą w szwach salą. Widać było u nich szacunek dla tych co jednak postanowili wydać kilka złotych na bilet. Poleciała spora większość „In Umbra Mortis”, odegrana perfekcyjnie, bez najmniejszych wpadek. Co prawda trochę mnie rozśmieszył wokalista, wzywający wielokrotnie do moshpitu, wykonując ręką gest, jakby oczekiwał jakiegoś indiańskiego kręgu przy barierkach, ale nie wiem, może widział poczwórnie, bo z zebranych można było co najwyżej utworzyć przedszkolne kółeczko do „Mało nas do pieczenia chleba…” (przestań się kolego czepiać wokalisty, wszak robił, co mógł, aby choć trochę rozruszać nieliczną publiczność - Hatzamoth). Dobrą robotę robią maski przyodziewane przez zespół. Każda z nich ma brodę, co sugeruje dobitnie, iż nie są oni nowicjuszami i swój wkład w historię polskiego undergroundu mają (kto zna, ten wie). Co by nie mówić, warto było przyjść i doświadczyć na żywo obecnego wcielenia tych starszych panów, bo mimo wieku ogień w nich nadal płonie.

Szkoda tylko, że Dammnatorum musiało zakończyć swój występ praktycznie w połowie ostatniego wałka. Ja rozumiem, że eliminacje do Bloodstock (które jak dla nie są picem na wodę, gdyż tak naprawdę wiadomo kto na tej imprezie zagra) rządzą się swoimi prawami, ale myślę, że przerywanie zespołowi podczas grania, to delikatnie rzecz biorąc nieporozumienie. Ktoś się chyba za bardzo przejął tu rolą wodzireja, jednak to tylko moje prywatne zdanie.

Na Blissful Eclipse zerknąłem jedynie minut kilka. Kompletnie nie trafiło do mnie proponowane przez nich progresywne granie. Nie twierdzę, że jest to złe, po prostu nie moja bajka.

Pełna zgoda z moim przedmówcą. Blissful Eclipse pokazało, że umiejętności techniczne mają wysokie, grać naprawdę potrafią, w ich muzyce były przebłyski, które potrafiły sponiewierać konkretnie, jednak całość absolutnie do mnie nie gadała, choć wcale nie stronię od pokręconych, progresywno-awangardowych dźwięków.

Podobnie z następnymi w kolejce Deathinition. Jeszcze grając typowy thrash, były w tej muzyce momenty. Ostatnio jednak zespół mocno skręcił w kierunku Messhugah (pisze się Meshuggah panie kolego – Hatzamoth), a to już zupełnie obce mi rejony. Wolałem zatem oddać się przyjemności spożywania napojów rozweselających i rozmowom z ubogim kręgiem towarzyskim.

I tu ponownie zgadzam się z mym towarzyszem od pióra i czasami od kieliszka. Gdy Deathinition napierdala rasowy, gęsty Thrash, co przecież potrafi doskonale, to ziemia drży w swych posadach, jednak gdy panowie idą w stronę muzyki Mashuggah, Gojira, Veil of Maya, czy Mastodon, to już zaczyna się ściemniać i ni chuja to do mnie nie trafia. No i tak to było tego wieczora, podobnie zresztą, jak i na lutowym, Metalowym Początku Roku. Szkoda, bo chłopaki naprawdę potrafią dojebać do pieca, a wybrali jak dla mnie niezrozumiały kierunek muzycznej ekspresji. Mam nadzieję, że ich nawrócenie nastąpi szybciej, niż później.

Morrath widziałem wcześniej już wcześniej dwa razy. Za każdym był to solidny, wkurwiony liść na ryj. Kolesie są młodzi, parują wręcz energią i mają naprawdę solidne strzały do zaoferowania. No i wyszli na scenę wrzucając do pieca niczym węglowy w starej lokomotywie. Śpiewak robił mety, machał tymi swoimi łapami i wyzywał po raz kolejny wszystkich od skurwysynów. Cham jebany. Trochę akustyk przesadził w nagłośnieniem, bo było „po polsku z lat dziewięćdziesiątych”, czyli im głośniej tym lepiej. Ale myślę, że znający materiał mogli sobie na luzie dośpiewać w środku to, czego usłyszeć się nie dało. Ludzi w międzyczasie nabiło jakoś do pięćdziesiątki, i to chyba była ostateczna liczba obecnych. No ale wracając do pokazów. Morrath wymownie ujawnili inspiratorów ichniej muzyki nosząc koszule Bathory, Obituary i, przede wszystkim, Morbid Angel (Maślak, weź se jeszcze tylko pierdolnij taki krzyż jak miał Trey i będzie git haha!), co objawiło się totalnie w zagranej na niskim gryfie Morbidowej solówce. Był klasyczny headbanging całego zespołu, była radość z grania. No i na koniec cover Terrorizer. Niby klasycznie, ale po raz trzeci sprawił, że się trochę poruszałem (Ale że gdzie, bo jakoś tego nie zarejestrowałem, no chyba że ruszaniem się nazwiemy wycieczki do kibla, bądź na papierosa? – Hatzamoth) / (Chicho! Ja opowiadam! Nie dostrzegłeś gestu nóżką? To dla emeryta i tak spory wysiłek. – jesusatan). Występ mega, z jedną uwagą. Niech Ucho ogoli pachy.

Show rzeczywiście miażdżący. Jak zawsze Morrath dojebał konkretnie i bez lizania się po fiutach i nieogolone pachy tego, czy owego mam głęboko w dupie, gdyż to tylko nic nie znaczący szczegół (no chyba, że ktoś jest kochającym inaczej i odrzucają go, bądź kręcą owłosione pachy). Tak, czy owak Morrath na żywca dokurwić naprawdę potrafi, co po raz kolejny udowodnił w Bydzi w ten marcowy wieczór. To był rozpierdol jak się patrzy. Brawo panowie!!!

Lowtide mnie, kurwa, pozamiatał. Niby nie moja muza, ale przypomniały mi się czasy, kiedy na Brutal Asasult wyzerował mnie Madball. Kolesie zagrali z taką werwą, z totalnym wkurwem, że nie było co zbierać. Ich mieszanka hard core’a z punkiem i odrobiną metalu była naprawdę w najwyższej półki. Wyszli ubrani jak katechizm nakazuje, czyli były krótkie spodenki i czapki z prostym daszkiem, ale groove płynący z ich piosenek był porażający. Chłopaki skakali, śpiewak wchodził na odgłosy, cieszył papę i zachęcał do wspólnej zabawy. Trochę to rozruszało tę przebytą pięćdziesiątkę, choć w sumie w stopniu umiarkowanym. Dla mnie był to totalny rozpierdol, a zagrany przez zespół cover „Roots Bloody Roots” wyszedł lepiej  niż w oryginale. Pozamiatali.

Kurwa! Rzeczywiście Lowtide pozamiatał w chuj! Jak wspominał jesusatan, to także nie do końca moja bajka, ale ich konglomerat metalu, gęstego, ciężkiego hardcore’a i totalnie wkurwionego Crust/Punka miał takie jebnięcie i poniewierał tak, że nie mam pytań. No, może poza jednym. Kiedy kolejny występ w Bydgoszczy?

Dymna Lotva. Nie miałem zielonego pojęcia, czego mam się po tym zespole spodziewać (No nie pierdol, a mnie powiedziałeś, że ich ostatnie płyta jest ciekawa? – Hatzamoth), a ich twórczość sprawdziłem dosłownie piętnaście minut przed wyjściem z domu (Panie Hatzamoth, doczytaj Pan zdanie do końca przed wrzuceniem dopiski. – jesusatan). Zostałem totalnie pozamiatany. I to pod każdym względem. Zespół wszedł na scenę, i jak zaczęli grać, to mi dosłownie majty spadły do kostek (serio, ja pierdolę, szkoda że tego nie widziałem? – Hatzamoth). Depresyjny black metal nie jest moim ulubionym gatunkiem muzycznym, jednak przy dźwiękach płynących ze sceny poczułem się malutki (tak więc od teraz będziesz się nazywał jesusatan malutki – Hatzamoth). Minimalne światła idealnie akompaniowały muzyce Białorusinów, choć jej największym atrybutem był niepowtarzalny klimat. Nie tylko budowany przez bardzo atmosferyczne melodie czy folkowe wstawki, ale przede wszystkim potęgowany niezwykle emocjonalnym głosem Kaśki. Kto mnie zna, ten wie, że u mnie jest „baby do garów, wara od metalu” (cham! – Hatzamoth). Tutaj niestety ściągnę czapkę z głowy. Obok Hekte Zaren jest to jeden z najsilniejszych głosów żeńskich na światowym poletku jakie było mi w życiu usłyszeć. Ze sceny płynęły niesamowite emocje, a rzeczona panna  tańcowała niczym wiedźma, po czym wiła się na podłodze w Aaronowym stylu, tworząc niesamowity klimat pieczętujący autentyczność emocji płynących z muzyki Dymna Lotva. Zajebisty kontrast tworzył niewinny wianek na głowie wokalistki z jej przeraźliwym blackmetalowym wrzaskiem, przy którym ściany pękały a tynk spadał z sufitu. A propos imidżu, to też trzeba przyznać, że Dymna Lotva do ludzi wyszli na bogato. Były czerwone szaty, leśne ozdobniki, drobiazgi delikatnie wprowadzające w klimat twórczości zespołu, bardzo silnie nawiązujący do kultury i historii Białorusi. No i jeszcze dodatkowy plus, że sobie popijali z tajemniczej butelki o kształcie bukłaka, co spowodowało u mnie lekki ślinotok. Występ zespół zakończył motywem z gatunku dungeon-synth, po czym zapadła ciemność i można było rozejść się do domu. Zanim jednak, to jeszcze wspomnę, że Dymna Lotva zagrają u nas w najbliższym czasie kilka sztuk. W chuj warto się wybrać, zapewniam.

No tak, z muzyką Dymna Lotva niewątpliwie warto się zapoznać (zarówno z płyt, jak i na żywca), gdyż ciekawa i intrygująca jest twórczość tej hordy. Niby wszystko oparte jest na klasycznych, Black Metalowych podstawach, a jednak dźwięki te mają w sobie także duże pokłady melancholii i swoisty, ludowy, ale jakże kurwa depresyjny szlif. Gdy dołożymy do tego dbałość o wizualne aspekty występów Dymna Lotva, to wszystko składa się w jedną, hipnotyzującą całość, którą człowiek chłonie dosłownie wszystkimi receptorami i połączeniami synaptycznymi.Doprawdy, wyborny był to koncert, a każda nuta, jak płynęła ze sceny podczas recitalu grupy konkretnie orała mózgowe rabatki. Zdecydowanie było na co popatrzeć i czego posłuchać.

A odnośnie pójścia w dom, tak właśnie uczyniłem, gdyż będąca gwiazdą wieczoru Zgroza to dla mnie kompletne przeciwieństwo tego, co zaprezentowała Dymna Lotva. Muzyka tego zespołu jeszcze jakoś się broni, ale już wokale to totalna porażka. Przeżegnałem się zatem i ruszyłem marszowym krokiem w kierunku przystanku tramwajowego by chwil kilka później spotkać się z groźnym spojrzeniem małży, wkurwionej że na koncert się ze mną wybrać nie mogła. A ma czego żałować, tak samo jak każdy kto pożałował pięćdziesiąt zeta na bilet. Ja się bawiłem lepiej niż przewidywałem. Wyjebista imba!

Ja także występu Zgroza nie przetrwałem do końca, a konkretnie zerwałem się do domu, gdy zespół rzeźbił swój trzeci kawałek. Jakoś nie gada do mnie to, co tworzy ta grupa, choć zaangażowania i dobrego warsztatu odmówić im nie można. Ich agresywny, zimny, stosunkowo melodyjny Black Metal trzyma poziom i słucha się go naprawdę dobrze, tyle że niewiele pozostaje pod czapką (przynajmniej moją), gdy horda przestaje grać. No i ten specyficzny wokal Kyriake, którzy jedni wielbią, a inni nienawidzą. Jej sceniczna werwa i to, co wyrabia podczas występu (wiesza się na sznurze od mikrofonu, wije w agonii i sieje zgorszenie)(Nie pierdol, że też się nie goli tu i tam! – jesusatan) przyciąga co prawda uwagę, jednak to trochę za mało, aby Zgroza wryła mi się w pamięć jakoś głębiej i nie uleciała z niej po kilku chwilach.

Zbierając więc wszystko to razem do jednego gara, była to kolejna, wyborna impreza w klubie Over The Under. Ma czego żałować ten, co nie był. Tym, co byli dziękuję za wspólną zabawę i do następnego razu.

 

- jesusatan / Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.