sobota, 12 lipca 2025

Relacja z The Last Words Of Death # 31

 

The Last Words Of Death # 31

28.06.2025 Bydgoszcz, Over The Under

Königreichssaal / Nemesis Sopor / Czernina / Everdead

 


W sobotę 28 czerwca odbyła się kolejna edycja tej cyklicznej imprezy organizowanej przez Macieja, który jak zwykle stanął na wysokości zadania i zaprosił cztery niezłe kapele. To był gorący i zarazem duszny dzień, początek wakacji, więc nie sposób było siedzieć w domu, gdy grają w mieście takie brygady, gwarantujące udany koncert. Wsiadłem w samochód i pojechałem, zgarniając jak zwykle po drodze jesusatan’a po czym udaliśmy się prosto do śródmieścia, aby nacieszyć uszy hałasem na żywo. Po przybyciu na miejsce, wiadomo, skleiliśmy kilka piątek, pogadaliśmy wstępnie z paroma osobami, kupiliśmy piwko i nerwowo przydreptywaliśmy nóżkami w oczekiwaniu na występy.

 


Pierwszy na scenie pojawił się stargardzki EverdeaD, którego lider chcąc przypodobać się publiczności puścił w jej stronę kilka ciepłych słów. Kiedy już skończył gadać, rozpoczęło się death metalowe misterium, które wylało na zebraną pod sceną gawiedź sporo rzęsistych i ciężkich riffów w towarzystwie dobrze naoliwionej sekcji rytmicznej i brutalnych growli. Panowie zaprezentowali równiutko zagrany materiał, przy którym nie można się nudzić, bowiem stanowi on mieszankę wszystkiego co było w nim najlepsze w latach dziewięćdziesiątych. Z instrumentów i gardła wokalisty popłynęły agresywne nuty, częstując fuzją klasycznych ujęć śmierć metalowego grania. Można było usłyszeć i szalone, szatańskie riffy, które przeradzały się w gniotące zwolnienia, wybuchające nagle w krwiste ataki. Sztuka EverdeaD zagęściła doszczętnie już i tak skrajnie duszny klimat spowodowany pogodą i zabrała do świata, gdzie kostucha wraz z diabłem rządzi, przechadzając się pod rękę.

 


Po zwyczajowej przerwie na deski Over The Under Pub weszła Czernina, która określa swoją twórczość jako „experimental chaotic black metal” co jest chyba trafnym określeniem, ponieważ gdy rozpoczęli swój rytuał salę zalała fala połamanej i nieoczywistej gędźby. Raczej mało miała ona wspólnego z tradycyjną rogacizną, gdyż Szczecinianie ocierając się momentami wręcz o improwizacyjne rzępolenie, zapodali iście połamaną napierdalankę, w której wykorzystują nie tylko tremolo, ale mnóstwo elementów znanych ze sludge metalu, ciężkiego core’a i modernistycznego grania. Zrodziło to podmuch zmasowanego dźwięku, z którego wypływały co róż zmieniające swój kierunek spazmatyczne zagrywki. Jazgot, który posiadał swój porządek przechodził momentami w otumaniający noise. Nikł on i eksplodował na nowo przez cały czas trwania koncertu Czerniny nie dając spokoju, ale też wprowadzał w trans i dlatego też po zakończeniu tego spektaklu wyszedłem na zewnątrz z niemałymi zawrotami głowy, którą przewiać mi pozwoliła lekko schłodzona już o tej porze temperatura powietrza.

 


Nie zdążyłem w sumie do końca dojść do siebie po Czerninie, a na scenie pojawił się niemiecki Nemesis Sopor, który także zahipnotyzował całą salę tyle, że w odmienny i właściwy sobie sposób. Teutoni spowili pomieszczenie nastrojową atmosferą, którą budują za pomocą średnich i wolnych temp, przechodzących okresowo w opętańcze blasty. Jednakże podczas ich występu dominowało odczucie odrealnienia i czarnej melancholii. Ta swoista mgiełka była wręcz namacalna i pozwoliła odpłynąć zebranym w ten dzień fanom we wiadomym kierunku, ponieważ progresywne granie Nemesis Sopor nie tylko wypełniło ich występ, ale również i refleksyjne przerywniki, epickie solówki oraz szereg atonalnych rozwiązań. Całość płynęła z instrumentów Niemców dość długo i nasyciła chyba w pełni odbiorców, gdyż ich ujęcie black metalu, będące syntezą poetyckości i przeciwstawnych jej gwałtownych uczuć, doskonale zostało oddane przez tą kapelę na żywo, bo panowie dwoili się i troili, aby zadowolić maniaków, co zaowocowało doskonałą selektywnością, z której wychwycić można było wszystkie smaczki muzyki, a zwłaszcza specyficzną grę perkusisty, który tylko incydentalnie używał centralek, koncentrując się na górze swego zestawu, co dodatkowo uatrakcyjniło ten wykon.

 


Warto było wytrwać do końca, choć tego dnia byłem zmęczony i już zaczynałem ziewać, ponieważ występ kończącego tą edycję The Last Words Of Death, Königreichssaal dał radę. Nie słyszałem ich nigdy wcześniej, ale miło mnie zaskoczyli swą wizją black metalu, która swoją naturą może kojarzyć się z połączeniem Furii z Mord’ A ‘Stigmata. Może na początku powiało trochę polskim patosem, ale dalsza część to już była gęsta i pokręcona muza o wysokim stopniu oryginalności, która zmiotła mnie z podłogi. Inteligentne aranżacje, będące mieszanką gwałtownych i spokojniejszych, mistycznych zwolnień, zesłały sporą dawkę mroku i satanicznego klimatu, którego przedstawicielem w tym przypadku był nasz rodzimy diabeł Boruta. Bowiem ze zdecydowanych akordów, powykręcanych zagrywek i chorobliwej aury dźwięków kreowanych przez Opolan bez wątpienia zalatuje polskością, pomimo że Königreichssaal potrafi w swych udziwnieniach skręcić także we francuskie rejony. Ich koncert był nasączony czymś upiornym i barbarzyńskim. Intensywne i robiące mętlik w szarych komórkach granie, zassało mnie do samych czeluści piekła, ale nie tylko moją osobę, gdyż publika wpadła w ekstazę i nie chciała wypuścić muzyków ze sceny, a ci odwdzięczyli się bisem i tak zostawiając niedosyt.

 

Cóż, wszystko co dobre szybko się kończy i te kilka godzin na ostatnim wydaniu The Last Words Of Death również musiało dobiec kresu. Edycja jak zwykle udana. Zestaw brygad zadowalający. Szkoda tylko, że pomimo pierwszego dnia wakacji frekwencja była tak niska. Nie wiem co zatrzymało wszystkich nieobecnych w domach, ale niech żałują i jednocześnie stawią się w sierpniu, aby jeszcze bardziej uświetnić 32 epizod w historii, bo underground to nie tylko zespoły, lecz również my, fani. Tradycyjnie podziękowania dla Macieja za starania, które niestety doceniło pod sceną tym razem tylko 89 osób. Super edycja! Dzięki Maciej i wszystkim za miłe pogawędki. Nie wiem tylko czy jesusatan jest zadowolony, bo chyba żadnej płyty nie wyżebrał, ale w drodze powrotnej nic nie mówił zatem wszystko być może było z jego punktu widzenia ok. Sorry, zapomniałem, przecież wyżebrał dla mnie Czerninę.

shub niggurath

Zdjęcia : Michał Kwaśniewski

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.