AKROTHEISM
„Law of Seven Deaths”
Osmose Productions 2019
Akrotheism
poznałem w 2014 roku przy okazji wydania przez “naszą” Odium Records ich
debiutanckiego krążka “Behold the Son of Plagues”. Materiał ten był
siarczystym, bezlitosnym, Black Metalowym strzałem, w którym pobrzmiewały echa
twórczości Marduk, Setherial, czy Dark Funeral. Podobała mi się ta płyta i do
teraz uważam, że był to naprawdę dobry krążek z bezkompromisową muzą. Ciekaw byłem
zatem, co ta Grecka horda zaserwowała nam na swym drugim albumie, który w
pierwszym kwartale 2019 roku ukazał się pod banderą Osmose Productions. W
porównaniu do pierwszej płyty „Law of Seven Deaths” to spory zwrot. Nadal jest
to Black Metal, tyle że zespół eksploruje w niej bardziej filozoficzne,
ezoteryczne, religijne i rytualne regiony czerni. Bardzo dużo tu smolistego,
gęstego grania połączonego z bluźnierczymi wokalizami i modlitewnym wręcz
uniesieniem. Ta płyta to prawdziwy labirynt mrocznych dźwięków, przez który
prowadzą nas na pozór chaotyczne, potężne, ołowiane riffy, chore dysonanse, rozbudowane,
niebezpiecznie progresywne pasaże, niszcząca sekcja niosąca ze sobą tony gruzu,
diabelskie wariacje na sześciu strunach i złowieszcze
formy wokalne. Ta muzyka jawi się jako połączenie typowo greckiej szkoły ze
skandynawskim chłodem i wulkanicznymi wyziewami rodem z Islandii. „Law…” to
album rytualny i hipnotyczny, ale również surowy, zimny i ponury. To
klaustrofobiczne dźwięki pokryte niemal namacalną, posępną, grobową mazią
śmierci, tajemnicy i mistycyzmu. Nie jest to jednak materiał dla sezonowych
Black Metalowców, słuchających muzyki podczas wpierdalania pomidorowej z
makaronem. Ten album należy zgłębiać wielokrotnie, najlepiej przy zapalonych
świecach, w oparach wonnych kadzideł, smakując każdy dźwięk, wers, czy
pojedyncze słowo, dziękując Diabłu za tę majestatyczną lekturę. Ciężkie,
mgliste, dostojne i obrazoburcze zarazem brzmienie sprawia, że każdy z siedmiu
zawartych tu utworów emanuje bestialską siłą i niesamowitą, absolutną wręcz
potęgą. Szczerze wyznaję, prosząc jednocześnie Rogatego Pana o wybaczenie, że
mimo kilkunastokrotnego przesłuchania tej płyty nie odnalazłem jeszcze
wszystkich, ukrytych tam zaklętych rewirów. Wiem, że jeszcze bardzo długo
przyjdzie mi zgłębiać tę płytę. Jednego jestem jednak pewien. Gdy za jej
przyczyną osiągnę należyty stan oświecenia, wówczas ujrzę piekło w całej jego
potędze i Szatańskim majestacie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.