MORTE
„Miasma”
Disembodied
Records 2018
Zaprawdę
powiadam Wam, "Miasma", debiutancki, pełny album argentyńskiego
kwartetu Morte to prawdziwie miażdżący materiał. Staroszkolny, gniotący
niemiłosiernie, nadgniły Death/Doom Metal w ośmiu odsłonach, od którego na
kilometry wali stęchlizną, pleśnią i słodkawą wonią rozkładu. Nie usłyszycie tu
nic nowego, wszystko oparte jest na najlepszych, gatunkowych wzorcach, a jednak
materiał ten cudownie wręcz poniewiera. Gęste wiosła zalewają nas smolistymi
riffami, sekcja rozgniata na krwawą miazgę, a niski, brutalny, cudownie
zaflegmiony, mroczny growling sprawia, że na zębach pęka szkliwo, a mózg gotuje
się pod pokrywą. Wszystko to wyposażone jest w tłuste, lepkie, przesycone
śmiertelnymi oparami brzmienie, dzięki czemu podczas słuchania tej płytki
prawie namacalnie czujemy na karku zimny, cuchnący oddech kostuchy. Dodatkowego
smaczku dodają tej produkcji wokalizy, a w zasadzie język, w którym są
wypluwane z trzewi gardłowego, czyli język Hiszpański. Idealnie pasuje mi on do
tej ciężkiej niczym walec produkcji, a prócz tego, dodaje on dusznego, miazmatycznego, ponurego nastroju,
jaki niepodzielnie panuje na tym albumie. Morte to kolejny zespół, który
udowadnia, że w prostocie siła. Z klasycznych, kanonicznych wręcz,
zastosowanych tysiące razy patentów muzycy ci potrafili stworzyć zwarty,
monolityczny materiał, który przypierdolił mi z taką siłą, że musiałem długo
zbierać z gleby swe nędzne zwłoki. Kurwa,
straszne kuku zrobiła mi ta płyta, nie mogę się od niej odczepić, wręcz się od
niej uzależniłem. Nie ma co więcej strzępić ozora. Zajebisty materiał!!!
Kupować i nie marudzić!!!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.