Óreiða
„Óreiða”
Harvest of Death 2019
Zazwyczaj gdy widzę płytę z Islandii, w dodatku reklamowaną jako nowe odkrycie black metalu, to zaczynam nerwowo mlaskać i wypatrywać Pawłowa na horyzoncie. Tamtejsza scena przyzwyczaiła mnie bowiem do określonej jakości i gwarancji zadowolenia. Tak jednak w życiu jest, że każda reguła potrzebuje wyjątku ją potwierdzającego. Oczywiście żadna to satysfakcja znalezienie kawałka gówna w słoiku Nutelli, zatem wcale nie szaleję z radości słuchając nowej kapeli pochodzącej z krainy wulkanów Óreiða. Na debiutanckiej płycie tej załogi otrzymujemy cztery numery, trwające łącznie niemal 35 minut. Łatwo zatem policzyć, że do najkrótszych na świecie nie należą. Żaden to zarzut, jednak jeśli weźmiemy pod uwagę, iż każdy z nich oparty jest dosłownie na jednym, dwóch riffach, to całkowicie zmienia to postać rzeczy. Oczywiście historia zna przypadki, gdzie taki minimalizm się sprawdził, vide „Transilvanian Hunger”, lecz gdzie Rzym a gdzie Krym? Już w połowie otwierającego album „Dagar” zacząłem niecierpliwie rozglądać się po pokoju i nasłuchiwać dźwięków za oknem, gdyż te płynące z głośników najzwyczajniej przestały do mnie docierać. Wiecie, coś na zasadzie tykania zegara – przywykasz i nie zauważasz. Niestety pozostałe kawałki zadziałały na mnie w podobny sposób, z tą różnicą, że pod koniec drugiego i trzeciego klocka pojawia się w tle jakiś flecik czy inna piszczałka, sygnalizująca chyba, że oto już zaraz, za jedyną chwileczkę nasze cierpienia zostaną ukoronowane błogą ciszą. Te przeszkadzajki są tak samo beznadziejne jak ich gitarowa podstawa, banalne niczym pitolenia na płycie włoskiego Evol, którą to onegdaj miałem nieszczęście słyszeć. Brzmienie „Óreiða” to z kolei Portugalia 2. Bzyczenie, brzęczenie, szumienie. Perkusji można się co najwyżej w połowie domyślać, blach nie ma chyba w ogóle a wokal, o ile to co tam chwilami słychać w ogóle jest wokalem a nie chorym wytworem mojej wyobraźni, jest tak schowany, że Kuba Rozpruwacz w cieniu przypomina robotnika w koszulce odblaskowej podczas nocnych robót drogowych. Być może istnieją masochiści lubujący się w tego typu czarnej prawdziwości, ja jednak wolę, by w muzyce jednak coś się działo. Tu nie dzieje się nic. Jedyne do czego ta płyta może posłużyć, to do cichego tła do zasypiania. Tam sprawdzi się doskonale.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.