DARKENED NOCTURN
SLAUGHTERCULT
War Anthem Records 2019
Niemiecka
horda (choć w zasadzie powinno się mówić Polska z gościem z Niemiec, bowiem
gitarzystka i wokalistka Onielar to pani Yvonne Wilczynska, gitarzysta Velnias
to Sven Galinsky, natomiast pałker Horrn to Michael Pelkowsky) Darkened Nocturn
Slaughtercult to zespół, który zawsze tworzył jakby nieco na uboczu głównego
nurtu, nie wikłał się w żadne śmieszne wojenki, które co pewien czas
przetaczały się przez scenę, zawsze był wierny raz obranej drodze, odporny na wszelakiej
maści mody i trendy. Nie doczekał się nigdy lukratywnego kontraktu, jednak ta
bezkompromisowa postawa zjednała mu legiony wiernych fanów, którzy zawsze będą
wspierać tę grupę. Nie ukrywam, że ja także się do nich zaliczam, a ich
twórczość zawsze była bliska memu sercu. Gdy zatem w tym roku ukazał się nowy,
szósty już, pełny album grupy z drżącymi rękoma i niewielkim wzruszeniem
zabrałem się za jego odsłuch. Zapoznałem się z tą produkcją kilka razy z rzędu
i będąc w pełni zdrowym na umyśle i wątrobie stwierdzam autorytatywnie, że to
kurwa bardzo dobry album jest!!! Nie oczekujcie jednak nowoczesnego,
dysonansowego podejścia do Black Metalowej materii. „Mardom” to klasyczny w
swej formie i strukturze, siarczysty Black Metal osadzony głęboko w drugiej
fali skandynawskiego diabelstwa. To dziesięć bluźnierczych, surowych wałków
przepełnionych mrokiem i pierwotnym złem. Jadowite riffy starej szkoły,
niszcząca, bezkompromisowa sekcja i
ponury, demoniczny wokal – oto co znajdujemy na tej płycie. I właśnie owa
surowość, tradycjonalizm, bezkompromisowość i czysta ciemność, jaka przepełnia
ten album, to właśnie największe atuty tej płyty. Wielką siłą twórczości
Darkened Nocturn Slaughtercult jest także to, że tworząc płyty, w nie oszukujmy
się, stosunkowo wąskich ramach gatunkowych, każda z nich ma swój indywidualny
charakter i żadna nie jest kopią poprzedniej. „Mardom” idealnie potwierdza to,
co napisałem powyżej. Weźmy choćby miażdżące wałki napisane po raz pierwszy w historii
zespołu w języku Polskim („Mardom – Echo Zmory” i „Widma” – kurwa, następnym
razem proszę o więcej!) Niby to samo, co zwykle, ale nie takie samo (jestem
pewien, że doskonale wiecie o co mi chodzi). Naprawdę niewiele zespołów tak
potrafi. Ta płyta, jak i cała twórczość Darkened Nocturn Slaughtercult, to
także pewnego rodzaju hołd, jaki zespół składa wczesnym produkcjom Grogoroth,
Mayhem, Immortal, czy Tsjuder. Kto zatem takie granie kocha miłością dozgonną i
bezwarunkową, ten „Mardom” w swej kolekcji mieć po prostu musi i basta! Innego
kurwa wyjścia po prostu nie ma!!!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.