Barbarian
“No Gods Shall I Kneel”
Hells Headbangers 2019
Zauważyłem ostatnimi czasy ostrą tendencję do
wykopywania trupów. Takich bardzo już nieświeżych, których czasy sięgają
dawniej niż powiedzmy początku lat 90-tych. Fajne to i niefajne, bo tak to już
w życiu bywa, że człowiek spragniony staroszkolnej oranżady po kilku butelkach
stwierdza, że nie każdy producent przestrzega oryginalnej receptury, czyli po
prostu idzie na łatwiznę i imituje. Udało mi się jednak wyłowić kilka
naprawdę zasługujących na uwagę bandów parających się retro graniem. Lecz dziś mam
na tapecie Włochów z Barbarian i ich najnowszy, czwarty już z kolei album. W
sumie nic dziwnego, że ta nazwa jakoś wcześniej nie wgryzła się w moje zwoje
mózgowe, gdyż „No Gods Shall I Kneel” to kotlet odgrzewany przynajmniej po raz
trzeci i to na zjełczałym tłuszczu. Niby na pierwszy rzut ucha wszystko gra.
Gdyby ktoś zapodał sobie dowolny kawałek z tego krążka, zapewne stwierdziłby,
że to całkiem niezłe, przaśne granie na starą modłę. Nie da się bowiem ukryć,
że panowie z kraju o kształcie buta czerpią pełnymi garściami z klasyków
pokroju Celtic Frost, Running Wild czy ogólnie thrash metalu od Germańców. Są
tutaj skoczne melodie przy których można pokiwać łbem, są nieco szpanerskie solówki,
są zagrania pod Iron Maiden, są wokale hulające między wyższym a niższym chropowatym zaśpiewem.… Można wybierać,
przebierać, nie narzekać. Owszem, można. Jednak dla mnie jest to zbyt oczywiste
i zbyt mało wyjebane. Jakoś mnie ta muza nie porywa, gdyż najzwyczajniej
brakuje w niej solidnego kopa w tylną część ciała. Bardziej przypomina mi to
silenie się na bycie starymi maniakami metalu, niż faktyczne maniactwo owej
muzy. Nie wystarczy bowiem założyć katany z kilkoma naszywkami, by od razu być miszczem
traszu. To z kolei sprawia, że słuchając
„No Gods Shall I Kneel” w całości mam odczucie nieodpartej nudy. No ziewam
pełnym ryjem. Niby brzmienie tego krążka jest odpowiednio wyważone, balansujące
gdzieś pomiędzy starą szkołą a nowoczesną technologią, lecz to zbyt mało by
przykuć moją uwagę na dłużej niż kilka minut. Każdy następny kawałek jest tak
banalny i przewidywalny, że po dwóch odsłuchach absolutnie nie chce się do tej
płyty wracać. Myślę, że gdyby ten krążek się nie ukazał, nikt by nie płakał. Ja
na pewno nie będę. Płyta plankton.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.